• punkt zwrotny
Grudzień.
Yuuri energicznym gestem otworzył drzwi do pokoju i wszedł do środka. Hotel, w którym zatrzymywali się łyżwiarze, zawsze dbał o swoich gości, dlatego na Japończyka czekało czyste, przytulne wnętrze, koszyk owoców na niedużym stoliku i świeży zapach kwiatów stojących w wazoniku obok owoców. A był grudzień.
— Rozlokuj się, Yuuri — polecił mu Celestino. — Powinieneś także odpocząć kilkanaście minut, zanim zejdziemy na dół, do restauracji.
— Spokojnie, nie padnę — powiedział pogodnie Yuuri. Może i był nieco zmęczony po podróży, ale już od kilku dni czuł się znacznie lepiej. Pobyt w domu w czasie urodzin dobrze mu zrobił.
— Ale nie powinieneś się przeforsowywać.
— Zejdę za pół godziny.
Trener kiwnął głową i wyszedł z pokoju, zostawiając podopiecznego samotnego w pokoju. Katsuki odłożył walizkę obok łóżka i od razu wyciągnął z niej pokrowce ze strojami. Musiały się choć trochę rozprostować same i odetchnąć, zanim Yuuri złapie za żelazko.
Stroje zostały powieszone na małej szafie, a Katsuki wyciągnął z walizki czyste ubrania i poszedł wziąć szybki prysznic. W Rosji było zimno, zwłaszcza na początku grudnia. W kabinie prysznicowej Japończyk starannie się mył, starając się nie zamoczyć włosów, po czym stał, pozwalając strugom gorącej wody masować jego plecy.
Był bardzo ciekawy, czy spotka dziś Viktora albo Jurija. Jednego z nich widział w Japonii na zawodach. Drugiego w Ameryce. I... zaczął się bać. Ukrywał to przed Nikiforovem, ale nie mógł z siebie wyrwać. Strach przed porażką, która wydawała się bardzo możliwa, był jak kleszcze zaciskające się na jego ciele i duszy. Przeklinał w myślach samego siebie za to, że nie potrafi tak zażarcie walczyć jak Viktor. Bo co robił sam Yuuri? Nie miał zbyt wielu możliwości, przecież nie zacznie latać po całym świecie za Jurijem. Mógł jedynie rozmawiać z nim przez telefon. I Skype'a. A w USA, podczas Skate America, spędził cały dzień z Rosyjskim Punkiem, starając się wybadać jak najdokładniej, w jakim "stadium" obecnie się znajdował.
I nie napawało go to optymizmem.
— Nie wiem, wieprzu — mruknął chłopak, stukając palcami o kubek z herbatą. — Nie umiem tak.
Siedzieli razem w małej kawiarence niedaleko lodowiska. Na stole stał mały flakonik ze sztucznymi kwiatkami, kubki z herbatą i talerze po sałatkach. Yuuri pytał Jurija o jego skrytą miłość. Chciał wiedzieć, czy zrobił coś z tym.
Bo co mógł zrobić on? To Jurij był zakochany. I to on musiał postąpić krok w przód. Dla siebie i drugiej osoby.
— A spróbowałeś chociaż?
Jurij przełknął ślinę i pokręcił głową.
— Ja... to nie miało sensu — mruknął. Wyglądał bezbronnie w kucyku i luźnym swetrze, obejmując kubek dłońmi. A rósł jak na drożdżach; był prawie tak wysoki, jak Yuuri.
— Bałeś się.
— NICZEGO SIĘ NIE BOJĘ! — zaryczał wściekły nastolatek. Nienawidził strachu, który uważał za słabość. A przypisywanie mu takiego uczucia było jak obelga.
Kilku nielicznych klientów kawiarenki zerknęło na nich podejrzliwie. Katsuki uśmiechnął się do nich przepraszająco i zwrócił do Jurija.
— To zrozumiałe — zaczął ostrożnie. — Nie wiesz, jak ten ktoś zareaguje...
— Otabek — wyszeptał bladymi wargami Jurij. — To Otabek.
Yuuri, czując w środku nieprzyjemny ścisk i gorzkie rozczarowanie, skierował wzrok na swój napój. Homoseksualizm. Coś, co nie pomoże Jurijowi w wybraniu ich strony. Dodatkowy plus dla Viktora.
— A... jesteś pewny tego, że to właśnie on?
— Kurwa mać — wysyczał Jurij. Podniósł głowę i spojrzał zimno na Yuuriego. — Rzygam kwiatami, czuję, jak mnie duszą od środka. Na widok Otabka... nie, na samą myśl o nim wali mi serce i czuję się tak, jakby szczęście miało mnie rozsadzić. A nie mogę mu tego powiedzieć. Jesteśmy tylko przyjaciółmi, nie chcę tego niszczyć.
— A... zastanawiałeś się może nad ograniczeniem kontaktu z Otabkiem? — Yuuri miał złe przeczucia co do tego pytania. A jednak je zadał.
Jurij zamknął zielone oczy. Jego wargi zacisnęły się w wąską linię.
— Tak — wyszeptał. — Nawet próbowałem. Nie odpisywałem mu przez kilka dni na wiadomości. Viktor rzucił pomysłem, abym spędził wieczór w jakimś... miłym towarzystwie. — Przy tych słowach wzdrygnął się z grymasem. — Myślałem, że... no ja pierdolę, nie wierzyłem w powodzenie tego gówna.
— Viktor kazał ci wynająć prostytutkę? — Yuuri nie wierzył własnym uszom.
Jurij, czerwony na twarzy, kiwnął głową.
— Właściwie to jedynie dla żartów rzucił propozycją, a ja stwierdziłem, że to zrobię. Weszła do mojego pokoju i po dwóch minutach wyszła bez zrobienia czegokolwiek. Wyrzuciłem ją. Wolę dusić się od tych jebanych kwiatów. Nie chcę zastępczej miłości. Jakikolwiek stosunek, bliskość z innymi nigdy nie będzie taka, jak z Otabkiem. Chcę tylko jego. Całego.
Katsuki jedynie siedział sztywno przy stoliku, trzymając kubek w dłoni i patrząc poważnie na swojego imiennika. Większość ludzi powiedziałaby "łał, nie podejrzewałem Jurija o takie mądre przemyślenia!". A jednak Yuuri nie był większością. On, jako czysta, światła istota żyjąca dzięki miłości, zrozumiał każde słowo Jurija, pochwalał je i w głębi siebie modlił się żarliwie o to, aby Rosjanin odnalazł tę ważną osobę.
— Tego samego wieczoru zadzwoniłem do Beki i przeprosiłem go za kilka dni ciszy — szepnął cichutko Jurij. — I wszystko wróciło do starego stanu. Wciąż go... k-kocham. A on nic nie wie. I to boli jak jasny chuj.
— Nie przeklinaj — rzucił bez przekonania Yuuri. Patrzył z żalem na chudego, sięgającego mu niemal do nosa chłopaka. Blondyn miał pochyloną głowę i rozżalenie na twarzy. — Może... powiedz mu po Finałach?
Jurij obrzucił go spojrzeniem pełnym litości.
— Błagam. Stwierdzi, że upiłem się szampanem na bankiecie, opieprzy i potem zajmie się innym tematem. Raz przygadałem coś o jakichś dziewczynach, a on zrobił się czerwony i szybko zaczął coś paplać o ostatnich treningach.
Yuuri objął dłońmi kubek po herbacie. Wciąż był ciepły. Japończyk zmarszczył brwi, myśląc nad sytuacją Jurija.
— A Otabek... jest zainteresowany tobą czy kimś innym?
Jurij wzruszył ramionami.
— Nie mówił mi, czy kogoś ma, ale... — Chłopak umilkł, nagle pobladły na twarzy.
— Jurij? — Yuuri pomachał ręką przed chłopakiem.
— Jakiś czas temu miał malinkę na szyi — wyszeptał zdrętwiałymi wargami Rosjanin. — Powiedział, że to nic, ale...
Odłożył z hukiem kubek, z którego pił herbatę.
— Nieważne — mruknął. — Potem się coś zobaczy. Na razie trzeba się skupić na zawodach.
— Tak.
Obaj wstali i udali się do kasy, aby zapłacić za zamówienia. Pracująca przy kasie ciemnowłosa dziewczyna rumieniła się, słysząc niezbyt wyraźny akcent w płynnej, angielskiej wypowiedzi Jurija. Yuuri nie dziwił się jej - niezbyt często spotykała pięknych, rosyjskich młodzieńców.
Potem ubrali kurtki i wyszli na zewnątrz. Razem ruszyli do hotelu mieszczącym się na tej samej ulicy; oboje byli tam zakwaterowani.
— Podobają mi się Stany — rzucił cicho Jurij, idąc obok Yuuriego w swojej czarnej czapce z kocimi uszkami, spod której wystawały blond kosmyki. — Gdybym wykrzyczał całej ulicy, że jestem homo, dostałbym tylko oklaski. A w Rosji wpierdol.
— Czyli oficjalnie przyznajesz się do bycia gejem? Nie ciągnie cię do dziewczyn? — zapytał Yuuri. A może jednak...
A nie. Jurij zdecydowanie pokręcił głową.
— Nie mam przyjemności z randkowania. Poszedłem ze trzy razy. Albo się chciały tulić, albo wybierały najlepsze restauracje. A i tak pisały z koleżankami, jakie to one zadowolone. Jezu.
Nie wyzywaj imienia Pana, Boga swego nadaremno, przemknęło przez głowę Japończyka.
— Aha, prawie zapomniałem. — Jurij sięgnął do kieszeni. — Głupi jestem. Masz niedługo urodziny. Znaczy wiem, dopiero w grudniu, a jest październik. Viktor też, nie? W ten sam dzień. No to... ten. Wszystkiego najlepszego, czy coś. Widziałem to gdzieś i mi się z tobą skojarzyło. A nie wiem, czy będę mieć inną okazję.
Dziwnie nieśmiało podał Yuuriemu małe pudełko. Ten otworzył szerzej oczy. Jurij daje mu prezent urodzinowy? Owszem, pierwszego dnia grudnia będzie obchodzić dwudzieste szóste urodziny, ale... rany.
— Dziękuję — powiedział, uśmiechając się szeroko do Jurija. Ten spuścił wzrok, zakłopotany.
— Weź to już sprawdź i spadaj — burknął.
Yuuri ściągnął krzywo założony, niebieski papier i ostrożnie otworzył pudełko. Uniósł brwi, widząc mały breloczek. W kształcie białych skrzydeł. Niepewnie dotknął przedmiotu. Był zrobiony z porządnej jakości metalu, inkrustowany maleńkimi kryształami górskimi.
— Kryształ górski jest na koszmary, zły humor i chroni przed negatywną energią. Tak słyszałem.
— O rany — mruknął Yuuri.
— Wiem, że to wstyd, żeby ci to mówić, ale Viktor ma ode mnie taki czarny.
Gdyby ktoś miał wątpliwości co do tego, czy Jurij rzeczywiście był arcyduszą... tu rozwiewały się wątpliwości. Chłopak czuł. Niedługo może być gotowy na poznanie prawdy.
— Yuuri! — usłyszał wołanie. O Boże...
Katsuki, jedzący w spokoju lekki obiad razem z trenerem, zamknął zrezygnowany oczy, kiedy ktoś położył ręce na jego ramionach.
— Cześć, Viktor — powiedział uprzejmie. Starannie ukrył stres, jaki ściskał jego wnętrzności. — Szybko tu przyjechałeś.
— No wiesz, ojczysty kraj ma szerokie drogi dla swoich. Dzień dobry, Celestino! — Srebrnowłosy pomachał trenerowi Yuuriego, siedzącemu po drugiej stronie stołu.
— Viktorze. Widzę, że jesteś gotowy.
— Jak nigdy. — Nikiforov zajął miejsce obok Japończyka. Ten ledwo powstrzymał się od jęknięcia zawodu. Czy on nie mógł usiąść trochę dalej? — Pozwolicie, że się na sekundę przysiądę?
— Oczywiście — zgodził się energicznie Celestino. — Miałeś ostatnio urodziny, Viktorze? W ten sam dzień, co Yuuri. Wszystkiego najlepszego.
— Dziękuję — rozpromienił się Viktor. Wstał i bez wahania uściskał trenera Yuuriego. Potem ponownie usiadł na krześle. — Yuuri~
— Sto lat, Viktorze. — Yuuri ze starannie ukrywaną irytacją złożył życzenia swojemu nemezis. —Wszystkiego dobrego i spełnienia marzeń.
— Wzajemnie.
Viktor nie uścisnął Yuuriego. Jedynie spojrzał mu uważnie w twarz i uśmiechnął się tajemniczo. Celestino nie zauważył tego, że dłoń Rosjanina na chwilę wylądowała na tej Japończyka, która spoczywała na smukłym udzie. Cialdini przegapił moment, w którym Katsuki drgnął pod wpływem dotyku i zalał się ciemnym rumieńcem.
— Dostałeś prezent od Juraśki? — spytał cicho Viktor. Kiedy Yuuri kiwnął głową, Nikiforov wyciągnął z kieszeni mały pęk kluczy. Był tam przyczepiony czarny breloczek. — Skubany, wyczuwa to. Wiesz, że wkrótce pozna prawdę?
— Wiem — szepnął Yuuri.
— Dobrze. Celestino, nie wiesz czegoś o dobrych wiert... szlag.
Viktor, nagle wytrącony z równowagi, w sekundę zanurkował pod stół. Oho, przybył człowiek, wobec którego Nikiforov czuje największy respekt. Yuuri uniósł wzrok do sufitu na dziecinne zachowanie łyżwiarza, po czym zerknął w stronę wejścia. Trener Viktora, Yakov Feltsman, stał w drzwiach i mierzył salę groźnym spojrzeniem. Ale nie znalazł swojego podopiecznego.
Podopiecznego, który, swoją drogą, właśnie zaczął gładzić udo Yuuriego. Niech to, że też te stoliki są tak zabudowane i nic nie widać. Japończyk rzucił okiem na Yakova. Już odchodził...
— Viktor, wolne — rzucił cicho. Celestino parsknął cichym śmiechem.
— Wciąż czuję jego mroczną atmosferę — dobiegł ich szept spod blatu.
Czujesz, ale swoją, pomyślał Yuuri.
— Już, wychodź. — Lekko szturchnął Rosjanina nogą. Ten w odpowiedzi położył śmiało dłoń na jego kroczu i ścisnął.
Katsuki w ostatniej chwili ugryzł się w język, żeby nie wyrwał mu się żaden niechciany dźwięk.
— Okej, chyba jestem bezpieczny. — Viktor beztrosko wyszedł spod stołu, nie bacząc na krzywe spojrzenia gości hotelowych. Uśmiechnął się krzywo, z diabelskim błyskiem w oku. Doskonale wiedział, co robił, a czerwone plamy na policzkach Yuuriego napawały go satysfakcją. — Dziękuję za przechowanie. Na mnie czas. Do później!
***
Yuuri Katsuki, ubrany w swój piękny, zielony strój, przygotowany, rozgrzany i spokojny, stał oparty o ścianę, słuchając ostatnich uwag Celestino. Zaraz miała nadejść jego kolej. Już za kilka minut.
Po raz pierwszy od dwóch lat miał ponownie pojechać jako jeden z sześciu wyjątkowych łyżwiarzy, którzy złapali szczęście w swoje ręce i mogli wziąć udział w Grand Prix. Mógł pokazać swoją miłość do łyżew, do rodziny. Do świata.
Podniósł wzrok znad swoich dłoni. Był drugi. Chris właśnie kończył swój występ. Jak zawsze był on namiętny i pełen pasji. Naturalnej i nieudawanej. Yuuri zmrużył oczy i nabrał odrobiny energii, aby odczytać aurę Szwajcara. Widział żywe, piękne kolory. Czerwień, złoto, nieco różu... Związek Chrisa się ułożył. A może rozpoczął się nowy?
Do kolorów miłości doszły jeszcze pozytywne pomarańcze, które pokazywały, jak bardzo zadowolony ze swojego wyniku był Chris. Uśmiechał się szeroko i machał do kamery, posyłając przy okazji buziaki.
— Następny łyżwiarz... — dobiegły go słowa z głośnika.
Katsuki bez wahania odsunął się i wygładził swój strój, choć był już gładki i perfekcyjny. Następnie podszedł do bandy. Tam prędko zdjął osłony z płóz, podczas gdy Celestino udzielał mu ostatnich porad dotyczących zachowania spokoju na tafli. Yuuri przytakiwał trenerowi, a kiedy ten życzył mu powodzenia, wszedł na lód i wyjechał na sam środek.
Tam przyjął postawę wyjściową i zamknął oczy. A kiedy z głośników dobiegły go pierwsze takty "Turning Point"... anioł rozpostarł swe skrzydła.
------------------------------------------------------------------------
Boże, to opko się chyba stacza, bo wszyscy znikają. Ale ja się Wam nie dziwię, serio :x
Chciałam dodać ten rozdział kilka dni wcześniej, ale nagle zorientowałam się, że pokićkałam niektóre sprawy i musiałam poprawiać pół rozdziału. Za to jest jednym z dłuższych tu. ^^
Na grupce ktoś skrobnął posta z prośbą o jakieś dobre fiki i poczułam się, jakby ktoś mi przyłożył... poduszką... i przytulił, kiedy zobaczyłam tam Ictusa. Dziękuję bardzo, zrobiło mi się bardzo bardzo miło ^~^
Następny rozdział — "Preludium do klęski"!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro