Rozdział 23: La, la, la
Pov: Lina Schiller
-Jak to ich nie ma? Mieli szukać centrum treningowego Aliea- odpowiedziałam dyrektorowi szkoły Raimona. Zarzuciłam swoje włosy do tyłu i przybliżyłam bardziej słuchawkę do ucha.
-Nie wydaję mi się, że dzieciaki poszłyby bez telefonów szukać czegokolwiek. Prawdopodobnie zostały porwane , tak jak prezydent. Chyba nie muszę dopowiadać, kto za tym wszystkim stoi- zamurowało mnie. Ojciec posunąłby się do czegoś aż tak okropnego?
-Dobrze, w takim razie co dalej robimy?
-Spróbuję skontaktować się z nimi, a Pani niech zajmie się poszukaniem jakichkolwiek śladów-poinformował i przerwał połączenie. Zamiast zrobić to co kazał, zadzwoniłam do szefa z prawdziwej pracy.
-Valentino, wiesz coś o zaginięciu moich podopiecznych? Mówiłeś, że weźmiesz ich dopiero za dwa tygodnie!- powiedziałam z wyrzutem.
-I tak zrobię. O co ci chodzi? Mam ważniejsze problemy na głowie. Dobrze wiesz, że szukam AQ- rozłączył się.
Jeżeli Vees nie jest z tym powiązane, to mój ojciec naprawdę to zrobił...
❄️Pov: Shawn❄️
-O ja cię! Mam klaustrofobie!- krzyknął zestresowany Jack.
-Tu jest strasznie ciemno, nic nie widzę!- krzyknął Tod.
-Sue? To jakiś żart, prawda?- zapytał Erik, próbując zachować spokój. Czułem się jakbym znowu przebywał pod grubą warstwą zimnego śniegu, tuż po wypadku. Bezradny chłopczyk, nie mogący się nawet ruszyć i niewiedzący co stało się z jego rodziną...
-Właściwie to nie- zaśmiała się niezręcznie. Niezbyt ciekawa sytuacja. Jesteśmy zamknięci w windzie, a do tego nikt z nas nie ma telefonu. Na pewno mogło być gorzej, ale jak na zwykły słoneczny dzień, w którym jest pełno ludzi w Luna Parku korzystających z atrakcji i fakt, że znajdujemy się pośrodku tego wszystkiego a ziemi, to było źle. Nawet bardzo.
-Naprawią to szybko! Nie przejmujmy się! To tylko awaria systemu- powiedział pełen optymizmu Mark. Chyba jako jedyny, nie przejmował się zaistniałą sytuacją. Jestem pewien, że chociażby na chwilę przywołał na twarz uśmiech.
-Gorzej jeżeli nie naprawią- stwierdziła poważnie Nelly. Wtedy czekałaby nas pewna śmierć.
-Nawet tak nie mów! Trzeba być dobrej myśli!- zaprzeczyła Celia.
🍷Pov: Anya🍷
Zapisywałam wszystkie ważniejsze myśli Raimona w zeszycie.
-I po co to wszystko?- szepnęłam i oparłam głowę o zagłówek fotela. Pomieszczenie w podziemiach Luna Parku, miało ściany koloru niebiesko-szarego, tak jak reszta centrum. Na ścianie wisiał obraz piłki, oprawiony czarną ramką. Właśnie w tym miejscu sterowało się systemem. Aby do niego wejść, trzeba było kliknąć ukryty przycisk.
Mogłoby się wydawać, że miałam wszystko pod kontrolą, ale to nieprawda. Miałam w planie wyłączyć zasilanie, ale ktoś mnie uprzedził. Na miejscu zastałam poprzecinane kable. Na pewno nie była to sprawka kogoś z Vees. Nikt nie był równy mnie.
Wbrew pozorom, nawet jakbym chciała, nie mogłabym ruszyć windy i włączyć zasilania.
Z przemyśleń wybudził mnie dzwonek telefonu służbowego.
-Halo!- warknęłam zdenerwowana.
-Co tak agresywnie misiek! Gdzie jesteś?! Telefon Shawna jest w oceanie! Teleportuj się tam i go ratuj!- krzyknęła Leila.
-Mam ratować telefon?- zapytałam zdziwiona. Skąd ona wie, że wrzuciłam jego telefon do wody?
-Nie! Znaczy go też, ale ratuj Shawna!- powiedziała.
-Jestem w- przerwałam na chwilę. Co ja mówiłam jej o moim położeniu na najbliższy miesiąc?- Berlinie- dodałam po chwili.
-A ja w Osace! Ten telefon jest aż czterdzieści kilometrów ode mnie!
-Ode mnie jeszcze dalej- odparłam.
-Okej, to zrobisz coś czy nie?!- zapytała roztrzęsiona.
-Może, tylko odpowiedz mi na jedno pytanie. Skąd wiesz, gdzie znajduje się telefon Frosta.
-Włączyłam mu może lokalizację i możliwe, że zsynchronizowałam ze swoim...-powiedziała zawstydzona.
-Nie wiem czy dam radę, ale spróbuję- skłamałam.
-Super! Zastanawiam się jak Shawn mógł tam wpaść...- zapytała na głos i już miała zakończyć połączenie, ale jeszcze wtrąciłam:
-Może kosmici go porwali?
-Uduszę ich- syknęła i się rozłączyła. Mogę przysiąc, że jej oczy zmieniły kolor na biały. To się nazywa chorą obsesją. Pewnie jej przejdzie za tydzień, tak jak w przypadku Darka.
Wracając do moich zapisek, dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy. Nelly boi się pająków, a Silvia ma lęk wysokości. Jedyna osoba, której współczuję to Shawn. Przeżył już dużo dramatycznych wydarzeń, a przed nim jeszcze wiele podobnych. O Aidenie już nie wspomnę. To zwykły, wkurzający i irytujący dzieciak! A reszta jest neutralna.
Śmierć zawsze jest krok za nami. Wystarczy się na chwilę zatrzymać i nadchodzi koniec...
Znowu zadzwonił mój telefon. Jeżeli to znowu Leila to nie wytrzymam psychicznie.
-Halo?- zapytałam.
-Mamusiu! On tutaj jest!- powiedziało jakieś dziecko, sztucznie niczym skaleczona lalka.
-Nie jestem Twoją matką- odpowiedziałam spokojnie.
-Tatuś znowu pił! Mamo! Mamo! On idzie w moją stronę z nożem!- głośno szeptała dziewczynka. Jej głos leciutko przypominał robota, chociaż byłam pewna, że nie mogła być maszyną.
-Gdzie jesteś?- zapytałam lekko znudzona.
-W domu! Mamo! Szybko!- krzyknęła i straciła połączenie, albo celowo się rozłączyła.
-Co ja robię ze swoim życiem?- zapytałam i wstałam z fotela. Otworzyłam klapę w podłodze, dostając się w ten sposób do piwnicy. Wyszłam przez małe okno prowadzące do kanalizacji. Przeszłam kawałek do przodu, a widząc drabinkę ruszyłam szybko w jej kierunku. Dostałam się w ten sposób na zewnątrz, a dokładniej na ulicę miasta.
Jeżeli to jakiś podstęp, będzie ciekawie. Może się także okazać, że wszystko co mówiła jest prawdą i to dziecko naprawdę potrzebowało pomocy, której może się doczekać, chociaż tylko z powodu, iż mam ochotę kogoś zabić.
Nie byłabym dobrą mamą, bo jestem uzależniona od wina...
Pov: Lina Schiller
-Ojcze?- zapytałam. Nie odebrał.
Czy naprawdę mógł uprowadzić dzieciaki? Nie dość, że prawie wsadzono mnie do więzienia, to po raz kolejny mogą to zrobić, ale tym razem skutecznie. Przecież on to wie. Czy celowo to robi? Nie, to niemożliwe.
Nagle zadzwonił telefon. Na ekranie wyświetlił się nieznany numer. Odebrałam.
-La, la, la- usłyszałam nucenie dziewczynki.- Moja mama leży martwa na dywanie- zaśpiewała anielskim głosem, jakby w ogóle nie wiedziała o czym mówi.
-Co?- zapytałam zdziwiona. Może to jakiś żart?
-Tata siedzi na kanapie. W ręce nożyk ma. La, la, la- nuciła. Co to ma znaczyć?
-Jestem mała, a rozumiem w co powoli wchodzi świat. La, la, la- szeptała coraz szybciej.
-Ale...- chciałam jej przerwać.
-Obok mamy leżę ja. La, la, la. Rana szybko mi przecieka... la, la, la- przerwała na ostatnim wdechu. Połączenie zostało zakończone. Upuściłam telefon na betonowy chodnik.
Zaczął padać deszcz.
❄️Pov: Shawn❄️
-Wypuśćcie mnie! Muszę do łazienki!- krzyczał histerycznie Jack.
-Rozwalamy windę? Możemy to zrobić za pomocą...-zaczął Willy, ale reszta mu przerwała.
-Nawet nie kończ!
-Czytałem dużo książek na temat survivalu!- jego okulary błysnęły w mroku. Usiadłem na podłodze. Troszkę żenujące jest utknięcie w windzie z innymi osobami. To na pewno stoi na drodze do bycia perfekcyjnym...
-Mam pomysł! Skoro i tak tu czekamy, to zagrajmy w grę co widzę!- zaproponował Mark.
-Dobry pomysł kapitanie!- odpowiedział Jack.
-Chłopaki, ale tu nic nie widać...- zauważyłem mrużąc oczy. Może tylko ja tu nic nie widzę? Chyba, że naprawdę utknąłem z niedorozwiniętymi umysłowo ludźmi.
-Shawn ma rację. Ogarnijcie się wreszcie i zastanówcie jak się stąd wydostać. Nie wydaję mi się, aby to była zwyczajna awaria prądu- stwierdziła Nelly karcąc Marka i Wallside'a.
-Wszyscy jesteśmy tutaj?- zapytał po chwili Evans.
-Chyba... Nie, czekaj. Jest Amethyst?- zapytał Jude. Odpowiedziała mu cisza.
-Nie ma jej i trenerki- zauważył Bobby.-Może one za tym stoją?- dodał.
-To niemożliwe- zaprzeczył szybko Nathan.-Jest zbyt miła i po co miała, tak no po co- jąkał się, tworząc bezsensowne zdanie.
-Już nic nie wiem- powiedział zrezygnowany Mark.
🍷Pov: Anya🍷
-To tutaj-szepnęłam. Skierowałam się w stronę wejścia. Drzwi były zamknięte. Chciałam zapukać, ale zanim to zrobiłam zauważyłam białowłosą małą dziewczynkę o bladej cerze, siedzącą na murku. Jej włosy były rozpuszczone i krótkie. Nosiła białą zwiewną sukienkę.
-La, la, la- usłyszałam ciche nucenie. Dziewczynka obróciła się w moją stronę. Biały kolor ubrania, na brzuchu był przesiąknięty krwią. Oczy lekko zmrużone, całe czarne.
Zaśmiała się lekko. Wwiercała we mnie spojrzenie, mówiące uciekaj.
-Widziałam w domu piorun- szepnęła.- Zaatakował z bliska- odwróciła wzrok w kierunku morza.
-Widziałaś chłopaka?- zapytałam. Kiwnęła głową.
-Dawno temu, może dwa wieki już minęły?- powstrzymała śmiech.- Stoję na Twojej drodze prawda? Zabijesz mnie?- zapytała nieobecnym głosem. Nie posiadała myśli, a przynajmniej nie mogłam ich odczytać.
-Nie- odparłam po chwili, lecz stanowczo. Uśmiechnęła się.
-W takim razie pobawmy się w kotka i myszkę. No dalej, la, la, la- oznajmiła i rozpłynęła się w powietrzu.
-Niech będzie. Może w końcu spotkałam kogoś równego sobie. Wydaję mi się, że nie jesteś zwykłą dziewczynką- szepnęłam.- Chyba czas wykombinować coś z tą windą.
~~Skip time~~
⚽Pov: Mark⚽
-Chyba ruszamy!- poinformował Erik. Faktycznie, winda uruchomiła się po wielu godzinach wolnego od pracy. Stanęliśmy na samym dole.
-W końcu ziemia!- Jack upadł na kolana i przytulił zimną podłogę.
-Znalazłam to coś!- krzyknęła zbliżająca się do nas Amethyst.
-Nie! To JA to znalazłam! Powiedz jej coś skarbeńku!- krzyknęła Sue.
-Eh, no wiesz...
-Nie marudźcie, tylko chodźcie! Patrzcie jaki fajny sprzęt, a tam coś leży. Ups, chyba Epsilon rzucał tu nożami! Są bardzo niebezpieczni- powiedziała energicznie. Chyba bardzo jej się tu podobało!
-Ej, czemu nóż leży wbity w tej maszynie?!- zapytałem oburzony. Przecież to automat wyrzucający piłki! Jak tak można?!
-Nie wiem, wcześniej tego tutaj nie było, chociaż nie zaglądałyśmy tutaj od paru tygodni- wytłumaczyła nostalgicznie Suzette.
-To co panowie? Trzeba rozprostować kości!- zarządziłem. Drużyna stała zażenowana, nie wiem dlaczego.
-Jak zwykle uroczy- zaśmiała się Amethyst. Moje policzki przybrały kolor lekko różowy.
❄️Pov: Shawn❄️
Rozglądałem się po centrum. Ciekawe sprzęty do treningu były wszędzie. Na ścianach znajdowały się ścianki wspinaczkowe oraz czerwone punkty, służące do ćwiczenia dokładności strzałów.
Idąc kawałek dalej ujrzałem maszynę do ćwiczenia siły oraz dokładności strzałów. Na pewno spodobałaby się Aidenowi. Mój brat postanowił się jednak pogniewać. Trudno, dużo traci.
🍷Pov:Anya🍷
La, la, la- wspominałam wyrazy nucone przez dziewczynkę.
-Stop!- krzyknęłam do siebie. Zauważyłam koralik, przymocowany do telefonu. Urządzenie leżało samotnie na chodniku, a wokół niego widniała kałuża dającą znak o niedawnej obecności deszczu.
Podniosłam telefon. Przyjrzałam się koralikowi. W środku był zamknięty perghont. Czyżby należał do Liny Schiller?
Spróbowałam odblokować telefon. Był zalany oraz rozładowany. Nie dało rady.
-Chyba znalazłam szósty kawałek układanki- szepnęłam. Gdzie może być ostatnia część perghontu?
Włożyłam telefon do kieszeni fioletowej marynarki. Jeżeli to jej własność, mogę opuścić drużynę, ale czy tego chcę?
Raczej tak.
Uśmiechnęłam się, a moje oczy zmieniły barwę na czerwoną na niecałe dwie sekundy.
-Dzień dobry Panie Raimonie!- powiedziałam dzwoniąc ze swojego telefonu do dyrektora, podszywając się pod trenerkę.
-Kto mówi?- zapytał, chociaż już się domyślał. Lepiej się upewnić, niż dmuchać na zimno. W końcu to nie był numer trenerki.
-Moi podopieczni się odnaleźli- stwierdziłam poważnym tonem głosu.
-Oh- zamilczał, po czym dodał.- Czyli nasze obawy były bezpodstawne?
-Tak- rozłączyłam się.
Czas zabić Linę Schiller.
🌪Pov:Nathan 🌪
-Tutaj mamy maszynę do trenowania uników- oprowadzała nas Suzette. Większość osób już dawno poszła w stronę wybranych przez siebie sprzętów.
-Takie coś przejdzie nawet niedoświadczony ośmiolatek-stwierdził Willy, poprawiając swoje okulary po raz setny tego dnia.
-Taak? To choć panie mądralo i spróbuj. Dziewczyny! Ustawiamy poziom pierwszy!- zdecydowała Hartland. Maszyna została uruchomiona. Glass na początku radził sobie nie najgorzej. Biegł tak jakby była to zwykła bieżnia. Z biegiem czasu tempo przyspieszyło, a chłopak spadł z maszyny, wykończony.
-Nie da się tego... - dyszał.
-Żadna z nas nie doszła do poziomu końcowego- oznajmiła Sue.- A ty jesteś kim? Ośmiolatek to przejedzie, hę?-zwróciła się do Glassa.
- Wypróbuję to- szepnąłem.
⚽️Pov: Mark⚽️
-Oh!- krzyknąłem prawie spadając z deski. Trenowałem łapanie piłek na ruchomej platformie. Mega zabawa!
-Ał!- jęknąłem, gdy piłka uderzyła mnie w twarz. Nie utrzymałem równowagi i spadłem.
-Jeszcze raz!- powiedziałem uśmiechając się radośnie. Wspaniały trening! Chociaż z oponą było bardziej boleśnie. Tęsknię za nią.
Pov: Narrator
Nastolatka o białych włosach, sięgających dalej niż do ramion, siedziała na murku czekając na kogoś. Nuciła piosenkę, która przyczyniła się do jej śmierci. Nie dawno przeszła przemianę z wyglądu małej dziewczynki na większą. Jej czarne oczy lekko świeciły w ciemnościach budynku, w którym się znajdowała.
-La, la, la- szepnęła rozglądając się wokół pustego pomieszczenia.
Nagle weszła do niego trenerka Lina, ciągnięta przez parę cieni.
Dziewczyna się zaśmiała, po czym zeskoczyła z murku. Nie była bardzo potężna, używała tylko swoich udogodnień zmarłej osoby. Potrafiła kontrolować cienie, to było wszystko. Reszta jej zdolności była zwyczajna, jedynie poza tym, że była widoczna dla ludzi.
-Co to za...- zapytała Schiller, ale białowłosa jej przerwała. Na chwilę włączyło się światło, przez które można było zobaczyć czarne pasemka nastolatki, która cofnęła się w tamtym momencie. Dopiero gdy zgasło ruszyła naprzód.
-Jestem lepszą opcją. Mama leży martwa na dywanie la, la, la. Odegrasz jej rolę?
-Nie?- zapytała trenerka Raimona. Było to ostatnie słowo jakie wypowiedziała. Białowłosa za pomocą swoich przyjaciół, którymi były cienie, zamknęła jej duszę w słoiczku. Ciało zielonowłosej upadło na dywan.
-La, la, la, la, la. Odegrajmy bajkę! Ja już pod pociągiem byłam, gdzie tu tatę znaleźć? Zimne mrozy, ciepła dusza. Zimne ciało od lat siedmiu, w grobie leży... To odpada- zanuciła swoją wymyśloną piosenkę.- Drugi także martwy, trzeci do niczego, zbyt ciepłe serce ma, la, la, la.
-Może weźmiesz swego przyjaciela?- zapytał chór cieni.
-Martwy od dwóch lat...- szepnęła dziewczynka. Wszystkie słowa które wypowiadała, albo składały się w wiersz, albo w piosenkę.
🍷Pov: Anya🍷
-Widzieliście trenerkę?- zapytał Bobby. Cała drużyna oprócz Shawna, który nadal trenował jadła posiłek. Ja siedziałam z nimi, ale nie ruszyłam niczego co było przyszykowane.
-Pewnie zaraz przyjdzie- odpowiedział Mark z pełną buzią. Suzette w ramach przeprosin za problemy techniczne postanowiła przygotować coś do jedzenia. Mark i Jack jako pierwsi rzucili się na ciepłe posiłki, przez co musieli szukać wody, bo jedzenie było gorące. Taka mała kara dla żarłoków.
Wstałam i udałam się w stronę sali, w której ćwiczył Shawn. Myślałam przez chwilę, że to Aiden, ale się pomyliłam. To starszy Frost dopracowywał strzelanie, które niezupełnie mu wychodziło.
-Co robisz?- zapytała oskarżająco Nelly, która jakimś cudem pojawiła się tuż za moimi plecami. Chciałam wyjąć nóż i się bronić, ale nie było takiej potrzeby.
-Jak myślisz, powinnam opuścić drużynę?- odwróciłam się w jej kierunku. Stała zdziwiona nagłym pytaniem. Nie pałała do mnie sympatią, bo uważała, że chce zabrać jej Marka. Dziewczyna myśli, że mnie interesują chłopacy. Co za złudzenie.
-Dlaczego?
-Nie wiem. Po prostu nikt mnie nie lubi, chociaż nic nie zrobiłam- lekko naciągnęłam rzeczywistość. No dobra, bardzo. Chociaż to częściowo prawda, Tori chciała mnie zniszczyć, ale z marnym skutkiem. Nelly ubzdurała sobie, że zabieram jej chłopaka, z którym jeszcze nie chodzi, a reszta... mnie lubi. Niektórzy nawet bardziej, ale mam to gdzieś. Aktorstwo to podstawa sukcesu.
-Nie wiem co sobie ubzdurałaś, ale dopóki nie ma Axela, ty jesteś najlepszym napastnikiem. Nie ważne, że jesteś dziewczyną- powiedziała motywacyjnie Raimon. Naprawdę w to uwierzyła? Zaraz padnę przed nią z zażenowania!
-Ja?- zapytałam głupio.
-Tak, a teraz choć. Nic nie zjadłaś- najchętniej pokazałabym jej środkowy palec, albo rękę mojej ofiary sprzed trzech miesięcy.
-Nie mam ochoty- spuściłam głowę w dół, a moje oczy zmieniły barwę na czerwoną. Gdy wygląd się uspokoił spojrzałam na nią.
-Rób jak chcesz- stwierdziła i odeszła w kierunku chłopaków.
Jeżeli jeszcze raz, ktoś się do mnie odezwie, to oderwę mu głow...
-Hej- powiedział Shawn. No ja pierdole, czemu ostatnio rzucam słowa na wiatr?!
-Siema, jak tam trening? Mogę spróbować?- zapytałam wolno i rozważnie. Albo i dla niektórych przeciwnie do tego, czym określiłam swoją wypowiedź.
-Spoko- on mi odpowiedział na pierwsze, czy drugie pytanie? Zamrugałam kilka razy.
-Okeeej- powiedziałam wolno i ruszyłam w kierunku maszyny, zostawiając za sobą szarowłosego.
Odpalam! Dobra tutaj mamy piłkę i musimy nią trafić w tego latającego ludzika.
Spojrzałam, który jest aktualnie poziom. Dwudziesty. O ja, czyli biorąc pod uwagę to, że podkręciłam każdy o trzy levele wyżej, muszę pokonać sześćdziesiąty poziom.
Podbiłam piłkę do góry i kopnęłam w stronę ruszającego się robota. Przedmiot zepsuł cel, oraz wbił się głęboko w ścianę, robiąc dziurę.
-To raczej nie dla mnie- szepnęłam.
Pov: Narrator
-Światło mroku, co to jest? To ja? Czy takie coś istnieje? La, la, la, odpowiadać proszę- pytała białowłosa, która znowu była siedmioletnią dziewczynką.
-Podziel się z nią! Podziel się z nią! To wasze światło!- odkrzyknął chór cieni.
Dziewczyna się zaśmiała. Spojrzała w stronę martwego ciała i duszy w słoiczku, który trzymała w rękach.
-Czy jak tu przyjdzie będzie chciała mnie zabić?- zapytała, zmieniając uśmiech w smutek. Pragnęła śmierci od wielu lat. Nikt jej nie chciał zabić, bo nie mógł. A teraz? Trafiła na kogoś kto mógł zakończyć jej nieistniejący żywot, ale nie chciał. Obrała sobie za cel, zmuszenie brązowowłosej dziewczyny do uczynienia grzechu, po raz kolejny. Jeżeli lubiła zabijać, to czemu teraz nie chciała?
-Nie wiemy- odpowiedział chór.
- Mogę zniszczyć wszystkich których zna. Nie, nie mogę, oni mają świadomość. Jestem taka bezradna. Jedyna kara którą mogę dać, to kradzież duszy ludzi, a przecież oni wiedzą co się dzieję. Widzą wszystko przez wielki telewizor. La, la, la- nie krzyczała, podnosiła jedynie lekko swój anielski głosik.
Uśmiechnęła się radośnie. Lubiła zabawę, a w szczególności czyimś losem, chociaż nigdy nie miała nad nim kontroli. Zwykła iluzja i spokój, wystarczyły, by dać swoim postępowaniom złudzenie posiadania panowania nad wszystkim.
❄️Pov: Shawn❄️
Nikogo nie było od paru dobrych minut w sali, w której chwilę temu chłopacy częstowali się smakołykami z Osaki. Nie miałem na nie ochoty. W ogóle od paru dni nic nie jadłem.
-Dobrze byłoby pokazać, że nie jestem nie potrzebny. Na razie nic nie robię- zacisnąłem ręce w pięści. Potrenuję jeszcze nocą i będzie dobrze. Będę gotowy na brak Aidena. Pierwszy raz od jego śmierci.
***************************************************************
Hejka! Mamy tutaj 3043 słowa. To spóźniony specjał na 350 gwiazdek. Nigdy więcej nie będę proponować niczego, zanim tego nie przygotuję na zapas...
Piosenka do góry ( dobrze wiem skąd pochodzi) jest piosenką, której początek nuciła mała dziewczynka. Można stwierdzić, że grała w podobną gierkę i przez to zmarła...
Skąd pomysł na rozdział? Jeżeli ktoś czytał wpisy na mojej tablicy, to już częściowo wie. Odgrywałam rolę Dziewczyny z ,,Dziadów" cz. II, autorstwa A. Mickiewicza. Zainspirowały mnie słowa zmarłej pasterki : ,,La la la la" i przypomniałam sobie o piosence umieszczonej do góry. Dodatkowo dodałam tutaj parę detali z anime ,,Oshi No Ko".
Miłego dzionka lub nocki!💖
Ps: Następny rozdział wyciśnie dużo waszych łez❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro