• wyzwanie
Umm, cześć? Ktoś o tym pamięta?
Chyba powoli wracam. Wena wraca, ale bardzo, bardzo powoli, przyznaję bez bicia. Pisanie rozdziałów idzie mi jak krew z nosa (nigdy mi nie leciała :x), ale staram się. I dokończę to, choćby nie wiem. co. Mam nadzieję, że ktoś tu zostanie. :)
P.S. Ktoś będzie na Magnificonie? Jakby co, będę tam przez trzy dni. :D
Yuuri odzyskiwał siły, czuł to. Zarówno każdy krok, jaki stawiał, jak i oddech, który brał głębokimi haustami w swoje płuca, były pełne jego nadludzkiej energii. Nadzieja dawała mu moc. Dzięki niej jego wola nie słabła, a wręcz przeciwnie, stawała się coraz silniejsza. Walka wciąż trwała i nie zamierzał się poddać. Tym razem nie zamierzał być przegranym.
Pierwszym krokiem do wygrania było odzyskanie dawnej formy. W ciągu tych ciemnych dni, kiedy rozpacz i zrezygnowanie przejęły nad nim kontrolę, jego ciało osłabło. Przybyło mu trochę zbędnych kilogramów. Ciosem w twarz było to, że kiedy raz usiadł na swoim obrotowym krześle, to się pod nim złamało. Dopiero po sprawdzeniu mebla odkrył to, że nóżka została podpiłowana. Był pewny tego, że wina leżała po stronie Viktora. Bo kto inny mógłby coś takiego zrobić?
Kolejną rzeczą, jaką zaplanował Yuuri, było udowodnienie, że Nikiforovowi nie udało się wyeliminować przeciwnika. W tym celu postanowił użyć czegoś banalnie prostego.
Prowokacji. Zwykłej prowokacji.
I dlatego w pewien piękny, choć chłodny dzień, drzwi Ice Castle wpuściły do swojego wnętrza młodego Japończyka. Wiedział, że była to godzina zamknięcia i liczył na łaskę osoby, która właśnie układała łyżwy na szafce.
— Już zamknięte — usłyszał głos. Yuuko Nishigori nie spojrzała na przybysza, zajęta sprzątaniem. Jej brązowe włosy jak zawsze były upięte w wysokiego kucyka. Kiedy zorientowała się, że przybyły nie drgnął, odwróciła się, nieco zirytowana. I zamarła.
— Cześć — odezwał się Yuuri, uśmiechając się nieśmiało.
— Y-Yuuri? — spytała z niedowierzaniem. — Chodź tu!
Kiedy chłopak posłusznie do niej podszedł, przechyliła się przez ladę i złapała go za brodę, oglądając jego twarz ze wszystkich stron.
— No, jak dobrze, że wyglądasz lepiej niż ostatnio! Widzę, że czujesz się lepiej. Odwiedziłam cię raz czy dwa, ale za każdym razem spałeś, więc tylko zerkałam i wychodziłam. Rany, tak się martwiłam, trojaczki — wspomniana trójka jednocześnie wyjrzała spod lady — także, Takeshi pytał, co z tobą, jak dobrze, że jest dobrze! — Wyrzucała z siebie nieco nieskładne zdania z prędkością torpedy.
— Tak — roześmiał się Yuuri, ściskając jej ręce. — Czuję się znacznie lepiej, dziękuję bardzo za troskę.
— Chcesz pojeździć w spokoju? — domyśliła się Yuuko. Kiedy Yuuri kiwnął głową, sięgnęła szybko po klucze. — Już otworzę ci halę!
— Dziękuję — powiedział z wdzięcznością Katsuki. — I... mam dwie prośby.
***
Yuuko trzymała okulary Yuuriego, podczas gdy on tłumaczył trojaczkom, czego od nich chce.
— I ma być nakręcony każdy jeden gest. Rozumiecie? — upewniał się. Trzy drobne główki jednocześnie skinęły na „tak". — Świetnie. Dajcie czadu.
— Ty daj czadu! — zawołały jednocześnie.
Yuuri z lekkim uśmiechem wyjechał na środek lodowiska. Yuuko i trojaczki stanęły przy bandzie, uważnie obserwując jego ruchy. Chłopak zamknął oczy i zebrał myśli, emocje, po czym pozwolił im na zawładnięcie swoim ciałem. Wprawił się w ruch. Nie potrzebował muzyki.
— To jest... — wyszeptała zszokowana Yuuko. Jej córki niemalże ze łzami w oczach trzymały kamery.
— To jego układ — mówił do siebie Yuuri. — Ale to nie oznacza, że nie może stać się też mój.
Tańczył, przelewał w każdy ruch całego siebie, chcąc pokazać, że kombinacje demona mogą zostać użyte przez anioła. Wszystkie gesty były płynne, czyste, pozbawione chłodu. Yuuri zmieniał daleki śmiertelnikom układ w coś zupełnie innego, chociaż nie zastąpił żadnego ruchu innym. Był jasną stroną. Był równy wobec Viktora. Siła jego dobra była równa sile zła. Nemezis, którego ruchy były przepełnione światłem przeciwnym ciemności.
Przy końcowych piruetach chłopak czuł energię, jaka przepełniała jego ciało. Ukryte w plecach skrzydła pragnęły się uwolnić, ukazać swoje piękno w pełnej krasie.
Jego cichy, osobisty moment, w którym nie czuł niczego poza swoim szybkim pulsem, ciężkim oddechem i obezwładniającą euforią, przerwały głośne oklaski. Brązowe oczy napotkały spojrzenie czterech podobnych par, wypełnionych łzami. Uśmiechnął się delikatnie i podjechał do bandy. Yuuko podała mu okulary drżącymi dłońmi. Trojaczki piszczały dziko i trajkotały o jego doskonałej jeździe, a także o tym, ile wyświetleń zdobędą.
— A tylko spróbujcie wrzucić to do sieci! — krzyknęła groźnie Yuuko. Trojaczki zaczęły kłócić się z nią.
— Niech to zrobią — powiedział Yuuri.
Wszystkie przedstawicielki płci pięknej na lodowisku zamarły w niedowierzaniu. Owszem, Yuuri pozwalał na nagrywanie swoich występów, jednak nigdy nie wyraził zgody na wrzucanie tych filmów do Internetu.
— Chcę, aby ten film pojawił się w sieci — kontynuował Japończyk. — Chcę, aby został rozesłany wszędzie. I chcę... żeby Viktor to zobaczył. — Jego oczy lśniły siłą.
Czysta prowokacja. Która podziałała.
Po niecałym tygodniu, wypełnionym oczekiwaniem, Yuuri został obudzony przez krzyk siostry. Kazała mu odśnieżyć. Niechętnie wyszedł spod cieplutkiej kołdry i wsunął okulary na nos, po czym wyjrzał przez okno.
Deja vu.
Przed Yutopią stała taksówka. Wysiadła z niej wysoka postać w długim płaszczu. Coś w Yuurim drgnęło. Od razu rozpoznał tę osobę, obok której stanął duży pies. Tak samo, jak rok temu. Na ustach Japończyka pojawił się lekki uśmiech. Wiedział, że film podziała na jego nemezis.
Spokojnie umył zęby, następnie włożył na siebie starsze ubrania, na to narzucił kurtkę i czapkę. Postanowił, że najpierw odśnieży. Viktor może sobie poczekać w źródłach. Yuuri zbiegł na dół, złapał łopatę i wyszedł na zewnątrz. Rozejrzał się po podwórku i dostrzegł z żalem, że nie było zbyt dużo śniegu. Szkoda.
Odśnieżenie nie zajęło mu dużo czasu, dlatego jeszcze przed śniadaniem odkładał oczyszczoną łopatę na swoje miejsce. Potem skierował się do jadalni. Tam dostał od matki talerz ze śniadaniem. Podziękował jej i usiadł przy stole, zaczynając jeść.
— Nie idziesz przywitać się z Viktorem? — zapytała kobieta.
— Za chwileczkę — odparł Yuuri, jedząc spokojnie.
— Cieszysz się, że przyjechał? — Hiroko uśmiechała się wesoło.
— O, tak. — Nie kłamał.
— Ja też! No, to skoro już zjadłeś...
— Nie skończyłem...
— ... to biegnij!
Yuuri spojrzał tęsknie na resztkę swojego śniadania, ale posłusznie wstał od stołu i skierował się do źródeł. Po drodze rzucił okiem na swoje odbicie w lustrze i przygładził włosy. Sprawdził, czy nie był gdzieś brudny.
Tak na wszelki wypadek. Nie zamierzał imponować Viktorowi w niczym; był w starych dresach, bluzie, wciąż nieco przyciężki. A Viktor pewnie był wciąż... doskonały.
Przed drzwiami zatrzymał się, czując, jak schnie mu w ustach. Jak to wszystko miało wyglądać?
Nie, pokręcił głową. Dasz radę, Yuuri. Po to tu jesteś. Po to jest tu on. Tak musi być.
Złapał za ręcznik leżący na szafce. Bez wahania pociągnął za klamkę i wyszedł na zewnątrz.
Deja vu.
Viktor siedział w tym samym miejscu, co kiedyś. Z łokciami opartymi o krawędzie źródła. Tak samo chłodny i doskonały. Srebrne włosy zostały odgarnięte do tyłu. Kształtne wargi wygięły się w zadowolonym uśmiechu, kiedy Yuuri pojawił się w zasięgu wzroku Rosjanina.
— Yuuri — przemówił miękko. — Długo kazałeś mi czekać.
— Po co przyjechałeś o tak wczesnej porze? — spytał Yuuri, kładąc ręcznik obok Nikiforova. — Chciałeś mieć miejsce?
— Dla mnie zawsze znajdzie się malutkie miejsce. Co do ciebie... — Viktor zmierzył sylwetkę Japończyka krytycznym spojrzeniem, na co ten prychnął.
— Chcesz znowu walczyć za pomocą manipulacji i szyderstwa?
— Mój urok chyba na ciebie nie działa — powiedział rozżalony Viktor. — Pyskujesz, nie jesteś zakłopotany... nie spodziewałem się tego, że rzeczywiście się pozbierałeś. Skąd wiedziałeś, że Jurij wciąż ma wybór?
— Intuicja.
Viktor w odpowiedzi uśmiechnął się lekko i wstał. Yuuri odwrócił wzrok. Rosjanin zauważył to od razu i parsknął cichym śmiechem.
— A jednak potrafisz być zakłopotany.
— Po to przyjechałeś? Chciałeś się pobawić? — spytał zirytowany Yuuri.
— Nie. — Niebieskie oczy zalśniły. Viktor wyszedł ze źródła i owinął biodra ręcznikiem. — Przybyłem, bo sam tego chciałeś. Nie pamiętasz tego? Znam twoją duszę, Yuuri. Wiem, dlaczego nagrałeś ten film.
Yuuri zrobił krok w tył w tym samym momencie, kiedy Viktor ruszył do przodu. Potem drugi. Potem trzeci. A potem trafił plecami na ścianę. Nie wiedział, jakim cudem. Był w potrzasku. Nikiforov zmrużył oczy jak zadowolony kot.
— Zwabiłeś mnie tu, bo chciałeś pokazać, jaki silny jesteś. Ale nie jesteś.
Yuuri syknął gniewnie.
— Nie zdajesz sobie sprawy z mojej siły.
— Za to doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że wycofywałeś się przede mną.
— Chcę prawdziwego pojedynku według zasad — wypalił Yuuri. Z twarzy Viktora zniknął uśmiech.
— Prawdziwy pojedynek odbywa się między równymi sobie siłami. — Odsunął się od Yuuriego.
— W takim razie wyrównaj nasze siły.
Oczy Viktora rozszerzyły się. Wysłannik Piekieł nie spodziewał się takich słów po tym Yuurim. Był pewien tego, że Japończyk zmienił się, ale aż tak, by otwarcie przyznać takie rzeczy?
Trybiki w jego mózgu szalały, układając te informacje. Mężczyzna odwrócił się twarzą do źródła.
Ciągle pamiętał tamtą noc w hotelu, kiedy oboje walczyli, doprowadzając pokój do ruiny. Obiecał wtedy, że przy następnym spotkaniu Yuuri umrze. A jednak... nie mógł umrzeć. Nie mógł zostać zabity. I to nie tylko ze względu na to, że arcydusza wciąż pozostała neutralna. Po prostu... Yuuri nie był jego. I Viktor bardzo chciał zmienić ten stan rzeczy. Chciał mieć Yuuriego w całości. Pożądał jego ciała, pragnął jego duszy, domagał się uwagi. I musiał otrzymać to wszystko.
— W porządku — odezwał się obojętnie. Ściągnął ręcznik z bioder i zaczął wycierać swoje ciało. — Wziąłem przerwę dla wyższych celów. Media dowiedzą się, że jestem twoim trenerem. Prawdopodobnie zostaniesz znienawidzony przez moich fanów. Boisz się tego?
— Jest coś ważniejszego od postrzegania mojej osoby przez świat — odparł Yuuri.
— Zgadzasz się? Potrafisz stać się moim podopiecznym, który słucha wszystkich poleceń?
— Tak. Będę tak blisko Jurija, jak ty. To mi się wydaje znacznie bardziej uczciwe.
— W porządku. W takim razie zacznijmy od teraz.
Yuuri nie widział lekkiego, chłodnego uśmiechu, który zaigrał na wargach Viktora. Ale poczuł falę jego triumfu.
I miał jedynie nadzieję na to, że nie będzie żałować swojego wyboru.
— W takim razie chcę pokój niedaleko ciebie — ogłosił Viktor. — Treningi zaczynamy od jutrzejszego poranka. A dopóki nie zrzucisz reszty tych kilogramów, nie masz pozwolenia na wejście na lód... Prosiaczku.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro