Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20

*Pov Jade*

Obudziłam się znowu po godzinie 10:00. Szybko zeskoczyłam z łóżka, podchodząc do okna sprawdzając, jaka jest pogoda. Świeciło słońce, a ludzie, których widziałam na ulicy mieli bluzy lub cienkie kurtki. Dlatego złapałam jasne jeansy i czarną koszulkę, jak będzie mi zimno założę jakąś bluzę. Poszłam do łazienki gdzie wzięłam prysznic, zrobiłam makijaż i się uczesałam. Gdy byłam gotowa, zeszłam na dół coś zjeść. W kuchni krzątała się moja mama wraz z Shireen, szykowały jedzenie na dzisiejsze spotkanie. Przez okno zobaczyłam, że mój tata i Karl rozkładają krzesła oraz przygotowują drewno na ognisko, które zrobimy wieczorem. Amara, Karl i Leoni siedzieli w salonie oglądając bajki.
Zjadłam szybko przygotowany posiłek i poszłam do dzieciaków, ponieważ w kuchni prawie wszystko było gotowe, a chłopakom w ogrodzie to już w ogóle bym się nie przydała. Usiadłam na kanapie i od razu na moje kolana wyskoczyła Amara, a obok wtulając się w mój bok usiadł mały Karl. Oglądaliśmy tak z godzinkę, po której dzieciaki znudziły się oglądaniem i zaczęły bawić się zabawkami na dywanie. W międzyczasie porozmawiałam trochę z Leoni.

Gdy spojrzałam na zegarek dochodziła 12:40, a to oznaczało, że nasi goście niedługo powinni się zjawić. Korzystając z tego, że jeszcze ich nie było, poszłam do swojego pokoju po telefon i sprawdziłam swoje wszystkie social media, ponieważ rano tego nie zrobiłam.

Schodząc na dół usłyszałam ciche szczekanie.

-Hatchi! - krzyknęłam radośnie, kiedy zobaczyłam psiaka. Zaraz za nim wyszła jego właścicielka, na której widok szeroko się uśmiechnęłam.

-Cześć Pezz. - powiedziałam, ściskając dziewczynę.

-Cześć kochanie. - odpowiedziała, również szeroko się uśmiechając.

Razem weszłyśmy do kuchni, gdzie przywitałam się ze wszystkimi. Następnie wyszliśmy na podwórko, gdzie powoli mój tata i pan Edwards zaczęli rozpalać grilla. Usiedliśmy wszyscy na przygotowanych miejscach i zaczęły się rozmowy. Jonnie, mój tata i tata Perrie byli w jednym koncie, mama, Shireen, Leoni i pani Edwards w drugim, my z Perrie pośrodku tego wszystkiego. No i jeszcze dzieciaki bawiły się z boku w piaskownicy.

Po jakiejś godzinie jedzenie było gotowe, więc szybko zasiedliśmy do wspólnego posiłku.

- Jade, mogłabyś przynieś kilka butelek soku z kuchni? - zapytała moja mama, po skończonym posiłku.

-Jasne - odpowiedziałam wstając.

-Pomogę Ci - zaproponowała Perrie i puściła mi oczko.

Ledwo weszłyśmy do kuchni, dziewczyna rzuciła się na mnie i namiętnie pocałowała.

- Marzyłam o tym cały dzień. - powiedziała cicho blondynka.

-Ja też. - odpowiedziałam i znów załączyłam nasze usta.

Po chwili oderwałyśmy się od siebie

-Jadey, czy... czy my teraz to powiemy. - zapytała niepewnie dziewczyna.

- J-ja myślałam, że wieczorem przy ognisku.

- A no dobrze, w takim razie wieczorem. - uśmiechnęła się lekko.

Zabrałyśmy kilka małych butelek z sokiem i wróciłyśmy do naszych rodzin.
Przez cały czas dużo rozmawialiśmy, śmialiśmy się i ogólnie czas bardzo szybko i przyjemnie nam mijał.
Około godziny 19:00 mój brat powiedział, że musi iść umyć i wykąpać Amare, bo już pora spać. Zaproponowałam, że to ja dzisiaj zajmę się dzieciakami, żeby on i jego żona mogli trochę odpocząć. Także wzięłam malutką na ręce, Karla za rękę i weszliśmy do domu. W międzyczasie kiedy ja zajmowałam się dziećmi, pozostali rozpalili ogromne ognisko.
Umycie i uspanie zajęło mi jakieś półtora godziny, bo musiałam przeczytać im kilka bajek, bo inaczej by nie zasnęli.
Po cichutko wyszłam z ich pokoju i poszłam do łazienki się załatwić. Wychodząc natrafiłam na Perrie, która również musiała skorzystać.
Poszłam do kuchni i usiadłam na krzesło. Czekałam na Perrie, która pojawiła się w drzwiach po jakichś 5 minutach.

- Gotowa? - zapytałam, a głos lekko mi zadrżał.

-Tak. - odpowiedziała podchodząc dając mi delikatnego całusa. - I Jadey nie martw się, co będzie to będzie. Pamiętaj jestem przy Tobie.

Te słowa podniosły mnie trochę na duchu. Perrie zawsze wie jak mnie uspokoić i zawsze wie co powiedzieć.

Razem wyszłyśmy na dwór, stanęłyśmy naprzeciwko wszystkich.

-Hej! - krzyknęła Perrie i wszystkie rozmowy momentalnie ucichły. Dziewczyna wiedziała, że ja nie dam rady mówić, więc to ona zaczęła.

-Ja muszę... To znaczy my... My musimy wam coś powiedzieć - na chwilę wstrzymała oddech potem złapała mnie za rękę i powiedziała: Jesteśmy razem.

Miny dosłownie wszystkich wyrażały szok.

- PERRIE LOUISE EDWARDS! JAK! - wstając ze swojego miejsca zaczął tata blondynki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro