Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

8. Kto się na kogo uwziął

Pierwszy opkowy crossover tutaj, pozdrawiamy fanów Lavender&Co (Hero in You) 💜 I pierwsze POV Rivera 🖤

Nessa planowała co prawda zaczekać gdzieś na korytarzu aż do dzwonka na następną lekcję. Może by się nawet przespacerowała trochę po Culford High, rzuciła okiem tu i ówdzie,  skoro już trafiła do tak ekskluzywnej placówki edukacyjnej. Ale niestety.

Ta straszna sekretarka podniosła się dziarsko zza biurka i rzuciła nieustępliwie:

– Chodźmy zatem, zaprowadzę cię do pracowni geograficznej. Twoim nauczycielem geografii i w ogóle opiekunem twojej grupy jest profesor Lewis. To nasz najlepszy geograf, między nami mówiąc.

– Skoro tak pani twierdzi – mruknęła z rezygnacją rudowłosa.

Ten zawzięty krasnal najwyraźniej się na nią dzisiaj uwziął!

– Owszem, twierdzę. I jak zwykle mam rację, dziecko. – Uśmiechnęła się pod nosem zarozumiała staruszka. – Aha, i wróć po ostatniej lekcji na rozmowę z pryncypała, na pewno chętnie cię pozna! Będę też już miała komplet podręczników dla ciebie.

Nastolatka nawet się nie pofatygowała z odpowiedzią, chociaż nie darowała sobie męczeńskiego westchnienia. Już się odwróciła w stronę drzwi wejściowych, gdy te nagle otwarły się z rozmachem i stanęła w nich wysoka, wysportowana dziewczyna z masą lśniących, brązowych włosów.

Oraz, o dziwo, mająca aż dwóch czujnych mięśniaków za plecami. Wtf?!

Kiedy nowo przybyła odgarnęła loki z twarzy, dłonią przybraną w pierścionek z dwoma najbardziej oszałamiającymi brylantami, jakie Nessa kiedykolwiek widziała na żywo, nie sposób było nie zauważyć, że jej policzki zdążyły już spuchnąć i pokryć się nieapetycznymi czerwonymi cętkami.

– Lavender, co znowu? – zapytała z niejaką rezygnacją Mrs. Munchkin.

– Probówka mi pękła na chemii, proszę pani. A zresztą najwyraźniej mam alergię na któryś odczynnik. Czy mogę jechać do ojca, do szpitala? Chyba zaczynam mieć duszności... – poinformowała ją ponuro uczennica.

Rudowłosa już prawie zaetykietowała koleżankę jako niezdarę, ale przypomniała sobie własny wypadek z rozlanym ostatnio w kuchni mlekiem. No fakt, nieszczęścia chodzą po ludziach, każdemu się mogło zdarzyć.

– No tak, oczywiście, usprawiedliwię twoją nieobecność dzisiaj. Mam nadzieję, że to nic poważnego.

– Tak, ja również. – Szatynka uśmiechnęła się z wyraźnym wysiłkiem.

Zresztą jej uśmiech i tak nie obejmował dziwnych, wielkich i dwukolorowych najwyraźniej oczu. Jedno było zielono-niebieskie, a drugie... jakby fioletowe?!

Jezu, jakie dziwne indywidua chodzą do tej szkoły?!

Nessa bez trudu wyobraziła sobie młodych Cole'ów, dołączających do tego przybytku za kilka lat, bo będą tutaj pasować jak ulał. Dziś rano znowu byli oboje ubrani głównie na czarno i to, uwaga, w coś w rodzaju sięgających im do kolan bezrękawników, narzuconych na grafitowe golfiki. Zaś odziane w czarne getry (bądź rajstopy) długie i cienkie nóżki znów obuli w znane jej już ugly sneakers, jedne jak zwykle ozdobione brokatem.

Gdyby któreś z nich nie było chłopcem, nastolatka uznałaby, że młodociane Antychrysty przywdziały sukienki. Zresztą może naprawdę tak było, prawda? Te dzieci naprawdę coraz bardziej sprawiały wrażenie gender fluid.

Wszystko to, zebrane do kupy z nienawistnym wyrazem na ich szczupłych twarzach stanowiło widok, który mógł się przyśnić nawet ludziom o stalowych nerwach, niestety.

Zamyślona rudowłosa dopiero po chwili od wyjścia na korytarz skupiła wzrok na tyle by dostrzec, że znikającej za rogiem uczennicy z alergią towarzyszyło nie zaledwie dwóch (ba!) ochroniarzy, ale... sześciu!

Poniewczasie przypomniała sobie, że kiedy pospiesznie wysiadała z ubera (i było się tak do czego spieszyć, ehem?) kątem oka zauważyła na parkingu przed szkołą formację kilku czarnych, nieco topornych na oko SUV-ów, zapewne kuloodpornych. A przy drzwiach wejściowych CH stało dwóch facetów o wyglądzie komandosów, w czerni naturalnie.

Trochę ją to zaskoczyło, ale uznała, że prywatna szkoła, jaką jest Culford High najpewniej zainwestowała w jakąś wypasioną firmę ochroniarską. Teraz jednak zaczęło do niej docierać, że ta mała armia najemników prawdopodobne pozostawała tutaj wyłącznie na usługach szatynki z olśniewającymi brylantami.

Czy to jakaś młoda celebrytka? Gwiazda?

Córka jakichś ekscentrycznych milionerów?

A może, no cóż, księżniczka mafii?!

Zaintrygowana nastolatka aż na chwilę porzuciła swoją pozę Ice Queen i spojrzała na sekretarkę z otwartym zapytaniem w niezapominajkowych oczach.

Kobieta westchnęła lekko i stwierdziła rzecz w sumie dość oczywistą:

– To twoja koleżanka z trzeciej klasy, Lavender Storm. I jej, no cóż, ochroniarze.

No shit Sherlock! Tyle to ona sama już wiedziała!

Postanowiła po powrocie do domu nadać temat Yolandzie, bardzo skutecznie umiejącej przeprowadzić research na dowolny temat. I, skoro dziewczynie z cętkowaną twarzą towarzyszyło aż tylu najemników, to czy chodzenie do tej samej szkoły z nią nie było niebezpieczne dla Nessy?

Może ona sama zaczęła właśnie potrzebować ochroniarzy, choć jeszcze o tym nie wiedziała?

No cóż, życie miało za jakiś czas samo dać odpowiedź na to pytanie, niestety.

☆☆☆

Wprowadzona do sali przez upierdliwą sekretarkę niemalże za łokieć,  rudowłosa została następnie przedstawiona dwudziestoosobowej grupie innych uczniów oraz ponownie pouczona, że do Culford High nie wolno się spóźniać.

Nic tylko wszyscy się na nią dzisiaj uwzięli!

Jak bardzo, przekonała się chwilę po opuszczeniu klasy przez Mrs. Munchkin, która zdążyła jeszcze coś szepnąć nauczycielowi do ucha. Znakomity podobno geograf rozejrzał się wówczas po klasie i oświadczył:

– Skoro znasz już Rivera Cole'a to usiądź koło niego, Nessa. Będzie twoim przewodnikiem i opiekunem przez kilka pierwszych dni w naszym liceum.

Mrs. Munchkin właśnie stała się dla rudowłosej szkolnym wrogiem numer dwa. Co za wstrętna plotkara!

– Słucham? – Niemile zaskoczona nastolatka potoczyła błękitnymi jak lodowiec oczami po klasie i faktycznie, ze ściskiem w sercu dostrzegła siedzącego na końcu sali aroganckiego dupka.

On także patrzył na nią i uśmiechał się z przebrzydłym zadowoleniem. O nie!

– Nie sądzę, żebym potrzebowała opiekuna – oświadczyła wyniosłym tonem, ścierając mu tym samym z niedorzecznie urodziwej twarzy wstrętny uśmieszek.

– I zdecydowanie wolałabym siedzieć bliżej tablicy.

Oczywiście wszystko to było kłamstwem, ale dziewczyna gotowa była dużo poświęcić, byleby tylko nie być narażoną na bezpośrednią bliskość tego obleśnego buca. Nawet jeśli jej oświadczenie wywołało zaciekawiony szmer wśród uczniów, a zwłaszcza uczennic.

Dlatego nie dając zaskoczonemu nauczycielowi dojść do głosu, opadła z gracją na wolne miejsce obok jakiegoś wysokiego, szczupłego chłopaka z szopą turkusowych włosów.

Ten wpatrywał się w nią z lekkim uśmiechem na pociągłej twarzy z długim, wrażliwym nosem. Najwyraźniej chciał coś powiedzieć, ale drzwi do pracowni otwarły się z rozmachem i stanęła w nich dziewczyna o posturze i urodzie bardzo uroczej oraz bardzo rudej wróżki.

Sporo niższa od Nessy, ale śliczna i jakaś taka wewnętrznie migotliwa, wypełniała sobą przestrzeń na dwieście procent.

– Ach, panie profesorze Lewis, przepraszam za spóźnienie, ale złapałam gumę w moim nowym samochodzie. To pierwszy raz i trochę mi się zeszło, zanim się doczekałam pomocy drogowej.

– Dobrze już, dobrze. Usiądź na swoim miejscu, Butler. Czy możemy wreszcie wrócić do lekcji, czy też jeszcze ktoś zamierza do nas dołączyć?!

Nessa wzruszyła ramionami i spojrzała za okno. Nie na długo jednakże, bo oto nad jej głową rozległo się chrząknięcie nowo przybyłej uczennicy.

– Hej, sorry, ale zajęłaś moje miejsce, wiesz? Zresztą koło mojego chłopaka, więc...

Oesu, to zdecydowanie nie był jej dzień! Rudowłosa zrobiła jednak dobrą minę do złej gry i powstawszy, rozejrzała się po klasie.

Aha, no super, jedyne wolne miejsce to to wskazane wcześniej przez geografa. Mało brakowało, aby zaproponowała tęczowej wróżce zamianę ławek, ale przypomniała sobie argument o chłopaku.

No fakt, ona chłopaka nie miała i nie zamierzała mieć, związki są mocno przereklamowane, prawda? A życie dużo za krótkie na całe to zamieszanie z miłością.

Ale ta tutaj para jeszcze na to najwyraźniej nie wpadła, biedacy!

Nastolatka zacisnęła zęby, wyprostowała się na całą swoją królewską wysokość i krokiem tancerki pomaszerowała na tył klasy. Pilnie nie patrząc na dupka, usiadła i wyjęła pierwszy lepszy zeszyt oraz długopis.

Od tej pory Mr. Lewis nie miał na swojej lekcji równie pilnie zasłuchanej w jego wykład uczennicy.

☆☆☆

Stracił natomiast uwagę innego ucznia. River Cole bez najmniejszego wstydu czy zażenowania wpatrywał się bowiem przez resztę zajęć w ignorującą go totalnie sąsiadkę.

Dlaczego zresztą miałby się wstydzić? Chłopak zwykle robił to, na co miał ochotę. A teraz miał szaloną ochotę przyglądać się tej uroczej furiatce, którą los postawił na jego drodze. Być może nie przypadkiem, tak?

Chwilami urozmaicał sobie widok jej jednocześnie pobladłej ze złości i ozdobionej pomidorowymi wypiekami ze zdenerwowania twarzy mentalnymi migawkami ze spotkania w kuchni z nią. Oraz wspomnieniami z biblioteki, ehem, kiedy zobaczył ją nad wyraz apetycznie wypiętą na stole do bilarda.

Nie pamiętał, żeby kiedykolwiek i kogokolwiek tak bardzo chciał na nim przelecieć jak ją wczoraj. Ani, skoro już o tym mowa, dawno już w ogóle nikogo tak bardzo nie miał ochoty zaliczyć. Wiedział, że na długo antyczny stół do bilarda będzie mu się kojarzył z Miss Howard i z fantazją erotyczną, którą mu właśnie zaszczepiła.

No cóż, są gorsze rzeczy, uznał. Ta właściwie w ogóle nie była zła, prawda?

Spędził przy ich rodzinnym, zabytkowym stole tysiące godzin, grywał od dziecka, a jakoś nigdy nie wpadł na to, że zielone sukno ciężkiego i stabilnego mebla mogłoby być tak pięknym tłem dla kobiecego ciała. Zwłaszcza jeśli kobieta miała porcelanową, niemalże idealnie białą skórę i masę jaskraworudych włosów.

Swoją drogą to dopóki nie zobaczył tego koloru włosów u córki, nie potrafił uwierzyć, że ta barwa, identyczna u jej matki, Yolandy, mogła być prawdziwa i naturalna, więc oczywiście uznał ją mocno przesadzoną i niepotrzebnie ekstrawagancką. A jednak, najwyraźniej był to prawdziwy odcień ich włosów. Ciekawe.

Nie był nawet pewien, czy Nessa do końca była w jego typie (choć wielu by zwątpiło, czy istnieje coś takiego, jak typ Rivera? Może tylko obiekty jego zainteresowania zawsze były śliczne, ale takich w Culford dziwnym trafem nie brakowało.). Mimo jej niewątpliwej urody miał od niej od początku totalny odrzut.

Raz ze względu na jej niepokojącą matkę, a dwa dziewczyna wydała mu się strasznie sztywna. Taką ją właśnie zapamiętał z ich pierwszego spotkania, gdy uprzedzony przez mamę o ich przyjeździe wolał wyjść z domu i zabrać psy na długi spacer do lasu.

A jednak wpadli na siebie od razu na podjeździe i oczywiście nie mógł nie zauważyć ich krzykliwie pomarańczowych głów! Yolanda wyglądała idiotycznie jak zwykle, nakręcona jak starodawny budzik ze sprężyną.

Natomiast Nessa wręcz przeciwnie – jakby połknęła kij, a potem wpadła do przerębla i tak już jej zostało. A on na pewno nie lubił ludzi z kijem w tyłku!

Dlatego jej wybuch nocą w kuchni dość mocno go zaintrygował i nawet ucieszył. Okazało się, iż rudowłosa miała drugą, dużo bardziej fascynującą jego zdaniem twarz.

I choć od tamtej pory zdążył się już przekonać, że skrzętnie ją usiłowała skrywać pod pokrywą lodowatej wyniosłości, to jego nowym hobby stało się jej w tym przeszkadzać. Życie Rivera Cole'a zdecydowanie nabrało od niedzieli barw.

Głównie pomarańczowej i różowej.

A są gorsze kombinacje kolorystyczne, prawda?

Ta przynajmniej na pewno nie była nudna, a on się ostatnio haniebnie nudził. Zaś nudy nienawidził przecież jeszcze bardziej niż ludzi z kijem w tyłkach.

Trochę słabo wczoraj wyszło z psami co prawda, a ruda strasznie się na niego obraziła, niestety. Za karę te małe demony, jego młodsze rodzeństwo, pozostawały na jego rozkazy aż do wieczora.

I zarezerwował sobie opcję natychmiastowego powrotu do takiego układu, gdyby znów zrobiły coś tak głupiego i niebezpiecznego, jak wypuszczenie rottweilerów z psiarni, gdy po domu błąkała się nieznajoma. I to z kotem!

Z drugiej jednak strony... No pain, no gain*!

A on na pewno nie bał się bólu czywysiłku, w końcu oprócz koszykówki namiętnie trenował też boks. I bardzo lubił wyzwania.

Zaś ta mała warta była pewnego wysiłku. Choć chwilowo postanowił trochę jej odpuścić, niech odtaje po wczorajszym.

Cole nie wierzył w żadną nieskończoną nienawiść względem jego osoby, to po prostu tak nie działało! Ale niech Howard ma dziś trochę satysfakcji, niech nastroszy piórka, poczuje się znów bezpieczna. On mógł poczekać nawet kilka dni.

Choć wolałby nie czekać, TBH.

Swoją drogą ciekawe, czy była dziewicą? Uznał, że pewnie raczej nie, za ładna i za gorąca była na to. I jeszcze córka takiej matki, bo oczywiście zrobił super skrupulatny research na temat kariery pisarki romansów erotycznych, Ms. Yolandy Howard.

W dodatku to, jak potrafiła być intencjonalnie kusząca i prowokująca, na przykład wczoraj w jadalni, po śniadaniu... Wszystko zatem przemawiało za opcją, iż Nessa całkiem dobrze wiedziała, na czym polega jego ulubiona gra między kobietą i mężczyzną.

Z drugiej strony on sam miał tych doświadczeń dostatecznie wiele (i to zbieranych od czternastego roku życia), żeby wiedzieć, że niektóre dziewczyny naprawdę potrafią zaskoczyć. W dodatku nie wyczuwał w rudowłosej żadnego zepsucia czy zblazowania, a raczej tylko jej spontanicznie dochodzący do głosu ognisty temperament.

Co było w sumie bardzo dobrą wróżbą na przyszłość.

No cóż, wcześniej czy później na pewno się dowie, jak się sprawy miały z uroczą złośnicą. I zamierzał się bardzo dobrze bawić w międzyczasie.

Tak, właśnie, bawić. River długo jeszcze nie planował poważnego związku. Związki są przereklamowane, widział to przez lata w małżeństwie swoich rodziców, tak?

Co więcej, naprawdę myślał to wszystko, o czym uprzedził wczoraj córkę Yolandy: nie ufał żadnej z nich i zamierzał je uważnie obserwować, w razie gdyby chciały wykorzystać lub skrzywdzić jego beznadziejnie dobrą i kochaną matkę. Wiadomo, że takie osoby przyciągają różnej maści naciągaczy jak magnes opiłki żelaza, a ten lesbijski „związek", który Alex sobie zafundowała po dwudziestu latach heteroseksualnego małżeństwa jawił mu się jako w oczywisty sposób dość absurdalny.

Jego samego za to trudno było podejść czy oszukać, nawet jeśli tej rudowłosej diablicy udało się wczoraj zafundować mu bardzo niemiłą niespodziankę z kopem w jądra. Ale wyciągnął odpowiednie wnioski na przyszłość: nie dopuszczać jej do siebie za blisko w sposób niekontrolowany, kiedy Nessie jest na niego wściekła. Stawała się wtedy zbyt nieprzewidywalna. Lesson learnt*.

Co innego, gdyby to on rozdawał wówczas karty.

☆☆☆

Co do Nessy to oczywiście zdawała sobie aż za dobrze sprawę z faktu, że ten bezczelny typ po jej lewej stronie wgapiał się w nią aż do końca geografii. I chociaż aż ją nosiło, żeby zażądać, żeby się odczepił, jednak nie mogła tego zrobić, skoro prze-dupek nie istniał dla niej od wczoraj i to już na wieczność.

Choć najwyraźniej jego duch był tak samo upierdliwy, jak sam River za życia.

Dlatego zacisnęła zęby i pocieszała się nadzieją, że uwolni się od niego na następnej lekcji, którą jak sprawdziła na planie, miała być matematyka. Niestety, nie cieszyła się długo, bo kiedy odnalazła pracownię matematyczną, zastała w niej bardzo podobny rozkład ławek, jak na geografii.

I znów, tylko River siedział sam w ostatniej ławce pod oknem. Oraz przyglądał się z diabelskim błyskiem w oku, jak niemiło zaskoczona zmierza, by zająć wolne miejsce koło niego. Dziewczyna z niezadowolenia aż rzuciła z większym niż zazwyczaj rozmachem swój zeszyt na ławkę.

Momentalnie zdała sobie zresztą sprawę, że popełniła błąd i zbyt niebezpiecznie daje się ponosić swoim emocjom, znowu. Ale teraz już nie mogła nie zadać sobie pytania, ile jeszcze przedmiotów miała współdzielić właśnie z Cole'em?

Coś jej mówiło, że dużo. I że maczała w tym swoje makiaweliczne paluchy ta złośliwa jędza, sekretarka. Tylko nie rozumiała, czemu się aż tak na nią uwzięła?!

Co ona jej zrobiła, no naprawdę?!

To samo pytanie Nessa zadawała sobie po kolei jeszcze na matematyce i angielskim. Z tym większą ulgą wypadła na korytarz, żeby jak najszybciej skorzystać z przerwy lunchowej. W sumie nawet była solidnie głodna, bo rano z nerwów przed pierwszym dniem w nowej szkole mało co zdołała przełknąć.

Wydawało jej się, że tym razem skutecznie zgubiła Rivera, więc z zadowoleniem ustawiła się w ogonku po lunch. Z przyjemnością stwierdziła, że na stołówce Culford High nawet całkiem ładnie pachniało.

Wyglądało na to, że w tym zapyziałym miasteczku w lesie wszyscy lubili sobie dobrze podjeść. Cóż, przynajmniej pod tym jednym względem tutaj pasowała.

Co do innych to jakoś wątpiła. I to coraz bardziej.

A już ogarnęło ją co do tego totalne zwątpienie, gdy prawie miała dokonać zamówienia, ale nagle zdała sobie sprawę, iż za jej plecami stoi nie kto inny tylko Pieprzony Król Szkoły we własnej osobie. Bo Nessa właśnie uświadomiła sobie nietykalny najwyraźniej i królewski status Cole'a w CH, ugh.

Przecież stanęło za nią w kolejce co najmniej trzydzieści osób. I co, nikt się nawet nie zająknął, kiedy ten arogancki dupek zapragnął ominąć ich wszystkich, żeby usiąść na ogonie rudowłosej! Rzuciła im zresztą złe spojrzenie, wyrażające aż nadto jasno, co myśli o panujących tu feudalnych obyczajach.

Oraz o powszechnym w tej zapyziałej szkółce braku kręgosłupa moralnego i odwagi cywilnej.

Co ciekawe, ludzie mieli bardzo zróżnicowany wyraz twarzy, ha! Wielu wpatrywało się w nich z zaciekawieniem. Kilkoro z lekką złośliwością, ale nie zdołała stwierdzić, które z nich miałoby być jej głównym adresatem. Sporo dziewczyn za to bez wątpienia wpatrywało się w nią z... zazdrością.

Ale że serio? Czy arogancki dupek River Cole to był szczyt ich życiowych marzeń i aspiracji?!

Co do niej samej, to niemalże spodziewała się, że nie bacząc na trzymaną w łapach tacę ten oblech znów będzie próbował wsadzić jej swój przebrzydły (ach, jaka szkoda, że taki piękny jednocześnie!) nochal we włosy.

Co gorsza, coś w nim było takiego, że nastolatka zaczynała się czuć, jak BigMac z frytkami, czyli zagrożona pożarciem w dwóch kłapnięciach wielką paszczą Rivera. Albo jak antylopa na sawannie, obserwowana przez majestatycznego Króla Zwierząt, w kategoriach lunchu, naturalnie.

I oczywiście wcale, ale to wcale jej się to nie podobało! Wręcz przeciwnie, przeniknął ją zimny dreszcz, w związku z czym zamówiła pośpiesznie sama nie wiedziała co i umknęła od lady.

W lekkiej panice rozejrzała się po stołówce. Coś jej mówiło, że jeśli usiądzie gdzieś przy stoliku sama, ta łajza może się do niej przyssać... to jest, przysiąść!

Dlatego gdy tylko zobaczyła, że jej jedyni jak dotąd (poniekąd) znajomi z geografii siedzą tylko we dwoje nad pełnymi jedzenia tacami, przy czteroosobowym stoliku, starając się ukryć nagłą niepewność, rudowłosa skierowała się w ich stronę.

– Hej, mam na imię Nessa i jestem nowa, jak zapewne zauważyliście. Czy mogłabym się do was przysiąść?

Kolorowa para spojrzała na siebie z pewnym powątpiewaniem, więc Nessa obejrzała się przez ramię na stojącego na środku kafeterii i wpatrującego się w nią pochmurnie Rivera. I to jak sroka w gnat.

– Błagam was, usiłuję się odkleić od tego dupka. On jest nienormalny! – poskarżyła się.

Dziewczyna wciąż nie wyglądała na przekonaną, ale chłopakowi nagle coś zabłysło w ciemnym oku. Rudowłosa wiedziała jednak, że to zdanie jego dziewczyny może być kluczowe, dlatego postanowiła zagrać va banque i powiedziała wprost do niej:

– Słuchaj, nie usiłuję się tutaj wkręcić na chama, ani tym bardziej poderwać twojego chłopaka. Po prostu nie mogę znieść tego buca, Rivera Cole'a, a strasznie się na mnie uwziął. Jak mi nie pozwolicie usiąść z wami, to nie da mi spokoju, a ile można? Mam typa na karku od soboty!

– Dobra, ja mam na imię Melody, a to jest Owen. Siadaj, ale musisz nam wszystko opowiedzieć! – zgodziła się wreszcie dziewczyna turkusowowłosego. – Kim ty w ogóle jesteś?

No tak, na tym świecie nic nie ma za darmo!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro