32
6 grudnia 2020
*Pov Jade*
Dzisiaj mija drugi tydzień, odkąd mieszkam sama. Przebywam w pustym mieszkaniu, z pokoju dobiega dźwięk świątecznej melodii, a ja stoję w kuchni, patrząc przez okno na padający śnieg i myśląc o tym, jak bardzo brakuje mi niebieskookiej blondynki. Chciałabym znów poczuć jej dotyk, ciepło. Chciałabym budzić się i widzieć miłość mojego życia. Chciałabym znów poczuć smak jej ust na swoich. Spojrzeć w te piękne niebieskie, niczym ocean oczy i poczuć się bezpiecznie. Tak bardzo chce, żeby była teraz przy mnie. Rozpływam się, myśląc o tym wszystkim, jednak z moich rozmyślań wyrywa mnie dzwonek telefonu. Patrze na wyświetlacz, a na nim ukazuje się to jedno jedyne imię, które mogę powtarzać w nieskończoność. Perrie.
- Cześć Skarbie - mówię, gdy odbieram telefon. Rozpoczynamy trwającą niecałe 15 minut rozmowę, po której łapię swoją walizkę i wychodzę. Zamykam drzwi na klucz, następnie kieruję się na stację, z której wybieram się w drogę do swojej mamy, do South Shields. Miałam jechać do niej za tydzień, jednak mam już dość samotności, tym bardziej że Jesy i Leigh też wyjechały, także nie mam już nikogo, z kim mogłabym się spotykać.
Kieruję się w stronę odpowiedniego peronu. Czuję wibrację w kieszeni, dlatego wyciągam telefon, żeby, sprawdzić kto napisał. Zatrzymuję się, żeby móc spokojnie odpisać. Kiedy chowałam urządzenie do kieszeni, ktoś we mnie wpada, przewracając moją walizkę.
- Ups bardzo przepraszam. Nie chciałem. - zaczął mnie przepraszać wysoki chłopak, o brązowych oczach i nieco długich brązowych włosach. Na oko miał z 23 lata.
- Nic się nie stało. To moja wina, mogłam nie zatrzymywać się na środku chodnika. Przepraszam. - uśmiechnęłam się, nieco zmieszana.
- Nie przepraszaj. Mogłem patrzeć, jak biegnę. - uśmiechnął się, a jego uśmiech wydawał się bardzo szczery. - Muszę uciekać. Śpieszę się trochę, a się zgubiłem i nie wiem, gdzie jest peron, na którym powinienem być. Miło było cię poznać. - powiedział i już chciał odejść.
- Może Ci pomogę, gdzie jedziesz? - zapytałam.
-Do South Shields.
- Oo to tak jak ja! Możesz iść ze mną, jeśli chcesz. - powiedziałam niepewnie.
-Super, chętnie z Tobą pójdę. Przy okazji jestem Jed. - przedstawił się chłopak, wyciągając rękę w moim kierunku.
-Jade. - odpowiedziałam, ściskając dłoń chłopaka.
Uwaga! Wszystkich pasażerów linii 23 prosimy na peron 4, pociąg odjeżdża za 5 minut. Życzymy miłego dnia.
- To nasz pociąg. - powiedziałam i ruszyłam. Koło mnie szedł Jed, w ostatniej chwili weszliśmy do pociągu i zajęliśmy miejsca.
- Więc Jade, jedziesz do rodziny, chłopaka, znajomych? - zapytał Jed.
- Nie mam chłopaka, a jadę do rodziny. A ty?
- Też. Taka śliczna i zabawna i nie ma chłopaka? Albo jesteś psychopatką, albo nie wiem.
- Taa no ja mam dziewczynę. - uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Oo to super, ma szczęście, że cię ma. - powiedział.
- To ja mam szczęście, że ją mam hah.
- Czemu nie ma jej z Tobą teraz? Gdzie jest? Jeśli mogę spytać.
- W Dublinie. Jest na obozie artystycznym. No wiesz taniec, śpiew, aktorstwo. Jako, że Perrie kocha śpiewać, a ten obóz był jej marzeniem, namówiłam ją, żeby jechała.
-Musisz za nią tęsknić, co nie?
- Nawet nie wiesz jak bardzo.- odpowiedziałam, a w moich oczach zebrały się łzy, zaczęłam szybko mrugać, żeby się nie rozpłakać - Ale na szczęście za trzy tygodnie wraca. A tak w ogóle jesteście nowi w South Shields? Bo jakoś nigdy Cię tam nie widziałam, też nie znam tam nikogo o nazwisku Elliott.
- Nie, nie. - zaśmiał się - Moja rodzina mieszka tam całe życie, ja wyniosłem się stamtąd jakieś 4 lata temu, ale często tam bywam, więc nie wiem czemu, nigdy wcześniej się nie widzieliśmy.
Pozostała część drogi minęła nam w przyjemniej atmosferze. Jed cały czas żartował, dużo rozmawialiśmy i też, dużo się o sobie dowiedzieliśmy. Po wyjściu z pociągu zadzwoniłam po ubera, który przyjechał po 10 minutach, jak się okazało Jed mieszka dwie ulice ode mnie, dlatego też wsiedliśmy razem do samochodu i pojechaliśmy pod mój dom, zabrałam walizkę, zapłaciłam swoją część kierowcy, pożegnałam się z Jedem, przy okazji wymieniliśmy się numerami i obiecaliśmy sobie, że niedługo się spotkamy. Podeszłam do drzwi i delikatnie zapukałam, po chwili otworzyła moja mama.
-Niespodzianka! - krzyknęłam i mocno uściskałam moją mamę. Weszłam do przedpokoju, zdjęłam kurtkę, następnie buty i poszłam z mamą do kuchni. Tam usiadłam przy stole, a kobieta przygotowała herbatę. Opowiedziałam mamie co u mnie, o Jedzie. Potem przeszłyśmy do salonu. Zobaczyłam, że w rogu pokoju stoją pudła z ozdobami świątecznymi. Na ten widok się uśmiechnęłam. Od zawsze kochałam święta, pieczenie pierników, dekorowanie domu, spotkania z rodziną. Uwielbiam ten świąteczny czas. Miałam nadzieję na spędzenie świąt z Perrie, jednak jej obóz trochę pokrzyżował nam plany, ponieważ dziewczyna wraca dopiero 27 grudnia. No nic, przed nami jeszcze wiele wspólnie spędzonych świąt, mam nadzieję...
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro