Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 5

Lekcje w końcu dobiegły końca. Gdy schodziłam po schodach, zauważyłam Julie siedząca na ławce i gładzącą swój policzek. Obok siedziały jeszcze Izabell, Caroline i Joana. Kiedy  przechodziłam obok, posłały mi mordercze spojrzenia. Super. Teraz będę miała z nimi przewalone. Jeszcze jak moi rodzice się dowiedzą... to będzie kolorowo. No ale Julie sama się o to prosiła. Na następny raz zawołam Jermaina i on powie prawdę. Kurde! Szkoda, że dziś tego nie zrobiłam!

       Znalazłam się obok mojej szatni. Większość osób już się przebrało i wychodziło ze szkoły.

      Nagle usłyszałam jak ktoś zaczyna grać na gitarze. Potem był piękny śpiew...Michaela. Ale co oni... no przecież Mike miał próbę. Stałam tak i się przysłuchiwałam. Jego głos był naprawdę potężny, z nim mógł wiele osiągnąć. Co ja gadam? Przecież już osiągnął. Był Królem Popu. Najwspanialszym piosenkarzem jaki świat widział. A raczej dopiero będzie, za jakieś dziesięć lat.

      W końcu poszłam do szatni, otworzyłam ją i zmieniłam buty. Na dworze było ciepło, ale wiał silny wiatr. Jeszcze tylko poszłam do toalety, a gdy byłam w środku usłyszałam, że Michael przestał śpiewać a gitary grać. Próba pewnie dobiegła końca. Kiedy wyszłam z łazienki była już zupełna cisza; Jacksonowie zapewne wyszli.

     Popatrzyłam przez okno a gdy odwróciłam głowę zauważyłam opuszczającego szkołę Mike'go. Tak bardzo różnił się od pozostałych. Był taki inny...wyjątkowy. Miał na sobie różnobarwną kurtkę w kolorowe, duże kwadraty, w których były białe kółka a w nich czarne. Na głowę założył kaptur.

      Zaczęłam za nim iść, on jednak był bardzo szybki. W końcu go dogoniłam. Wtedy ściągnął już kaptur. Gdy się nie zatrzymał, ja zawołałam:

- Michael?

On zerknął ma mnie kontem oka, przystanął, ale nie odwrócił się.

- Co się stało? - zapytałam.

- Nic. - mruknął cicho.

Podeszłam bliżej i nagle zauważyłam łzę spływająca po jego prawym policzku. Nie wiedziałam co się stało. Zbliżyłam się jeszcze bardziej, był taki piękny, taki przystojny. W pewnym momencie dotknęłam jego ciemnego policzka i obtarłam łzę.

      W tym momencie mnie oświeciło! Michael miał przed chwilą próbę, tak? Więc pewnie popełnił jakiś błąd, coś źle zrobił. A jego bezduszny ojciec uderzył go. Nie wiem czy tak na pewno było, ale najprawdopodobniej coś w tym stylu. Zrobiło mi się go bardzo żal. Ogromnie mu współczułam.

       Wtedy Mike spojrzał na mnie tymi swoimi czarującymi, czekoladowymi oczami, w których udało mi się dostrzec smutek a zarazem wdzięczność. Kąciki jego pełnych ust uniosły się lekko ku górze, po czym chłopak odwrócił się i zaczął odchodzić, a ja jak głupia podążałam za nim. 

W końcu dotarliśmy na parking, rodzice i rodzeństwo czekali już na niego. Kilka metrów przed nami stało auto Jacksonów. Zauważyłam Joe'go za kierownicą i spojrzałam na niego z pogardą. Katherine czekała na Mikie'go przed samochodem. Reszta The Jackson 5 siedziała już w środku. Tylko wokół auta biegali mali Randy i Janet. Wyglądali bardzo uroczo. Ciągle gdzieś zerkali, coś wskazywali albo bez celnie biegali. Kiedy Michael zaczął iść w stronę rodziców ja zapytałam:

- Michael... czy ja mogę... - zarumieniłam się. - Czy ja mogę na jakiejś lekcji z tobą siedzieć w ławce?

- Tak. - odpowiedział, uśmiechając się delikatnie.

Potem Mike wszedł do środka a Katherine zawołała do małych Janet i Randy'iego.

- Wsiadajcie do samochodu! - urocze rodzeństwo zrobiło co kazała ich mama i w końcu auto zniknęło gdzieś w dali.

      Gdy wracałam do domu rozmyślałam o sytuacji, która przed chwilą miała miejsce. Dotknęłam policzka Michaela Jacksona. Zrobiłam to. Przełamałam barierę. Zawsze byłam taką cicha myszką, a teraz obtarłam chłopakowi łzę, to było tak bardzo nierealne. 

     Cała radość zniknęła gdy po wejściu do domu zauważyłam rodziców siedzących przy stole i czekających na mnie. Kiedy tylko zatrzasnęłam drzwi i odwróciłam się zobaczyłam siedząca przy sole mamę z założonymi rękoma i stojącego obok tatę.

- Yyy....cześć. - powiedziałam szczerząc się. Na to mama uniosła prawą brew aż po samo czoło. - Coś się stało? - udawałam, że nie wiem o co chodzi. 

- Ty nam może powiesz. - odezwał się surowym głosem tata. 

- Ale ja nic...

- Nie kłam, o wszystkim wiemy. Twoja wychowawczyni dzwoniła i powiedziała całą prawdę. - powiedziała zła mama. Spuściłam wzrok. No to się zaczyna.

- Nie wiem tylko dlaczego to zrobiłaś? Nie wychowaliśmy cię na taką. Masz jakiś problem, kłopot? - moja rodzicielka wstała, patrząc na mnie.

- Widzę, że nauczycielka nie powiedziała CAŁEJ prawdy. - rzekłam.

- To znaczy? - zapytał tata.

- Bo ja dlatego to zrobiłam, bo Julie obrażała Michaela!

- Ale chyba nie musiałaś jej uderzyć! Mogłaś porozmawiać, wyjaśnić...

- Próbowałam! Tyle, że nikt mnie nigdy nie słucha!

- Spokojnie, porozmawiajmy...

- O czym mamy rozmawiać?! Julie obrażała Michaela, to wystarczyło, żeby jej przyłożyć.

- Nie! Nie wychowaliśmy cię na taką! Trzeba było to załatwić po ludzku! - mówiła poddenerwowana mama.

- Tyle, że po ludzku się nie dało! Ona...ona powiedziała, że moje i jego dzieci będą głupie!!! - zaczęłam krzyczeć. 

- Na prawdę? Co jeszcze powiedziała? - zainteresował się tata.

- Że Michael to beksa, tchórz. Że nasze dzieci albo będą białe i brzydkie albo czarne i głupie!

- A to nie dziwię się. Zrobiłbym to samo. - uśmiechnęłam się lekko. 

- John! - skarciła go mama.

- No co? Obrażała nasze wnuki! - zarumieniłam się. Mama westchnęła. 

- No dobrze, poniosły cię nerwy, ale czy od razu musiałaś ją uderzyć? Teraz cała szkoła będzie o tym huczeć. - powiedziała spokojnym głosem mama. Usiadłam obok.

- Wiem o tym. Ale po prostu nie wytrzymałam.

- Jutro ją przeprosisz. - rzekła mama.

- Co?

- Podejdziesz i ją przeprosisz. - spojrzała na mnie.

- Nigdy! Za co mam ją przepraszać, hmm??

- No.. za to, że ją uderzyłaś. - głos mojej mamy stawał się coraz bardziej ostry.

- Niech ona najpierw mnie przeprosi! Mnie i Michaela!!! - pobiegłam na górę. Nie mam zamiaru przepraszać tej idiotki! Ani teraz ani nigdy!

***
Hejo. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Proszę o gwiazdkę i komentarz jeśli chcecie mnie uszczęśliwić. Ogólnie to mam teraz ciężkie dni ale staram się być silna...jak Mike. To tyle..
Kocham i całuję 💘❣️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro