Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Wzdrygnęłam się na krześle, kiedy coś uderzyło mnie w ramię. Odwróciłam się, spoglądając na koślawą kulkę papieru, która leżała obok mojego krzesła.

– Pssst – odezwała się Mia, starając się przyciągnąć moją uwagę.

Zerknęłam na blondynkę, która siedziała w ławce obok i bazgrała coś na marginesie swojego zeszytu od biologii. Prawdopodobnie były to kolejne szkice strojów łyżwiarskich. Mia poza idealnym wyczuciem stylu, lubiła się także bawić w projektantkę i od czasu do czasu, podkradała swojej mamie maszynę, aby móc uczyć sobie nowe ubranie na trening. Często wspominała, że jeśli nie wyszłaby jej kariera łyżwiarska, to przerzuciłaby się na projektowanie i otworzyłaby własną sieć sklepów odzieżowych dla sportowców olimpijskich.

– Możemy pogadać po lekcji? – spytała, na co kiwnęłam w odpowiedzi, że tak.

Widziałam po jej minie, że chodzi o coś ważnego, dlatego przez resztę lekcji siedziałam jak na szpilkach. Co chwilę spoglądałam na zegarek, gdzie wskazówki leniwie posuwały się ku godzinie, kiedy miał zadzwonić dzwonek na przerwę. W tym momencie żałowałam, że nie posiadam umiejętności telekinezy, aby jakoś przyspieszyć tak wolno płynący czas.

Ostatecznie udało mi się dotrwać do końca lekcji. Gdy tylko, po szkole rozniósł się dźwięk dzwonka, Mia poderwała się ze swojego miejsca, nie zważając na to, że nauczyciel jeszcze kończy temat. W ekspresowym tempie spakowała swoje rzeczy, podchodząc do mnie. Zanim jednak zdążyłam wstać i pozbierać zeszyty oraz książki, blondynka chwyciła mój plecak w czarno-białą kratę i wrzuciła do niego wszystko co leżało na ławce. Następnie wzięła mnie za rękę i wyprowadziła z klasy, szukając jednocześnie jakiegoś ustronnego miejsca na rozmowę, gdzie nikt nam nie będzie przeszkadzał. Ciężko jednak podczas szkolnej przerwy, kiedy korytarze są pełne uczniów, znaleźć jakiś cichy kąt. Zrezygnowana przyjaciółka pociągnęła mnie w prawo, w stronę toalet. Otworzyła drzwi od damskiej, po czym wepchnęła mnie do środka, wchodząc zaraz za mną.

– Mam być miła czy szczera? – Mia położyła dłonie na moich ramionach, spoglądając mi prosto w oczy, tym samym czekając na moją odpowiedź.

– Wszystko jedno – odpowiedziałam wzdychając.

– No właśnie Hope. Problem polega na tym, że ciebie nic nie obchodzi. Od paru dni nie ma cię w szkole, nie odpisujesz na smsy, co się z tobą stało? – spytała, stawiając mnie przed lustrem.

– O co tobie chodzi? – Wyrwałam się jej, opierając plecami o zlew i zakładając ręce na piersi.

Blondynka zmarszczyła brwi, przyglądając mi się uważnie. Nie była do końca przekonana, czy na pewno rozmawia ze swoją przyjaciółką. Jakby nie wierzyła, że to naprawdę ja.

– Kiedy się tu zjawiłaś sądziłam, że w końcu będę miała obie przyjaciółki blisko siebie. Zarówno Maddie, jak i ciebie. Myślałam, że będziemy spędzać ze sobą czas, wychodzić na kawę, czy nawet na głupie zakupy. Tymczasem praktycznie w ogóle się nie widujemy. Znikasz na całe dnie, nie ma z tobą kontaktu, a kiedy już się pojawiasz, to przypominasz bardziej wrak człowieka, niżeli moją dawną Hope.

– Trenuję – wydukałam, spuszczając wzrok. Zaczęłam bawić się rękawami mojej szarej bluzy, w której schowałam dłonie. Dopiero Mia zmusiła mnie, abym na nią spojrzała, unosząc mój podbródek.

– Błąd. Ja, Maddie i reszta dziewczyn trenujemy, a ty kochana wykańczasz się, wycieńczając swój organizm do granic możliwości. Spójrz tylko na siebie – powiedziała, po raz kolejny starając się, obrócić mnie w stronę lustrzanej tafli. Tym razem nie protestowałam i wykonałam polecenie przyjaciółki.

Spojrzałam w lustro, dopiero teraz rozumiejąc o czym mówiła. Podkrążone oczy bez wyrazu, roztargane brązowe włosy i blada cera przedstawiały w odbiciu dziewczynę zmęczoną życiem. Jakby przeszła już tyle, że nie miała nawet siły na wygięcie kącików ust w delikatny uśmiech. Natomiast chude ciało, wręcz tonęło w za dużej bluzie, która skrywała każdy najmniejszy centymetr skóry.

Przez ostatnie dni nie zrobiłam nic, ani dla siebie, ani dla biskich. Całkowicie poświęciłam się treningom, spędzając na lodowisku długie godziny. Siedziałam tam od świtu, aż do późnej nocy, katując swój organizm. Wracałam do domu, dopiero wtedy, kiedy moje własne nogi zaczynały odmawiać mi posłuszeństwa, wręcz błagając o odpoczynek. W pełni skupiona na osiągnięciu celu, nie zawracałam sobie głowy nawet szkołą, wybierając zamiast tego kolejny trening. Gdyby nie interwencja rodziców, którzy na siłę przywieźli mnie tutaj, prawdopodobnie dzisiejsze popołudnie, także spędziłabym na lodowisku.

– Zaczynam się o ciebie martwić. Zresztą nie tylko ja, Maddie cały czas dopytuje się o ciebie. I co ja mam jej powiedzieć? Zrozum, ja po prostu się o ciebie boję. Co na to wszystko rodzice i Leo?

– Niewiele rozmawiamy – westchnęłam. – Zazwyczaj wychodzę z domu, kiedy jeszcze śpią, natomiast wracam dopiero po pierwszej albo drugiej w nocy. Leo natomiast kończy kurs na prawo jazdy i ma przed sobą egzaminy, dlatego też ma niezbyt dużo wolnego czasu.

– Jak długo zamierzasz tak to jeszcze ciągnąć?

– Tylko do momentu, kiedy podadzą listę, kto jedzie na eliminacje – powiedziałam, składając ręce w błagalnym geście. – Obiecuję.

Mia spojrzała na mnie podejrzliwe. Mimo moich przekonań, chyba nie chciała w to uwierzyć. I miała rację. Obie wiedziałyśmy, że to nieprawda. Teraz jest to, później będą eliminacje, następnie olimpiada i zawsze coś. Za każdym razem będzie jakaś wymówka, której będę mogła się chwycić. Błędne koło, które bez końca będzie się toczyć.

– Nie chcę, żebyś skończyła tak jak wiele innych łyżwiarek, które zamiast szczytu kariery, zaliczyły niezły dołek.

– I tak nie skończę – zapewniłam przyjaciółkę.

– Chciałabym to nie tylko usłyszeć, ale także zobaczyć – stwierdziła Mia, zabierając swój czarny skórzany plecak z parapetu, obok umywalki i wychodząc z łazienki, kiedy ponownie zadzwonił szkolny dzwonek.

Blondynka odwróciła się jeszcze w moją stronę, spoglądając na mnie ze smutkiem w oczach, po czym zniknęła za drzwiami łazienki, zostawiając mnie samą.

***

Westchnęłam, siadając na trybunach. Po małej kłótni z Mią zebrałam swoje rzeczy i przyszłam tutaj, na lodowisko. To było jedyne miejsce, gdzie mogłam w spokoju pozbierać swoje myśli. Poza tym, dzień ogłoszenia listy jadących na eliminację zbliżał się nieubłaganie, dlatego każdy dodatkowy trening był dla mnie na wagę złota.

Była dopiero jedenasta, więc hala praktycznie świeciła pustkami. Poza mną, panną Madison, siedzącą w swoim gabinecie i Cassie, która wcześniej skończyła lekcje, nie było nikogo. Nawet trener hokeja przychodził dopiero po trzynastej, kiedy zaczynał prowadzić treningi dla najmłodszych, jeszcze początkujących grup.

– Ogłaszam krótką przerwę na gorącą czekoladę, która poprawi ci humor. Bo patrząc na twoja minę, mam ochotę się rozpłakać – westchnęła, opierając się o barierkę lodowiska.

– Śmieszne – prychnęłam, podając dziewczynie ochraniacze na jej łyżwy, które założyła, ciągnąc mnie następnie po schodach na górę, do automatu z gorącymi napojami.

Tak naprawdę nie chciałam nigdzie iść. Wolałam zostać na trybunach, posiedzieć i rozmasować obolałe stopy, które przez nadmierną ilość treningów niemiłosiernie bolały. Jednakże, widząc uśmiech na twarzy rudowłosej, nie potrafiłam jej odmówić. Chciałam, aby choć jedna z nas była wesoła tego dnia, dlatego chcąc nie chcąc poszłam za nią.

– Jaką chcesz? – spytała dziewczyna, stukając palcem kolejno w guziki na monitorze maszyny. Chwilę później przez małe przezroczyste drzwiczki pod wlotem na monety, pojawił się niebieski kubeczek, do którego powoli zaczął sączyć się czekoladowy, słodki napój.

– Ja chyba jednak podziękuję.

– No co ty? Raz na ruski rok nic się nie stanie, jak trochę sobie pofolgujesz – stwierdziła, biorąc łyk swojej czekolady, która już po chwili była gotowa.

Jednak w tym przypadku nie chodziło o dietę. Chodziło o coś znacznie więcej... o tradycję, którą dzieliłam razem z Nathanielem. Tylko z nim piłam gorącą czekoladę z automatu, z nikim innym. Nie potrafiłam sobie wyobrazić lepszego kompana, do tego, niż on.

Odkąd tylko sięgam pamięcią, to właśnie mój starszy brat przywoził mnie i odbierał z treningów. Przez wiele godzin przesiadywał na trybunach, przyglądając się moim postępom. Widział wiele moich wzlotów i upadków, starając się być przy mnie za każdym razem, gdy nadeszły zarówno te dobre jak i złe chwile. Bardzo często po nieudanym treningu, wyciągał mnie z dołka, właśnie gorącą czekoladą, którą piliśmy, wspólnie rozmawiając o tym co nam leżało na sercu w danej chwili. Zawsze poprawiało mi to humor i podnosiło na duchu, dając wiarę, że warto próbować mimo wielu niepowodzeń. Był to po prostu nasz taki mały rytuał, który miał miejsce tylko w naszym towarzystwie. Łączył nas, zbliżając coraz bardziej do siebie jako rodzeństwo, którego więź z każdym dniem stawała się silniejsza.

Wiem, że wydawało się to absurdalne, ale to była jedyna rzecz, którą robiłam tylko z nim. Dlatego teraz, kiedy nie było go tu przy mnie, nie chciałam zastępować go kimś innym, wrzucając na jego miejsce osobę, przed którą nie będę mogła się otworzyć tak jak przed Nathanielem. Nawet jeśli miałby być to Leo. Był moim najlepszym przyjacielem, którego czasem nazywałam, także bratem, jednak nawet on, nie były w stanie wypełnić luki po osobie, z którą łączyło mnie coś więcej, niż dobra relacja budowana przez lata.

Nathaniel był po części mną, a ja byłam po części nim. Łączyła nas ta sama krew, która płynęła w naszych żyłach. I choć z pozoru wydawaliśmy się inni, to w środku byliśmy, niemalże identyczni. Oboje potrafiliśmy oddać swojej pasji całe serce, nawet jeśli wiązało się to z długą listą wyrzeczeń. Nie baliśmy się zaryzykować, wierząc w możliwość spełnienia naszych marzeń, choć z pozoru wydawały się one niemożliwe i wręcz absurdalne. Łączyło nas tak wiele, dlatego nawet, mimo małych sprzeczek od czasu do czasu, potrafiliśmy dojść do porozumienia, siadając i popijając gorącą czekoladę właśnie z automatu.

– No dobra, jak nie chcesz, to nie będę cię na siłę namawiać – stwierdziła rudowłosa, wyrzucając do metalowego śmietnika, pusty kubek po swoim napoju i poprawiając swoje długie dobierańce. – Wracajmy już lepiej na trening.

Zgodziłam się z Cassie, chcąc jak najszybciej oddalić się od maszyny, która wywołała u mnie falę wspomnień. Nie powiem, lubiłam wspominać stare dobre czasy spędzone z Nathanielem, lecz nie teraz, kiedy strasznie mi go brakowało. Zwłaszcza, że w tej chwili najbardziej potrzebowałam jego wsparcia, lecz niestety tym razem, nie mogłam na nie liczyć.

Wróciłyśmy na trybuny, przygotowując swoje łyżwy do dalszej jazdy. Miałyśmy jeszcze niecałe dwie godziny, zanim pojawi się tu grupka przedszkolaków, ćwicząca podstawy hokeja, dlatego chciałyśmy wykorzystać ten czas jak najlepiej. Zrobiłyśmy jeszcze kilka prostych i szybkich ćwiczeń rozgrzewających, po czym wróciłyśmy na lód. Odjechałyśmy na przeciwne krańce lodowiska, tak aby każda z nas miała wystarczająco miejsca do ćwiczeń. Cassie natychmiast ruszyła przed siebie, rozpędzając się. Następnie szybko wykonała zwrot, przygotowując się do Toeloopa, z którego bez problemu przeszła do kolejnego skoku jakim był Flip.

Każdy kolejny ruch przychodził jej z coraz to większą łatwością. Widać było ile jazda sprawiała jej przyjemności. Wesoły uśmiech nie schodził jej z twarzy, podczas gdy z niej samej, emanowała taka radość, że spokojnie dostrzegliby ją widzowie z najodleglejszych trybun.

– Bardzo dobrze Cassie. – Usłyszałam głos trenerki, która opatulona w ciepły sweter, stała przy barierkach, przyglądając się jednej ze swoich zawodniczek. Szybko jednak przeniosła swój wzrok na mnie, dlatego nie tracąc czasu, odepchnęłam się na ząbkach moich łyżew.

Choć byłam obserwowana przez pannę Madison praktycznie codziennie, to czułam, że teraz szczególnie muszę się postarać i pokazać trenerce, na co tak naprawdę mnie stać.

Bez najmniejszego problemu wykonałam pierwszy obrót, jakim był Mohawk. Dzięki temu, miałam szybką możliwość zmiany nogi, nadal pozostając na zewnętrznej krawędzi łyżwy, co dało mi idealną pozycję dojazdową do następnej figury, czyli potrójnego Salchowa. Odruchowo rozłożyłam ręce, aby przyjąć stabilną postawę przed skokiem i wolną prawą nogą, wykonałam zamach, wznosząc się, dzięki temu ku górze. Moje ciało automatycznie zaczęło się kręcić wokół własnej osi, targając niesfornym warkoczem, który obijał się o plecy. Po wykonaniu trzech obrotów, zaczęłam powoli opadać w dół, przygotowując się do lądowania, które niestety nie wyszło tak jak tego chciałam. Przy zetknięciu z lodową taflą, na chwilę straciłam równowagę, chwiejąc się.

Niezadowolona ze skoku, poczułam jak wypełnia mnie od środka rozczarowanie. Ćwiczyłam to tyle razy i wszystko wychodziło idealnie. Więc dlaczego, akurat teraz, kiedy ważył się mój los, musiałam coś sknocić.

Zerknęłam na trenerkę, która pokręciła głową, dając mi do zrozumienia, że również nie jest zadowolona z tego skoku. Mimo fali strachu, jaka mnie ogarnęła, nie poddałam się i ruszyłam dalej, starając się opanować, kłębiące się we mnie emocje. Wiedziałam, że jest jedna rzecz, która może mnie jeszcze uratować w tej sytuacji, dlatego bez wahania ruszyłam przed siebie, nabierając jeszcze większej prędkości.

Szybki obrót trójkowy, pozwolił mi na zmianę kierunku jazdy oraz zmianę krawędzi, po którym od razu wykonałam zwrot. Finalnie zakończyłam, jadąc przodem na zewnętrznej krawędzi lewej łyżwy. Spojrzałam ukradkiem na kobietę, która ze zdziwieniem przyglądała się moim ruchom, najprawdopodobniej wiedząc, co zamierzam. I nie myliła się.

W tym przypadku, moją ostatnią deską ratunku był skok krawędziowy, zwany także podwójnym Axlem. Tylko to mogło mi teraz uratować tyłek i udowodnić trenerce, że nie warto mnie jeszcze całkiem skreślać. Może i ryzykowałam, ale pełna nadziei i przygotowana do skoku, ruszyłam pewnie wykonując zamach prawą nogą.

Mimo idealnego wyskoku, nadal nie potrafiłam przekonać swojej podświadomości, że się uda. Jednak ja wierzyłam w siebie. Wiedziałam, że uda mi się i dowiodę tego, że jak szybko upadłam, tak szybko się podniosłam. W końcu jeden błąd nie mógł przekreślić wszystkiego.

Starając się zdusić, ten głosik, który starał się przekonać mnie, że podjęłam zła decyzję, zaczęłam przygotowywać się do lądowania. Mimo dużej prędkości, podczas ostatniego obrotu, udało mi się wyłapać spojrzenie panny Madison, jak i Cassie, która przerwała swój układ. Obie czekały w napięciu, na rezultat mojego skoku.

Wzięłam głęboki oddech, czując jak do moich oczu mimowolnie napływają łzy, gdy od lodu dzieliły mnie już tylko milimetry. Dalej Hope, dasz radę, pomyślałam, stawiając prawą nogę na zamrożonej powierzchni. Jednak nie dałam rady. Poczułam jak moje ciało niebezpiecznie przechyliło się do tyłu, powodując bolesny upadek. Grymas, który pojawił się wtedy na mojej twarzy, musiał przerazić rudowłosą. Praktycznie natychmiast ruszyła w moją stronę, chcąc mi pomóc. Powstrzymałam ją jednak gestem ręki, dając znać, że wszystko jest w porządku.

Podniosłam się na rękach, czując jak moje całe ciało ogarnia straszny ból. Jednak, to moje serce cierpiało w tej chwili najbardziej. Byłam zrozpaczona i załamana.

– To nie tak miało wszystko wyglądać – westchnęłam cicho pod nosem, spoglądając w kierunku, gdzie jeszcze przed chwilą stała trenerka.

Kobieta jednak znikła, prawdopodobnie, gdy tylko zobaczyła mój upadek. Dała mi tym samym do zrozumienia, że nie mam na co liczyć i niepotrzebnie marnuję tylko jej czas. W końcu wielogodzinne treningi od rana do nocy, zdały się na nic. To wszystko rozsypało się w ciągu chwili, zabierając mi szansę na spełnienie marzeń. Straciłam to, na co pracowałam przez wiele lat. Poczułam jak ogarnia mnie fala wewnętrznego bólu, który sprawił, że po moich policzkach zaczęły płynąć łzy, a ja po raz pierwszy od dłuższego czasu, poczułam bezsilność.

******************

Hej! 😄 Tak jak widzicie, nasza Hope, także miewa wzloty i upadki, tak samo jak każdy. W końcu życie nie zawsze jest niczym z bajki. Wiem, że ten rozdział może być trochę przygnębiający, ale bądźmy szczerzy. Przecież życie bohaterów książek, nie jest zawsze kolorowe i idealne. Dlatego czasem też warto, to pokazać. Tym bardziej, że nie chciałam, aby Hope była postacią, której wychodzi wszystko i idzie przez życie nie ciągnąc za sobą bagażu problemów. Tworząc ją, chciała aby była, taka jak my. 😉

Poza tym, chciałabym was prosić o wsparcie. Opowiadanie Ice Love zostało zakwalifikowane do konkursu ,,Splątane Nici", więc jeśli macie ochotę, możecie oddać głos na tą historię w kategorii – dla nastolatków.

Będzie mi bardzo miło, ale żeby nie było. Nikogo nie zmuszam, ponieważ jest to wasza własna, osobista decyzja kochani. 😉

Dodatkowo chciałabym Wam życzyć fajnie spędzonej drugiej połowy wakacji. Żebyście jakoś wytrzymali te upały i zyskali fajne wspomnienia z wyjazdów, czy spotkań ze znajomymi. Cieszcie się każdym dniem i korzystajcie z tych wakacji na 100% ! 💗😄

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro