Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 13

Michael pov

Siedziałem właśnie na swoim łóżku. Ból głowy już powoli ustępował. Zgadnijcie na co czekałem? Na Josepha. Zaraz po tym gdy Diana i Alicja wyszły z domu przyszedł tutaj i powiedział, że mam na niego czekać to sobie porozmawiamy. Znowu będzie mi robił jakieś kazania. Ciekawe o czym? Co tym razem zrobiłem? Obawiałem się jednak najgorszego; widział jak przytulam Diane i pewnie o to mu chodziło. Jego złotą zasadą jest, że do szesnastego roku życia nie możemy się zakochać. To znaczy jeśli tą będzie jakaś sławna osoba, to oczywiście, możemy wcześniej, dla niego tylko kasa się liczy. Dlatego właśnie moi starsi bracia mają już dziewczyny, ale ja, La Toya i Marlon mamy myśleć na razie tylko o zespole. 

     Ostatnio był u mojej starszej siostry. Słyszałem jak na nią krzyczał, po tym jak dowiedział się, że ma chłopaka. La Toya do teraz z nikim się nie spotyka i ja widzę jaka jest smutna. Podobno koleżanki z klasy wyśmiewają ją, że jest sama. Teraz to czekało chyba mnie. Pewnie stwierdził, że doszłem do takiego okresu w życiu, że będę się zakochiwał.

     Z rozmyślań wyrwał mnie mój ojciec, który właśnie wszedł o pokoju i trzasnął mocno drzwiami. Poczułem jak serce zaczęło mi szybciej bić. Tak, bałem się. Można myśleć, że już tyle lat z nim mieszkam i nie powinienem ciągle tego odczuwać ale to nie prawda. Nadal się bałem. I chyba będę bał się już do końca życia.

- No Michael, teraz mi wszystko tłumacz. - zaczął spokojnie stając przed moim łóżkiem.

- Co mam ci tłumaczyć? - siedziałem ze skrzyżowanymi na piersi rękoma.

- Jak to jest z tobą i tą lalunią?

- Nie wiem o czym mówisz.

- Nie udawaj!

- Powiedz po prostu co masz na myśli?

- Co łączy cię z tą całą Dianą czy jak jej tam!!? - zdenerwował się.

- Nic mnie nie łączy! - podniosłem głos.

- Nic? Dziś wyglądało to inaczej. - jego głos był spokojny ale sprawiał mnie o dreszcze.

- To znaczy?

- Nie myśl sobie, że jestem głupi! Dobrze widziałem jak się mizialiście!!! - zaczął krzyczeć.

- Co?! Wcale nie!!

- Nie? Przypomnij sobie!! - oparł ręce na łóżku.

- Po prostu ją przytuliłem bo...

- Przytuliłeś? Wyglądaliście jak byście zaraz mieli się całować!! - nie wiedziałem co na to powiedzieć. Po prostu spuściłem wzrok.

- Patrz na mnie! - wrzasnął. Szybko spojrzałem mu w oczy. Niech on już stąd idzie bo zaraz mu cos zrobię.

- Przepraszam. - jak zwykle byłem tchórzem.

- Co mnie obchodzą jakieś przeprosiny?! Jeszcze raz się do niej zbliżysz to... chociaż czekaj. Nie mówiłeś czy jej starzy są bogaci? - wstałem i wziąłem szklankę z wodą, która leżała na stoliku obok łóżka. Zacząłem pić napój.

- Nie wiem, nie pytam o takie sprawy. - powiedziałem w końcu.

- To jaki mają zawód? To na pewno wiesz.

- Jej mama pracuje w sklepie a tata to nawet nie wiem. Diana mówiła, że grał w zespole rockowym ale nie wiem jak to jest teraz. - wydusiłem z siebie.

- Nic ciekawego. Pewnie to jakieś biedaki. - mruczał pod nosem a ja nadal stałem i na niego patrzyłem. - No dobra. Jak już wiem, że ta dziewucha nie jest bogata to powiem ci jaka jest u nas zasada. Zna ją twoja najstarsza siostra Rebbie, starsi bracia, nie dawno dowiedziała się La Toya i teraz przyszedł czas na ciebie.

- Nie musisz mi mówić.

- Muszę! Bo jeszcze chwila a zaczniesz się puszczać!

- Wcale nie!

- Spokojnie, nie krzyczmy nie potrzebnie. - jeszcze bardziej mnie przerażał gdy tak mówił.

- No więc. Będąc członkiem naszej rodziny będziesz mógł zakochać się dopiero za trzy lata. Gdy skończysz szesnaście lat już mnie nic nie obchodzi z jaką dziewczyną ty się spotykasz! Dlaczego, dopiero w takim wieku? Cóż, jesteście zespołem muzycznym, będziecie stawać się coraz popularniejsi i sławniejsi. Nie ma czasu na romansowania i spędzanie czasu z jakimiś dziewczynami. Są próby i koncerty! Będziecie zarabiać pieniądze a nie biegać po parkach z jakimiś dziewuchami!!!!! - wrzasną na cały dom.

- I ty naprawdę myślisz, że do tego czasu nikt z nas się nie zakocha? - uniosłem brew do góry.

- Ty gówniarzu! - szybko do mnie podszedł i uderzył z pięści w twarz. Cholernie zabolało.- Spróbuj się zakochać a pożałujesz! Wszyscy pożałujecie!! - zaczął odchodzić.

Gdy był już w drzwiach szybko zdjąłem swojego buta i mocno w niego rzuciłem. Ten gwałtownie przekręcił się na pięcie i ze wściekłością w oczach do mnie podbiegł. Poczułem silny ból na brzuchu, przeszywający całe moje ciało. Powoli osunołem się na podłogę.

- Mam nadzieję, że ta lekcja czegoś cię nauczyła. - wyszedł.

Dlaczego był dla nas taki podły?! Czym nasza rodzina sobie na niego zasłużyła?! Nie nawidzę go! Zacząłem cicho płakać. Tak, znam te gadki, że chłopaki nie płaczą ale miałem to gdzieś. Musiałem być silny. Dla mamy, dla mojego rodzeństwa. Powoli wstałem wydając z siebie jęk bólu i położyłem się na łóżko. Modliłem się w duchu żeby tylko mama teraz nie weszła. Znów by płakała, a ja tego tak bardzo nie chciałem. Nawet nie wiem, kiedy zasnąłem.

Diana pov

Właśnie wstałam. Poszłam do łazienki i spojrzałam w lustro. Boże! Jak ja wyglądam. Przyglądnełam się dokładnie mojej twarzy; na czole miałam dużego siniaka. Na szczęście nie był za bardzo widoczny. Przypomniało mi się jak wczoraj zderzyłam się z Michaelem. On miał pewnie takiego samego. Tak w ogóle to ciekawe jak tam u niego? Czy czuję się lepiej?

     Po pół godzinie drogi znalazłam się w budynku. Na ławce siedziała Alicja.

- Cześć! Michaela jeszcze nie ma? - przytuliłam ją.

- No właśnie nie. To dziwne bo on nigdy się nie spóźnia, a za pięć minut dzwonek. - powiedziała. Muszę przyznać, że mnie to zaintrygowało.

     Jak się potem okazało Michaela nie było dziś w szkole. Byłam smutna z tego powodu bo nie miałam z kim siedzieć. Widziałam jak Julie i Mary cieszą się z tego. Na jednej przerwie gdy czekałam na Alicję, one podeszły do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy.

- No gdzie ten twój man? - zapytała Mary.

- Co was to obchodzi po pierwsze, a po drugie to nie jest mój żaden man. - powiedziałam nawet nie patrząc w ich stronę.

- Tak? A bo wyglądacie jakby coś was łączyło. - odezwała się teraz Julie.

- Naprawdę? Dlaczego tak sądzisz? - zapytałam sarkastycznie.

- No nie wiem. Siedzisz z nim w ławce, zawsze razem wracacie do domów. - wymieniała.

- Serio? I to niby dowody, że jesteśmy razem? Pffff. - zaśmiałam się.

- Nie tylko to. Ostatnio jak przechodziłam przez ulicę, to było nawet wczoraj, widziałam jak na niego wpadasz obok przystanka głównego, a potem patrzyliscie sobie w oczy i byliście tak blisko siebie i się śmialiście. - rzekła z cwanym uśmieszkiem. Prawda jest taka, że nie wiedziałam co na to powiedzieć.

- Nie musisz ludzi podglądać. - udało mi się wymówić.

- Oo widzisz Mary jak się zawstydziła. Dobra Diana nie owijaj w bawełnę. Jesteś z nim czy nie? - zapytała blondynka.

- A chociażby nawet to co?! - zdenerwowałam się.

- No nic, ale jeśli nie, to...

- To co?!

- Jeśli nie jest ci potrzebny to możesz mi go pożyczyć na jedną noc. Mówiąc w nawiasie: ma całkiem fajny tyłek.

- Że co??!! Opanuj się dziecko! Masz czternaście lat!!!

- Co z tego? To znaczy, że nie mogę już tego robić? - chyba uderzyła się w głowę.

- Ja pierdziele! Jaka patologia!!!!!!! - odeszłam.

Przez pół drogi słyszałam jeszcze tylko ich śmiechy. Nagle spotkałam na drodze Alicję.

- Co się stało? Wyglądasz jakbyś rozmawiała z...

- Tak! - usiadłam na ławce. Wszystko we mnie kipiało.

- O nie. Rozmawiałaś z nimi? - przysiadła obok.

- Możesz się domyślić. - powiedziałam nadal zła i założyłam ręce na piersi.

- Co mówiły?

- Najpierw zapytały gdzie Mike a potem czy jesteśmy razem!

- Zdzira. - wtrąciła dziewczyna.

- Ale czekaj, teraz będzie najlepsze! Julia zapytała czy z nim jestem bo jak nie to by go sobie pożyczyła na noc! Bo ma fajny tyłek!!! - warknełam.

- Nie gadaj! Serio tak powiedziała?? - pokiwałam tylko głową. - Jaka suka!

- Dokładnie!! - mówiłam już lekko uspokojona. Jednak nadal byłam zła, a może... zazdrosna. Nie! O czym ja myślę?! O co miałbym niby być? Przecież jesteśmy przyjaciółmi do cholery!! Postanowiłam przestać o tym myśleć.

- A tak w ogóle ciekawe czemu go nie ma w szkole? - zaciekawiła się Alicja.

- No właśnie. Mam tylko nadzieję, że to co się stało wczoraj nie doprowadziło do czegoś gorszego.

- Może po prostu głowa go jeszcze bolała.

- Tak, na pewno tak było...

     Gdy wróciłam do domu od razu opadłam na kanapę w salonie. Położyłam głowę i zamknęłam oczy.

- Ciężki dzień w szkole? - to był głos taty. Podniosłam się i spojrzałam na niego. On umie czytać w myślach czy jak?

- Tak. - odparłam tylko.

- Co się stało?

- Bo ta głupia Julie... - zaczęłam.

- Ta, która obrażała moje wnuki? - wtrącił.

- Tato, błagam cię. - zarumieniłam się.

- No ta? - usiadł na przeciwko mnie jedząc z miski orzeszki.

- Tak, właśnie ta.

- Co znów powiedziała? - zainteresował się.

- Mówiłam ci, że przekabaciła Mary na swoją stronę? - dopytałam tylko.

- Tak, mówiłaś. - powiedziałam mu o tym nie dawno.

- To przyszła razem z Mary i zaczęły mnie wypytywać czy chodzę z Michaelem. - spojrzał kontem oka na tatę; widać ten temat go wciągnął. - A potem powiedziała, że jak z nim nie jestem to czy pożyczę jej go na jedną noc! - wydusiłam w końcu.

- Ale z niej... - powstrzymał się. - Nie wychowane dziecko. - powiedział szybko.

- No właśnie wiem, jak ja z nią wytrzymam?

- Dasz radę. - postawił mnie na duchu. - A masz może numer tego Michaela? - zapytał nagle.

- Yyy, t-tak. - powiedziałam nie pewnie.

- To może zadzwonisz do niego? - zaproponował. Gdybym występowała w kreskówce moja szczęka na pewno opadła by teraz na sam dół.

- Po co niby? - zdziwiłam się.

- Mówiłaś, że go dziś nie było. Więc zapytaj czy wszystko w pożądku.

- Tato! My jesteśmy tylko....

- Tak wiem. Przyjaciele do siebie dzwonią. - puścił mi oczko.

- No dobra, zastanowię się. - wyszłam z salonu.

     Zaczęłam chodzić nerwowo po swoim pokoju. Zadzwonić czy nie? W sumie co ja mu powiem? Ale przynajmniej bym wiedziała, czy wszystko ok. Jeny jakie problemy! Dzwonię!

     Zbiegłam szybko na dół do korytarza gdzie był telefon. Śpieszyłam się, bo wiedzialam, że mogę się rozmyślic. Wykręciłam numer i czekałam. Chwila moment... Co ja robię że swoim życiem?! Cholera! Już miałam odłożyć słuchawkę gdy usłyszałam jak ktoś odbiera.

- Słucham? - to był głos Katherine.

- Yyy... - teraz już nie mogłam się rozłączyć. Jak by to wyglądało. - D-dzień dobry, proszę pani.

- Dzień dobry, ale kto przy telefonie? - zapytała.

- Yy, przepraszam... to ja, Diana. Byłam wczoraj u Michaela.

- Aaaa to ty. Już wołam Michaela. - usłyszałam jak wymawia jego imę.

Nie! Mogłam szybko zapytać tylko czy jest u niego w pożądku i się rozłączyć a teraz będę musiała z nim rozmawiać!

- Chodź Michael, ktoś do ciebie. - słyszałam przez słuchawkę.

- Kto? - zapytał ponuro. Serce mi podskoczyło na jego głos.

- Chodź to się przekonasz. - chyba nie był w najlepszym humorze.

- Halo? - usłyszałam nagle i aż podskoczyłam.

- Yyyy..... c-cześć... - jąkałam się.

- Diana? - był zdziwiony.

- T-tak to ja. - udało mi się wymówić.

- Zastanawiałem się kto pierwszy zadzwoni. Wygrałaś. - zaśmiałam się.

- Ja... ja chciałam tylko zapytać czy wszystko u ciebie w pożądku bo nie było cię w szkole i.... - co ja mam powiedzieć? Że się martwiłam?

- Yyyy.... - mogę się założyć, że się zarumienił. - Głowa jeszcze trochę mnie bolała więc stwierdziłem, że lepiej zostać w domu... - czy on coś kręcił?

- Aaa to dobrze, a będziesz jutro? - zapytałam.

- Nie wiem jeszcze, może.

- Ok bo dziś Julia i Mary znów się czepiały. - po co ja to mówię?!

- Co mówiły? - zaciekawił się.

- A wiesz, znowu plotły bzdury. - nie mogłam powiedzieć prawdy.

- Dobra, w szkole mi opowiesz. - uffff, na szczęście.

- No to... pa.

- Pa, dziękuję, że zadzwoniłaś.

- Drobiazg. - uśmiechnełam się.

- Do zobaczenia. - pożegnał się.

- Tak, pa. - odłożyłam słuchawkę. Jak dobrze, że już koniec. Na następny raz nie słucham taty! Ale przynajmniej wiem, że jest w pożądku.

***
Hej.. ten rozdział jest do dupy, zresztą tak jak cały ten dzień i całe moje życie. Za tydzień, też będzie nudny, wszystko jest nudne. Ale chciałam wam powiedzieć, że jeśli macie jakieś fajne pomysły dotyczące mojego ff, to śmiało piszcie w komentarzach, lub w wiadomościach. Możecie napisać co chcielibyście, żebym zmieniła, co ma się wydarzyć etc.
Dziś pisałam egzamin próbny z matmy i po moim humorze możecie się domyśleć jak mi poszedł. Ten dzień jest jakiś mega depresyjny. Zastanawiałam się z bff, bo że niby Bóg stworzył ludzi, i każdy z nas jest potrzebny. No chyba nie.. Ja tylko każdemu zawadzam, ale za pewne was to nie obchodzi. To tyle, jeśli zostawicie gwiazdkę i komentarz to, uwierzcie, ten dzień będzie lepszy. Dziękuję.
Kocham i całuję

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro