Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 33

Za ten rozdział przepraszam jeszcze mocniej, zanim przeczytacie przysięgnijcie, że mnie za niego nie znienawidzicie... 


Michael pov

Może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego ja muszę tak cierpieć? Zakochałem się w Dianie do szaleństwa, a teraz zachowuje się jakby nigdy nie doszło do żadnego pocałunku. Nikt tego nie wie, ale tak strasznie głupio jest mi z nią rozmawiać czy nawet patrzyć w oczy, po tym co zrobiłem. Wstydzę się, jestem tchórzem. 

Ciągle pamiętam ten dzień po moich urodzinach, który tak wiele zmienił. Nadal czuję smak jej aksamitnych warg, który sprawił, że straciłem zmysły...

Ale ona mnie nie kocha, sama powiedział, że to wszystko nic nie znaczyło, i żebyśmy byli tylko przyjaciółmi. Te słowa tak bardzo bolą. Mam ochotę ciągle wyć z bólu i krzyczeć, ale wiem, że trzeba się z tym pogodzić. Niestety.

Do tego w naszym spokojnym życiu pojawiła się ta cała Maria. Jest bardzo urocza i miła, ale czy mnie się zdaje... czy ona próbuje mi czymś zaimponować? W prawdzie znamy się ledwo jeden dzień, ale odniosłem takie dziwne wrażenie. W sumie jest moją fanką, czego ja się spodziewam?

Dziś miała przyjść do nas na grila. Tak naprawdę to sam się zastanawiam dlaczego Diana ją zaprosiła. Miałem cichą nadzieję, że spędzimy ten czas razem. Ale jak to ja, nie chciałem być niemiły i musiałem się zgodzić na pobyt blondynki. 

Około 15:00 obie dziewczyny zjawiły się w drzwiach naszego domu. Przywitałem brunetkę, obejmując ją ''po przyjacielsku''. Tak naprawdę mógłbym ją trzymać przy sobie już do końca świata. Gdy w końcu ją puściłem, na szyję rzuciła mi się Maria, cała podekscytowana. Z jednej strony to było słodkie, nie każda fanka może odwiedzić swojego idola, ale z drugiej... troszeczkę irytujące. Zaprowadziłem je do salonu, gdzie blondynka zaczęła zapoznawać się po kolei z moimi braćmi. 

- Mike, ja idę do kuchni, do Toy'i i twojej mamy. - zakomunikowała Diana, zostawiając mnie samego. Popatrzyłem jeszcze za nią, uśmiechając się smutno.

- Nie wierzę, że tu jestem! - krzyczała pełna energii Maria. - To spełnienie moich marzeń!

- Co tutaj widzisz wyjątkowego? - zapytał Tito, unosząc prawą brew do góry.

- To, że jestem w domu Michaela! - odparła radośnie.

- To nasz wszystkich dom.. - burkną Jermaine, z skrzyżowanymi rękoma na piersi.

- Tak wiem, wiem.. ale jego z was wszystkich kocham najbardziej! - powiedziała, uśmiechając się w moją stronę. Odwzajemniłam delikatnie gest, lustrując jej twarz wzrokiem.

- Jak zwykle.. - mruknął pod nosem Jerm. Jak zawsze zazdrośni.

- Jaka jest twoja ulubiona nasza piosenka? - zadał pytanie Marlon, zainteresowany osobą Marii.

- W sumie to nie tyle słucham The Jackson 5 co samego Michaela i moja ulubiona to rzecz jasna Maria - mówiła, ciągle się uśmiechając. 

Dopiero teraz zauważyłem, że jedna z moich piosenek na płycie Got To Be There, jest zatytułowana jak imię blondynki. Boże, ona mnie teraz tym zamęczy.

- Jednym z moich marzeń jest, by Mike zaśpiewał ją dla mnie. - spojrzała na mnie zawstydzona, a na jej policzki wpłynął różowy odcień.

Chwila, czy ona powiedziała do mnie Mike? Wow, znamy się naprawdę mało czasu, a ona już zdrabnia moje imię? Do tej pory najczęściej mówiła tak do mnie Diana, ale chyba to się zmieni. 

- Może kiedyś, w przyszłości. - opowiedziałem, lekko zmieszany. - Wiecie co, Diana woła mnie z kuchni, pójdę do niej, zaraz wracam. - wycofałem się powoli.

Tak naprawdę ciemnooka nic ode mnie nie chciała, po prostu miałem ochotę sprawdzić co robi. Kiedy zastałem ją w kuchni, siedziała z La Toyą i razem kroiły warzywa do sałatki. To chyba pierwszy raz kiedy widzę brunetkę w kuchni, przecież ona nie potrafi nawet smacznej herbaty zrobić. Uśmiechnąłem się pod nosem, sam do siebie.

- Co chcesz? - z rozmyślań, wyrwał mnie głos, starszej siostry, która zauważyła, że im się przyglądam. 

- Ja? - popatrzyłem na nią. - Ja.. ja tylko chciałem.. s-sprawdzić co.. co porabiacie. - wyszczerzyłem się.

- Aaaa.. - twarz Toy'i zrobiła się dziwnie pogodna. - To ja już zostawiam was samych. - mówiąc to, szybko wstała i ulotniła się z kuchni.

- Ale nie chodziło mi... - zacząłem, ale przerwałem kiedy czarnowłosa zniknęła. Odwróciłem wzrok na Dianę, która starała się idealnie kroić marchewkę. Wyglądała zabawnie, taka skupiona i perfekcyjna. 

- Co robisz? - podszedłem do niej.

- A jak myślisz? - mruknęła, nie podnosząc na mnie wzroku.

- Nigdy nie widziałem cię jak gotujesz. - zauważyłem, siadając na krześle obok.

- Twoja strata, bo moje dania to prawdziwe cudo. - popatrzyła na mnie z uśmiechem, a w jej oczach błyszczały małe iskierki.

- Diana. - zacząłem, lustrując jej twarz wzrokiem. - Przecież ty nie umiesz poprawnie rozbić jaja. - dodałem, robiąc najbardziej poważną minę, na jaką było mnie stać. Chwilę patrzyliśmy na siebie w milczeniu, by po tym wybuchnąć głośnym śmiechem.

- Racja. - zaśmiała się, wracając do wcześniej wykonywanej czynności. - Nie siedzisz z Marią? 

- Yyyy.. nie, bo.. zaczęła mówić, że.. że mnie lubi najbardziej z wszystkich moich braci i.. i poczułem się głupio. - na moje usta wkradł się grymas.

- Więc postanowiłeś uciec do kuchni? - zapytała, z uśmiechem.

- Taak.. - podrapałem się po karku, delikatnie zawstydzony. 

W pewnym momencie dziewczyna wydała z siebie zduszony krzyk, gwałtownie łapiąc się za palec, z którego po chwili zaczęła kapać jasno czerwona krew. 

- Cholera.. - syknęła, próbując wytrzeć ciecz kawałkiem papieru, ale chyba dość mocno się zraniła.

- Pokaż. - przybliżyłem się do niej, chwytając jej delikatną dłoń. Zacząłem oglądać z każdej strony ranę. - Dość mocno przecięte. - zauważyłem.

Podeszliśmy pod kran gdzie zamoczyłem jej palec. Dlaczego to dziwnym trafem przypomina mi tą scenę z dnia pocałunku? 

- Panie doktorze, trzeba będzie operować? - zapytała zmartwiona, a ja wiedziałem, że zaczęła grać w naszą ulubioną zabawę w szpital. Ktoś mógłby pomyśleć, że przecież mamy szesnaście lat, jesteśmy za starzy na takie głupoty, ale oboje czuliśmy się jeszcze jak pięciolatki.

- Obawiam się, że tak. - mówiłem, spuszczając głowę i z całych sił, próbując się nie roześmiać. 

- O nie! - przyłożyła rękę do ust.

- Jedziemy z panienką natychmiast na pogotowie! - krzyknąłem, ciągnąc ją za rękę do salonu.

- Nie Mike! Tam są inni! - śmiała się, próbując mnie zatrzymać, ale ja byłem silniejszy.

Po kilku sekundach wparowaliśmy do pomieszczenia, gdzie znudzona Maria rozmawiała o czymś z moimi braćmi.

- Uwaga, pacjentka w bardzo kiepskim stanie! - zakomunikowałem, sprawiając, że każdy przeniósł na nas wzrok.

- Mike, wariacie! - zachichotała uroczo Diana, a ja uśmiechnąłem się pod nosem.

Podeszliśmy do półki, gdzie już po chwili szukałem plastrów. Dziewczyna rozglądnęła się zawstydzona po pokoju, zalewając się rumieńcem. Znalazłem to, czego szukałem i chwyciłem jej rękę.

- Niech się panienka o nic nie martwi, panienki palec jest pod dobrą opieką. - powiedziałem powstrzymując śmiech.

Nakleiłem ostrożnie plaster, na miejsce gdzie znajdowała się dość głęboka rana. 

- Dziękuję, panie doktorze. - mruknęła cicho.

- Ależ zawsze do usług. - pocałowałem jej zaklejony palec, a ta zaśmiała się cicho. - Kilka dni i wszystko się zagoi. - zapewniłem ja.

- Dziękuję. - spojrzała mi w oczy.

- Drobiazg. - uśmiechnąłem się do niej.

- No bardzo ładna scenka! - usłyszałem głos Jermaina.

Maria pov

Właśnie siedziałam w domu Michaela, z jego rodzeństwem i tą przyjaciółką w salonie, gdzie wszyscy wspominali swoje dawne przygody. Można powiedzieć, że słuchałam tego wszystkiego jednym uchem a drugim wypuszczałam. 

Zajęta byłam bowiem obserwowaniem w ciszy czarnowłosego. Był taki uroczy. Tak, jestem jego fanką i podoba mi się on. Ile ja bym dała żeby spojrzał na mnie na kogoś więcej niż zwyczajną dziewczynę. Chciałabym mu powiedzieć, że jest przystojny i chyba się w nim zakochałam. Nie od dzisiaj, czuję do niego coś więcej odkąd zaczęłam oglądać programy telewizyjne, w których występował. Myślę, że pasowalibyśmy do siebie.

Wszystko było by piękne, gdyby nie ta cała Dina... Diana, czy jak jej tam było. Niby są tylko najlepszymi przyjaciółmi, a zachowują się jakby byli w sobie zakochani. Czy mnie się zdaje, czy ja wyczuwam między nimi jakąś chemię? No ale błagam, ona nie mogła by go uszczęśliwić. Z tego co słyszę z opowieści, jej rodzice nie są zbyt bogaci. W przeciwieństwie do moich.. Do czego ona byłaby potrzebna takiemu Michaelowi? Ja pasuję do niego znacznie bardziej. 

    Wszyscy rozmawiali właśnie o tym jak Mike i ta dziewczyna oglądali jakiś horror, czy coś takiego.

- I co potem robiliście, kiedy my poszliśmy już spać? - zapytał jeden z braci chłopaka, nie wiem który, nie umiem ich rozróżniać.

- Nic ciekawego, Diana siedziała cała przestraszona i mruczała coś pod nosem. - zaśmiał się Michael.

- Ja? A ty to niby nie?! - zdziwiła się brunetka.

- Na pewno nie tak jak ty! O mało mnie nie udusiłaś! - odparł chłopak siedzący obok przyjaciółki na kanapie.

Po tym Diana trzepnęła go dość mocno w ramię.

- Ałł! - zachichotał. - No przyznaj, że umierałaś ze strachu!

- Nie, wcale tak nie było! - zaprotestowała.

- Przyznaj! 

- Nie! - po tym chłopak zaczął łaskotać ją po brzuchu. - Mike! P-przestań... błagam! - piszczała.

- Najpierw przyznaj, że umierałaś ze strachu, oglądając Egzorcystę! - szantażował ją, kiedy ta zwijała się ze śmiechu.

- Nigdy! - krzyczała.

- Twój wybór. - wzruszył ramionami, w dalszym ciągu wykonując tą samą czynność.

- No.. M-michael! To.. t-to nie fair! - piszczała, dławiąc się śmiechem.

- Możesz jeszcze zmienić zdanie. - patrzył jej w oczy.

- Ok... a-ale przestań! 

- Najpierw powiedz. - nie dał za wygraną.

- No już dobrze, d-dobrze.. umierałam z-ze strachu! - wykrzyczała w końcu, po czym spadła z kanapy na tyłek, rozglądając się dookoła. - Jesteś wariatem. - dodała, spoglądając na Michaela.

- Ty też. - uśmiechnął się do niej.

Ile ja bym dała, żeby być na jej miejscu. Nie, nie mogę tak żyć. Muszę go jakoś do siebie zbliżyć.

Diana pov

Od ponad pół godziny siedziałam lekko znudzona między Jermainem a Tito, i słuchałam jak opowiadali o dowcipach, które zrobili La Toy'i, przez całe swoje życie. Nie wiedziałam co ze sobą począć, więc zostało mi przytakiwanie na każde pytanie braci. Spostrzegłam, że dawno nie widziałam nigdzie Michaela. Powoli wygramoliłam się z kanapy i podeszłam to pani Jackson, która chodziła w tą i z powrotem.

- Przepraszam, nie wie pani czasem gdzie jest Michael?

- Wydaje mi się, że siedzi w swoim pokoju z tą waszą nową koleżanką. - odpowiedziała i szybko zniknęła w salonie.

Z Marią? Co.. co oni tam mogą robić?

Zaczęłam powoli kroczyć po schodach, głęboko nad tym rozmyślając. Czy ja na pewno chcę to wiedzieć? Czułam jak serce przyśpiesza bicie a oddech staje się nierówny. Coś mocno ścisnęło się w moim brzuchu i za skarby nie chciało puścić. 

Stanęłam przed drzwiami do pokoju chłopaka i wciągnęłam powietrze do płuc.

Raz kozie śmierć...

Gwałtownie chwyciłam za klamkę i wparowałam do środka. To co tam zobaczyłam, delikatnie mnie zdziwiło...

   Na łóżku siedział czarnoskóry, lekko obejmując wtuloną w niego blondynkę, która głośno szlochała. Czekoladowe tęczówki chłopaka przeniosły się na moją postać. Stałam tam jak słup soli, z oczami wybałuszonymi i uchylonymi ustami, nie wiedząc co zrobić. 

- C-coś się stało? - zapytałam, ciągle lustrując wzrokiem nastolatków.

- Yyyyy...tak. Maria opowiadała mi właśnie o... o śmierci swojej mamy i o swoim byłym chłopaku, który był z nią tylko dla pieniędzy. - wytłumaczył mi czarnowłosy.

- Aaaa.. - odetchnęłam w duchu z ulgą. - Przykro mi. - podeszłam bliżej.

- To już przeszłość, trzeba mi o tym zapomnieć. - mruknęła Maria, wybierając łzy. - Dziękuję Michael, że mnie wysłuchałeś i wsparłeś. - powiedziała wstając i patrząc na niego, po czym... pocałowała go w policzek. Poczułam mocne ukłucie w okolicach klatki piersiowej. Może nie powinnam tak reagować, ale przecież ja ciągle go kocham. 

- N-nie ma za co.. - powiedział lekko zawstydzony.

Dziewczyna opuściła pokój zostawiając nas samych. Popatrzyłam ostatni raz na chłopaka, by po chwili także wyjść z pomieszczenia.

   Minęło kilka dni. Maria przez ten czas znacznie się do nas zbliżyła. Znaczy... w szczególności do Michaela. Będę szczera, ta dziewczyna zaczyna mnie coraz bardziej irytować. Chyba dopiero teraz będę miała okazję poznać jej prawdziwe oblicze. Ciągle chcę odwiedzać Jacksonów i na dodatek wzięła numer od Mika. Teraz dzwoni do niego prawie co dzień. A co on na to? Jak widać, nie za bardzo mu to przeszkadza. Może i jestem zazdrosna, ale ta laska zachowuje się jakby chciała mi go odebrać. Mam tylko głęboką nadzieję, że się co do niej mylę. 

   Siedziałam właśnie u chłopaka na leżaku obok basenu i mrużyłam oczy do słońca. Pogoda była piękna. Mimo połowy listopada, świeciło słońce a chmury leniwie sunęły po błękitnym niebie. Z basenu dało słyszeć się śmiechy i krzyki. Kogo? Michaela i Marii, rzecz jasna. Tak, blondynka także dziś udała się do czarnowłosego i w tym momencie właśnie pluskali się w basenie. 

Starałam się zachować spokój i opanowanie. Obliczałam właśnie ile jeszcze tygodni zostało do wakacji, kiedy poczułam jak ktoś ochlapał mnie wodą. Otworzyłam gwałtownie oczy i spostrzegłam, że jestem cała mokra. Spojrzałam na Mika i Marię, którzy przestali się śmiać i popatrzyli na mnie.

- Przepraszam, to było niechcący! - usłyszałam głos blondynki. - Uczyłam Michaela jak robić salto pod wodą. - zachichotała.

Ja nic na to nie odpowiedziałam tylko pośpiesznie wstałam, chwyciłam ręcznik i skierowałam się do domu Jacksonów.

- Przecież przeprosiłam! - krzyknęła Maria.

Daruj sobie.. - pomyślałam zła na cały świat.

Wparowałam do kuchni, gdzie przy stole siedział Jermaine i Randy. Nalałam sobie trochę lemoniady i pośpiesznie ją wypiłam.

- Coś się stało, mała? - usłyszałam głos starszego brata Michaela. Przyzwyczaiłam się już, że tak do mnie mówi. Nie przeszkadzało mi to.

- Nie, tylko zostałam ochlapana wodą, bo szanowna panna Maria, uczyła Mika jak się robi ''salto pod wodą''. - wytłumaczyłam mu, robiąc cudzysłów w powietrzu.

- Czy ty nie jesteś czasem zazdrosna? - uniósł brew do góry.

- Ja?! Co, nie! Niby o co? - krzyczałam.

- Jak tam wolisz. - uśmiechnął się pod nosem. 

Wywróciłam tylko oczami i wróciłam do sączenia lodowatego napoju. Chciałam się odwrócić, żeby iść do swojego domu, kiedy przed sobą zobaczyłam... Michaela? Tak, stał na przeciw mnie i wpatrywał się w moje oczy. Poczułam jak robi mi się gorąco, kiedy spostrzegłam, że chłopak jest w samych kąpielówkach. 

- Coś się stało? - zapytał z uśmiechem. Rozglądnęłam się, zatrzymując chwilę wzrok na Jermainie, który chichotał podejrzanie.

- Yyyyy, nie. A miało się.. coś stać? - zapytałam, delikatnie się jąkając.

- No nie wiem, bo tak pobiegłam do domu i..

- Wiesz co, idź się ucz robić salto pod wodą. - burknęłam i wyminęłam go, by po chwili zniknąć za drzwiami.

Michael pov

Diana opuściła nasz dom, a ja nadal stałem zszokowany w kuchni.

- Wiesz o co jej chodziło? - zapytałem siedzącego przy stole Jermaina.

- Nie, ale tobie radziłbym się zastanowić, co wybierasz. - mruknął jakby zły, wstał i poszedł do swojego pokoju. Teraz już naprawdę nic nie rozumiałem. 

     Przez ostatnie kilka tygodni, Maria... zbliżyła się do mnie. Bardzo się zbliżyła. Czasami to miałem jej szczerze dość. Każdego dnia dzwoniła, przychodziła do mnie i chciała wychodzić na spacery. Bardzo ją polubiłem, ale potrafiła być irytująca. Za to Diana, ona... mniej się do mnie odzywała. Nie wiedziałem, czy się na mnie o coś obraziła? Ale o co, przecież nic nie zrobiłem. To wszystko stawało się coraz bardziej dziwne. Do tego przez tęsknotę za brunetką stałem się jakiś inny. Nie wiem jakimi słowami można to poprawnie opisać. Zmieniłem się... Chciałem zagłuszyć uczucie do Diany, przez co bałem się, że mogę popełnić jakieś głupoty.

    Spacerowałem właśnie z Marią po małym parku, do którego blondynka mnie zaciągnęła. Ona nawijała jak szalona a ja słuchałem, albo tylko udawałem, że słucham. 

- Michael. - wyrwał mnie z transu jej delikatny głos. - Posłuchaj mnie teraz. - zatrzymała się i stanęła przede mną, patrząc mi w oczy.

- Tak? - czekałem na to, co miała mi do powiedzenia.

- Odkąd cię poznałam, nie byłeś mi obojętny. - zaczęła. - Kiedy cię spotkałam, czułam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, nawet nie wiesz jak wiele to dla mnie znaczyło. - mówiła, a ja się spiąłem. O co jej teraz chodziło? - Chcę żebyś wiedział, że jesteś dla mnie ważny, podobasz mi się... - uśmiechnęła się nieśmiało, a ja nie miałem pojęcia co miała na myśli. - Wydaje mi się, że... że cię kocham. - powiedziała w końcu a bicie mojego serca gwałtownie przyśpieszyło. Szumiało mi w głowie i nie wiedziałem co zrobić. - Naprawdę, będziemy razem? - zapytała, uroczo na mnie spoglądając.

Wszystkie myśli gotowały się w moim umyśle. Ta cała sytuacja była taka nieprzewidywalna. Ja przecież.. nie mogłem się zgodzić...

Diana pov

     Dni szybko mijały. Ostatnimi czasy jakoś nie miałam najlepszego kontaktu z Michaelem. Martwiło mnie to, nie chciałam go stracić. Nie wiem co bym wtedy sobie zrobiła. Miałam wrażenie, że przez te tygodnie, kiedy ja się do niego nie odzywałam, on spędzał ten czas z Marią. Na samą myśl o czymś takim serce pękło mi z bólu. Ale wmawiałam sobie, że to nie prawda. 

Aż pewnego dnia, Mike zatelefonował do mnie, żebyśmy spotkali się w sobotę. W głębi serca miałam cichą nadzieję, że może chcę mnie przeprosić, że nie poświęcał mi tyle uwagi co kiedyś. Z taką myślą udałam się na przystanek główny, gdzie mieliśmy się spotkać. 

To był dość chłodny listopadowy poranek. Idąc, nuciłam pod nosem I'll Be There. Gdy w końcu znalazłam się na miejscu, w oddali zobaczyłam dwie sylwetki. Jedna na pewno należała do Michaela, ale ta druga? Średniego wzrostu, dość szczupła, do tego ten długi, złocisty warkocz...  

Podeszłam bliżej i zaniemówiłam. Maria? No naprawdę, już nie można porozmawiać z przyjacielem w cztery oczy? Humor od razu mi się popsuł i z niechęcią podeszłam do nastolatków.

- Chciałeś porozmawiać Mike? - zapytałam, stojąc już obok.

- Cześć Diana, tak. - mruknął jakiś rozkojarzony.

Dziwne, że pamięta jeszcze jak mam na imię... - prychnęłam w myślach.

- W takim razie co się stało? - spojrzałam na niego, próbując nie zwracać uwagi na dziewczynę. 

- No bo.. muszę ci coś powiedzieć. - zaczął lekko zestresowany.

- Słucham. - zaczynałam się trochę niecierpliwić.

- No bo... ja... my, znaczy.. w-w sensie ja i... i.. - jąkał się, a ja patrzyłam na niego z uniesioną delikatnie brwią do góry.

- Jesteśmy parą. - powiedziała za niego Maria z szerokim uśmiechem na twarzy, a ja poczułam jak robi mi się słabo.































***

dam, dam, dam... ciąg dalszy nastąpi...


ja wiem, że ten rozdział jest jakiś taki dupiasty i krótki, i ogólnie, ale to dopiero wprowadzenie do akcji... i jeszcze raz błagam o wybaczeniee, nie bijcie mnie...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro