Rozdział 4 cz. 2
Nim się obejrzałam, lekcje dobiegły końca, a ja stałam przed wejściem do klubu łyżwiarskiego. Czułam jak z minuty na minuty moje serce przyśpiesza, a mnie ogarnia co raz to większy strach. Czekałam na tę chwilę odkąd pamiętam, dlatego nie mogłam tak łatwo odpuścić, ulegając swoim obawom.
Chwyciłam stanowczo za klamkę, przechodząc przez próg mojego nowego drugiego domu. Ominęłam schody prowadzące na trybuny, skręcając w długi korytarz, w którym już dało się poczuć mroźne powietrze niesione z lodowiska. Odruchowo szczelniej okryłam się swetrem, choć wiedziałam, że już dawno temu przyzwyczaiłam się do tak niskich temperatur. Nieskończona ilość godzin spędzona na zamrożonej tafli spowodowała, że moje ciało przestało tak gwałtowanie reagować na zimno.
Idąc w stronę szatni dla klubowiczów, podziwiałam dziesiątki trofeów zdobytych przez łyżwiarzy jak i grupę hokeistów, która tak samo wysoko plasowała się w rankingach krajowych. Zerknęłam na jedno ze zdjęć przedstawiające ich drużynę, składającą się z dwudziestu dwóch zawodników opancerzonych w ochraniacze oraz dumnego trenera, uśmiechającego się w stronę obiektywu aparatu. Szczególnie jednak, moją uwagę przykuł chłopak stojący w środkowym rzędzie. Nastolatek pewnie trzymał kij hokejowy, jakby myślami był jeszcze na meczu, stojąc przed szansą zdobycia kolejnej bramki dla drużyny. W jego ciemnych oczach dało się dostrzec pożądanie, nie tyle zwycięstwa, ile samej gry. Mimowolnie uśmiechnęłam się, przyglądając jeszcze chwilę zdjęciu, po czym ruszyłam dalej korytarzem.
– Przysięgam, że jeśli dzisiaj też będziesz mi cały czas nawijać o Chrisie, to naprawdę nakopię ci do tyłka. – Usłyszałam stanowczy głos przyjaciółki dobiegający z damskiej szatni.
– Pomogę ci.
– Chociaż cześć byś mu powiedziała, zamiast uciekać i chować się za stoiskiem z popcornem i nachosami.
– Łatwo wam mówić.
Weszłam do szatni, w której poza przyjaciółkami dostrzegłam trzy inne dziewczyny. Zanim jednak zdążyłam się z nimi przywitać, Mia wystrzeliła w moją stronę, przytulając się i żaląc na brunetkę, którą obleciał strach przed spotkaniem z obiektem jej westchnień. Maddie nie pozostając jej dłużna, wycelowała w blondynkę, rzucając w nią swoim ręcznikiem.
– Ej! – jęknęła niezadowolona Mia, kiedy materiał wylądował na jej twarzy, na co cała nasza gromadka zaczęła się śmiać. Zdecydowanie rozluźniło to atmosferę, a mi pozwoliło zapomnieć, choć na chwilę o ogarniającym mnie strachu.
Korzystając z okazji, że do treningu zostało nam jeszcze dobre piętnaście minut, postanowiłam zapoznać się z pozostałymi dziewczynami, które okazały się naprawdę sympatyczne.
Pierwsza z nich, brunetka o szaroniebieskich oczach, podobnie jak Mia kochała zakupy. Jej delikatną, dziewczęcą buzię pokrywały piegi, które zdecydowanie dodawały jej uroku. Poza tym, Danielle uwielbiała także wymyślne fryzury, o czym świadczył jej długi warkocz opleciony wokół głowy na kształt wianka, z którego brunetka wypuściła kilka przednich pasm, dając im swobodnie okalać twarz.
Cassie natomiast wydawała się być dość zwariowaną dziewczyną. Przywitała mnie z szerokim uśmiechem na twarzy, wesoło machając swoimi rudymi dobierańcami, których końcówki były zwinięte w loczki. Zielonooka poza łyżwiarstwem lubiła również kręgle i już na wstępie ogłosiła wspólną rozgrywkę w przyszłym tygodniu.
Trzecia z nich, czyli Nicole była zdecydowanie najcichszą osobą z całej naszej bandy. Nieśmiało przywitała się, spuszczając nieco wzrok, który nieznacznie zniknął pod jej prostą grzywką. Szatynka miała bardzo bladą skórę, która idealnie kontrastowała się z ciemnymi włosami, choć zdradzała także jej zakłopotanie, kiedy na policzkach pojawił się delikatny rumieniec. Domyśliłam się również, że dziewczyna interesuje się literaturą, gdyż obok jej torby leżała druga część igrzysk śmierci.
– Tak się cieszę, że dołączyłaś do naszego klubu – pisnęła radośnie Cassie, której entuzjazm rósł z każdą następną minutą rozmowy. – Będziemy razem chodzić na kręgle, basen albo do kina na jakieś fajne filmy akcji.
– Spokojnie, najpierw dostańmy się na krajowe eliminacje. Co jak co, ale teraz na tym powinnyśmy się skupić najbardziej – oznajmiła Danielle, robiąc szatynce koka na trening.
– No właśnie, tym bardziej, że nie ma wśród nas żadnych pewniaków. – Wszystkie zgodnie przytknęłyśmy, potwierdzając słowa blondynki.
Następnie w szatni zapadła głucha cisza. Każda w spokoju przygotowywała się do treningu, starając się nie rozpraszać reszty zbędnymi rozmowami. Zwłaszcza, że za około tydzień miała paść ostateczna decyzja, kto jedzie na eliminacje, a ja póki co, byłam totalnie w tyle. Nie oznaczało to, że wątpiłam w swoje możliwości, wręcz przeciwnie. Bałam się tylko, czy to rzeczywiście wystarczy, abym mogła spełnić swoje marzenia.
Po dłuższej chwili, dziewczyny zaczęły się zbierać mówiąc, że idą się już rozgrzewać na lodzie. Szybko rzuciłam, że zaraz do nich dołączę, po czym zostałam sama w pomieszczeniu razem z moimi obawami i strachem, który dalej nie dawał za wygraną, starając się zawładnąć każdym centymetrem mojego ciała.
Drżącymi dłońmi zawiązałam sznurowadła moich figurówek, które widziały już setki godzin treningów. Zamknęłam szafkę opatrzoną moim nazwiskiem, kierując się następnie w stronę lustra wiszącego po lewej stronie obok wejścia do szatni.
Spojrzałam w lustrzaną taflę, widząc po drugiej stronie dziewczynę ubraną w czarny, idealnie przylegający do ciała, trykot baletowy. Na biodrach miała przewiązaną zwiewną spódniczkę w takim samym kolorze. Jej włosy były zaczesane w warkocz, który następnie został okręcony wokół gumki, tworząc koczka. Twarz dziewczyny była bez wyrazu, jedynie oczy zdradzały kryjący się w niej strach.
Ścisnęłam dłonie w pięści, uświadamiając sobie, że nie chce być tą dziewczyną, którą widziałam w lustrze. Nathaniel wielokrotnie powtarzał mi, że strach da się przeskoczyć, jeśli tylko jesteśmy wystarczająco silni i nie brakuje nam odwagi. Obiecałam mu kiedyś, że właśnie taka będę: silna, odważna i zdeterminowana w drodze do spełnienia marzeń. Mimo tylu lat, które upłynęły od wypowiedzenia przeze mnie tej obietnicy, nie zamierzałam jej teraz złamać. Nie tylko ze względu na brata, ale także ze względu na samą siebie.
Nieco pewniejsza siebie opuściłam szatnie, podążając w stronę lodowiska, znajdującego się zaraz obok pokoju trenerów. Wokół lodu, znajdowały się rzędy trybun, po których zeszłam dostając się na sam dół. Ściągnęłam ochraniacze z moich figurówek, dołączając do dziewczyn, które będąc już rozgrzane, powoli zaczynały ćwiczyć swoje układy na eliminacje.
– Niech zgadnę, Hope? – Odwróciłam się słysząc damski głos.
Przy barierce, ujrzałam w średnim wieku kobietę, której szczupłą bladą twarz okalały gęste pukle ciemnych włosów. Spoglądała na mnie spod czerwonych oprawek okularów. Swoją wysportowaną sylwetkę, która pozostała po dawnej karierze łyżwiarki skryła pod golfem w kolorze kawy i ciemnymi jeansami. W chwili, kiedy podjechałam do niej bliżej, na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech.
– Tak to ja – przytaknęłam, ściskając dłoń kobiety, którą wyciągnęła w moją stronę w geście powitania.
– Jestem Lydia Madison, twoja nowa trenerka.
– Bardzo się cieszę, że mogłam dołączyć do pani zespołu – powiedziałam, wskazując na resztę dziewczyn, które już śmigały po lodzie, wykonując kolejno sekwencję skoków i piruetów.
– Cała przyjemność po mojej stronie. Mam nadzieję, że dobrze będziesz się tu czuła.
– Z pewnością.
– Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym cię trochę poobserwować, dołączysz do reszty? – spytała, na co przytaknęłam, odjeżdżając nieco dalej od barierki.
Starałam się nie zwracać uwagi na obecność trenerki, która z uwagą przyglądała się każdemu mojemu ruchowi. Spojrzałam na dziewczyny, które nie przerywając ćwiczeń, po kryjomu przesyłały mi podniesione do góry kciuki, robiąc mi nieco więcej miejsca na lodowisku.
Zdecydowanym ruchem odepchnęłam się, starając nabrać nieco rozpędu. Przymknęłam oczy, czując jak zimne powietrze omiata moje policzki, nadając im różowy kolor. Sunęłam po lodowej tafli, pewniejsza siebie z każdą kolejną sekundą. Odcięta od wszechogarniającej mnie rzeczywistości skupiłam się na tej chwili. Liczyło się dla mnie tylko tu i teraz.
Rozpędziłam się, zaczynając od obrotu trójkowego, który wykonałam wręcz perfekcyjnie. Utwierdził mnie w tym ślad pozostawiony na lodzie przez łyżwę, który do złudzenia przypominał liczbę trzy. Wykorzystując fakt, że nadal jechałam tyłem, uniosłam wysoko głowę, prowadząc w ten sam sposób wolną lewą nogę, przez co moje ciało utworzyło kształt podobny do litery Y. Bez wahania przeszłam do kolejnego elementu jakim był obrót zwany Mohawk, zmieniając tym samym kierunek jazdy, nadal jednak pozostając na lewej krawędzi łyżwy. Rozłożyłam szeroko ręce, aby przyjąć stabilną pozycje przed skokiem. Mimowolnie uśmiechnęłam się, kiedy przyjemny podmuch zimnego powietrza targał kosmyki moich włosów, które wymsknęły się z koczka.
Czułam się jak Rose, kiedy Jack trzymał ją na dziobie statku w filmie „Titanic". Byłam wolna. Pełna najskrytszych marzeń oraz pragnień, które urzeczywistniały się właśnie w tej chwili. Miałam wrażenie, jakby moje ciało samoistnie unosiło się nad lodową taflą, a ręce niczym rozpostarte skrzydła, pozwalały mi się wzbijać coraz wyżej i wyżej.
Dzięki temu, bez najmniejszego problemu wykonałam podwójnego Salchowa, przechodząc do kolejnego skoku jakim był Lutz. Szybką przeplatanką przeniosłam ciężar ciała z prawej nogi, pochylając się delikatnie w lewo. Wbiłam czubek prawej łyżwy w lód, dzięki czemu łatwiej było mi się wybić do góry, dwukrotnie obracając się. Poczułam jak mięśnie moich nóg odruchowo napinają się, przygotowując się do skoku szpagatowego
Z transu wyrwały mnie dopiero oklaski i głośne wiwaty. Szybko wyhamowałam, rozglądając się po hali, gdzie poza dziewczynami znajdowała się także grupka chłopaków z torbami treningowymi i kijami do hokeja. Rozemocjonowani gwizdali w naszym kierunku, nie zważając nawet na prośby trenera, który po chwili pojawił się obok nich na trybunach.
Nieco speszona odwróciłam się do nich plecami, przyjmując na klatę uściski koleżanek, które rzuciły mi się na szyję.
– To było boskie! – krzyknęła Maddie.
– Jeden z piękniejszych występów jakie kiedykolwiek widziałam – powiedziała Danielle, kładąc rękę na sercu.
Uśmiechnęłam się do nich, starając się złapać oddech. Choć byłam wysportowana, każdy taki przejazd był niezłym wysiłkiem dla organizmu, zarówno fizycznym jak i psychicznym. Nie da się opisać słowami, ile energii trzeba włożyć w kilkuminutowy układ, który mógł otworzyć drogę do zwycięstwa, albo skazać na porażkę.
– Coś mi się wydaje, że będziemy miały co świętować – oznajmiła Mia, unosząc ręce wysoko do góry, jakby w jednej z nich miała lampkę szampana.
Podjechałyśmy wszystkie do barierki, za którą stała panna Madison, spoglądając na mnie z założonymi rękami. Nie wiedziałam, czy mam to odebrać za dobry, czy zły znak.
– Świetna robota dziewczyny. Przed jutrzejszym treningiem omówimy parę rzeczy technicznych. Teraz jednak, chciałabym zamienić parę słów z Hope.
Spojrzałam na dziewczyny, które pożegnały się z trenerką, dając mi znać, że będą czekały w szatni. Przytaknęłam, zakładając ochraniacze na łyżwy i podążając za kobietą korytarzem. Towarzyszyła nam przy tym niezręczna cisza, której żadna z nas nie chciała przerwać.
Idąc tak w towarzystwie panny Madison, rozglądałam się dookoła, przyglądając trofeom łyżwiarzy, które miałam okazje podziwiać przed treningiem. Kobieta najwyraźniej wodząc za moim spojrzenie, uśmiechnęła się, podchodząc do jednej z gablot. Widniał w niej złoty medal obok, którego ustawiono zdjęcie właścicielki wygranego krążka. Obiektyw aparatu uchwycił jej radosne spojrzenie, kiedy otrzymywała nagrodę, stojąc na podium. Szatynka na fotografii była mniej więcej w moim wieku, o czym świadczyła bardzo szczuplutka postura i nieskazitelna cera, nietknięta jeszcze przez upływający czas.
– Rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty drugi, jeden z moich najlepszych sezonów w karierze – powiedziała, nie odrywając spojrzenia od gabloty. – Byłam niespełna rok starsza od ciebie, kiedy dostałam się do reprezentacji kraju. Pamiętam jakby to było wczoraj. Tyle wylanych łez, nerwów, kontuzji, a mimo to nie zamieniłabym tych chwil na żadne inne. Był to najlepszy okres mojego życia.
Widziałam jak kobieta powstrzymuje łzy, które niespostrzeżenie pojawiły się w jej oczach. Chciałam ją pocieszyć, sprawić, aby na jej twarzy ponownie zagościł uśmiech, jednak nie wiedziałam jak. Nie potrafiłam wejść w jej skórę i zrozumieć jak się czuje. Różnica ponad dwudziestu pięciu lat dzieliła nie tylko nas, ale i także nasze kariery. Jej dawno już się skończyła, pozostawiając po sobie tylko wspomnienia, podczas gdy moja się ledwo zaczęła. Byłam dopiero na początku drogi, którą przeszła kiedyś panna Madison.
– Nigdy nie zapomnę tych chwil, kiedy byłam już u schyłku wytrzymałości, a mimo to znajdowałam w sobie ostatnie pokłady sił, aby wyjść na lód i zdobyć kolejne podium. Wbrew pozorom, mimo iż łyżwiarstwo figurowe jest pięknym sportem, to jego zaplecze czasem przypomina istny koszmar Hope. – Wypowiedziała moje imię, spoglądając na mnie przygnębionym wzrokiem.
– Co chce pani przez to powiedzieć?
– Widzę w tobie ogromy talent. Kryjesz w sobie naprawdę spory potencjał, który z pewnością zaprowadzi cię wysoko w tym sporcie. Jednak nie dostrzegam w tobie wystarczająco siły, aby przebić się przez to wszystko. Jeździsz naprawdę doskonale i techniką przebijasz nie jedną dziewczynę tutaj, ale jesteś zbyt delikatna i wrażliwa, aby dać sobie radę z tym, co może czekać cię za rogiem.
– Czyli? – spytałam, chyba nie do końca pewna, czy chcę poznać odpowiedź.
– Chcę ci przez to powiedzieć, że nawet jeśli pojechałabyś na eliminację, to prawdopodobieństwo, że dostałabyś się do kadry jest naprawdę niewielkie. U olimpijek oczekuje się wyrazistości i niepowtarzalności. Ich występy muszą zapadać w pamięć. Trenerzy reprezentacji poszukują łyżwiarek, które wręcz emanują pewnością siebie, zawziętością i determinacją. Muszą być one pewne swoich występów oraz umiejętności.
Wiedziałam do czego pani Madison zmierza. Za chwilę miałam usłyszeć słowa, których nigdy nie chciałam usłyszeć. Miały one zatrzymać moją karierę na tym etapie, oddalając na dłuższy czas moje marzenia. Czułam się jakby domek z kart, który budowałam przez tyle lat, miał za chwilę rozsypać się, pozostawiając po sobie tylko nic nie znaczący stos.
– Rozumiem, że nie mam szans? – Trenerka podeszła do mnie bliżej, kładąc mi dłoń na ramieniu.
– Pokaż mi Hope, że umiesz zawalczyć o swoje. Jeśli dowiedziesz tego, że jesteś gotowa, aby wysłać cię na eliminacje, to będziesz pierwszą, którą wpiszę na listę. Tylko udowodnij, że jesteś tego warta.
Po tych słowach kobieta odeszła, zostawiając mnie samą na korytarzu. Stałam pośród gablot wypełnionych medalami i pucharami osób, którym udało się pokonać stojącą teraz przede mną barierę. Osiągnęli wielki sukces, choć z pewnością nie było to łatwe. Przeszli ciężką drogę, zaliczając po drodze wiele upadków, które nie zniechęcały ich w zdobyciu celu. Teraz ja musiałam zrobić to samo. Miałam na to tydzień i wiedziałam, że nie będzie to łatwy czas, ale bez wahania zaryzykuję.
***
Hejka!
Wybaczcie, że rozdział pojawia się tak późno, ale w zeszłym tygodniu wyskoczył mi niespodziewany wyjazd, przez co nie mogłam dokończyć pisać. Ogółem, jeśli miałabym podsumować, to właśnie drugą część czwartego rozdziału pisało mi się najciężej ze wszystkich dotychczas opublikowanych. Mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest taki zły xd
Ps. Zaznaczam, że nie jestem specjalistą w łyżwiarstwie, więc jeśli są jakieś błędy w nazwach, lub czymś innym związanym ze sportem, to wybaczcie mi. 😉💞
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro