11. Kolizje ciał nie niebieskich
Witam oddanych i nowych Czytelników, bo widzę, że ktoś się pojawił, co mnie bardzo cieszy! Komentujcie i gwiazdkujcie, bo potrzebuję motywacji do pisania... 🧡🖤
Przez całą drogę spod szkoły do domu Cole'ów (czy też Czarnego Domu Grantów, jak brzmiała jego oficjalna oraz historyczna nazwa) Nessa, mimo iż śmiała się i gadała z nowymi znajomymi, to w tyle jej głowy wciąż kotłowały się nowo pozyskane od Owena i Melody informacje o tym, co się działo w Culford High w ubiegłym roku. A już zwłaszcza jeśli chodziło o problemy i walkę cheerleaderek o poprawienie swojego statusu.
No i ta Srebrna Żmija, czyli jak się okazało znana jej już z widzenia, cętkowana na twarzy Lavender Storm! Nieco przypadkowa (jeśli wierzyć w przypadki, a rudowłosa nie bardzo w nie wierzyła) cheerleaderka, która dopiero wziąwszy wstążkę do ręki przekonała się, że ma do tego przyboru wrodzony talent. Hmm.
Nessa niestety tego talentu nie posiadała, na pewno nie w znaczącym stopniu, podobnie jak do innych przyborów. Przede wszystkim jej wkładem w zasoby kolejnych drużyn cheerleaderek były zawsze umiejętności taneczne i akrobatyczne, porozciąganie, bezbłędne wyczucie rytmu oraz ogólny wyraz artystyczny.
Dlatego za maską uśmiechu zastanawiała się teraz pilnie, czy to wystarczy, żeby zostać gwiazdą drużyny?
Większą niż Lavender?
Słaby głosik z tyłu głowy podpowiadał jej, że może niepotrzebnie tak się fiksuje na statusie gwiazdy, że może na początek powinna raczej skupić się na zgraniu z dziewczynami, zamiast z miejsca wchodzić w rywalizację z nimi. A zwłaszcza ze Storm.
Ale znała siebie na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że z tym może być pewien problem.
Miss Howard nienawidziła przegrywać.
Zwykle dotąd jeśli miała do wyboru wygrać albo spalić mosty, zawsze wybierała wygraną. Czy tym razem mogłoby jej się udać zmienić optykę? Wątpliwe.
Ba, część jej nawet by tego i może chciała, bo niestety od przeprowadzki do Connecticut w ciągu zaledwie trzech dni zdążyła wkroczyć na wojenną ścieżkę z Riverem, z jego upiornym rodzeństwem, a dzisiaj także z pryncypałem nowej szkoły.
Sporo, nawet jak na nią.
Status relacji z zadziwiającą sekretarką, Mrs. Munchkin, pozostawał jeszcze niejasny, bo choć kobieta robiła dużo, żeby sprowokować nową uczennicę, to jednocześnie z wyraźnym spokojem (zadowoleniem?) przyjmowała i chyba wręcz akceptowała wypłatę, którą od niej dostawała.
To było nowe oraz odświeżające doznanie dla nastolatki. Choć kapryśna i wybuchowa z natury (z czym pilnie walczyła poprzez nakładanie maski Królowej Lodu), potrafiła docenić fair play i ludzi, którzy gotowi byli ponosić konsekwencje swoich działań.
Nawet jeśli sama akurat za nimi nie przepadała, nie w odniesieniu do własnych czynów.
Ostatecznie więc wysiadała z subaru Butler nie tylko zmęczona tym dniem, ale także wewnętrznie wzburzona i rozedrgana. Co powinna teraz zrobić? W jaką stronę pójść?
Bardziej budować sojusze czy podążać ścieżką samotnej wojowniczki? Jakim sposobem miała się tutaj wyróżnić i pokazać im wszystkim, na co stać Nessę Howard?
Jakby jej zmęczenia i pomieszania było na ten moment mało, to sytuacja miała się właśnie jeszcze bardziej skomplikować. Ledwo bowiem zdążyli z Mel i Owiem postawić stopy na wybrukowanym na czarno podjeździe oraz nieco się dookoła rozejrzeć, gdy obok samochodu wróżkowatej zaparkowała toyota Rivera. A on sam wypadł z niej z rozmachem, wyraźnie wściekły.
– Co tu się dzieje?! – wybuchnął, nie krępując się obecnością gości rudowłosej, a może raczej właśnie nią sprowokowany do podniesienia głosu. – Co to za wycieczka?!
Ponieważ odpowiedziało mu milczenie, grzmiał dalej:
– Oszalałaś, Nessie? My tutaj nie życzymy sobie żadnego zwiedzania!
Dziewczyna zamrugała oczami, zaskoczona, czując jak jej się gwałtownie ciśnienie podnosi. Jeszcze jej tylko wściekłego Cole'a dzisiaj brakowało, ugh!
I co to w ogóle za rządzenie się, przecież nie zrobiła nic złego, jedynie dała się odwieźć do domu i chciała może nieco oprowadzić nowych kolegów po najbliższej okolicy. Dosłownie pozwoliłaby im tylko rzucić z bliska okiem na domiszcze rodem z horrorów, nic więcej.
Ale ten atak, ta chora furia?! WTF?!
W ostatniej chwili przypomniała sobie, że chłopak dla niej nie istnieje, ale przecież nie mogła tego tak zostawić. Dlatego totalnie ignorując zapluwającego się Cole'a, z miejsca zwróciła się do kolorowej pary i to ze słodkim uśmiechem.
– Bardzo was przepraszam za te okropne wrzaski. Jak widzicie, tak sam dom, jak i jego mieszkańcy pozostawiają sporo do życzenia, ale niestety przez jakiś czas muszę tutaj mieszkać – powiedziała.
I mimo iż tego pierwotnie nie planowała, to idąc za ciosem dodała:
– Macie może ochotę wejść do środka? Poznacie Lolę, moją kotkę, wspominałam wam...
Na twarzach znajomych malowała się burza dość skomplikowanych uczuć. Z jednej strony zaskoczenie, zaciekawienie nawet, z drugiej ewidentna przykrość i... coś więcej? Owen wyglądał przy tym na bardziej wściekłego niż Melody, za to ona była bardziej spięta.
A jednak to w jej oku coś niepokojąco błysnęło, kiedy spojrzała na bruneta, po czym odparła, niemal równie słodko jak gospodyni:
– O, dziękujemy, ale nie chcemy ci robić kłopotu. Już późno...
– Ależ dajcie spokój, jakie późno, jeszcze nie ma siódmej. Chodźcie, będzie mi bardzo miło, nie mam tutaj nikogo sensownego do pogadania ani wiele do roboty, a jeszcze o tyle rzeczy was chcę zapytać! – Nie ustępowała Nessa.
Nie czekając na ich odpowiedź, a za to czując za plecami obecność gotującego się z wściekłości Rivera, ruszyła w stronę ganku i drzwi wejściowych.
Syn gospodyni wyprzedził ją jednak i zagrodził wejście na schody, ze słowami:
– Mówię poważnie, do tego domu mają wstęp tylko mieszkańcy. Czy ci się to podoba, czy nie, Nessie. Pożegnaj się ładnie z kolegami i nie rób scen.
Kto tu do cholery robił sceny?!
Nie było dobrze. Dziewczyna nie spodziewała się takiej eskalacji problemu, było jej coraz bardziej głupio przed gośćmi i kompletnie nie rozumiała absurdalnego zachowania bruneta. A nawet nie mogła się uczciwie pokłócić z Cole'em, skoro z nim nie rozmawiała.
Dlatego niechętnie, lecz odwróciła się w stronę nieporuszenie, jak się okazało, stojących na podjeździe Butler i Selwyna, po czym powiedziała, ze wszystkich sił starając się nie pęknąć ze złości:
– Cóż, sami widzicie, że nie przesadzałam, wspominając o pewnym nienormalnym dupku. Jeszcze raz was przepraszam, ale chyba rzeczywiście musimy to przełożyć na kiedy indziej.
– Jasne, nie ma sprawy – zaświergotała ugodowo Melody. – Jakby co, to jesteśmy w kontakcie. Daj znać, jeśli tylko możemy ci w czymś pomóc.
– Wielkie dzięki. – Rudowłosa uśmiechnęła się z wysiłkiem. – Do jutra!
Na twarzy turkusowowłosego wciąż malował się natężony namysł, aż wreszcie spojrzał porozumiewawczo na swoją dziewczynę i przemówił, nie siląc się nawet by ukryć przekąs w głosie:
– A może chcesz, żeby któreś z nas jutro rano po ciebie podjechało przed szkołą? Niektórzy z nas wciąż jeszcze wiedzą, czym jest prawdziwa gościnność rodem z Connecticut.
Wróżkowata pokiwała z entuzjazmem głową na tę propozycję i niemal podskoczyła z radości. Zdaniem Nessy to też nie było normalne zachowanie, ale przynajmniej uznała je za sympatyczne.
– Tak, koniecznie, Owie i ja możemy po ciebie na zmianę przyjeżdżać, dopóki nie rozwiążesz kwestii dojazdów! – dołączyła się do propozycji swojego chłopaka.
Za plecami Howard rozległo się wściekłe skrzypnięcie zabytkowych schodów, a po nim głuche słowa Rivera:
– Przecież możesz jeździć do szkoły ze mną, wystarczy już tych wygłupów.
Dziewczyna z dziką satysfakcją zignorowała jego żenującą w formie i treści propozycję, za to błysnęła w uśmiechu do kolegów:
– Naprawdę, moglibyście? Ale to taki kawał drogi, aż nie mam serca was zrywać tak wcześnie rano z łóżek. Zamówię sobie ubera, serio...
– Żaden problem, trzeba sobie pomagać! Do zobaczenia jutro o siódmej piętnaście – oświadczył zdecydowanie Selwyn i nie przedłużając dyskusji wsiadł do pomarańczowego subaru.
Nessa patrzyła za oddalającym się autem tak długo, aż zniknęło za zakrętem podjazdu, po czym powoli obróciła się w stronę schodów i wciąż tkwiącego na nich Cole'a. Trudno było stwierdzić, które z nich było aktualnie bardziej wściekłe, jako że oboje przywdziali lodowate i wyniosłe maski, mimo że nad głowami prawie im się iskrzyło.
Tak naprawdę dziewczyna miała ochotę albo pobiec za samochodem nowych znajomych, albo przynajmniej zrobić karczemną awanturę temu chamskiemu burakowi, z którym przyszło jej mieszkać pod jednym dachem.
Ponieważ jednak z nim nie rozmawiała, to tylko wspięła się po schodach, nieprzypadkowo trącając chłopaka barkiem, a następnie nie czekając i nie sprawdzając, czy gospodarz podąża za nią, z całej siły trzasnęła drzwiami wejściowymi.
Jeśli rozbiła mu przy okazji nos, to tym lepiej.
Ale niestety, nie usłyszała żadnego jęku.
☆☆☆
– Jak ci minął pierwszy dzień w szkole, Nesso? – zapytała uprzejmie Alex, nałożywszy sobie na talerz porcję pachnących ziemniaków z rozmarynem oraz odrobinę łososia z rusztu. Był już wieczór i cała ich szczęśliwa patchworkowa rodzina właśnie zasiadła do kolacji.
Nastolatka nadziała na widelec złocistego kartofelka i popatrzyła na gospodynię z namysłem. Gdyby tylko chciała, miałaby niejedno do powiedzenia, zwłaszcza o koszmarnej sekretarce, jeszcze bardziej koszmarnym pryncypale oraz absolutnie tragicznie koszmarnym Riverze Cole'u, ale większość z tego, co mogłaby powiedzieć, wolała zachować dla siebie.
Z różnych względów, ale przede wszystkim mając na uwadze złowrogą obecność przy stole tubylczej młodzieży, włączając w to najstarszego syna Alex.
– Hmm, nie najgorzej, dziękuję – mruknęła więc tylko. – Poza tym, że dowiedziałam się z kilku dobrych źródeł, iż spóźnienia nie są tolerowane w Culford High. W związku z tym KONIECZNIE potrzebuję mieć swoje auto i to jak najszybciej, mamo.
Tutaj spojrzała z naciskiem na rodzicielkę, ta jednak tylko uśmiechnęła się niezobowiązująco. Cała Yolanda!
– Porobiłam dziś kilka fajnych znajomości i ktoś po mnie przyjedzie jutro rano – pochwaliła się jej córka – ale to nie może wiecznie trwać! Potrzebuję mieć własny samochód, już dawno mi go obiecałaś!
– Doprawdy? Obiecałam?
Bogowie, dajcie jej siły do tej idiotycznej rozmowy!
Nastolatka nabrała głębszego oddechu i powtórzyła dobitnie:
– Tak, z całą pewnością, obiecałaś. Jeszcze w Mobile.
– Kretyńska nazwa – burknęło brzuchomówczo któreś z młodszych dzieci, zupełnie jakby miano pięknego miasta nad Zatoką Meksykańską było winą bądź zasługą samej Nessy.
– Zresztą mniejsza o obietnice z przeszłości. – Dziewczyna zignorowała prowokację. – Naprawdę potrzebuję samochodu, żeby nie spóźniać się do szkoły i nie narażać się na pretensje Hemingwaya. Przecież on dzisiaj...
Umilkła nagle, przypomniawszy sobie, że przy stole siedzi także pochmurny jak chmura gradowa River, a jego z pewnością nie zamierzała wtajemniczać w arkana rozmowy z dyrektorem. Do tej pory nie mogła darować pryncypałowi insynuacji, jakoby miała sobie nie poradzić w ich zapyziałej szkółce!
– On dzisiaj co? – Jak raz podchwyciła Yolanda, wrażliwa na słowo zwłaszcza wtedy, kiedy nie potrzeba, oczywiście.
– Wyraźnie dał mi to do zrozumienia, że mam się nie spóźniać – powtórzyła z uporem nastolatka.
– Przecież nie musisz się spóźniać, po prostu wstawaj wcześniej – bąknęła matka niefrasobliwie.
– I tak wcześnie wstaję, mieszkamy na jakimś zad... W głuszy! – przypomniała jej córka. – Kilkadziesiąt mil od szkoły!
– Nie rozumiem, czemu nie chcesz jeździć z Riverem – stwierdziła z nagłą pretensją pisarka, zupełnie jakby była w zmowie z Mrs. Munchkin.
– Czemu mnie to nie dziwi, że nie rozumiesz... – sarknęła Nessa pod nosem i dodała głośniej, w przypływie negocjacyjnego geniuszu: – A może wolisz wynająć mi mieszkanie w samym Culford? Wtedy nawet byłabym w stanie zrezygnować chwilowo z samochodu, zwłaszcza gdyby to było gdzieś blisko szkoły – kusiła umiejętnie.
A ominąwszy wzrokiem Rivera, spojrzała nieco wyzywająco na Alex i dodała:
– I jeszcze mogłabym przyjmować swoich gości, nie to, co tutaj...
Kobieta poruszyła się niespokojnie na zabytkowym krześle. Yolanda tymczasem połknęła przynajmniej jeden z haczyków, zarzucanych przez córkę.
– Przecież tutaj też możesz przyjmować gości, o co ci chodzi? – stwierdziła nierozumiejąco.
– Mogę, rzeczywiście?
– Ależ oczywiście, że tak! Bardzo się cieszę, że tak szybko udało ci się zdobyć nowych przyjaciół! Ale zdecydowanie wolę, żebyś na razie mieszkała ze mną, przynajmniej dopóki nie wyjedziesz na studia – zapewniła ją rodzicielka, nie zwracając uwagi na nieco pobladłą Alex ani na dla odmiany poczerwieniałego Rivera.
– Super, zatem zaproszę ich jutro na wspólne odrabianie lekcji, jeśli się zgodzą. Albo w najbliższych dniach – ucieszyła się Nessa, świetnie zdając sobie sprawę, że właśnie wsadziła kij w dziwaczne mrowisko Cole'ów. – Jeśli będziesz po południu w domu to ci ich przedstawię, to Melody i Owen – obiecała łaskawie.
Jak na razie żaden z tubylców nie przerwał im tej rozmowy, ani nie wyprowadził starszej z pań Howard z błędu. Ale cóż, to zdecydowanie nie był pomysł Nessy, żeby zamieszkać w ich upiornym domu, więc tym bardziej nie zamierzała się dostosowywać do ich idiotycznych reguł typu zero gości!
– Żadnej Melody! – Nie wytrzymało w końcu któreś z dzieci z pola kukurydzy.
– Ani żadnego Owena – zawtórowało mu drugie, również nie otwierając ust.
– Właśnie, mamo, przecież my tutaj nie przyjmujemy gości, pamiętasz? – Dołączył do nich starszy brat, z nieskrywanym oburzeniem w głosie. – Nigdy nam nie pozwalaliście, a ojciec zawsze powtarzał...!
– Cóż... – przemówiła wreszcie gospodyni, z wyraźnym namysłem, starając się uspokoić swoje prychające w proteście potomstwo i rozluźnić napiętą nagle atmosferę przy stole. – Może już najwyższy czas zmienić tę zasadę... Zwłaszcza iż jestem przekonana, że Nessa nie zaprosi do naszego domu nikogo nieodpowiedniego, prawda?
– Ależ oczywiście – zapewniła ją z uroczym uśmiechem dziewczyna, nie bardzo nawet wiedząc, kogo nieodpowiedniego miałaby móc zaprosić do Czarnej Oberży. Wreszcie pozwoliła sobie na pełne satysfakcji spojrzenie w stronę zagotowanego Rivera. – Bardzo pani dziękuję za zaufanie! A wracając do samochodu, mamo...
Jedno zwycięstwo było dobre, ale dwa będą jeszcze lepsze!
☆☆☆
Rozmowy na temat kupna auta dla Nessy trwały jeszcze dość długo w ten poniedziałkowy wieczór, aż wreszcie Yolanda zgodziła się zrobić konieczny research, a potem wybrać z córką do wytypowanego salonu. Kapitulując, kobieta postawiła jednak pewne warunki: samochód miał być duży i bezpieczny, a w dodatku, skoro już zamieszkały na wsi, to najlepiej z napędem na cztery koła.
Własny sportowy kabriolet marki Buick, należący do pisarki także miał dotrzeć na dniach do Culford, ale nie spełniał żadnego z tych wymogów. Zresztą nawet gdyby spełniał, to i tak nie zamierzała dzielić się autem, nawet z ukochaną jedynaczką.
Oczywiście kochała ją bardzo, ale siebie jakby bardziej. Może rzeczywiście był już najwyższy czas na samochód dla nastolatki?
Bez wątpienia, Nessa była o tym święcie przekonana!
Ostatecznie ten okropny poniedziałek kończył się dla niej dużo lepiej niż się zaczął, zwłaszcza iż Melody i Owen przyjęli jej wystosowane za pośrednictwem messegera zaproszenie do Ponurego Zamczyska, na środę po południu. We wtorek mieli już inne plany, niestety.
Trudno, ona też właściwie miała już pewne plany na wtorek, a mianowicie pierwszy trening cheerleaderek. Powinna też zabrać się wreszcie za naukę, jeśli chciała mieć szansę zostać także gwiazdką całego Culford High.
A chciała bardzo!
Na razie jednak musiała przeżyć cały dzień w szkolnej ławce, w zdecydowanie zbyt bliskim sąsiedztwie Rivera. Buc chyba specjalnie czatował rano w holu, kiedy wychodziła z domu i mało brakowało, by wypalił wzrokiem dziury w czerwonej corvetcie Owena.
Z oczu strzelało mu coś w rodzaju błękitnych laserów, serio! Nie mogła nie zauważyć jego furii, mimo iż pilnie omijała miejscowego idiotę wzrokiem. Tym szerzej za to uśmiechnęła się do również uśmiechniętego na jej widok Owena.
Owszem, dziewczyna poczuła wówczas pewną satysfakcję, że tak jej się udało zagrać na nosie Cole'owi, jednak lekcja za lekcją, które musiała przeżyć u jego boku, koszmarnie jej się teraz dłużyły. A atmosfera w ich ławce bynajmniej nie pomagała.
O ile w poniedziałek miała wrażenie, że przystojny dupek wpatrywał się w nią z pewnym rozbawieniem, to już następnego dnia promieniował lodowatym chłodem i dziwnie wredną, udawaną zapewne obojętnością.
Miała wręcz nieprzyjemne wrażenie, że ten okropny rys okrucieństwa wokół ust bardzo mu się nasilił, dosłownie dosięgnął zimnych oczu. Brrr.
Co do jego obojętności to wiedziała, że była udawana, bo ona sama też bardzo pilnie starała się pokazać, że w żaden sposób nie reaguje na jego obecność. Podczas gdy tak naprawdę w myślach przeklinała staroświeckie, dwuosobowe ławki w Culford High.
No bo naprawdę, co to za bzdury jakieś? Czy nie mogli tutaj mieć zwykłych jednoosobowych krzeseł z pulpitem, jak w normalnej amerykańskiej szkole?
Postęp, słyszał ktoś coś?
Nie? No właśnie.
Z tym większą ulgą zatrzasnęła więc zeszyt po biologii i pobiegła na wychowanie fizyczne, gdzie już w szatni rozglądała się pilnie za Flutie, żeby przekazać jej dobre wieści.
Oto na scenę najpopularniejszej drużyny sportowej CH wkraczał nowy talent w osobie Nessy Howard!
Specjalnie zarwała noc żeby przeczesać internet i teraz znała już dość dobrze nie tylko historię ubiegłorocznych zmagań cheerleaderek z CH w stanowych, międzystanowych i wreszcie ogólnokrajowych mistrzostwach, lecz także szczegóły wielkiego coming outu sióstr Washington.
Faktycznie działo się tutaj w ubiegłym roku i to sporo! Rudowłosa domyśliła się, że kończące w tym roku liceum bliźniaczki miały dodatkową motywację oraz ostatnią już szansę, żeby doprowadzić drużynę Culford High do mistrzostwa.
Ona ze swej strony postanowiła zrobić co w jej mocy, żeby mieć w sukcesie tutejszych cheerleaderek jak największy udział. Obejrzała w nocy ich programy taneczne i mniej więcej zorientowała się co do stylu dziewczyn. Nawet miała jeden czy dwa pomysły, jakie kroki i ruchy mogła im zaproponować. A reszta wiadomo, że i tak wyjdzie w praniu.
Ponieważ nie widziała nigdzie żadnej z sióstr, Nessa wybiegła na boisko, gotowa do rozgrzewki, wciąż szukając wzrokiem Flutie. Być może trochę się zagapiła, ale i tak nie mogła zrozumieć, jakim cudem w następnej minucie zderzyła się z jedną z koleżanek i to tak, że obie z hukiem wylądowały na podłodze.
Jakby mało było gwiazd, które zamigotały jej przed oczami od uderzenia głową o podłoże, zszokowana upadkiem nastolatka została błyskawicznie zablokowana na parkiecie przez ogromnego kolesia w czerni.
Który wziął się nie wiadomo skąd i dosłownie rzucił się na nią całym ciężarem własnego ciała.
Czyli jakąś toną stalowych mięśni. OMFG!
Chwilowo pozbawiona tchu, nie bardzo jeszcze wszystko ogarniała, ale najwyraźniej nadgorliwy ochroniarz potraktował przypadkową kolizję między dziewczynami jako zagrożenie życia dla jego podopiecznej!
Czyli... Tak, dobrze zgadujecie, dla Lavender Storm we własnej, dziś już wyleczonej z wysypki osobie.
Nie, no zajebiście po prostu!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro