Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Epilog, czyli można to polubić

UWAGA: Rozdział zawiera opis inicjacji seksualnej, oznaczony 🔞, dlatego proszę o odpowiedzialne czytanie, szczególnie osoby nieletnie i głęboko wierzące, dziękuję.

Ponieważ udało się Wam osiągnąć 2k gwiazdek, za co jestem bardzo wdzięczna, to zgodnie z obietnicą zapraszam do epilogu już dzisiaj. Mam nadzieję, że Was usatysfakcjonuje, dajcie znać!

Dedykuję go wiernej Czytelniczce, komentatorce i mistrzyni pisanych ze smakiem scen erotycznych, lady_in_black74, która bardzo mnie mobilizowała przy pisaniu Ice do pójścia w jej ślady. Sami oceńcie, z jakim skutkiem? 😉

Nowe opowiadania już wkrótce! Wciąż zostajemy w Culford. Ogłoszenia pod epilogiem.

Ostatnia szansa na gwiazdkę!
⭐️⭐️⭐️⭐️⭐️

Przed ratuszem czekała już na nich limuzyna, wiśniowy Bentley Grantów, w jej środku najwyższy komfort, w jakim Nessie kiedykolwiek zdarzyło się podróżować.

A więc to z taką pompą Carla przyjechała na Bal Zimowy, ehem?

No cóż, to teraz wróci na stancję uberem albo jeszcze lepiej pieszo.

Ale rudowłosa nie bardzo miała obecnie czas na takie rozważania, bo w tej samej chwili, w której River do niej dołączył na miękkim skórzanym siedzeniu, poczuła jak oplotło ją jego silne ramię, a wargi znów znalazły się we władzy ust chłopaka.

O Boże, jak mogła zmarnować tyle miesięcy, odmawiając sobie jego PRAWDZIWYCH pocałunków? To znaczy, oczywiście, wszystko co do tej pory mieli także było prawdziwe i doprowadzało ją do szaleństwa, ale to... teraz... Oooh!

Czuła, jak cała zaczęła się roztapiać w jego uścisku. I pod wyrafinowanym dotykiem warg mężczyzny, który najwyraźniej wkładał w pocałunki nie tylko całe swoje, niemałe zresztą doświadczenie, ale przede wszystkim serce i duszę.

Dlatego w ogóle jej przez myśl nie przeszło by zapytać, dokąd właściwie jechali. I nawet gdy limuzyna gdzieś wkrótce zahamowała, oni chyba nie od razu zarejestrowali ten fakt. Zbyt byli zajęci sobą i eksplorowaniem tego nowego obszaru pieszczot, jaki się dla nich szczęśliwie otworzył.

Głowa Nessy spoczywała odchylona na jego prawej dłoni, tak jak to oboje lubili, a długie i silne palce szatyna, wysunięte we włosy, niszczyły gładkość jej koka, podczas gdy ich coraz bardziej spragnione wargi czyniły jej makijaż wspomnieniem.

Ale komu był potrzeby makijaż, gdy mógł mieć Rivera Cole'a?!

– Mmm, musimy wysiadać – mruknął ciepło, odrywając wreszcie usta od jej ust. – Gotowa?

Przemknęło jej przez myśl, że zapytał nie tylko o opuszczenie ciepłego wnętrza samochodu, ale także o to, co się miało wydarzyć już niedługo. O ich pierwsze zbliżenie.

O jej pierwszy seks w życiu.

I choć znała odpowiedź, to nie potrafiła jej ona chwilowo przejść przez gardło. Dlatego zamiast tego wyjrzała przez okno, by zobaczyć jarzący się bursztynowymi światłami front jakiegoś staromodnie wyglądającego, bardzo dostojnego budynku.

– Oh, co to? – zapytała.

– The Montgomery's, najlepszy hotel w Culford.

Rudowłosa nie musiała nawet dalej pytać, skojarzyła bowiem podsłuchane na ratuszowym korytarzu słowa Carli. Najwyraźniej Cole właśnie zabrał ją do apartamentu, wynajętego na wyraźne życzenie spragnionej przeżycia amerykańskiego snu Carli.

I chyba rozumiała, dlaczego tak zdecydował. Zostając w mieście mieli tu całą noc tylko dla siebie i to w luksusowym hotelu. Zamiast siedzieć jeszcze przez godzinę w limuzynie, w drodze do Czarnej Oberży, a potem wrócić do własnej, prozaicznej sypialni.

A przecież zanosiło się na wydarzenie zgoła epokowe, przynajmniej dla niej!

Oprawa też powinna być odpowiednia.

No i jadąc tam, musieliby niejako od razu wrócić do codziennego życia. Podczas gdy pozostając w hotelu ich Bal Zimowy wciąż jeszcze trwał. Tak samo, jak ich pierwsze wspólne Walentynki.

Doprawdy, miała to być niezapomniana noc.

Część dziewczyny czuła ochotę, by się zniesmaczyć, że to dzięki tamtej wrednej Włoszce tutaj trafiła. Albo i, nie daj Boże, że musiała dojadać resztki po niej.

Na szczęście zdecydowanie większa, głośniejsza oraz dojrzalsza część jej umysłu postanowiła uznać rozwój wydarzeń za swoistą dziejową sprawiedliwość.

Tak, jak kiedyś Ramona Jimenez zajęła przeznaczone dla niej miejsce w Renaissance Mobile Plaza Hotel, tak teraz ona, zamiast tkwić gdzieś w kącie porzucona, zdradzona oraz zapomniana, została wybranką króla balu.

I powiedzmy to sobie szczerze, dobrze jej to robiło na samopoczucie. Dlatego w końcu skinęła potarganą lekko głową i pozwoliła Riverowi pomóc sobie narzucić na gołe ramiona płaszcz.

– Dobrze, chodźmy więc – szepnęła, czując jakby przymierzała się właśnie do skoku na bardzo głęboką wodę.

Okazało się, że The Montgomery's posiadał nawet staroświecką windę, z prawdziwym boyem czy też operatorem dźwigu, dlatego ich pocałunki, którym oczywiście nawet tam się nie oparli, siłą rzeczy musiały zostać nieco stonowane.

Chociaż kto wie, co by się zadziało, gdyby musieli w niej dłużej zostać. Jednak hotel liczył sobie tylko trzy piętra, więc choć oni musieli się dostać na ostatnie, to na szczęście nie trwało zbyt długo.

Kiedy przekroczyli próg klasycznie i wytwornie umeblowanego apartamentu oraz rzucili okrycia na jedną z sof w salonie, najpierw znów zatonęli w długim, rozkosznym pocałunku. Lecz po chwili dziewczyna usłyszała i wręcz poczuła całą sobą, jak River zaczął się nagle... cicho śmiać.

– Co takiego? Z czego się śmiejesz? – zapytała z zaciekawieniem, ale także na skraju lekkiego niepokoju.

Bo a nuż to wszystko była jedynie gra z jego strony? Może tylko na tym mu zależało, żeby ją tutaj dzisiaj zaciągnąć?

I właśnie dopiął swego?!

Za sekundę jednak sama zawstydziła się swojej tendencji do paranoicznego myślenia, bo szatyn aż musiał z rozbawienia usiąść na kanapie, pociągając ją zresztą za sobą i zamykając w objęciach.

– Jezu, Nessa, pomyślisz że jestem idiotą, ale właśnie sobie coś uświadomiłem. Szkoda, że tak późno – wyznał, mając naprawdę śmieszną minę.

– Czemu?

– Nie uwierzysz, ale... hmm, nie mam przy sobie prezerwatyw.

Oh, więc o tym teraz myślał.

No cóż, ona też, a zatem...

W istocie bardzo ją zaskoczył, bo wciąż miała przed oczami jego bogatą kolekcję kolorowych krążków, którą zmuszony był wyciągnąć z kieszeni, gdy przechodził rewizję nad Bantam Lake.

I, umm, co właściwie oznaczał ten brak odpowiedniego osprzętu obecnie? Czy aby nie to, iż Carla nawet dziś, podczas nocy w hotelu, grubo by się rozczarowała? Oraz że wciąż nie zdołałaby wygrać zakładu ze swoim ukochanym Massim?

Dlatego, nie bez satysfakcji, rudowłosa dołączyła się wreszcie do śmiechu swojego towarzysza. Poczuła też ogromną ulgę.

– To co zrobimy? – wyrwało jej się i aż się zarumieniła.

Bo zabrzmiało to trochę, jakby nie mogła się już doczekać, aż będą mieli okazję zacząć tych nieobecnych (oby tylko chwilowo) prezerwatyw wreszcie używać.

Co w sumie nie odbiegało za daleko od prawdy, kaszl kaszl.

– Poczekaj chwilę, sprawdzę zawartość szafek nocnych w sypialni, dobrze? I w łazience. Może akurat mają coś na wyposażeniu?

No, to by to było ciekawe uzupełnienie zestawu z typowo obecną w amerykańskich hotelach Biblią, zaiste.

– Jasne – zgodziła się, na poły zawstydzona, na poły rozbawiona, z rezygnacją wzdychając nad swoim losem.

No bo oczywiście, w jej życiu nic nigdy nie mogło być zbyt proste, prawda? Nawet kiedy już wreszcie zdecydowała się (najprawdopodobniej) pójść na całość ze swoim pierwszym kochankiem, to i tak nic z tego mogło nie wyjść.

I rzeczywiście, bo po powrocie z sąsiedniego pomieszczenia chłopak tylko pokręcił głową. Ale zanim ona zdążyła się naprawdę zmartwić, nie zwlekając sięgnął po hotelowy telefon, ustawiony na małym stoliku nieopodal kanapy, na której siedzieli.

– Halo, recepcja? Tak, dzwonię z apartamentu trzysta dziesięć.

Tutaj spojrzał na dziewczynę i zapytał:

– Jesteś głodna, kochanie? Chcesz się napić kawy, wody, czegokolwiek?

Zaprzeczyła, znów przytulając się do jego boku gestem, który do tej pory mogła jedynie obserwować u swoich przyjaciółek. A więc to tak smakowało, móc siedzieć przy swoim mężczyźnie i po prostu się w niego wtulać? Wow.

To znaczy, co do tego "swojego mężczyzny" nie mogła być do końca pewna, ale przecież Cole sam przyznał, że stracił dla niej głowę, tak? I serce.

Ona dla niego zresztą też, co tu kryć.

– A więc poproszę o przysłanie tutaj do nas najlepszego szampana, jaki macie. Tak, może być Veuve Clicot, w porządku. Do tego truskawki oraz jakieś małe przekąski – kontynuował swobodnie. – I potrzebujemy kilku opakowań prezerwatyw, najlepiej w rozmiarze XL. Czy ktoś może się tym zająć?

Jezu, XL? Melody wiedziała, co mówiła!

– W porządku, dziękuję, czekam. Aha, szampana proszę przysłać na górę jak najprędzej.

Załatwiwszy wszystko, odłożył staroświecką słuchawkę na widełki i spojrzał na nią z uśmiechem. Zamrugała powiekami, bo po prawdzie jej samej nie przyszłoby nawet do głowy próbować rozwiązać ich problem w taki sposób.

– Serio, dostaniemy tutaj szampana? Żadne z nas nie ma jeszcze dwudziestu jeden lat... – wyraziła swoje powątpiewanie, ale chłopak tylko skinął głową.

– Dostaniemy, oczywiście. Powiedzmy, że moja rodzina ma tutaj mocne dojścia.

Aha, zapewne takie wyścielone na zielono dolarami.

– Może się nawet dobrze składa, bo mamy chwilę, by porozmawiać – powiedział tymczasem on, nie mogąc się jednak oprzeć, by znów nie zanurzyć ust w jednym ze swoim ulubionych miejsc na ciele dziewczyny, to jest tuż poniżej jej ucha.

– Porozmawiać? O czym? – zaciekawiła się, z przyjemnością poddając się pieszczocie.

– To będzie twój pierwszy raz, mam rację? – zapytał, oderwawszy się od niej, zresztą wyraźnie niechętnie.

Nastolatka spięła się instynktownie i lekko usztywniła w jego ramionach, zaalarmowana kierunkiem, w jakim zmierzała ich rozmowa.

– Hmm, no tak i co z tego?

– Absolutnie nic złego – pośpieszył z uspokajającym zapewnieniem. – Po prostu chciałbym się upewnić, czy jesteś zdecydowana zrobić to tej nocy. Ze mną. I jak się w związku z tym czujesz?

– Jestem... nieco oszołomiona? – musiała przyznać.

– No właśnie, rozumiem. I o to mi chodzi, bo chciałbym, żebyś była świadoma i przekonana co do tej decyzji. Tak naprawdę, a nie tylko pod wpływem emocji i chwili. Czy tego zamieszania z zakładami na przykład.

– Jestem, ale...

– Tak, kochanie?

– Trochę się boję i... wstydzę.

– Mnie?

– Chyba też. Ale przede wszystkim mojego braku doświadczenia. No i bólu.

Słysząc to przygarnął ją mocniej, ale zamiast znów pocałować w usta, złożył pocałunek na czubku jej głowy.

– Wiesz co? Umówmy się tak – zaproponował – że będziesz mi o wszystkim mówić. Zwłaszcza gdybyś poczuła jakiś dyskomfort czy coś w tym rodzaju, okej?

– Hmm.

– Bo to normalne, że możesz czuć skrępowanie, a nawet ból. Ale też nie zawsze tak jest, więc spokojnie.

– Nie?

– Hmm, mówiono mi, że nie.

Ha, miała go ochotę jednocześnie walnąć za mimowolną może, lecz znowu przechwałkę. Ale także mu podziękować, za zrozumienie i wsparcie.

A przy tym żywiła szczerą nadzieję, że ona również okaże się w jego ramionach taką nieodczuwającą bólu szczęściarą. Choć biorąc pod uwagę jej życiowego pecha, to różnie się to mogło skończyć, wiadomo.

Jako tancerka była od dziecka przyzwyczajona do różnych przykrych i bolesnych sensacji, płynących z ciała. Nie raz miała poobcierane do krwi stopy, schodziły jej paznokcie, miewała zakwasy oraz parę urazów stawów i siniaków.

No, ale jednak to, co ją teraz czekało, trudno było przewidzieć, jak mogło wyglądać. Ona także, jak swego czasu Melody, słyszała różne mrożące krew w żyłach opowieści na temat bolesnej defloracji, o których szczerze mówiąc wolała obecnie nie myśleć.

Żeby przypadkiem nie zmienić zdania co do przebiegu tego wieczoru.

– Pomyślałem, że może chciałabyś też wiedzieć, że zrobiłem wszystkie testy na początku roku i nie jestem nosicielem HIV. Generalnie nie jestem na nic chory.

– Ohh, no to... świetnie, dobrze że mi mówisz. – Trochę ją zatkało, ale doceniała jego otwartość i szczerą komunikację, na którą tej nocy stawiał. Sama pewnie by nie wpadła na to, żeby go zapytać, choć powinna, oczywiście.

– Bo widzisz, bardzo dużo będzie zależeć od tego, czy potrafisz mi zaufać, kochanie – tłumaczył cierpliwie chłopak, obsypując delikatnymi pocałunkami jej policzek i żuchwę.

To było dobre pytanie. Z zaskoczeniem stwierdziła, że owszem, o ile wyłączała sobie myślenie o ich durnym zakładzie, to jakimś cudem naprawdę ufała Riverowi Cole.

Bo pomimo wszystkich perypetii, które z nim przeszła, nigdy jej tak naprawdę nie skrzywdził ani nie zawiódł. I nie wiedzieć kiedy, chyba stał jej się najbliższym człowiekiem na świecie.

Jeszcze bliższym niż przyjaciele i na pewno bliższym niż matka.

Wow, aż jej się serce głucho zatrzepotało w piersi, gdy sobie to uprzytomniła. I że on na to naprawdę ciężko zapracował, nawet jeśli ona sama niczego mu nie ułatwiała.

Bo nie ułatwiała, niestety.

Od miesięcy zgłaszała się do niego z różnymi problemami oraz potrzebami. Oczekiwała, że on je rozwiąże i zaspokoi, a potem odchodziła, kiedy jej było wygodnie albo gdy się przestraszyła rosnącej bliskości i zaangażowania. Nigdy albo bardzo rzadko dając w zamian coś od siebie.

Że też nigdy jakoś nie spojrzała na to od tej strony?!

Już otwierała usta, żeby mu o tym powiedzieć, gdy rozległo się dyskretne pukanie. Chłopak poszedł otworzyć boyowi z wózkiem, na którym pysznił się srebrny kubełek, wypełniony lodem, a w nim ciemna, oszroniona butelka o wysmukłej szyjce.

Więc po chwili mogli już bez przeszkód delektować się schłodzonymi bąbelkami, aż jej lekko zaczęło od nich szumieć w głowie. A życie nagle wydało się zabawniejsze.

I jakby łatwiejsze.

Truskawki, maczane w gorzkiej oraz białej czekoladzie również okazały się przepyszne. I w ogóle robiło się coraz bardziej romantycznie oraz filmowo, zwłaszcza iż Cole odpalił jakąś przyjemną muzykę.

A wyjątkowo nie był to Abel Tesfaye, lecz jakiś szalenie zmysłowy jazz. Czego mogła chcieć więcej?

Oprócz przybycia prezerwatyw, oczywiście.

– A na twój brak doświadczenia razem możemy spróbować coś zaradzić – wrócił do tematu chłopak, odstawiając kieliszek i znów zaczynając ją nieśpiesznie całować. – Choć tak naprawdę to nie jest żaden problem.

– To znaczy?

– Właśnie je zaczynasz zdobywać, Nasturcjo, nie widzisz? A ja chętnie nauczę cię tego, co sam umiem.

– Wszystkiego? – zapytała z takim przejęciem, że aż się musiał roześmiać.

– Tyle, ile będziesz chciała i potrzebowała. Zresztą myślę, że i ja się jeszcze niejednego mogę nauczyć od ciebie. I z tobą...

– Tak?

– Pewnie. Już się przecież wiele nauczyłem.

– A czego?

– Jaka jesteś rozkoszna i podniecająca, jak cudownie pachniesz i smakujesz. Jak idealnie odpowiadasz na mój dotyk, jak pięknie dochodzisz...

Ohh, poczuła jak na policzkach zakwitają jej już nie jasne maki, a purpurowe róże. Faktycznie, co nieco zdołał się o niej dowiedzieć przez minione miesiące, raczej odwrotnie niż ona o nim.

To znaczy, wiedziała już sporo o tym, jak potrafił pieścić i zadbać o nią, ale nie miała zielonego pojęcia, jak sama miałaby dostarczyć rozkoszy jemu.

Zwłaszcza że prezerwatyw wciąż nie było.

Ale pewnie mogłaby spróbować zrobić dla niego wiele rzeczy także bez nich, lecz nie bardzo miała pomysł, jak się do tego zabrać. Nic jeszcze nie umiała, a będąc córką swojej matki, pisarki erotyków, czuła instynktowną niechęć wobec prowadzenia teoretycznych poszukiwań literackich na tym polu.

Jakby słysząc jej myśli, River powiedział, znów z trudem odrywając usta od jej ust:

– Zresztą wiesz co, Nessa?

– Co takiego?

– Postaraj się o tym wszystkim dzisiaj nie myśleć. Ta noc jest tylko dla ciebie. I ja jestem cały dla ciebie, kochanie. Spróbuj się nią po prostu cieszyć, nic więcej nie musisz robić, dobrze?

Słysząc tę hojną ofertę, aż musiała unieść rękę do jego karku i przyciągnąć ku sobie piękną głowę chłopaka, na co z chęcią jej pozwolił. Zatonęli w długim, rozkosznym pocałunku, tak intensywnym i pochłaniającym, że nie od razu usłyszeli owo jakże wyczekiwane pukanie.

Prezerwatywy?!

Cole podniósł się wreszcie i podszedł do drzwi, sięgając do kieszeni po napiwek. Rudowłosa usłyszała jeszcze, że powiedział coś o dopisaniu do rachunku.

I, na swoje szczęście, nie zdążyła się nawet zawstydzić, że to musiało być oczywiste dla tego kogoś, stojącego teraz w korytarzu, co oni tutaj zamierzali niedługo zacząć robić.

Jeśli jednak spodziewała się, że wróciszy szatyn znów usiądzie przy niej na kanapie, to ją zaskoczył. Chyba właśnie skończył z nią rozmawiać, bo wpierw tylko przyklęknął, by odpiąć złociste paseczki sandałków wokół jej kostek oraz oswobodzić jej stopy.

Gdy następnie sam się wyprostował, wyciągnął ku niej rękę, przez co również musiała powstać. A wtedy obrzucił ją spojrzeniem tak pełnym zachwytu, że aż opuściła źrenice, jeszcze mocniej się rumieniąc.

Poczuła wówczas, jak River ujął jej twarz w obie dłonie, odrobinę chłodząc przy okazji jej rozpalone policzki. Powoli wycisnął na rozchylonych wargach Nessy głęboki, odbierający jej oddech pocałunek.

Na szczęście potrzebowała go bardziej niż powietrza.

Potem jego ręce przesunęły się miękko wzdłuż szyi i barków dziewczyny aż na plecy, w poszukiwaniu zamka obcisłej sukni. Przy okazji przywracając też swobodę jej pomarańczowym włosom, które uwolnione z koka opadły ciężko na alabastrowe ramiona.

I już po chwili stała przed nim niemalże naga, bo właśnie sprawił, iż rozpięta sukienka niemal bezszelestnie spłynęła z niej na podłogę. A ponieważ nie potrzebowała do niej zakładać biustonosza, to została teraz jedynie w dobranych pod kolor kreacji, jedwabnych majteczkach, które właściwie całe były śliczną i bardzo frywolną falbanką*.

Dopiero niedawno trafiła w internecie na tę niszową markę i fason. Czy wybierając je dzisiaj przed balem mogła przypuszczać, że Cole ją w nich za kilka godzin zobaczy?

Nie, ale skoro już miał ją widzieć w bieliźnie, to uznała, że bardzo się dobrze złożyło.

🔞🔞🔞

– Jesteś tak niewiarygodnie piękna, Nessa... I tak strasznie, nieprzytomnie cię pragnę! – szepnął nieco ochryple, zdejmując jednocześnie marynarkę od smokingu i odpinając muszkę oraz kołnierzyk, lecz zostając wciąż w koszuli oraz spodniach.

Chyba ją tym wszystkim zaskoczył, ale nie zostawił jej zbyt wiele czasu na zawstydzenie własną nagością bądź totalnie nową sytuacją. Bo oto w następnej chwili już unosił ją na rękach, jakby nic nie ważyła i zmierzał wprost ku uchylonym drzwiom do sypialni.

Powitało ich tam przytulne światło oraz miękkie łóżko, na którym dziewczyna została pieczołowicie ułożona i niemal natychmiast obsypana pocałunkami. Wszędzie.

Bo tym razem River nie poprzestał tylko na jej ustach, policzkach i szyi, ale zszedł wargami także niżej, na barki, dekolt. A wreszcie i na wrażliwe piersi, zakończone napiętymi do granic możliwości, jasnoróżowymi sutkami.

Jak cholernie za nimi tęsknił!

I w ogóle za nią całą!

Widział je już wcześniej, ale za każdym razem zachwycały go na nowo. Takie delikatne, różane, doskonałe po prostu. Wprost domagające się pieszczoty jego dłoni, ust i języka.

Zresztą Nessa całe piersi miała idealne, dlatego oddawał im sprawiedliwość długo i ze znawstwem. Nie spiesząc się, a wręcz przeciwnie: dogłębnie delektując się każdym jednym dotknięciem języka, pocałunkiem, muśnięciem warg. Tak samo, jak jej smakiem i zapachem.

Wiedział, że mógłby zaprowadzić ją na szczyt, bo już tam niegdyś razem tą ścieżką zawędrowali. Słyszał to w jej przyspieszonym, coraz cięższym oddechu oraz spłoszonym biciu serca.

Ale nie to dla niej dzisiaj zaplanował, dlatego ucałowawszy je raz jeszcze, zaczął znaczyć szlak nieco wilgotnych, nieśpiesznych pocałunków wzdłuż brzucha i biodra rudowłosej, poprzez smukłe udo i łydkę, aż do jej wąskiej stopy tancerki.

A potem z powrotem, ale nieco bardziej po wewnętrznej stronie nogi, by za chwilę zająć się także drugim biodrem i nogą dziewczyny. Oraz każdym skrawkiem jej atłasowej, mlecznobiałej z natury, choć coraz mocniej się teraz różowiącej skóry.

Leżała na białej pościeli, z rozrzuconymi bezwładnie kończynami i z przymkniętymi powiekami, całą sobą chłonąc jego doświadczony dotyk. Coraz bardziej zrelaksowana oraz rozluźniona, ale też podniecona. Zgodnie z jego zaproszeniem, koncentrując się tylko na płynącej z ciała, dzięki jego dotykowi, przyjemności.

Dlatego obrócił ją także na brzuch i zajął się pieszczotą pięknych pleców dziewczyny oraz jej krągłych pośladków. Aż przez to wzdychała z rozkoszy i instynktownie unosiła je ku górze, na spotkanie jemu.

Ale gdy znów ułożył ją na wznak i kolejny raz sunął wargami wzdłuż krawędzi sięgających jej prawie do pępka fig, drocząc się z nią równie mocno jak ze sobą samym, Nessa najwyraźniej zapragnęła coś powiedzieć. Choć było to spore wyzwanie, bo słowa z wielką trudnością wydostawały się z jej dziwnie wyschniętego gardła i ust.

Dlatego dźwignął się wyżej i podparł na łokciu, by widzieć twarz kochanki. Otworzyła już oczy i patrzyła na niego, powiększonymi do granic możliwości źrenicami.

– Co mówiłaś, kochanie? – zapytał, znów całując jej żuchwę, a potem ucho.

Mmmmmm...

– Czy ty... Czy... – zaczęła ponownie.

– Tak?

– Nie powinieneś się także... rozebrać?

– No, mógłbym. – Uśmiechnął się do niej. – A chcesz tego? Na pewno?

– Chcę. Na pewno.

I teraz to ona przyglądała się uważnie, jak Cole odpinał guziczki wykrochmalonej idealnie koszuli, a potem wyjmował spinki z mankietów. Serio, zamiast guzików miał tam jakieś małe dzieła sztuki; nie zdziwiłaby się wcale, gdyby były ze złota i odziedziczone po jakimś przodku dandysie.

Jednym szarpnięciem wydobył poły koszuli zza paska spodni i odrzucił ją gdzieś poza krawędź łóżka, na miękki dywan.

– Tak lepiej? – upewnił się, z lekkim rozbawieniem.

– No nie wiem – odparła z wahaniem. – Ciągle widzę pewną... dysproporcję.

Zaśmiał się na jej słowa i po chwili leżał przy niej już tylko w samych czarnych bokserkach, boso. Uznała, że teraz wreszcie było sprawiedliwiej i aż wyciągnęła rękę, by przesunąć smukłymi palcami po zarysowanych wyraźnie mięśniach brzucha chłopaka.

Zawsze je dosyć... lubiła.

– Chcesz iść dalej? – zapytał.

– Masz na myśli... to? – Wskazała na opinającą jego biodra tkaninę, nawet w przytłumionym świetle lamp hotelowej sypialni wyraźnie unoszącą się wzdłuż pewnego podłużnego, sporego kształtu, który się pod nią ukrywał.

– Raczej... to. – Tutaj chłopak wsunął delikatnie same koniuszki palców pod gumkę jej fig.

Poczuła, jak mięśnie całego brzucha napięły jej się i choć zachwycone jego dotykiem, to jednak z miejsca cofnęły się w stronę kręgosłupa. Aż musiała powoli wypuścić powietrze ustami, by spróbować się znowu bardziej rozluźnić.

Jeszcze nigdy, z żadnym mężczyzną, nie była całkiem naga. Nawet z Riverem, kiedy dawał jej te wszystkie zaskakujące i cudowne orgazmy wtedy, w ferie. Ale przecież już naprawdę pragnęła i w ten sposób z nim być.

Bez żadnych barier ani osłon.

Dlatego, choć wciąż nieco zawstydzona, skinęła głową przyzwalająco. Bo owszem, chciała z nim doświadczyć również całkowitej nagości.

Coraz bardziej potrzebowała z nim doświadczyć WSZYSTKIEGO.

– Dobrze – zgodziła się i posłusznie uniosła biodra, gdy zajął się jedwabną falbanką, więc po chwili znów to ona była bardziej rozebrana, niż on.

I tak, jak mężczyzna wpatrywał się właśnie z zafascynowaniem w wąski pasek ognistych krótkich włosów, który zwykle zostawiała, depilując się w miejscach intymnych, tak i ona zapragnęła zobaczyć... No, więcej Rivera. Nagiego.

Może nawet go... dotykać?

Dlatego znów się odezwała:

– Wiesz co? Wierzę w równouprawnienie.

Zrozumiał ją bez problemu i już po chwili nie tylko widziała go całego, jak tego pragnęła, ale także czuła jego ciężar i ciepło na udzie. A raczej miała je poczuć za kilka sekund, gdy już odzyskała oddech i jaką taką przytomność umysłu.

Oczywiście, że nie raz wyobrażała sobie Cole'a bez ubrania, nie wyłączając jego penisa. A jednak, no cóż, najwyraźniej zabrakło jej wyobraźni do wykreowania... tego widoku.

Naprawdę BYŁ duży.

A przez brak doświadczenia nastolatki naturalnie wydawał jej się jeszcze większy, niż w rzeczywistości. Westchnęła więc, nieco nerwowo.

Bezbłędnie odczytując jej rozterki, chłopak najpierw odwrócił uwagę kochanki głębokim, odbierającym jej szansę na złapanie tchu pocałunkiem, podczas którego dotykał także i pieścił jej prawą pierś oraz talię, a następnie szepnął:

– Poradzisz sobie, zobaczysz. Jesteś do tego stworzona.

Chwilowo to ona by mu uwierzyła nawet, gdyby zapewnił ją, że potrafił się unosić w powietrzu. Taką moc i wpływ miały na nią obecnie jego pocałunki.

Już cała się rozpływała, a szumiący ocean gorącej krwi w jej podbrzuszu jakimś cudem zdawał się coraz bardziej rozlewać, aż po najdalsze krańce ciała dziewczyny.

I sprawiał, że pragnęła... jeszcze więcej.

– Chcesz go dotknąć? –
– zaproponował chłopak, odchylając się za siebie, po jeden ze srebrnych krążków, które położył wcześniej na szafce nocnej.

Może i chciała, ale na razie jednak nie miała odwagi, a w dodatku była zajęta czym innym, więc pokręciła tylko głową oraz powiedziała:

– Nie, ale...

– Co takiego?

– Mogę ci pomóc wyjąć prezerwatywę z opakowania. I będę patrzeć, jak ją zakładasz – zapowiedziała, choć ledwo mogła mówić, tak bardzo zasychało jej w ustach z wrażenia.

Roześmiał się, przyjmując jej pomoc, a potem godząc się na bycie pilnie przez nią obserwowanym. To było fajne, że nie traktował wszystkiego, co się działo tej nocy, ze śmiertelną powagą ani namaszczeniem, nie wyłączając siebie samego.

Podobało jej się to i obniżało nieco poziom stresu. Bo skoro on się tym cieszył i bawił, to ona też mogła przynajmniej spróbować, prawda?

Nawet się nieco mniej przez to bała, bo on w ogóle nie wyglądał na zestresowanego, na jej szczęście. Najwyraźniej wiedział, jak się zachować i miał zaufanie do swoich kompetencji.

Nagle poczuła się totalnie pogodzona z faktem, iż było przed nią kilka... wiele innych kobiet. Cóż, przynajmniej jedno z nich zdobyło sporo przydatnego doświadczenia.

River sprawiał wrażenie przejętego, owszem, ale nie spiętego czy pogubionego, wręcz przeciwnie. Dlatego właśnie stać go było na rozbawienie oraz uśmiech dla niej, tak to odbierała.

Naprawdę był pewien, co i jak chciał zrobić, a ona to doceniała.

I, o Jezu, naprawdę potrzebował tego większego rozmiaru gumek. Dobrze, że pamiętał o tym wspomnieć, składając zamówienie.

Ale, choć już odziany w lateks i teoretycznie przygotowany do następnego kroku, nie zaczął się bynajmniej bardziej spieszyć, lecz jak gdyby nigdy nic wrócił do całowania i dotykania całego ciała dziewczyny.

Powoli, finezyjne i jakby ta noc miała się nigdy nie skończyć.

Tym razem nie broniła mu nigdzie dostępu, nawet najlżejszym napięciem mięśni, dlatego po raz pierwszy rozsunął kolanem jej uda i już bez pytania wsunął między nie swoje długie palce, jednocześnie zamykając usta Nessy kolejnym głębokim pocałunkiem.

Ale nawet on nie spodziewał się, że miało wystarczyć jedno dotknięcie jej bardzo już nabrzmiałej i wilgotnej kobiecości, by rudowłosa zadrżała, po czym krzyknęła mu prosto w twarz, schrypniętym i łamiącym się z emocji głosem.

Doszła od jego pierwszego dotknięcia, tak bardzo była podniecona i gotowa na rozkosz. Nie przypuszczała, że to pragnienienie może być aż tak przemożne, ale owszem, było.

W życiu nie zaznała tak intensywnej fizycznej przyjemności.

– Mmm, widzisz, mówiłem prawdę. Jesteś do tego stworzona, kochanie.

Popatrzyła tylko na niego nie do końca przytomnie, ale jednak znów przyciągnęła jego głowę do swojej, najwyraźniej domagając się kolejnego głębokiego pocałunku. Który River oczywiście jej ofiarował, choć tym razem nie zamierzał na nim poprzestać.

Dlatego poprosił by uniosła biodra i podsunął pod nie poduszkę, po czym ułożył się między udami dziewczyny, rozchylając je mocniej i podciągając nieco wyżej jej zgięte w kolanach nogi.

Nie protestowała, więc odnalazł ciasne, lecz z pewnością dostatecznie nawilżone i śliskie wejście do pochwy, po czym naparł na nie z wyczuciem.

– Teraz? – upewnił się, choć wszystko w niej mówiło mu wyraźnie, że Nessa była gotowa. – Chcesz tego?

– Taa-AAAAK...!! – wyrwało się jej.

A on po prostu to zrobił.

Wszedł w nią, nie przedłużając jej niepotrzebnie bólu ani napięcia. Wystarczył jeden stanowczy oraz pewny swego ruch mężczyzny i oto już miała go w sobie, rozpierającego się w jej wąskim wnętrzu, wzdłuż i wszerz.

Co jednocześnie było dziwne, wciąż nieco bolesne, ale także... wyjątkowo satysfakcjonujące.

Jakby ostatni element układanki trafił wreszcie na swoje miejsce.

I najwyraźniej czekała na to całe swoje życie.

– Jesteś... taka... – zaczął nisko i nieco ochryple.

– C-co? – wymamrotała, bo z trudnością teraz umiała zebrać słowa.

– Taka... ciasna, ohh... Wszechobejmująca.

– To dobrze czy...?

– Idealnie – zapewnił ją, pochylając się ku ukochanej, by spotkać się z nią w długim, intymnym pocałunku.

Z radością poczuł, jak dziewczyna położyła dłonie na jego plecach i nawet powiodła nimi niżej, tak by dotknąć jego pośladków. Sam tylko ją całował, powoli, z pożądaniem, lecz miękko i niezbyt agresywnie, doskonale się kontrolując, by spotykać się w pół drogi z jej coraz bardziej ciekawskim językiem.

I czekał, dając jej czas, by przyzwyczaiła się do obecności jego penisa wewnątrz siebie.

Nie było między nimi żadnej walki o dominację, o której tyle czytała na Wattpadzie. To raczej przypominało pełen czułości, wyczucia oraz delikatności taniec i to po obu stronach.

Czuła się przez to jeszcze bardziej zaopiekowana oraz bezpieczna w jego ramionach. Nie wiedziała tylko, dlaczego chłopak wciąż się w niej nie poruszał, mimo że był już bardzo głęboko.

Za to ona zdała sobie po chwili sprawę, że miała już dość tego trwania w bezruchu, więc pomimo początkowej bolesności i napięcia zakołysała miednicą tak, by mocniej wyjść na przeciw jego biodrom.

– Ooh! Mmm... – Jej jęk splótł się w jedno z jego głębokim, zadowolonym pomrukiem.

Najwyraźniej to właśnie na to czekał, bo nie odrywając warg od jej ust i opierając się na łokciu lewej ręki, prawą podciągnął wyżej udo dziewczyny, by zacząć się wreszcie w niej poruszać. Cały czas raczej powoli i ostrożnie, uważnie obserwując jej reakcje.

A więc to na tym polegało uprawianie seksu i tak się to odczuwało, mając w środku mężczyznę. W sumie nie było tak źle, chyba. 

Właściwie to w ogóle nie było źle i nawet robiło się coraz przyjemniej, choć mimo wszystko wciąż nie czuła się tak, jak kiedy zamierzała szczytować gdy ją całował i pieścił inne ulubione przez nich miejsca na jej ciele.

Za bardzo jeszcze była na to jednocześnie obolała i jakby właśnie nieco bez czucia tam, gdzie ją teraz po brzegi i nieustępliwie wypełniał. Ale i tak było... interesująco.

Chyba będzie to w stanie polubić, uznała, choć może nie od razu zamierzała powtarzać całe wydarzenie. Bo inne rodzaje przyjemności, ktorych nauczył ją jej pierwszy kochanek, były co najmniej równie rozkoszne, a na pewno nie tak absorbujące i mimo wszystko wciąż nieco bolesne.

W dodatku sama chciała wreszcie zacząć zgłębiać różne możliwości, dzięki którym to ona mogłaby sprawiać przyjemność jemu, coraz większą. Oboje na to zasłużyli.

Na razie więc szepnęła:

– River?

– Tak, kochanie?

– Ja... no, nie musisz na mnie czekać, więc gdybyś chciał... Już...

Uśmiechnął się do niej, a potem obdarzył długim, cudownym, pełnym uczucia pocałunkiem.

– Kocham cię, Nesso –
rzekł miękko i pochylił się jeszcze niżej, by zanurzyć usta i nos w jej szyi oraz włosach.

Naprawdę to POWIEDZIAŁ.

Pierwszy raz w życiu zresztą, choć ona o tym jeszcze nie wiedziała. Ale miała się wkrótce dowiedzieć. Jak i wielu jeszcze innych ważnych rzeczy.

Ile tak naprawdę zaczęła dla  niego znaczyć przez te miesiące.

Po chwili dziewczyna poczuła, że lekko się spiął i usłyszała, jak pozwolił sobie na niski, gardłowy ni to jęk, ni okrzyk. Oh wow!

Tak zmysłowy oraz podniecający był to dla jej uszu dźwięk, że aż sama natychmiast doświadczyła lekkiego skurczu w dole brzucha. Jego spełnienie dało jej satysfakcję zupełnie nieznaną i tak głęboką, jakby sama właśnie przeżyła z Riverem kolejny orgazm.

I to najlepszy z nich wszystkich.

Chwilę jeszcze na niej leżał, podpierając się na przedramionach, ale mocno przytulony i dając jej nieco doświadczyć swojego ciężaru. Od razu wiedziała, że bardzo będzie lubiła takie chwile bliskości z ukochanym mężczyzną, tuż po udanym seksie z nim.

Wreszcie kolejny raz ją pocałował, tym razem w czoło i skroń, po czym dźwignął się wyżej, a kiedy z niej wychodził, syknęła z bólu i jednak odczuła pewną ulgę. Gdy on zawiązywał prezerwatywę, rudowłosa dotknęła się kontrolnie, dzięki czemu znalazła na palcach odrobinę krwi.

Ale nie było jej jakoś tragicznie wiele, uznała. Na pewno mniej, niż się spodziewała. Podnosząc się z łóżka, w drodze pod prysznic, nawet nie zauważyła żadnego śladu czerwieni na prześcieradle.

Tak, zdecydowanie potrzebowała czasu, żeby się nauczyć w pełni doceniać ten rodzaj seksu i czerpać z niego prawdziwą przyjemność, uznała. Na szczęście wierzyła także, iż River da jej tyle czasu i uwagi, ile tylko będzie potrzebowała.

I choć trudno było w sumie przewidzieć, jak długo mogło to potrwać, nie zamierzała się nigdzie spieszyć. Raczej chciała móc do woli cieszyć się nowymi możliwościami oraz zdobywaniem doświadczeń, przy jego współudziale oczywiście.

Wreszcie aż uśmiechnęła się sama do siebie na myśl, że pewnie i tak zajmie jej to mniej czasu niż go potrzebowała, by zrozumieć oraz docenić tego wcale nie tak znowu dupkowatego ani okropnego Rivera Cole'a.

I żeby go pokochać.

🔞🔞🔞

Pełni wrażeń, zadowolenia i wzajemnej czułości, bardzo już zmęczeni kochankowie zasypiali ciasno przytuleni, w odległym The Montgomery's Hotel.

Tymczasem w sypialni Nessy w Czarnej Oberży właśnie rozpływały się w powietrzu smugi migotliwej materii. Także dziwne odgłosy, tupot, upiorne chichoty oraz jęki, wypełniające nawiedzony dom od miesięcy, mogły w końcu ucichnąć na dobre.

Oczywiście tylko do następnego razu, kiedy od wieków niezłomne i lojalne duchy Grantów uznają za konieczne udzielić wsparcia któremuś pogubionemu lub znajdującemu się w potrzebie członkowi swego klanu.

Być może już niedługo będą musiały spróbować pozbyć się tej całej Yolandy Howard, bo takiej egoistki jak ona nie było tu przez dwieście lat! Więc zamierzały zabrać się za to skuteczniej, niż to miało miejsce w przypadku tego beznadziejnego idioty, Ruperta Cole'a.

Który z kolei był sam z siebie tak niezrównoważony, że na dobrą sprawę ich wysiłki nie robiły mu wielkiej różnicy, niestety. On naprawdę wierzył, iż wszystko da się załatwić przy pomocy kasy i ochroniarzy, głupiec!

Ale z egocentryczną pisarką to się jeszcze miało okazać, bo choć podobała im się dużo mniej niż Nessa, to jednak Alex wciąż była w niej zakochana, a im zależało na jej szczęściu.

I duchy wiedziały, że nie było pośpiechu.

Wszyscy mieli przed sobą wieczność.

--------------‐------‐------------------------
Kochani, dziękuję Wam za wspólną przygodę z pisaniem i czytaniem o losach Nessy, Rivera oraz o wyczynach towarzyszących im sił nadprzyrodzonych.

Wszystkich, których zaciekawili Lavender Storm oraz jej tajemniczy oraz bezwzględny ukochany, Hunter Snow, zapraszam do opowiadania Hero in You, na moim profilu:

Zapraszam Was również serdecznie na trzecią część serii Culford High, to jest Unforgettable, gdzie poznacie historię wielkiej miłości Sienny i Dantego oraz spotkacie ponownie Lav, Huntera, Mel, Owena, Nessę i Rivera. Prolog już w poniedziałek, do przeczytania zatem! 🍃🍁🍂

W przygotowaniu także opowiadanie fantasy, rozgrywające się w magicznej Akademii Czterech Ras, pt. Żywiołaczka. O rozpoczęciu publikacji dowiecie się z ogłoszeń, dlatego warto mnie zaobserwować, żeby nic nie przegapić, prawda?

---------------------------------------------
*A jeśli ktoś się zastanawiał, w jakiej to fikuśnej, jedwabnej bieliźnie od MissMoneyPanties wystąpiła tej nocy Miss Howard, to służę zdjęciem poglądowym:

I tym oto pikantnym akcentem kończymy naszą przygodę z Ice Breaking. Jeśli udało nam się skruszyć lód Waszych serc to prosimy o gwiazdki, komentarze i polecajki. Dzięki wielkie! 🧊

---------------‐-----------------------------
Zakończenie publikacji 26.09.2022: 27,7k odsłon, 2,17k ⭐️

03.10.2022: 30k odsłon, 2,3⭐️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro