Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 14 Jesteś gliną. Wiesz co to okup.

Dom Pov.

- Z ostatniej chwili. Dwa dni temu u wybrzeży Morza Śródziemnego dwaj surferzy wyłowili ciało kobiety. Z sekcji zwłok, jakie przeprowadzono wynika,  że była to amerykańska policjantka, Elena Naves, pracująca w FBI w wydziale kryminalnym. Od paru miesięcy poszukiwana za wielokrotne zabójstwa w Kalifornii, Oregonie i Nevadzie, a także za zorganizowany zamach w Oklahomie i działalność przestępczą w Nebrasce. Wiadomo, że tuż przed śmiercią zastrzeliła inną dziewczynę, której ciało także zostało zidentyfikowane. Więcej informacji dla Państwa, po przerwie.

- Letty! - wołam ją, kiedy w telewizorze pojawia się reklama, a prezenterka kończy ogłaszać przerwę w programie.

- Co? - pyta, wchodząc do salonu, z kluczem francuskim w ręce.

- Znaleźli ją.

- Ale nikt nie podejrzewa, że to my?

- Nawet gdyby tak było, to i tak prędzej by nam podziękowali za to, ze sami nie musieli się fatygować.

- No tak, bo przecież lepiej pozwolić innym, żeby zrealizowali własną zemstę.

- Na to wygląda - Letty uśmiecha się do mnie.

- Mia dzwoniła. Mówi, że w Port Hueneme jest piękne i cieszy się, że właśnie tam się z Brianem wybrali.

- To dobrze. A co z Hobbsem? Od tygodnia się nie odzywał. Podobno szefostwo ma z nim na pieńku, bo bez zgody zakosił trochę amunicji i w ogóle to akcja była mało skonspirowana.

- Oni się jeszcze nie nauczyli, że w naszym przypadku zrobienie czegoś "po cichu" jest dość kłopotliwe?

     Nie odpowiadam już. Wychodzę z domu i kieruję się do warsztatu. Zabieram z szafki kluczyki do mojego Dodga Hargera i wyjeżdżam na podjazd.

Muszę pojechać do Nobody'ego. Dowiedzieć się czy dzięki temu, że oprócz Eleny, znaleźli także jej rzeczy,  jest jakaś szansa na zbliżenie się do Szyfru. Podejrzewam, że w komórce policjantki albo w jej torbie może znajdować się coś, co będzie zawierało jakieś informacje. Notes, lista kontaktów, o ile te rzeczy nie utonęły razem z ciałem.

     Nie mogę udawać, że Elena nic nie znaczyła w moim życiu. Była matką Briana i także darzyłem ją szczególnym uczuciem. Nie było między nami tego, co między mną i moją żoną, ale nasza relacja opierała się na zrozumieniu i zaufaniu. Ona jako jedyna osoba naprawdę wiedział, co czułem po stracie Letty i jak wielkie piętno to na mnie odcisnęło. Zrozumiała też, że nie mogę z nią pozostać, gdy okazało się, że Letty przeżyła. A przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak nigdy nie zapomnę tego, co zrobiła. Mam ochotę na nią bluźnić i wyklinać dzień w którym ją poznałem. Ciało naszego syna teraz trawi ziemia i to tylko i wyłącznie jej wina. Mogła przyjść. Mogła dać jakiś znak życia. Nie wiem, co się wydarzyło, że ona i Szyfr zaczęły grać do tej samej bramki, ale ta historia nie musiała się tak skończyć. Nigdy nie będę w stanie puścić w niepamięć tej zbrodni. Wybaczyłem jej. Ale nigdy nie zapomnę.

     Docieram do fortyfikacji organizacji. Parkuję przed wejściem i wciskam guzik domofonu. Po chwili brama bezszelestnie się otwiera i moim oczom ukazuje się tak dobrze znana baza.

Wchodzę do środka przez oszklone drzwi i pytam faceta w hallu, ubranego w granatową marynarkę i czerwony krawat, gdzie mogę znaleźć Nobody'ego. Facet nie wierzy mi i przez chwilę się waha. Kiedy jednak mówię mu moje imię, jakby się ożywia, a może bardziej boi, bo podchodzi do słuchawki, stojącej na jednym z biurek pracowników i wybiera jakiś numer.

- Dominic Torreto chce się widzieć z szefem. Ale on mówił... a co z misją Hobb... mówił co innego...

Z rozmowy faceta udaje mi się wywnioskować, że mówi o naszym przyjacielu. Otrzymał jakąś misję i pewnie teraz ją przeprowadza. Jednak w tonie głosu tego pracownika słychać wyraźnie zmartwienie, a potwierdziła to jeszcze gruba żyła, która wstąpiła mu na czoło.

- ...dobrze, dobrze, zapytam. Czy w przeciągu ostatnich siedemdziesięciu dwóch godzin widział się pan z Luke'iem Hobbsem? - Z rozmyślań wyrywa mnie pytanie mężczyzny.

- Nie, właśnie dlatego przyszedłem.

Gość pokiwał głową, powiedział kilka słów do słuchawki, po czym pośpiesznie ją odłożył.

- Może pan już wejść. Mr. Nobody przyjmie pana w swoim gabinecie. Drugie piętro, korytarz po lewej.

Dziękuję pracownikowi i udaję się do windy. Wciskam przycisk w wygrawerowaną cyfrą 2. Winda startuje, a ja przez oszklone ściany i podłogę obserwuję chłopaka w czerwonym krawacie, którego żyła odcięła się jeszcze bardziej od skóry. Po chwili jego twarz znika za filarem. Wysiadam. Podłoga wyłożona jest tu szarym, zamszowym dywanem, ciągnącym się aż pod okno na końcu korytarza. Lampy głęboko osadzone w suficie jarzą się niewyraźnym światłem, podczas gdy podłoga zdaje się tonąć w półmroku. Nadaje to temu miejscu jakiegoś dziwnego niepokoju.

Dochodzę do misternie wykonanych, drewnianych drzwi. Pukam, a gdy słyszę odpowiedź, naciskam klamkę i wchodzę do nowoczesnego czarno-białego gabinetu, skąpanego w przytłaczającej ilości granitu. Nobody siedzi na swoim fotelu przy biurku i w chwili mojego wejścia, kieruje na mnie swój wzrok.

- Witaj Dom.

- Cześć. Słuchaj, mam sprawę. Wiesz może co się dzieje z...

- Hobbsem - Facet wyprzedza moje pytanie.

- Tak. Nie mam od niego żadnych wieści, odkąd wróciliśmy.

Nobody przeciągle wzdycha.

- Mam chyba coś, co może cię zainteresować - Gestem ręki wskazuje na ekran swojego laptopa. Mówi to jakby z rezygnacją. A może żalem?

Mam złe przeczucia. Co jak co, ale z Hobbsem nie ma żartów. Nie wiem dlaczego, ale wygląda mi to na jakąś grubszą sprawę. Zdążyłem się do niego przyzwyczaić, choć może zbyt często węszę wszędzie spiski.

- Nie wiem, jak ci to powiedzieć Dom - zaczyna szef. Głos mu drga i już wiem, że wydarzyło się coś złego. - Pamiętasz jak zchwytaliśmy Owena Shawa i jego ludzi?

Kiwnięciem głowy przytakuję, choć na dźwięk jego imienia skręcają mi się kiszki.

- Jeden z jego pomocników był zamieszany w nielegalny handel ludźmi. O ile handel ludźmi w ogóle może być legalny.

Przyswajam sobie te informacje, ale nie potrafię wywnioskować, do czego zmierza. Zasych mi w gardle.

- A co Hobbs ma z tym wspólnego?

- Pięć dni temu nie przyszedł do pracy, a jego auto i dokumenty zniknęły bez śladu. Namierzyliśmy jego komórkę i okazało się, że kontaktował się z tamtymi typkami spod ciemnej gwiazdy.

Nobody bierze oddech, po czym kontynuuje.

- Dom, nie wiem dlaczego, ale... Hobbs porwał konwój.

Hobbs Pov.

      Siedzę spokojnie na tarasie w domu mojej siostry. Córka umówiła się z koleżankami, więc mam czas na zwykłą, rodzinną pogawędkę. Siedzę, sącząc pomału kawę z kubka. Dawno nie czułem się tak odprężony. Żadnych obowiązków, zadań, zero pracy.

      Widziałem materiał o Elenie w popołudniowych wiadomościach, ale nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Nasza praca razem to już zamknięty rozdział. Nie podejrzewałem nawet, że tak to się zakończy, jednak za śmierć, karzą śmiercią i nic a nic tego nie zmieni. Zabić człowieka, w moim przypadku, to nie problem, ale zabić biedne, bezbronne dziecko, które nie ma jak choćby uciec, to zbrodnia niewybaczalna. Amen.

Nagle brzęczenie telefonu w kieszeni przywraca mi świadomość. Patrzę na wyświetlacz, ale nie poznaję tego numeru. Przykładam słuchawkę do ucha:

- Halo?

- Witaj Hobbs.

W jednej chwili zdaje mi się, że nogi się pode mną uginają, że zaraz upadnę. Zachowuje jednak powagę i silnym, choć nieco drgającym głosem odpowiadam:

- Marlen?

- Kopę lat - Głos szatynki jest dobrze słyszalny w słuchawce, pewny siebie.

- Czego chcesz? Nie mamy o czym rozmawiać. Nie chciałaś zajmować się Lią, nie zmuszałem cię. Nie jestem ci nic winien.

- Przeciwnie. A powiedz, jest chociaż do mnie podobna? Czy tak samo tępa jak jej tatuś?

- Zamknij się! Nie masz do niej żadnych praw!

Staram się nie krzyczeć, żeby nie wzbudzać podejrzeń u siostry, ale gdyby nie to, już dawno rzuciłbym telefonem o ścianę.

- Przekonamy się. Jesteś gliną. Wiesz co to okup. Dostarczysz mi go, a w zamian ja, nie odbiorę ci Lii.

- Nie ma mowy! Nie dam ci ani grosza!

- Nie mówię o pieniądzach. Zrobisz to, co kiedy ostatni raz się widzieliśmy. Pamiętasz jak tam dotrzeć.

- Chyba sobie żartujesz, jeśli myślisz, że się przestraszę.

- Tak? A to ciekawe, bo Lia właśnie zamówiła lody waniliowe w kawiarni i nie chciałabym, żeby nie mogła ich dokończyć.

Załamuję ręce. Jeśli cokolwiek stanie się mojej córce, nigdy sobie tego nie wybaczę. Jestem rozdarty, ale muszę to zrobić. Muszę to zrobić dla niej. Marlen zawsze była suką, ale nigdy nie podejrzewałbym, że może posunąć się do czegoś takiego. Z dwojga złego łatwiej by mi było złapać Szyfr niż ją.

- O której i gdzie? - pytam, choć znam odpowiedź.

- Wiesz gdzie. Punkt dziesiąta. Dziś wieczorem. Nie spóźnij się. A i nawet nie myśl, żeby kontaktować się z tym całym Toretto i resztą. Jeśli zobaczę którekolwiek, Lia zginie.

Połączenie się urywa, a ja biorę głęboki oddech. Sam się w to wpakowałem, więc sam muszę się z tego wyciągnąć.

Ale najpierw poczekam, aż moja córka wróci.   

___________________________________________________________

Witajcie, cześć i czołem!

     Po długich prawie dwóch miesiącach wracam do Was i oficjalnie od - zawieszam opowiadanie. Chcę teraz pisać dość regularnie, choć pewnie mi się to nie uda. Ósma klasa, masa roboty, pięć sprawdzianów w przeciągu następnych dwóch tygodni. Masakra! Jednak mam ambitne plany do świąt skończyć to opowiadanie i rozpocząć nowe, które jest już przygotowane na tip top, z obsadą i tak dalej.

Życzę miłego czytania!

                                                                   Dziewczyna w Białym :)   





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro