Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

48

~Dwa miesiące później~

*Pov Jade*

- Mam dość! Wynoś się! - krzyczę i rzucam kurtką w dziewczynę - Idź do tego swojego Ianka!

- Dobra! - odkrzykuje blondynka i wychodzi, trzaskając drzwiami.

Wchodzę do kuchni i zaczynam rzucać wszystkim, co mam pod ręką, potłukłam szklanki, talerze, wazon z kwiatami, przy czym rozcięłam rękę. Wyszłam do przedpokoju i oparłam się o ścianę i zjechałam po niej w dół. Kiedy padłam na podłogę, wybuchłam płaczem, uderzyłam głową o ścianę i zaczęłam jeszcze bardziej się zanosić. Miałam dość. Kłótnie z Perrie zaczęły być coraz częstsze i coraz gorsze. Coraz bardziej dawały nam się we znaki, coraz mniej ze sobą rozmawiałyśmy, spałyśmy w osobnych pokojach. Co z tego, że zaraz się przepraszałyśmy, jak na następny dzień była znowu kłótnia. Czarę przelała scena, która zdarzyła się dokładnie dwa tygodnie temu.

*Wspomnienie*

Potrzebowałam trochę przestrzeni i spokoju dlatego wybrałam się na tydzień do mojego rodzinnego miasta, do rodziny, do South Shields. Tam mogłam odpocząć i kiedy nadszedł czas mojego powrotu, byłam szczęśliwa i pełna nadziei na lepszą przyszłość. Chcąc zrobić Perrie niespodziankę złapałam wcześniejszy pociąg do Londynu. Po wyjściu z niego udałam się do pobliskiej kwiaciarni i kupiłam bukiet niebieskich róż dla Perrie. Następnie z uśmiechem ruszyłam do domu. Delikatnie otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania, rozebrałam się po cichu i poszłam do salonu. Stanęłam przed kanapą, kwiaty rzuciłam na podłogę i zaczęłam krzyczeć. Na kanapie spała Perrie wtulona w Iana.

- Jade to nie tak, jaa... -zaczęła tłumaczyć blondynka.

- Nie tak? A jak? Tak po prostu sobie zasnęliście?

- Dokła...- zaczął Salvatore.

- Ty się nie odzywaj, wynoś się z mojego domu! - krzyczałam do niego.

-Ian idź. - powiedziała Perrie, mężczyzna szybko wyszedł, trzaskając drzwiami.

- A to co? Czyżby malinka? Jaka ja byłam głupia. Cały czas myślałam, że wszystko wróci do normy. 

- Ah nie, Jade. To siniak od paska od gitary. - zaczęła się tłumaczyć.

- Perrie błagam. Znam Cię od 9 lat, od 8 grasz na gitarze i nigdy przedtem pasek nie zrobił Ci siniaka. Czemu znowu mnie okłamujesz?

- Ja...

- Nic już nie mów. - ucięłam i wyszłam z domu, na długi spacer.

*koniec wspomnienia*

Siedziałam w tym przedpokoju godzinę może dłużej, potem poszłam wziąć zimny prysznic, żeby się uspokoić. Po wyjściu z łazienki zeszłam do kuchni posprzątać to, co wcześniej roztrzaskałam.

*Pov Perrie*

-Wynoś się! - krzyczy Jade, a ja wychodzę i trzaskam za sobą drzwiami. Biegnę przed siebie i zatrzymuję się, dopiero kiedy brakuje mi tchu. Jestem w parku, całkiem sama, padam na kolana i zaczynam płakać. Kłótnie z Jade ranią mnie tak bardzo, że z dnia na dzień coraz bardziej odechciewa mi się żyć, a wszystkie te kłótnie są przeze mnie. Jade jest tylko ofiarą. Nigdy nie miałam zamiaru jej skrzywdzić, ranić, obrazić. Chciałam być z nią, wziąć ślub, mieć dzieci, mieć dom gdzieś na wsi i mieć spokojne życie. Jednak cztery miesiące temu moje życie zaczęło się sypać. Wszystkie marzenia, cele, plany legły w gruzach.

Cała się trzęsłam, miałam płytki oddech i ciężko było mi oddychać, jakby tego było mało, zaczął dzwonić mój telefon, kiedy zobaczyłam, kto dzwoni, momentalnie zrobiło mi się słabo.

- Zrobiłaś to? - słyszę w słuchawce zdenerwowany głos.

- Jeszcze nie. - mówię tak cicho, że ledwo sama siebie słyszę.

- Masz to zrobić dzisiaj, masz coraz mniej czasu, daję Ci dwie godziny. - mówi mój rozmówca i rozłącza się.

Zaczynam trząść się jeszcze mocniej, z mojego gardła wyrywa się szloch. Jedyne, o czym teraz marzę to rzucenie się pod samochód, pociąg, cokolwiek. Chciałam zakończyć moje życie, zakończyć ten koszmar, ale wtedy ucierpieliby inni.
Leżę na ziemi, dopóki w miarę się nie uspokajam. Następnie wstaję, biorę parę głębokich wdechów i wracam do domu. Po wejściu widzę Jade, która sprząta w kuchni. Co tam się stało? Wyglądało jak napad czy coś, ale domyśliłam się, że pod wpływem emocji ten cały bałagan zrobiła ta mała, drobna brunetka. Chciałam podejść do niej, przytulić, pocałować, ale nie mogłam, dlatego nie odzywam się do niej ani słowem i kieruję się do swojego pokoju, wchodząc do niego, znów słyszę dzwonek mojego telefonu i dzwoni ta sama osoba co przedtem.

- Załatwione?

- Nie - odpowiadam.

- Podejdź do okna. - robię tak, jak każe. - Widzisz mężczyznę, który stoi po drugiej stronie ulicy, ubranego na czarno? - kiwałam głową na tak, jednak zdałam sobie sprawę, że rozmawiam przez telefon i mój rozmówca mnie nie widzi, dlatego odpowiadam:

- Tak, widzę.

-Dobrze, a teraz pójdziesz i zrobisz to, co masz zrobić, bo inaczej wiesz, co się stanie. - kończy połączenie. Robi mi się niedobrze i biegnę do łazienki, gdzie wymiotuję. Gdy już wszystko, co miało ze mnie wyjść, wyszło, wychodzę na trzęsących się nogach do pokoju, sięgam po mój instrument i schodzę na dół. Słyszę, że Jade dalej jest w kuchni, dlatego będąc na ostatnim schodzie, zaczynam grać i wchodząc do kuchni, zaczynam śpiewać:

*Come here and sit next to me
Don't look at me while I'm breaking

Dziewczyna odwraca się i patrzy na mnie

After what I'm gonna say
I understand if you hate me

What do I do when I love you and want somebody else?
What do I lose if I don't choose and keep it to myself?

I got bad, bad, bad kinda butterflies
Like when you got something to hide
Lies, telling you that I'm alright tonight, tonight
Bad, bad, butterflies in my chest
There's something I gotta confess
Yes, somebody's stuck in my head and I, and I

I know I said we were friends
And when I said that, I meant it
Somewhere between now and then
It became more than just a friendship

What do I do when I love you and want somebody else?
What do I lose if I don't choose and keep it to myself?

I got bad, bad, bad kinda butterflies
Like when you got something to hide
Lies, telling you that I'm alright tonight, tonight
Bad, bad, butterflies in my chest
There's something I gotta confess
Yes, somebody's stuck in my head and I, and I

Kończę i patrze w podłogę, boje się spojrzeć na Jade.

- P-perrie co ty chcesz mi przez to powiedzieć? - słyszę, jak jej głos drży. Nie odpowiadam. - Odpowiedz mi. - mówi szeptem.

Dalej nic nie mówię.

-Perrie, mów. Tylko proszę, nie potwierdź tego o czym myślę. - mówi Jade tak cicho, że ledwo ją słyszę.

- J-ja już nie daje rady Jade, mam dość tego wszystkiego. Dlatego... - zbieram całą swoją odwagę i podnoszę głowę i patrze w oczy starszej - Zrywam z Tobą.

- Perrie proszę nie. Poradzimy sobie, nie skreślaj nas. Błagam. - Jade płacze i błaga, żebym nie podejmowała takiej decyzji. A mi w tym momencie serce pęka i czuję w środku, że umieram.

- To dla mnie za dużo. Przepraszam. Jutro po południu przyjdę po swoje rzeczy i lepiej, żeby nie było Cię w domu. - mówię i odchodzę, jednak dziewczyna łapie moją dłoń. Przystaję na chwilę, odwracam się i na sekundę zawieszam wzrok na jej zapłakanej twarzy, następnie patrze na jej dłoń, a dokładnie na palec, na którym ma pierścionek. Tak bardzo boli mnie, kiedy ściągam biżuterię z jej palca i chowam go do kieszeni. Następnie wybiegam z domu.

___________

*Camila Cabello - Bad Kind Of Butterflies

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro