Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

_2_

"Wszystko zaczęło się od dwóch bogatych rodzin... Dragneel i Foster. Dragneel - była czteroosobową rodziną Żniwiarzy. Mieszkała tam piękna, czarnowłosa kobieta i jej przystojny, blond włosy mąż. Wkrótce, jednak, urodził im się syn, a następnie córka. Rodzina Foster to rodzina Grabarzy, mieszkających na starym, ale dalej czynnym cmentarzu. Młoda i piękna kobieta o szkarłatnych włosach..."


WYCINKA


"Kobieta ta również miała męża, jednak... nikt nie widział jego twarzy na własne oczy. Mężczyzna ten, jednak żywił wielką nienawiść do Żniwiarzy. Obie te rodziny musiały toczyć między sobą niemożliwe wojny..."


***


Duże krople deszczu uderzały o dach domu, budząc jego wszystkich mieszkańców.


Słychać skrzypienie nie naoliwionych drzwi i starych już schodów na górne piętro nie dużego domku.


- Głodna? - spytał czarnowłosy chłopak. Starszy i jedyny brat drobnej i czternastoletniej Rachel.


Zack, bo tak nazywa się chłopak, nie otrzymał słownej odpowiedzi od strony swojej młodszej siostry. Blond włosa kiwnęła tylko głową na "tak" i usiadła przy stole.


Spojrzał na nią wyczekująco, przez co prychnął. Dziewczyna nie mówiła dużo. Uważała, że to niepotrzebne w rozmowach między ludzkich. Nawet nie narzekała, gdy ktoś nazywał ją niemową. Nikt nie znał jej prawdziwego pochodzenia, kiedy patrzyli na nią na ulicy. Mówili, że jest adoptowaną córką Dragneel, ale Zack tylko to potwierdzał. Już od lat musieli się kryć.


- Może odpowiedziałabyś~...


- To niepotrzebne. - przerwała mu.


Mówiąc to głos jej drżał. Jednak nie ze strachu. Jeszcze niczego się nie bała i jak na razie, nie musiała. Drżał, bo nigdy nie mówiła stanowczo do brata. Nie chciała nawet się do niego odzywać, jednak kiedyś musiała to zrobić. Nie lubiła jak ktoś jej rozkazywał.


- Wypadałoby przynajmniej odpowiedzieć! - wrzasnął na nią.


Nie zareagowała na jego wściekły tom głosu. Była do tego przyzwyczajona... Nie było dnia w którym jej brat nie wrzeszczał na kogokolwiek. Często się to zdarzało. Jest już pełnoletni i może więcej, dzięki temu, że należy do jednej z najbogatszych rodzin w miasteczku.


- Dalej się nie odzywasz?! - w jego głosie było słychać irytację.- Skończ mnie wkurwiać i zeżryj to jak człowiek! - złapał ją za bluzkę i podniósł.


Trzymał ją nad ziemią dobre dziesięć centymetrów. Nie był dla niej brutalny na co dzień, gdyż kochał ją mocno, jednak irytowała go coraz bardziej z każdym dniem. Nie mógł sobie pozwolić, by takie dziecko, jak ONA, zniszczyło jego plany.


Nie powiedziała nic do niego. Czekając już na swoją śmierć, przymknęła powieki. Brat spojrzał na nią zdziwiony, nie dowierzając w jej uległości. Wiedział, że jest gotowa umrzeć w każdej chwili, a nawet specjalnie dać się zabić, ale była mu jeszcze potrzebna.


Puścił ją i prychnął w jej stronę, szybko wychodząc z kuchni. Przed wyjściem mruknął:


- Wypełnij swoje zadanie, a rozważę kwestię zabicia cię...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro