Rozdział 1
12 lat później
– Gdzie mam zanieść to pudło? – wysapałam, trzymając w rękach ciężki karton z rzeczami do biura taty. Prawdę mówią, nigdy nie sądziłam, że dokumenty mogą, aż tyle ważyć.
– Postaw je w salonie, zaraz się tym zajmę – odezwał się tata, który aktualnie krzątał się po kuchni razem z mamą.
Odłożyłam pudło w dość sporym pokoju rodzinnym, w którym brakowało jeszcze dużej części wyposażenia. Poza szarą kanapą z chabrowymi poduszkami, mama zdecydowała się nie przewozić niczego więcej ze starego domu twierdząc, że tamte meble zdecydowanie nie będą tu pasować. Dlatego póki co, byliśmy skazani na białe ściany i znaczną część niezagospodarowanej przestrzeni. Przynajmniej do momentu, kiedy moja rodzicielka nie dokończy planowania salonu, co w jej przypadku mogło potrwać naprawdę sporo czasu.
Słysząc burzliwą konwersację moich rodziców, skierowałam się w stronę kuchni. Kiedy przekroczyłam jej próg, nie mogłam powstrzymać śmiechu, widząc jak tata pod kierownictwem mamy, uczy się obsługiwać piekarnik. Nie był on zbyt obeznany, jeśli chodziło o sprzęty w kuchni. Tym bardziej, że dotychczas był w stanie zrobić tylko kanapki. Co prawda, były one nieziemsko pyszne i cała rodzina jednogłośnie okrzyknęła go kanapkowym mistrzem. Jednak mama stwierdziła, że nasz kuchenny bobas musi przestać raczkować i zacząć chodzić. Co oznaczało naukę obsługi podstawowych sprzętów kuchennych, takich jak piekarnik czy choćby mikrofalówka.
– Thomas, nie możemy całe życie żywić się kanapkami. – Zaśmiałam się, słysząc uwagę mamy, która w geście kapitulacji, uniosła ręce do góry, kiedy tata o mały włos nie pozbawił urządzenia pokrętła do regulacji temperatury.
– Mi to nie przeszkadza – odezwałam się, przez co mama obdarowała mnie oburzonym spojrzeniem, które już po chwili, przerodziło się w szeroki uśmiech rozbawienia.
Musiałam przyznać, że moja mama była naprawdę piękną kobietą. Jej ciemne kruczoczarne, pofalowane włosy układały się na ramionach, przepięknie kontrastując z jej intensywnie zielonymi oczami, których niestety nie udało mi się po niej odziedziczyć. Dostał je mój starszy brat, podczas gdy mi przypadły błękitne jak morskie fale, takie same jakie miał mój tata, który także był przystojnym mężczyzną.
Choć oboje nie należeli już do najmłodszych, a na ich twarzach pojawiały się pierwsze oznaki płynącego czasu, to wewnętrznie pozostawali niezmienni. Mama zawsze była kobietą twardo stąpającą po ziemi, która się o nas troszczyła i chroniła przed każdym upadkiem z roweru czy przeziębieniem. Natomiast tata był osobą z bardzo bujną wyobraźnią. To do niego należało budowanie szałasu w ogródku, czy choćby wymyślanie wieczornych bajek na dobranoc, kiedy z Nathanielem byliśmy jeszcze dziećmi.
– Uwierz mi, przeżyłam już tyle lat z twoim ojcem, więc wiem co mówię – zażartowała mama w chwili, kiedy tata dał sobie spokój z zabawą piekarnikiem.
– Chcesz powiedzieć, że nie smakują ci już moje kanapeczki? – Tata udając smutek, podszedł do mamy obejmując ją ramieniem. Cała nasza trójka zaczęła się śmiać. – Kochanie, większość twoich rzeczy jest już na górze, więc jeśli masz ochotę możesz iść się rozpakować.
Przytaknęłam, zostawiając moją roześmianą rodzinkę w kuchni, podczas gdy ja ruszyłam na piętro, zabierając jeszcze po drodze średniej wielkości pudełko oznaczone moim imieniem.
Westchnęłam, wchodząc do mojego pokoju, który tak samo jak salon nie widział jeszcze pędzla oraz puszki kolorowej farby. Na szczęście przed przeprowadzką, zdążyliśmy przewieźć trochę moich mebli z dawnego domu. Mimo zachęty ze strony mamy, nie chciałam tak drastycznie zmieniać wyglądu mojego pokoju. Zdecydowałam się jedynie, że pomaluje ściany na inny kolor i ewentualnie zaopatrzę się w parę nowych drobiazgów, żeby nieco urozmaicić wygląd sypialni. Poza tym chciałam, żeby reszta była taka sama. Dlatego duże dwuosobowe łóżko ustawiłam z lewej strony pokoju pod ścianą, a naprzeciwko niego szafę z przesuwanymi drzwiami, pokryte od zewnętrznej części lustrem. Pod oknem zdecydowałam się postawić biurko, a niezagospodarowane ściany zapełnić w późniejszym czasie plakatami, zdjęciami oraz półkami, na których zamierzałam trzymać medale i puchary za konkursy łyżwiarskie.
Na myśl o tym, ile jeszcze czeka mnie tu pracy, usiadłam zrezygnowana na podłodze, zastanawiając się, od którego pudełka z rzeczami zacząć. Ostatecznie, kiedy już wybrałam rozkładanie ubrań w szafce, usłyszałam wołanie mamy.
-Hope, Leo przyszedł!
Rzuciłam w odpowiedzi, że jestem na piętrze i chwilę później, obok mnie wyrósł osiemnastoletni chłopak o wesołych, szarych oczach i bujnej brązowej czuprynie, której kosmyki wysuwały się spod czapki z daszkiem. Widniało na niej logo jego ulubionego zespołu, czyli Imagine Dragons, który z resztą ja także lubiłam. Ubrany w jeansy i białą koszulkę, na którą narzucił szarą bluzę z Gapa, stał w progu moich drzwi.
Kiedy napotkał moje spojrzenie, uśmiechnął się, pokazując przy tym szereg idealnie białych zębów. Następnie podszedł do mnie i przytulił czule na powitanie. Wtuliłam się w chłopaka, opierając głowę na jego piersi, ponieważ był o ponad głowę wyższy ode mnie.
Po dłuższej chwili, oderwaliśmy się od siebie, po czym Leo walnął się na łóżko, rzucając na podłogę swoją czapkę.
– Ej myślałam, że mi pomożesz – położyłam się obok niego, przybierając na twarzy wyraz naburmuszonej dziesięciolatki.
– No przecież pomagam. Ty rób, a ja będę cię dopingował, leżąc sobie tutaj wygodnie – zaśmiał się, na co w odpowiedzi wystawiłam mu język.
Jeśli chodzi o Leo, to przyjaźniliśmy się tak naprawdę od zawsze. Już od czasów piaskownicy trzymaliśmy się razem, kiedy ratował mnie przed pająkami, waląc je plastikową łopatką. Jako małe dzieci, nie raz urządzaliśmy sobie biwaki za domem w namiocie, gdzie zajadaliśmy się żelkami i opowiadaliśmy sobie straszne historie. Spędzaliśmy ze sobą praktycznie każde popołudnie po szkole jak i całe weekendy, okupując na zmianę nasze domy i podwórka zwłaszcza, że dzielił nas jeden płot. Ostatecznie i tak nasi rodzice wspólnie zdecydowali się go ściągnąć, tworząc tym samym jeden wielki wspólny ogród.
Potem jednak, jakoś pod koniec szóstej klasy oboje wyprowadziliśmy się z Brighton. Ja do Bostonu, natomiast Leo do Londynu. Mimo to, staraliśmy się utrzymywać ze sobą dość dobry kontakt. Obojgu nam zależało, żeby nie zniszczyć tak długiej i prawdziwej przyjaźni jaka nas łączyła. Nie raz, zarywaliśmy nocki, żeby pogadać ze sobą na skypie albo popisać na facebooku. Dlatego niezmiernie się cieszyłam, kiedy okazało się, że przenoszą oddział mojej mamy właśnie tutaj, do stolicy Wielkiej Brytanii. Dzięki temu, będę mogła się widywać z Leo na co dzień, tak jak za dawnych czasów.
– Boisz się pierwszego dnia w szkole? – spytał przyjaciel, wstając z łóżka i zaglądając do jednego z kartonów, w którym akurat znajdowały się rzeczy do szkoły.
– Oczywiście! Zastanawiam się, czy nie zażyć jakiś środków uspokajających, gdybym dostała ataku paniki albo gorzej, spotkała ciebie na szkolnym korytarzu – parsknęłam śmiechem.
– Sądzę, że powinienem ci od razu pokazać toaletę, tak na wszelki wypadek. Wiesz, nie chcę ryzykować, po tym co stało się, jak urządziliśmy sobie biwak w ogródku. – Zrobił głupią minę, zakrywając się rękoma, kiedy rzuciłam w niego poduszką.
– Spadaj! Miałam wtedy sześć lat i wypiłam całą butelkę coli, a ty straszyłeś mnie potworem, który wylezie ze śmietnika. – Oboje zaczęliśmy się śmiać na wspomnienie nocki w namiocie w naszym ogródku, kiedy to Leo straszył mnie cały wieczór potworem, który zjada małe dziewczynki. Później, za moimi plecami, namówił mojego brata, aby przebrał się za tego stwora i ganiał mnie po całym podwórku.
W odpowiedzi brunet, także rzucił we mnie poduszką, tym samym zapoczątkowując małą bitwę. Oboje zaczęliśmy biegać po pokoju, kryjąc się przed atakami i rzucając naprzemiennie w siebie poduszkami. Czułam się trochę tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie i znowu mieli po dziesięć lat. Bo prawdę mówiąc, właśnie tak się w tej chwili zachowywaliśmy.
Oprzytomnieliśmy dopiero, kiedy jedna z poduszek stanowiących broń, eksplodowała pierzem. Spojrzeliśmy po sobie, po czym parsknęliśmy jeszcze większym śmiechem, rzucając się z powrotem na łóżko.
– Tęskniłem za tym – uśmiechnął się, szturchając mnie w ramię, próbując jednocześnie złapać oddech po walce jaką przed chwilą stoczyliśmy.
– Ja też – wtuliłam się w niego, wdychając zapach jego cytrynowego mydła, który był mi tak dobrze znany.
Leżeliśmy tak kilka minut, wspominając sobie nasze dziwne dzieciństwo. Stwierdziliśmy, że gdybyśmy mieli takie dzieci jak my, to od razu, na pierwsze święta załatwilibyśmy im pakiet u psychologa. Tak na wszelki wypadek, żeby sprawdzić czy wszystko z nimi w porządku.
– W co ja się wpakowałem, znowu będę musiał cię niańczyć. – Zaczął marudzić, przedrzeźniając się ze mną.
Pacnęłam go w łeb, zastanawiając się jak to możliwe, że przez tyle lat dawaliśmy radę, utrzymać naszą przyjaźń, skazaną na taką odległość. Oczywiście odwiedzaliśmy się w wakacje i dłuższe przerwy w szkole, ale to nie było to samo co wcześniej, kiedy mieszkaliśmy obok siebie. Teraz na szczęście, nasze domy znajdują się na tej samej ulicy, więc będziemy się widywać, aż do znudzenia.
– Cholera jasna! Thomas, kiedyś nas wszystkich spalisz! – Usłyszałam krzyk z kuchni, dokładnie w momencie, kiedy włączyła się czujka dymu, która zaczęła strasznie wyć.
Zeszliśmy na dół, chcąc sprawdzić czy nic się nikomu nie stało, kiedy zobaczyliśmy przy piekarniku wściekłą mamę, która miałam wrażenie, że zaraz eksploduje i tatę, który trzymał spaloną, mrożoną pizzę. Spojrzeliśmy z Leo po sobie, zakrywając usta dłonią, żeby nie wybuchnąć śmiechem. Mama tylko westchnęła, wyrzucając do kosza spaleniznę, po czym kazała tacie jak najszybciej ewakuować się z kuchni i zając się resztą rzeczy do rozpakowania.
– W takim razie, my zajmiemy się jedzeniem – oznajmił Leo, zabierając z kuchennego blatu torby na zakupy i ciągnąc mnie za sobą.
*************************
Jejku, dziękuję wszystkim za gwizdki i komentarze pod pierwszą częścią. 😍😍Nie macie pojęcia jak miło mi słyszeć, że komuś się to podoba. Bardzo motywuje mnie to do dalszego pisania. 💖Postaram się wrzucić w tym tygodniu jeszcze dwa rozdziały, jeśli dam radę. Mam nadzieję, że pomimo, iż to dopiero pierwsze rozdziały nie jest jeszcze, aż tak nudno i dajecie radę to czytać. 😄😉
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro