Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 35


Michael pov

Przebudziłem się nocą, rozglądając po pokoju. Przetarłem dłońmi oczy, cicho ziewając. Spojrzałem na swój zegarek, który w tym momencie leżał na parapecie, wskazując 4:13. Odchyliłem głowę, zerkając na okno i zauważając, że na zewnątrz jest jeszcze ciemno. Wtedy o czymś sobie przypomniałem. Nerwowo przeniosłem wzrok na swoje prawo i ujrzałem ją. Momentalnie moje serce oblało przyjemne ciepło a na ustach pojawił się szeroki uśmiech. Wyglądała tak słodko i bezbronnie, jak prawdziwy anioł. 

Położyłem się na boku, lustrując jej twarz wzrokiem. Dlaczego ona jest tak cholernie piękna? Ile ja bym dał, żeby mogła być tylko moja. Czemu jestem takim idiotą? Boję się wyznać jej swoich prawdziwych uczuć, myśląc, że może mnie odtrącić. Tak bardzo boję się ją stracić, więc milczę. Milczę i przysuwam do siebie Marię. Jestem głupcem, wiem. 

W tym momencie Diana zaczęła rozpychać się po całym łóżku, co spowodowało u mnie cichy chichot. Po kilkunastu sekundach wiercenia się, dziewczyna w końcu ułożyła się na boku, całkiem blisko mnie. Czułem jej ciepły oddech na swojej szyi. Chciałbym abyśmy trwali tak już do końca świata, nie zwracając uwagi na otaczających nas ludzi. Niestety być tak nigdy nie może. Nagle cała radość zniknęła i czułem mocne kłucie w okolicach klatki piersiowej. Diana... Słodka Diana Butterfly, nigdy nie będzie moja. Ten fakt tak bardzo bolał. 

Przymknąłem powieki wracając myślami w przeszłość. Na nowo przeżywałem wszystkie cudowne chwile spędzone w towarzystwie brunetki. Nasze wypady do miasteczka, odwiedzanie się, śmianie z żartów robionych Jerm'owi, wpadanie w siebie... czy to naprawdę już nigdy nie wróci? Poczułem jak po moim policzku leniwie spływa ciepła łza. Życie jest niesprawiedliwe, podłe. Rodzimy się, żeby cierpieć, płakać i żałować. Nic nie jest perfekcyjne jak w bajkach, nie istnieje szczęśliwe zakończenie. Otarłem bezbarwną ciecz, przełykając nerwowo ślinę. Znów przekręciłem się na bok, by spojrzeć w jej twarz. Dotknąłem ostrożnie jej policzka, czując pod dłonią jej aksamitną skórę. Dlaczego była taka idealna? Nigdy nie widziałem ładniejszej dziewczyny, możecie mi wierzyć. 

Nagle poczułem dziwny przypływ emocji, moje myśli zaczęły plątać się po całym moim umyśle. Wyciągnąłem powoli rękę, kładąc ją w tali dziewczyny. Po tym, przyciągnąłem ją delikatnie do siebie, sprawiając, że nasze ciała były znacznie bliżej. Może i nie powinienem tego robić.. nawet nie mam prawa, ale czułem, że muszę. Coś mi podpowiadało, to dziwne. Wciągnąłem nosem jej słodki zapach, zamykając powieki. Znów trzymałem w swoich ramionach najcenniejszy skarb, porcelanę, która w każdej chwili mogła rozpaść się na tysiące kawałków. Słyszałem bicie jej małego serduszka, którego rytm idealnie współgrał z moim. Kąciki moich ust uniosły się lekko w górę, a po ciele przeszedł dreszcz. W takiej oto pozycji, sam nie wiem, kiedy odpłynąłem do krainy snów.

Diana pov

Poczułam jak jasne promienie słońca wpadają przez okno, oświetlając moją twarz. Mruknęłam pod nosem niezadowolona, wiedząc, że czeka mnie dziś ciężki dzień w szkole. Stwierdziłam, że skoro jeszcze nie słyszałam budzika, musi być bardzo wczesna pora. Nie otwierając zaspanych powiek, ziewnęłam długo, wyciągając w powietrze prawą rękę. Już po chwili tą samą dłonią przecierałam oczy, starając sobie przypomnieć co się wczoraj działo. Chciałam przekręcić się na plecy, kiedy poczułam, że moją talię oplatuję czyjaś duża i ciepła ręka. Błyskawicznie otworzyłam oczy, patrząc najpierw w okolicę swojego brzucha, a później przenosząc go na lewo. Z moich ust wydobył się stłumiony krzyk, po czym mimowolnie cofnęłam się, przylegając do chłodnej ściany. Obok mnie, na moim łóżku leżał... 

Chwila moment... to nie jest przecież mój pokój! Rozejrzałam się dookoła, spostrzegając, że jestem w pomieszczeniu zamieszkiwanym przez... Michaela. No właśnie. To u niego jestem, w jego pokoju spędziłam noc, to on leży obok mnie. Do tego nie pamiętam kąpletnie nic z wczorajszego dnia. 

Nagle poczułam mocny ból głowy, przez który szybko złapałam się czoła. Co się dzieje!? To wszystko naprawdę nie wygląda normalnie, szczerze mówiąc to wygląda całkiem dwuznacznie. Przygryzłam nerwowo wargę, przenosząc wzrok na śpiącego jeszcze Michaela. Dlaczego wyglądał tak cholernie słodko i perfekcyjnie?
Chcąc się czegokolwiek dowiedzieć, musiałam w końcu go obudzić.

- Ej... - szepnęłam. - Mike? - patrzyłam na niego. - Obudź się. - powiedziałam trochę głośniej. Chłopak mruknął coś pod nosem, jednak nadal pogrążony był w głębokim śnie. - Michael! - syknęłam. Po chwili trzepnęłam go mocno w ramię, przez co przebudził się.

- Co się stało? - przetarł zaspaną twarz dłonią, mrugając kilkakrotnie powiekami.

- Może ty mi powiedz? - zapytałam. Ten spojrzał na mnie i jakby nagle się ocknął.

- Diana! - krzyknął, podnosząc się do siadu. - Jak się czujesz? 

- Głowa okropnie mnie boli i do tego nic z wczoraj nie pamiętam. - wzruszyłam ramionami.

- Całkowicie nic? - uniósł prawą brew do góry.

- Mam jakieś prześwity... Byliśmy w... w studiu nagrań, czy coś takiego? - skrzywiłam się. - Śpiewaliśmy piosenki i... i ja, chyba grałam na gitarze a potem... potem już nic nie pamiętam. - wytłumaczyłam mu.

- Rozumiem, narzekałaś wieczorem, że jest ci słabo. - odparł.

- Michael, przepraszam za to, o co teraz zapytam, ale muszę wiedzieć. - spojrzałam mu głęboko w oczy. - Co ja tu robię i... i dlaczego razem spaliśmy? Czy ja.. może... no n-nie wiem.. - poczułam jak policzki pieką mnie od rumieńców.

- Nie! To nie tak, po-prostu kiedy wracaliśmy do domu, to zasnęłaś w autobusie i.. i nie miałem serca cię budzić, więc.. więc miałem w planach zanieść cię na rękach, ale przebudziłaś się i z trudem doszłaś do mojego domu.. - patrzył na mnie. - Potem.. potem położyłaś się tu i... i ja nie miałem gdzie spać, więc położyłem się obok ciebie. Przepraszam, nie powinienem... Och, no nie patrz już tak na mnie! - wybuchnął, cały oblany rumieńcem.

W duszy odetchnęłam z ulgą. Przez pierwsze kilka chwil naprawdę myślałam, że mogłam zrobić jakieś głupoty. W takim stanie w jakim byłam wczoraj, w ogóle nie kontaktuje ze światem i zachowuję się jak, krótko mówiąc, naćpana więc nigdy nic nie wiadomo. 

- Ok.. - spuściłam zawstydzona wzrok. - Dziękuję, że się mną zająłeś. - spojrzałam na niego, delikatnie się uśmiechając.

- Nie ma sprawy, od tego jestem. - odwzajemnił gest, a ja poczułam jak w moim żołądku dzieją się dziwne rzeczy. 

Przez kilka minut siedzieliśmy tak w milczeniu, obdarowując się nieśmiałym spojrzeniami i niewinnymi uśmiechami, kiedy nagle sobie o czymś przypomniałam. 

- Która godzina?! - krzyknęłam. 

Spostrzegłam, że na parapecie leży zegarek Michaela. Gwałtownie podniosłam się, podchodząc do czarnowłosego na kolanach, by po chwili, jedną ręką trzymając się jego uda, druga zaś wyciągając w stronę przedmiotu, zacząć wypinać się tuż przed jego nosem. Jakoś mało mnie teraz obchodziło, że daję mu niezłe widoki. Szybko chwyciłam zegarek, w końcu siadając na tyłku. Spojrzałam na tarczę i przez chwilę byłam pewna, że oślepłam.

- Co?! Jest 11:04! - zaczęłam wrzeszczeć. - Boże dlaczego nie obudziłeś mnie do szkoły? - zapytałam z wyrzutami. Nagle przypomniałam sobie o kolejnej znaczącej sprawie.

- O mój Jezu, Michael! - popatrzyłam na niego, chowając usta w dłoniach.

- Coś nie tak? - przestraszył się.

- Tak! Mój egzamin! - zerwałam się z łóżka jak poparzona. 

Niestety, pech chciał, że straciłam równowagę i poleciałam plecami prosto na twardą podłogę. W ostatniej chwili poczułam na swoim nadgarstku dłoń Michael, który chciał uratować mnie przed niefortunnym upadkiem. Jako iż spadałam dość gwałtownie, podciągnęłam go tylko za sobą, sprawiając tym samym, że razem spadliśmy z tego łóżka. 

Nie minęło pięć sekund, a leżałam na podłodze, chłopak zaś znajdował się nade mną. Jedną ręką podtrzymywał się, by nie upaść. Już dawno.. nie byliśmy tak blisko siebie. Czułam jak serce nerwowo obija się o moją klatkę piersiową a oddech staje się coraz bardziej nierówny. Zatopiłam się w jego pięknych, czekoladowych tęczówkach, zupełnie zapominając o Bożym świecie. Czas się dla mnie zatrzymał, trwaliśmy tak wieki. Widziałam jak intensywnie wpatrywał się w moje oczy, próbując odnaleźć naturalny rytm bicia swojego serca. 

- Mój egzamin.. - jęknęłam ze skruchą.

Chłopiec zaśmiał się cicho, a ja sama nie wiedziałam dlaczego? Wtedy Michael wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy, a ja patrzyłam na to, lustrując go wzrokiem. Po chwili poczułam jak zakłada mi porozrzucane po policzkach włosy, za ucho. Pod wpływem jego delikatnego dotyku, po całym moim ciele przeszły przyjemne ciarki. Czułam jak niemiłosiernie się rumienię przez co spuściłam wzrok. 

- Wczoraj zadzwoniłem do twojego taty i poprosiłem go, by załatwił u twojego nauczyciela inny termin na pisanie egzaminu. - powiedział miękkim głosem. 

- Naprawdę? - w moich oczach zabłyszczały iskierki. Chłopak tylko skinął głową, a ja w tej chwili miałam ogromną ochotę rzucić mu się na szyję.

- Dziękuję. - odparłam tylko z uśmiechem. 

- Drobiazg. - zachichotał uroczo. 

Znów zatopiłam się w jego tęczówkach, chcąc byśmy trwali tak do końca życia.

- Wstańmy już. - mruknął cicho Michael.

- Ok. - odparłam, podnosząc się. Usiadłam na łóżku po turecku, a chłopak zajął miejsce obok mnie.

Westchnęłam pod nosem, spuszczając głowę i zaczynając bawić się palcami u rąk.

- Coś nie tak? - zapytał czarnowłosy, lustrując mnie wzrokiem.

- Tak, jak zawsze wszystko zawaliłam. - powiedziałam.

- Że niby co? - uniósł brew do góry.

- Nie powinniśmy wczoraj siedzieć w studiu do takiego późna, można było przewidzieć, że to się źle skończy. - popatrzyłam tępo przed siebie.

- Przecież już wszystko będzie dobrze. - zapewnił mnie. - No nie smuć się bo... bo będę zmuszony zastosować mojej specjalnej taktyki. - uśmiechnął się szatańsko.

- Co? Jakiej... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.

- Taktyki łaskotek! - rzucił się na mnie.

- Nie! Nie, M-michael, proszę! - zaczęłam się śmiać. - M-michael noo... t-ty nie.. nie m-możesz! - próbowałam chwycić go za ręce, ale był silniejszy.

- Przestaniesz siedzieć zasmucona? - zapytał z szerokim uśmiechem na twarzy.

- No.. nie wiem.. - odparłam, a ten tylko nasilił łaskotki w okolicach mojego brzucha. - Aaaaaaa, n-no p-przestań, proszę... - śmiałam się jak opętana. - M-michael, błagaam! 

- Powiedz, że przestaniesz. - nalegał.

- Ok... ok. - próbowałam się uspokoić. - Ja.. J-ja przestanę siedzi...- zaczęłam składać obietnicę, kiedy drzwi do pokoju chłopaka z hukiem się otworzyły. Oboje spojrzeliśmy w tamtą stronę i zobaczyliśmy.. o nie. O nie, nie, nie. Błagam tylko nie... Maria! 

- Co wy robicie?! - krzyknęła blondynka, wybałuszając na nas oczy. Za pewne przez to, że ja leżałam na łóżku, Michael klęczał nade mną trzymając mnie dłońmi w tali.. to nie mogło wyglądać normalnie. 

- Nic... my tylko... - zaczął chłopak. 

- Czy wy razem spaliście?! - podeszła do nas bliżej. Oboje odsunęliśmy się od siebie, siadając jak zwyczajny człowiek.

- Tak, bo Diana... ona..

- Zaciągnęła cię do łóżka! - bardziej stwierdziła niż zapytała Maria.

- Co?! Nie! Nigdy w życiu, przecież jesteśmy tylko przyjaciółmi! - zaczęłam się bronić.

- Co z tego? Przyjaźń czasem przeradza się w coś innego. - odparła a ja poczułam ukłucie w sercu.

- Pójdę już. - mruknęłam do Michaela, spuszczając wzrok.

- Tak, idź! Nikomu tu nie jesteś potrzebna, nie wiem po co w ogóle przyszłaś! - zaczęła krzyczeć. - Wiesz co ci powiem, zachowałaś się jak dziwka! 

- Nie masz prawa tak do mnie mówić! - spojrzałam na nią. - Po za tym my mamy szesnaście lat, naprawdę myślisz, że jesteśmy tacy głupi!? - wnerwiłam się.

- Po tobie to się wszystkiego można spodziewać! Nie wtrącaj się do naszego życia, nie ma tu dla ciebie miejsca! 

- Nie będę! Nawet nie chciałabym, widząc jaka naprawdę jesteś. - odpowiedziałam.

- Wiesz co Diana, na początku naszej znajomości myślałam, że jesteś całkiem miłą dziewczyną. Zazdrościłam ci. Ale teraz widzę, że jesteś tylko niezdecydowaną, wredną i...

- Maria dość! - odezwał się chłopak.

- Nie zasługujesz na przyjaźń z Michaelem. - szepnęła jeszcze do mnie, a ja czułam jak w moich oczach zbierają się łzy. Spojrzałam ostatni raz na czarnowłosego, po czym opuściłam pokój. 

Powoli zeszłam schodami, nadal nie do końca wierząc, w to co przed chwilą miało miejsce. Czułam się jak niepotrzebny śmieć, nic nie warty, nikomu do niczego się nie nadający. Miałam wrażenie, że gdybym upadła, nikt nie pomógł by mi wstać. Moje życie na nowo się zapadło. 

Zauważyłam siedzącego w kuchni Jermaina, zajadającego się ciasteczkami i myjącą naczynia La Toy'e. Postanowiłam podejść do nich, w sumie co mi zależy. Niezdecydowanym krokiem, w milczeniu usiadłam obok chłopaka.

Ten zlustrował mnie wzrok, krztusząc się przekąską. Nic dziwnego, w końcu kto się mnie tu teraz spodziewał?

- Diana?! Co ty tu robisz? - zapytał zdziwiony.

- Ja.. nic, po prostu... - nie wiedziałam co odpowiedzieć. - Nie ważne.. - spuściłam wzrok.

- Hej, mała co jest? - spojrzał mi w twarz, widząc moją minę. Ja tylko westchnęłam pod nosem, czując jak po policzku, leniwie spływa mi ciepła łza. - Mi możesz powiedzieć wszytko, jestem dla ciebie jak brat. - uśmiechnął się delikatnie, odsuwając talerz z ciasteczkami i przybliżając się do mnie.

- Zakochałam się. - odparłam bez większego przeciągania. 

- Ooo, to wspaniale. - chwycił moją dłoń, klepiąc jej wierzch. - Gratuluję, ale dlaczego płaczesz? Tęsknisz za nim, może on choruję? - ciągle na mnie patrzył. 

Przygryzłam nerwowo dolną wargę, przełykając z trudem ślinę. 

- Zakochałam się w Michaelu. - mruknęłam, czując jak kolejne łzy wydostają się z moich oczu.
Jermaine spoglądał na mnie przez chwilę jak na idiotkę, chyba nie do końca wierząc w to, co usłyszał.

- O Boże, Diana... - podeszła do mnie La Toya, która znajdowała się w tym samym pomieszczeniu. Spojrzałam na nią, mokrymi od płaczu oczami, na dobre się rozklejając. - Moja biedna... - przytuliła mnie mocno.

- Wiedziałem, że pomiędzy wami jest coś mocniejszego niż przyjaźń. - usłyszałam głos Jerma. - To czuło się na kilometr. Od zawsze do siebie pasowaliście, w sumie to nie wiedziałem, dlaczego jeszcze nie jesteście razem. - powiedział chłopak, a ja głośno załkałam.

- Nie pomagasz! - syknęła Toya. 

Wtedy do kuchni wszedł zadowolony nie wiadomo z czego Tito. Super, może niech od razu cała rodzina przyjdzie? 

- Diana? - jego mina zrzedła, kiedy zobaczył w jakim jestem stanie. - Coś się stało? - podszedł bliżej.

- Tak, ona zakochała się w naszym braciszku. - odpowiedział za mnie Jerm, krzyżując ręce na piersi.

- Którym? - źrenice starszego chłopaka powiększyły się do rozmiarów niemożliwych.

- Michaelu, a w którym innym? - burknął Jermaine. 

- Ouu, nie zaciekawie. - przysiadł się do nas.

- Chcesz nam to opowiedzieć? - usłyszałam delikatny głos La Toy'i. Skinęłam głową, zgadzając się i podciągnęłam nosem. - Jermaine-paczka chusteczek, Tito-poducha! - rozkazała braciom.

   Już po chwili siedziałam otoczona przez trójkę Jacksonów w tym samym miejscu, wycierając łzy i przytulając do piersi miękką poduszkę. 

- Ja... sama nie wiem od kiedy to się zaczęło... Mike zawsze był dla mnie bardzo ważny. - mówiłam, patrząc tępo przed siebie. - Uwielbiałam spędzać z nim czas, śmiać się i rozmawiać. Mojej uwadze nie uszło to, że praktycznie zawsze na siebie wpadaliśmy. Zaczęłam inaczej go traktować początkiem tegorocznych wakacji.

- Inaczej, to znaczy? - przerwał mi Jermaine.

- Stał się dla mnie jeszcze bardziej ważniejszy, był kimś więcej niż przyjacielem. - kontynuowałam. - Kiedy już zrozumiałam, że go kocham, postanowiłam sobie, że to będzie ukryte uczucie, nie odwzajemniona miłość. Nie wiem dlaczego, ale od zawsze z góry zakładałam, że on nigdy nie poczuje do mnie czegoś więcej. - mówiłam, czując na sobie wzrok całej trójki. - Potem wspaniale spędziliśmy dzień w Wesołym Miasteczku, obchodząc jego urodziny, czułam się taka szczęśliwa. - kąciki moich ust mimowolnie uniosły się w górę, kiedy przypomniałam sobie o tamtych cudownych chwilach. 

W tym momencie się zawahałam. Mówić im o pocałunku, czy nie?

- Co było dalej? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Tito.

- Potem... - przełknęłam ślinę. - Ni stąd, ni zowąd Michael zaczął wmawiać mi, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, takimi do końca życia. - mówiłam, omijając pocałunek. - Oddaliliśmy się od siebie i... pojawiła się Maria. - poczułam jak w moich oczach na nowo zbierają się łzy.

- Biedna.. - objęła mnie La Toya.

- Nasz brat to dupek, skoro nie zauważył jak wspaniałą dziewczynę miał przy sobie przez te lata. - Jermaine otarł mi chusteczką spływające łzy.

- Dokładnie, jeszcze kiedyś to zrozumie. Uwierz mi, wkrótce pożałuję, że wcześniej nie spostrzegł tego uczucia między wami. - dodał Tito, trzymając mnie mocno za rękę. 

- Dziękuję wam. - spojrzałam na nich wszystkich. - Że mnie wysłuchaliście, wsparliście... że po prostu jesteście. - mruknęłam.

- Już to mówiłem, ale powtórzę. Diana jesteś dla nas jak siostra, zawsze przy tobie będziemy, nie ważne co się wydarzy. - zapewnił mnie Jerm.

- Pierwszy raz w 100% się z nim zgadzam. - odpowiedziała La Toya. 

- I mam do was jeszcze jedną prośbę. - odezwałam się. - Proszę nie mówcie o tym nikomu, a w szczególności Michaelowi. - westchnęłam.

- Moim zdaniem, powinnaś z nim o tym porozmawiać. - skrzywiła się czarnowłosa. 

- Wiem, ale... nie mogę, nie chcę. Gdy widzę jaki szczęśliwy jest z Marią... - poczułam w gardle dziwną gulę. - Nie chcę niszczyć ich uczucia.

- Mhhm, które, gołym okiem widać, że jest sztuczne. - burknął Tito. - Przecież oni nie kochają się na serio. To jakaś kpina, dobry żart.

- Tak, zgadzam się. Ja nic Michaelowi nie powiem, ale powinnaś mu to wyznać. - dodała La Toya.  

- Nie... nie wiem jeszcze... - jęknęłam niezdecydowana. 

Wtedy usłyszeliśmy na schodach czyjeś kroki i chichot... Marii. Już po kilku sekundach nasze "zakochane gołąbki" zbiegły ze śmiechem na dół. Za pewne wybierali się na dwór, ale spostrzegli nas. Mike zauważył w jakim stanie jestem i podszedł do stołu.

- Coś się stało? Płakałaś? - zapytał ewidentnie mnie. Ja jednak nie miałam ochoty patrzyć mu w oczy czy z nim rozmawiać.

- Nie, wiesz, rzęsy podlewała. - warknęła Toya, ze słyszalnym sarkazmem.

- A tak w ogóle to co cię to interesuje, masz swoje sprawy. - dodał Jerm.

- Yyyyy, no ale Diana jest moją przyjaciółką. - czarnowłosy rozłożył bezradnie ręce.

- Taaa, wiemy o tym.. - mruknął pod nosem Tito.

- Mike, idziemy? - dało się słyszeć piskliwy głos Marii.

- Tak, już tylko...

- No idź, Mike. - odpowiedział Jermaine, przedrzeźniając blondynkę. - Nie trać czasu.
Chłopak spojrzał jeszcze raz na mnie, stojąc przez chwilę w milczeniu, po czym opuścił dom, razem ze swoją dziewczyną.

- Nie musicie być dla niego aż tak niemili. - mruknęłam pod nosem.

- Nie wierzę, powinnaś go nienawidzić, a nie bronić. - Jerm wyrzucił ręce w powietrze.

- Tak, ale... mnie ciągle na nim zależy. - wzruszyłam ramionami.

- Dobrze, nie rozmawiajmy już o tym. - westchnęła Toya.

- A tak w ogóle, dlaczego nie jesteście w szkole? - zauważyłam.

- Ja się rano źle czułem, głowa okropne mnie bolała. - usprawiedliwił się Jermaine.

- To tak jak mnie wczoraj wieczorem. - odpowiedziałam.

- U nas lekcję są dziś odwołane, bo był jakiś konkurs, w którym ja i tak nie brałam udziału. - dziewczyna wzruszyła ramionami.

- A ja... zaspałem, a potem stwierdziłem, że nie ma już sensu iść. - wyszczerzył się Tito, a my cicho się zaśmialiśmy.

     Kolejne tygodnie mijały tak szybko, niepostrzeżenie. Znów oddaliliśmy się od siebie z Michaelem. Dobrze wiedziałam, że każdy dzień, gdy nie było mnie obok niego, on spędzał z Marią. Chyba naprawdę ją kochał. Ja za to czułam się jak wyrzutek, najgorszy samotnik, na którym nikomu nie zależało. Starałam się nie płakać, ale za każdym razem przegrywałam. Moje dni stały się obojętne i bezuczuciowe, już nic się nie liczyło.

Tęsknotę za Michaelem, próbowałam zakryć nauką. Całymi dniami siedziałam zamknięta w pokoju i odizolowana od świata, wkuwając. Mało wychodziłam na świeże powietrze, bawiłam się z Tarzanem czy grałam na gitarze. O rysowaniu już nawet nie było mowy. Zamknęłam się w sobie, nie miałam z kim porozmawiać. Nawet rodzice to zauważyli, ale ja tłumaczyła im, że to zmęczenie przez szkołę. W prawdzie miałam Jermaina, Tito i Toyę, ale nie chciałam codziennie im się żalić. Znów namawialiby mnie abym porozmawiała z Michaelem o mojej miłości do niego, ale ja nie potrafiłam tego zrobić. Za bardzo się bałam.

   Takim oto sposobem, nadszedł koniec tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego czwartego. Koniec roku pełnego emocji i wydarzeń. Koniec roku, w którym przeżyłam jedne z najwspanialszych i najgorszych momentów w moim życiu. Koniec roku, tego co przyniósł mi pierwszy pocałunek i wiele cierpienia. Koniec siedemdziesiątego czwartego, o którym tak wiele wróżyła babcia Monika.

   Początkiem stycznia kiedy to siedziałam w domu i użalałam się nad swoim nędznym życiem, przyszła do mnie moja rodzicielka, z ponoć jakąś ważną sprawą. Myślałam, że nie może być już nic gorszego, ale pomyliłam się. Mama powiedziała mi wtedy, że babcia, moja kochana babcia Monika jest w szpitalu. 

   Już po kilku minutach jechaliśmy samochodem do budynku. Starałam się odganiać czarne scenariusze i mieć nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Na miejscu doktor poinformował nas, że babcia mówiła, że przyszedł na nią czas. 

   Cała nasza rodzina wbiegła do sali gdzie leżała i staraliśmy się jak najwięcej od niej wyciągnąć. Ta jednak uparła się, przy tym, że dziś wybiera się w swoją ostatnią podróż. Mama zaczęła płakać a tata pobladł. Wszystko działo się tak szybko, że sama nie pamiętam co było po kolei. Babcia poprosiła, żeby rodzice i Olivia zostawili ją samą ze mną. 

- Dianko, może przyszedł by tu ten twój chłopak, jak mu tam było.. - zamyśliła się. - Michael, tak? - zapytała. Zdziwiłam się, ponieważ naprawdę nie wiedziałam dlaczego chciała, żeby przyszedł.

- Tak. - mruknęłam. - I po pierwsze to nie jest MÓJ chłopak, a po drugie po co miałby się tu zjawiać? - zmarszczyłam brwi. 

- Chciałabym go jeszcze zobaczyć, tak ślicznie razem wyglądacie. - uśmiechnęła się delikatnie. Czułam jak po moich policzkach spływają ciepłe łzy. 

- No dobrze, pójdę znaleźć jakiś telefon. - westchnęłam, opuszczając salę.

   Już po chwili wybierałam tak dobrze znany mi numer. Po trzech sygnałach usłyszałam, czyjś grupy głos.

- Halo? - od razu wiedziałam do kogo należał.

- Hej Tito, mógłbyś podać mi Michaela? - zapytałam, pociągając nosem.

- Ooo cześć Diana! Coś się stało? - zaciekawił się.

- Nie, tylko... teraz nie mam czasu rozmawiać. Możesz mi go podać, proszę. - zacisnęłam usta w wąską kreskę.

- Przykro mi, ale Michael wyszedł pół godziny temu z Marią na lody. - odparł. 

Przymrużyłam powieki, mocno zagryzając dolną wargę. Czułam zbierającą się we mnie złość, którą z całych sił próbowałam powstrzymać. 

- Ok, dzięki... - burknęłam pod nosem i już miałam się rozłączyć, kiedy usłyszałam jeszcze jego głos.

- Poczekaj! - krzyknął. - Właśnie wrócili, zaraz ci go dam.. - dodał. W słuchawce zapanowała chwila ciszy, a ja czułam jak serce mocno mi wali.

- Halo? - odezwał się Michael, a po moim ciele przeszedł dreszcz.

- Hej... - mruknęłam pod nosem.

- Diana? - za pewne na jego twarzy malowało się niemałe zdziwienie.

- Mógłbyś jak najszybciej przyjść do szpitala? - zapytałam.

- Coś się stało? 

- Nie... to znaczy tak. - znów podciągnęłam nosem.

- Płaczesz? - czułam w jego głosie zmartwienie.

- Jak przyjdziesz to wszystko ci opowiem. - zapewniłam go.

- Ok już idę, ale najpierw powiedz czy z tobą wszystko w porządku? Nic ci się nie stało? - zadał jeszcze jedno pytanie, które niesamowicie mnie poruszyło.

- Nie, ze mną jest ok, dziękuję. - powiedziałam cicho.

- To dobrze, w takim razie już pędzę! - odparł, rozłączając się.

   Szybkim krokiem wróciłam do sali, gdzie leżała babcia. 

- I co, przyjdzie? - zapytała od razu kiedy weszłam.

- Tak, już idzie. - mruknęłam. - Babciu nie możesz tego zrobić, nie możesz mnie zostawić. - podeszłam do niej.

- Nie zawsze wszystko idzie po naszej myśli, tam będzie mi lepiej. - na jej ustach pojawił się słaby uśmiech.

- Nie mów tak, co ja bez ciebie zrobię? - załkałam.

- Nie płacz kochana, jakoś sobie poradzisz, masz przecież Michaela i...

- Nie mam... - spuściłam wzrok.

- Ale przecież...

- On ma dziewczynę. - wyjaśniłam.

- Co? Ale jak to? I nie ciebie? - zdziwienie wymalowane na jej twarzy było bezcenne.

- No niestety nie mnie.. - szepnęłam. - Jest z nią teraz szczęśliwy babciu. - spojrzałam w jej oczy.

- Tak mi przykro... - zaczęła.

- Nie potrzebnie. Ja i Michael jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi na świecie, już do końca życia. - powiedziałam tak znane mi słowa.

- Kochasz go. - stwierdziła. Popatrzyłam jej w oczy i w tym momencie poczułam się, jakby ta kobieta wiedziała o mnie wszystko.

- To nie tak, ja... - zaczęłam się jąkać.

- Kochasz go. - powtórzyła z uśmieszkiem na twarzy. - Nie próbuj tego przede mną ukryć Diano Amelio Butterfly! - podniosła głos.

- No dobrze.. - szepnęłam. 

- Wiedziałam, to dało wyczuć się na kilometr, od zawsze do siebie pasowaliście jak dwie krople wody! - odparła a ja poczułam się jeszcze gorzej. Czy oni wszyscy naprawdę muszą mnie tak dobijać?

- Wiem, ale on ma teraz dziewczynę. 

- Popełnił wielki błąd wybierając inną, ja mu tutaj dzisiaj przemówię do rozsądku! - dodała.

- Nie! Nie, on... on nie wie, że ja coś do niego czuję. - zawstydziłam się.

- Ale jak to? Myślałam, że...

- Och, bo to wszystko przez ten głupi pocałunek! - wybuchnęłam płaczem. Babcia siedziała chwilę w milczeniu, chyba nie do końca wiedząc, co tu się teraz dzieje.

- No Diana, nie spodziewałam się, że przed śmiercią dowiem się tylu rzeczy. - poruszyła znacząco brwiami.Naprawdę? Czy ja rozmawiam z tą samą kobietą, która jeszcze kilka minut temu zapewniała, że dziś umiera? Spojrzałam na nią mokrymi od płaczu oczami. - Kiedy to się wydarzyło? Ktoś inny o tym wie?

- Pod koniec wakacji w siedemdziesiątym czwartym... - podciągnęłam nosem. - I nie, tylko ty...

- Ooo, czuję się wyróżniona. - zaśmiała się. - Czekaj, czy ja czasem kiedyś...

- Tak, wywróżyłaś nam to, co się wydarzyło... - odparłam.

- Czyli nie wyszłam z wprawy... - otarła dłonią o dłoń i w tym samym czasie o sali wparował... Michael.

- Diana! - podbiegł do mnie. - Nic ci nie jest? - zlustrował mnie wzrokiem.

- Mówiłam już, że nie... - mruknęłam spoglądając na niego.

- Martwiłem się. - przytulił mnie. Bicie mojego serca mimowolnie przyśpieszyło, gdyż już dawno nie wykonywaliśmy tej czynności. - Kiedy do mnie zadzwoniłaś i usłyszałem jak... - mówił, ale mu przerwałam.

- Michael, babcia mówi, że dziś umrze... - wyszeptałam mu do ucha. Puścił mnie, patrząc na staruszkę.

- Jak wy ślicznie razem wyglądacie. - zachwyciła się.

- Wszystko u pani dobrze? - zapytał chłopak.

- Byłoby lepiej, gdybym wiedziała, że ty i Diana..

- Babciu... - syknęłam, piorunując ją wzrokiem.

- U mnie jest w porządku.. - odparła tylko. - Ale wiem, że dziś z wami widzę się ostatni raz. - dodała.

- Dlaczego pani tak mówi? - zainteresował się.

- Po prostu to wiem, czuję w kościach. - wzruszyła ramionami.

- Babciu przestań, zmyśliłaś to sobie, tak? - zapytałam. - Robisz nam wszystkim żart? Powiedz, że robisz. - poczułam jak po policzkach na nowo zaczynają spływać mi łzy.

- Dianko, zostaw mnie na chwilę z Michaelem, chciałabym zamienić z nim kilka ostatnich słów. - poprosiła.

- Ale... - popatrzyłam na niego.

- Diana, proszę... - spojrzała na mnie.

- No dobrze... ale pamiętaj o czym ci mówiłam. - pogroziłam jej palcem.

- Tak, tak, idź się czegoś napić albo.. cokolwiek. - dodała, kiedy opuszczałam salę. 

Wtedy zobaczyłam stojącą obok ściany Marię. No naprawdę? Po co ona tu przyszła? To już Michael sam nigdzie nie może się wybrać? 

   Usiadłam na krześle obok drzwi, niedaleko mojej rodziny. Nie miałam teraz ochoty z nikim rozmawiać. Intrygowało mnie, co babcia mogła chcieć powiedzieć Michaelowi. To trochę niebezpieczne zostawiać go tam z nią, do głowy może wpaść jej jakiś głupi pomysł. No nic, zostało mi tylko czekać i mieć nadzieję, że babcia nie zrobić bzdur.

    Po kilkunastu dobrych minutach chłopak w końcu wyszedł z sali z grobową miną. Zawołał mnie do środka, nie wpuszczając nikogo innego.

- Wszystko w porządku? - zapytałam, lustrując bladą babcię wzrokiem.

- Tak, po prostu chcę mi się trochę spać. - odparła staruszka. - Mam do was jeszcze jedną prośbę. - patrzyła na mnie i chłopaka.

- Tak? - podeszłam do niej.

- Stańcie tak sobie razem, obok siebie, niech wam się przyglądnę. - poprosiła. Bez słowa przybliżyłam się do chłopaka.

Babcia Monika lustrowała nas wzrokiem od stóp do głów, z delikatnym uśmiechem na twarzy. 

- Jak wy ślicznie razem wyglądacie. - westchnęła, a ja poczułam, że się rumienię. Kobieta złapała mas obu za ręce, spoglądając w oczy.

- Bądź silną dziewczyną Diano, wierzę w ciebie. - powiedziała do mnie.

- A ty chłopcze, zaopiekuj się nią. - dodała.

- Babciu, ale... - zaczęłam.

- Wiecie co, chyba się zdrzemnę, pójdziecie po lekarza? Chciałabym jeszcze zamienić z nim dwa słowa. - przerwała mi. Chwilę patrzyłam na nią w milczeniu a w moich oczach zbierały się łzy.

- Diana, chodź... - poczułam ciepłą dłoń Michaela na swojej. Przez moje ciało mimowolnie przeszedł przyjemny dreszcz. Po tym, chłopak pociągnął mnie lekko w stronę drzwi i już po chwili wyszliśmy. 

Czarnowłosy powiedział mojej mamie, żeby ta poszła po doktora, sam siadając ze mną na krzesłach. Widziałam Marię, podpierającą ścianę i piorunującą mnie wzrokiem, ale postanowiłam to zignorować. 

Czułam w żołądku dziwny ucisk a w gardle gulę, która nie pozwalała mi się odezwać.
Siedzieliśmy tak długie minuty, aż w końcu lekarz wyszedł z sali, z kamienną miną. Nie wróżyło to nic dobrego. 

- Mamy potwierdzony zgon. Bardzo mi przykro. - zakomunikował i odszedł. 

Na początku nie dotarły do mnie jego słowa, ale po chwili wszystko zrozumiałam. Babcia... nie żyję. Nawet nie zauważyłam kiedy łzy zaczęły spływać po moich policzkach, drążąc korytarze. Poczułam jak Michael przysuwa się do mnie i mocno obejmuję. Schowałam twarz w dłoniach, oddając się rozpaczy. 

Już nigdy nie będę mogła jej odwiedzić, posłuchać o jej przygodach z młodości, pomedytować razem z nią. Wszystko przepadło, moje życie po raz tysięczny leży w gruzach a ja czuję się jak ktoś skończony. 

Teraz te wydarzenie wydawało mi się tak bardzo niemożliwe, nierealistyczne, nie chciałam w to wierzyć. Jak okropne jest uczucie kiedy stracisz bliską ci osobę. Prawdę mówiąc, nie znam go za dobrze, ale już wiem, że jest okropne.
Za sobą słyszałam szloch mamy, który jeszcze bardziej mnie dobijał. Cała się trzęsłam, nie mogąc powstrzymać łkania. 

- Diana? - usłyszałam cichy głos Michaela. - Diana, spójrz na mnie. - poprosił, chwytając moją twarz w dłonie. 

Odważyłam się przenieść wzrok na jego tęczówki, swoimi mokrymi od łez oczami. Chłopak patrzył na mnie w milczeniu, ze smutkiem wymalowanym na twarzy.

- Nie płacz. - zaczął ocierać kciukami moje policzki. - Twoja babcia nie chciałaby tego. - dodał. - Pamiętasz co ci powiedziała? - przełknęłam z trudem ślinę, próbując powstrzymać rozpacz.

- Ż-zebym była... - zaczęłam. - Silną dziewczyną. - powiedzieliśmy w jednym czasie. 

- No właśnie, taka musisz być. - przytulił mnie ponownie. - A ja się tobą zaopiekuje. - mruknął, całując mnie delikatnie w czoło.







***

taki smuteczek dzisiaj trochę, ale najbliższe rozdziały będą kończyć się smuteczkami więc się przygotujcie. ta notka jest taka trochę do dupy, wiem, przepraszam, ale ten tydzień był dla mnie okropny.

będę z wami szczera, ten rozdział miał się dzisiaj nie pojawiać. nie wiem co się ze mną działo, chyba miałam taką małą depresję. to wszystko przez tą sprawę z Mikiem. naprawdę, miałam ochotę umrzeć i już więcej nie płakać przez ten powalony film. 

do tego dobija mnie jeszcze jedna sprawa a mianowicie mój tata, który wierzy w te wszystkie kłamstwa na temat Michaela. nie wiem dlaczego mi to robi i wmawia, że Mike był dziwakiem, i że to o czym wygaduje Robson jest prawdą 

i jeszcze chciałam wam polecić taką zajefajną i zajepiękną piosenkę. nie jest Michaela ani o nim, aczkolwiek bardzo, ale to bardzo mi się z nim kojarzy. pasuje do niego.. koniecznie posłuchajcie Ruth B. - Lost Boy i powiedzcie mi co o niej sądzicie

mam nadzieję, że rozdział przynajmniej z deczka wam się spodobał <3

dziękuję, że jesteście ze mną, kocham was bardzo mocno <33


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro