Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13 Umiejętność zabijania ma się we krwi

Hobbs Pov.

     Wręcz z prędkością światła przenosimy się z Bangladeszu do Wenecji, gdzie nawiguje nas Shelly. Mimo że jej nie ufam, jest jedyną osobą, która może nas poprowadzić, a nie ma sensu grać teraz wszechwiedzącego wróżbiarza.

Okropnie mnie to denerwuje i czuje się wręcz poirytowany, bo tak naprawdę, nic się nie dowiedzieliśmy, poza tym, że te suki zwyczajnie nas wykiwały, a my zachowaliśmy się jak ostatni idioci, co wcześniej się nie zdarzało. Starałem się wyczaić, co było tego powodem i doszedłem do wniosku, że czynnikiem kluczowym był po prostu bardzo prywatny charakter tej sprawy. Nie poprawiło mi to humoru.

W tym momencie wszyscy jesteśmy zgodni, że kto pierwszy zobaczy Elenę, ma z miejsca wpakować jej kulkę w łeb i nie zwracać uwagi na fakt, że prawdopodobnie jest ona ostatnią pewną osobą, która mogłaby doprowadzić nas do Szyfru. Zmęczenie, przygnębienie i ciągły stres bez przerwy dają o sobie znać, a ja marzę tylko o tym, żeby wrócić do domu, zanim jeszcze moja córka pójdzie do liceum.

     - Jestem tak cholernie głodny, że jak zaraz czegoś nie zjem to żołądek przewinie mi się na drugą stronę - jęczy Roman, klepiąc się po brzuchu w geście bezradności.

- Dopiero co jadłeś - gasi go Brian, przerzucając magazynek swojego Barrela i wkładając nowy.

- To było dwie godziny temu!

- Ja się dziwię, jak on w ogóle może mieć ochotę na cokolwiek - stwierdza Letty, nie patrząc na żadne z nas, tylko obserwując dyskretnie tak jak wczoraj jeden z budynków po przeciwległej stronie kanału.

Kurde.

Znów mam deja vue.

Jeśli to co tu wyczyniamy nie zaprocentuje w przyszłości, przysięgam, że rzucam tę robotę i zaczynam znów trenować trzynastolatki. A ponieważ Roman i Tej znów zaczynają się wiercić, znaczy, że siedzimy tu już wystarczająco długo. Zaraz po przylocie przebraliśmy się w świeże ciuchy, żeby nie rzucać się w oczy i w miarę możliwości udawać przejezdnych turystów. Właściwie to jesteśmy tu przejazdem, ale albo po uciekinierkę, albo po trupa.

- Dobra, zadzwonię teraz do Eleny. Powinna wyjść z wąskiej kamienicy po lewej, bo tam miałyśmy się umówić i zdać sobie nawzajem raporty - mówi Shelly, ukrywając oczy za szkłami grubej lornetki.

Dziewczyna wyjmuje z kieszeni zamszowej kurtki małą komórkę i wybiera numer policjantki. Kiedy przykłada go do ucha, słyszę charakterystyczny  dźwięk wybieranych cyfr i sygnał oczekiwania na połączenie.

- Gdzie jesteś? - pyta Shelly patrząc na nas, starając się brzmieć naturalnie.

Wbrew pozorom nie czuję jakieś okropnej presji związanej z wykonaniem tego zadania, ale domyślam się, że właśnie teraz ważą się losy tej dziewczyny, która próbowała wczorajszego popołudnia wywieść nas w pole i która właściwie przypadkowo stała się częścią jednej ze złych planów złych ludzi. I właśnie to, choć nie chcę do końca sobie tego uświadamiać, łączy nas wszystkich. Tak naprawdę każdy, kto czeka razem ze mną na tej odosobnionej uliczce z kamienia, udając ogromne zainteresowanie sprzedawanymi w kiosku pocztówkami, mających głowę na karku i pistolety spoczywający przy pasie, pragnął tylko kilku spokojnych dni zwyczajnego życia, pozbawionego trosk o swoją przyszłość i jakże uzasadnionego poczucia nieustannego biegu za przeszłością. I choć ta akcja jest jedną z niewielu od ostatniego razu, miałem nadzieję, że nie będzie już ŻADNEJ podobnej ani żadnego trupa, co w zaistniałej sytuacji nie sprawdziło się w ogóle.

- Acha...- Shelly potakuje głową. - Dobrze... okej. Do zobaczenia - dziewczyna chowa telefon z powrotem do kieszeni, po czym oddaje Brianowi lornetkę.

- Idę do niej - oświadcza, skacząc po nas wzrokiem. - Odczekacie trzy minuty i powoli ruszycie za nami. Będziemy szły wzdłuż kanału aż do końca, a potem skręcimy w lewo. Nie musicie dziękować.

Mówiąc te słowa, Shelly odwraca się na pięcie i pospiesznym krokiem odchodzi w stronę mostu na drugi brzeg.

- Dzięki - woła za dziewczyną Ramsey, ale wydaje mi się, że już tego nie słyszy.

- Przygotujcie się - mówi Dom, patrząc na nas.

Odnoszę wrażenie, że Toretto jest w jakiś sposób z nas dumny, a może tylko przyzwyczajony do tej harówki wbrew całemu systemowi społecznemu. Pozbawienie Eleny życia, będzie jego ostatnim krokiem ku zapomnieniu o mrocznych czasach, w których rządził jedynie gniew i żądza pieniądza oraz niepohamowane dążenie do kontroli nad kimś lub uzależnieniem innych od swoich zachcianek, które często okazując się niemoralnymi wpędzały przypadkowych nieszczęśników w długoletnie piekło.

- Szefie ja zawsze jestem gotowy - szczerzy się Roman, ukazując rząd białych jak śnieg zębów, tak żywo odznaczających się na tle ciemnych policzków.

Letty naładowuje broń świeżymi nabojami i wkłada ją sobie za pasek.

Nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, jak ludzie prowadzący takie akcje mogą w takich momentach zastanawiać się nad sprawami dalece odległymi od tych, które w danej chwili powinny mieć dla nich największe znaczenie. Na przykład mi wydaje się ciekawe, że takie osoby jak Letty, Brian czy ja, nie mają najmniejszych oporów, żeby do kogoś strzelić i nie chodzi mi tu o niepohamowany instynkt psychopatycznego zabójcy. Znałem paru takich, co pierwsze zabójstwo śniło im się po nocach, a tydzień później zostawałem wysyłany, aby osobiście przywitać ich na oddziale intensywnej terapii. Widocznie tę umiejętność ma się we krwi.

     Nagle drzwi do kamienicy, przy których opiera się Shelly uchylają się, po czym wychodzi z nich Elena. To napewno ona. Poznałbym ją wszędzie, choć włosy znacznie jej urosły. Pracowaliśmy razem wystarczająco długo, żeby zdobyła moje zaufanie i tym trudniej jest mi pogodzić się z myślą, że teraz muszę ją wysłać na tamten świat. Szturcham Tej'a, żeby włączył podsłuch, który przypięliśmy do wewnętrznej kieszeni okrycia Shelly.

     Kobiety przez chwilę rozmawiają.

- Złapali cię? - pyta Elena podejrzliwie.

- Tak, ale udało mi się im uciec. Wcale nie są tacy nieomylni jak twierdziła Szyfr.

Przez chwilę krzywię się na te słowa, ale muszę przyznać, że ta dziewczyna potrafi nieźle grać.

 Shelly udaje, że się rozgląda i sprawdza czy nikt jej nie śledzi. Nie spogląda w naszą stronę. Elena wyjmuje coś z torby zawieszonej na ramieniu. Chyba telefon, ale z tej odległości jesteśmy jak krety i nic a nic nie widać. Przez chwilę policjantka prawdopodobnie czyta sms-a, po czym na niego odpisuje. Na końcu dobitnie dociska jeden z klawiszy. Pewnie zdaje Szyfrowi raport i donosi, że spotkanie przebiega zgodnie z planem. Później chowa przedmiot, zapina torbę i kiwa głowa na Shelly, która w dalszym ciągu udaje, że zachowuje czujność i wypatruje ewentualnego niebezpieczeństwa. Obie ruszają w kierunku wcześniej nam wskazanym. Po około trzech minutach idziemy ich śladem, powoli posuwając się wzdłuż krawężnika. Ciągle obserwujemy.

- Żal mi cię - mówi nagle Elena do Shelly, nie odwracając się do niej, co słyszymy nieco przytłumienie w słuchawkach.

- Dlaczego? - odszeptuje Shelly, równie nie racząc jej spojrzeniem.

- Wybrałaś złą drużynę - odpowiada Elena, równocześnie wysuwają spluwę i celując nią w dziewczynę, a odgłos wystrzału zostaje natychmiast zagłuszony pluskiem wody, który wydało opadające na dno kanału ciało.

Wszystko dzieje się tak szybko, że nawet nie wiem w którym momencie ludzie naokoło nas się rozbiegają i niby z nieba zaczynają sypać się strzały.

    Shelly nie żyje. Nie żyje dziewczyna, która pomogła nam ją znaleźć, która chciała jedynie ocalić siebie i swoją rodzinę od skrajnego ubóstwa, która była tylko pionkiem w tej barbarzyńskiej grze o władzę. Była jeszcze taka młoda. A teraz ta, z którą pracowała wbiła jej nóż w plecy. A właściwie kulkę.

     W całym zawirowaniu tej strzelaniny pędzimy ku wysokiemu klifowi, wyrastającemu jako mur głęboko spod wód oceanu. Z tej odległości dźwięki lecących pocisków mieszają się z pluskiem i uderzeniami spienionych fal, a huk wiatru nadaje intensywności dudnieniu naszych stóp i opadającej na bruk Ramsey, której rękę przebija jedna z kul.

Letty i Brian lecą dalej za Eleną, a Tej i Roman zawracają, by pomóc naszej przyjaciółce. Ja też już się odwracam by dołączyć do pościgu, kiedy w mój nos wbija się z impetem skały, rozpędzona pięść Doma.

     Opada na chodnik, czując jak gładki beton ociera się brutalnie o moje plecy, by otrzymać kolejny cios buciorem w szczękę. Jestem tak oszołomiony, że nie dociera do mnie powaga sytuacji.

Co mu odwaliło?! Co to miało być?!

Odruchowo przygotowując się na kolejne uderzenie, zaciskam powieki, ale kiedy nie nadchodzi, postanawiam wstać.

- Nic ci nie jest? - pyta Dom, jakby nigdy nic.

- Słucham?! Sam mnie pobiłeś!

- Co? - pytanie Toretto wybija mnie z równowagi i mam wrażenie, że rozumiem jeszcze mniej.

- Sam rozkwasiłeś mu nos - odpowiada Roman. Razem z Tej 'em i Ramsey podchodzą do nas. Widać, że dziewczyna ma kłopoty z ręką.

Właśnie w tej chwili uświadamiam sobie, że gorąca krew, wpływająca z nosa fajda mi całe buty.

- Nie wiem, co się stało - szepce Dom. - Sorry Hobbs.

Nie rozumiem czemu, ale wydaje mi się, że powinienem mu uwierzyć. To tak, jakby na chwilę przestał być sobą.

- Pogadamy potem - decyduję, przypominając sobie o Brianie i Letty. - Idziemy!

Po chwili dobiegamy do końca drogi, a obdrapana barierka sygnalizuje nam, że jeśli zrobimy jeszcze choć krok, to kąpiel nieunikniona. 

- Gdzie oni są?

- Tam! - woła Dom wskazując na prawo, gdzie między zabudowaniami miga nam kamizelka Briana.

Po chwili naszym oczom ukazuje się  scenka.

Strzały wciąż słychać w powietrzu. Cała trójka kieruje się wzdłuż lini brzegowej, gdzie błękitna barierka urywa się. Elena celuje w policjanta i chybia, a obtłuczona ściana burzy się w połowie, unosząc w eter tumany kurzu. Letty też chybia. Ale tym razem policjantce się udaje. Z ust Letty wydobywa się krzyk, a pocisk rozszarpuje jej udo. Jednak to nie zaważa na wyniku tego starcia. W momencie upadku przyjaciółka celuje w górę, a my widzimy jakby w zwolnionym tempie, jak kula trafia w klatkę piersiową Eleny, potem druga i trzecia. Dostrzegam krew. Dławi się nią, otwiera oczy ze zdumienia, po czym bezwładnie potyka się i spada w dół ku przejrzystym wodom oceanu, które teraz zabarwią jej grzechy.

Letty syczy z bólu, gdy Brian pomaga jej podciągnąć się na nogi.

Straciłem dużo krwi, nieprzerwanie sączącej się z nosa. Teraz mam w niej całe ręce, brodę i dekolt t-shirtu. Straciłem widocznie zbyt dużo, gdyż nagle mroczki pojawiają mi się, zasłaniając obraz. Potem robi się zupełnie ciemno.

______________________________________________________________

Witajcie!

Dziś mam dla Was 1612 ciężko wypoconych słów. Myślę, że się spodoba, bo jak nie to znaczy, że bez sensu biłam się z siostrą o komputer dziadków ;D

Pozdrawiam i zapraszam serdecznie do czytania, komentowania i gwiazdkowania!

                                                                         Dziewczyna w Białym :)




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro