Rozdział 11
Dwa tygodnie mineły w oka mgnieniu. W końcu ja, Alicja i Michael doczekaliśmy się długo wyczekiwanej niedzieli.
Przed południem siedziałam w kuchni i liczyłam minuty do przyjścia moich gości. Koncert Diany Ross miał być w telewizorze o szesnastej a oni mieli pojawić się godzinę przed. Mama właśnie wychodziła do pracy.
- W lodówce macie obiad, odgrzejcie sobie potem. - ostatni raz przeczesała włosy ręką.
- Wiem mamo, nie pierwszy raz zostaje sama. - nic na to nie odpowiedziała.
- A zresztą macie tatę i Olivię więc sobie poradzicie. Dobrze to ja idę. Wrócę puźno, nie czekajcie z kolacją. - mówiąc to daje mi buziaka w czoło. - Pa.
- Pa mamo.
- Kochanie wychodzę! - krzykneła jeszcze tylko do taty i znikneła za drzwiami. Nie mineła minuta a on pojawił się w drzwiach z chytrym uśmieszkiem urwisa.
- To co będziecie robić? - zapytał siadając na przeciw mnie.
- Chcemy oglądać koncert Diany Ross. - odpowiadam.
- Uuuu, wspaniała artystka. Kiedyś miałem kilka plakatów z nią. - uśmiecha się. - Coś jeszcze?
- Hmmmm, w sumie to sama nie wiem.
- Spokojna głowa ja coś wymyślę. - wstał i poszedł do swojego gabinetu. Już się boję.
Godziny wlekły się niemiłosiernie ale w końcu zegar wskazał piętnastą. Wtedy na cały dom rozbrzmiało się głośne pukanie do drzwi. ,,Ale punktualnie" - pomyślałam. Podeszłam i otworzyłam dwrzi, w których stała dwujka nastolatków. Alicja była wyraźnie zdyszana.
- Co ci się stało? Biegłaś? - zachichotałam, przytulając przyjaciółkę.
- Nie, tylko komuś bardzo się śpieszy! Michael pędził przez całe miasto! - w czasie gdy Alicja dysząc mi to mówiła ja przytuliłam Michaela. Gdy skończyłam, spojrzałam mu z uśmiechem w oczy. Hej! Ocknij się Diana! Po chwili wpatrywania się w jego piękne, czarne tęczówki opamiętałam się i wpuściłam ich do środka.
- Wcale nie pędziłem, szedłem normalnie. Tylko ta panienka. - wskazał na Alicję. - wyszła z domu za puźno i musieliśmy przyśpieszyć, żeby być punktualnie. - mówił Mike w czasie gdy wchodzili.
- Nie musieliście być równocześnie z wybiciem wskazówki na piętnastą.
- Ja musiałem. Nie toleruje spuźnień. - uśmiechnełam się do niego.
- To idziemy teraz do mojego pokoju? - zapytałam.
- Jasne! - odpowiada nie kto inny niż Alicja.
Weszliśmy do mojego królestwa. Chłopak i dziewczyna uważnie się rozglądneli. Po chwili zobaczyłam różowy odcień na policzkach Michaela; oglądał on teraz wszystkie plakaty z The Jackson 5.
- Kolejna duża fanka. - udało mu się tylko powiedzieć.
- Ale fajny pokój! - mówi Alicja jak dziecko.
- Twój i tak jest lepszy. - odpowiadam.
- Nie, czemu?
- Jest większy pożądek. - stanełam przed niemisłosiernie zabałaganionym biurkiem i próbowałam go za sobą schować. - Hehe... - podrapałam się po karku. Brawo Diana. Właśnie pokazałaś swoim przyjaciołom jak dużą bałaganiarą jesteś.
- Daj spokój. U mnie jest podobnie. - odpowiada dziewczyna. Michael milczał. Znając go jako Króla Popu i wiedząc, że to cholernie uparty perfekcjonista wyobraziłam sobie jaki ład i skład panuje w jego pokoju. Nie stojąc dłużej, usiedliśmy na łóżku.
- Są twoi rodzice? - zapytała dziewczyna.
- Tylko tata, mama musiała być w sklepie. No i jest jeszcze Olivia-moja starsza siostra. Uważajcie na nią, potrafi być naprawdę podła. Czekajcie zawołam ją. - wyszłam i już po chwili wróciłam z blondynką. Ta popatrzyła na moje towarzystwo.
- Olivia to jest Alicja i Michael. - pokazałam jej. - Alicja, Michael to jest Olivia.
- Dzień dobry. - mówi Mike.
- Yyy... witam. - Olivia dziwnie patrzyła na chłopaka. - Ej czy ty czasem nie byłeś tydzień temu... - blondynka nie dokończyła bo wypychnełam ją z pokoju:
- Ty już może sobie idź. - nie czekając na jej odpowiedź, zamyknełam jej drzwi przed nosem.
- Dziwna. - wymykneło się Alicji, a ja wybuchnełam na to śmiechem.
W końcu zasiedliśmy przed TV. Równo o szesnastej zaczeło się show. Każdy z nas radośnie patrzył na piosenkarkę. Była taka piękna i miała cudowny głos. Razem kołysaliśmy się do muzyki. Pod koniec koncertu już puściliśmy wodzę; głośno śpiewaliśmy, tańczyliśmy po całym salonie i śmialiśmy się.
Po dwóch godzinach koncert skończył się a my opadliśmy zmęczeni na kanapę.
- To może sobie obejrzymy teraz jakiś film? - zapytała po kilku minutach Alicja. - Podobno leci świetny horror.
- Horror? - zapytaliśmy w jednym czasie z Michelem.
- No tak, chyba się nie boicie. - uśmiechneła się łobuzersko.
- Nie. Ja lubię horrory. Zawsze mnie fascynowały. - odpowiedział szybko Mike. Teraz obaj patrzyli na mnie. Co ja mam powiedzieć? W sumie nie często oglądam horrory ale na widok zwykłego pająka krzyczę w niebo głosy więc nie wiem jak będzie. Nie chciałam wyjść na tchórza i zgodziłam się.
Przyniosłam oranżadę i popcorn. Zgasiliśmy światła i zrobiliśmy sobie mini kino. Do połowy, film był normalny ale potem robiło się coraz gorzej. Dziękowałam w duchu, że zajełam środkowe miejsce bo w nim czułam się bezpieczniej.
Film był o dwudziestolatce, która pracowała w laboratorium i kiedyś przyniosła do domu jakieś dziwne, niewypróbowane substancje, które niechcący wylała na swojego chłopaka przez co on powoli zamieniał się w zombie i chciał ją zabić.
Był akurat moment w którym Kate (tak miała na imę główna bohaterka) szła ciemną ulicą, uciekając przed swoim chłopakiem-zombie. Słyszeliśmy dramatyczną muzykę, która z sekundą na sekundę stawała się coraz głośniejsza i piskliwsza, tak, jakby zaraz z telewizora miał wyskoczyć demon. Słyszałam jak serce mi kołacze. Miałam ciarki na plecach i z oczekiwaniem wpatrywałam się w ekran.
Gdy w końcu melodia wybuchneła, z tyłu, za kanapą ktoś okrobne zawył i złapał mnie za ramię. Cała nasza trójka głośno krzykneła. Ze strachu straciłam zmysły i nie dużo myśląc rzuciłam się na Michaela siedzącego obok mnie, po prawej stronie. Założyłam mu ręcę na szyję i mocno się w niego wtuliłam, zaciskając powieki. Poczułam, jak również nie panując nad sobą, Mike położył swoją prawą dłoń na mojej tali. Jednak zamiast zombie, który dźga nas nożem do upadłego usłyszeliśmy głośny śmiech. Przez paraliż nie mogłam się ruszyć. Bałam się nawet otworzyć oczy. Jednak nie patrząc na zbrodniarza poznałam ten głos. Dziewczęcy a jednak kobiecy. Zbyt dobrze go znam. Wiele razy nabijał się ze mnie w dzieciństwie. To na pewno Olivia. Poczułam jak wzbiera się we mnie ogromna wściekłość.
Zmarszczyłam brwi i po chwili wyrwałam się z objęć Michaela. Popatrzyłam za kanapę. Tak jak myślałam; to moja siostra wystraszyła nas na śmierć a teraz z nas szydziła. Spojrzałam na Alicję; była zła i patrzyła na blondynkę. Potem na Michaela; patrzył nie na Olivię lecz na mnie. I to z wielkim zdziwieniem. Nie mam czasu teraz na rozmyślania.
- Odbiło ci?!?!? - wrzeszczę. - Chcesz żebyśmy dostali zawału?! Mogło nam się coś stać!! Nie uczyli się, że nie wolno tak straszyć?!?! A gdyby ktoś z nas miał chore serce?!
- Ale nie ma. - nadal się śmiała.
- Wiesz jak się wystraszyłam!!!!! Dobrze wiesz, że boję się zwykłych pająków a co dopiero czegoś takiego!!! - poczułam jak łza spływa mi po policzku. - Nie nawidzę cię!!!! - wtedy do salonu wbiegł przestraszony krzykami tata.
- Co tu się dzieje? - pyta. Nasza trójka spojrzała na niego a Olivia przestała się śmiać.
- Olivia przyszła tu gdy oglądaliśmy horror i w najbardziej strasznym momencie w filmie wyskoczyła zza kanapy i nas przestraszyła! - obtarłam łzę.
- Olivia. - tata patrzył na nią zły. - Potem sobie pogadamy. Może Alicja i Michael pójdą już do domu...
- Nie! Niech ona stąd idzie!
- No dobrze, idźcie na górę do twojego pokoju. - skierował to do mnie.
- Idźcie, ja zaraz przyjdę. - mówiąc to poszłam do łazienki. Oparłam dłonie na zimnym kranie. Po chwili obmyłam twarz lodowatą wodą. Spojrzałam w lustro.
Nagle przypomniałam sobie jak przytuliłam Michaela. Nie, to nie był zwykły przytulas taki jak robimy na powitanie. To było wtulenie się w niego najmocniej jak się dało! Uśmiechnełam się. Jednak zaraz po tym skarciłam się w duchu. Co ja robię ze swoim życiem?? Ale było miło, trzeba przyznać... Diana! Co ci jest?! Pozbierałam się i wyszłam z toalety. Weszłam do swojego pokoju; na łóżku siedzieli moi goście.
- Przepraszam was bardzo. Mówiłam, że Olivia jest głupia.
- No nie zachowała się fajnie. - powiedziała dziewczyna.
- Tak wiem, przepraszam...
- To nie twoja wina. - wtrącił Mike.
- Może chcecie już iść? - ja gdybym była na ich miejscu ucikałabym jak najdalej od tego wariatkowa.
- Nie, możemy zostać. - uśmiechnął się do mnie czarnoskóry.
Resztę czasu spędziliśmy na rozmawianiu w moim pokoju. Teraz to Michael zaprosił nas do siebie. Cieszyłam się, że poznam The Jackson 5 i resztę rodziny chłopca. Końcówka dnia minęła dobrze. Bez horrorów, bez zombie i bez Olivi. Siedziała oburzona w swoim pokoju. Ten dzień mógł być naprawdę piękny. W sumie był, gdyby nie Olivia. Mam nadzieję, że tata przemówił jej do rozumu. Męczyła mnie tylko jedna sprawa; gorące wtulenie się w Michaela.
***
Elo ludziki! Jest kolejne rozdzialątko. Komentarze pod ostatnią notką bardzo mnie zmotywowały do pisania, za co z całego serca, ogromnie wam dziękuję! Wiecie co, przemyślałam wszystko i jednak nadal chcę publikować, chociaż dla tych kilkunastu osób. Wattpada nigdy nie podbiję ale planuję w przyszłości pisać książki, takie prawdziwe xd. A teraz zadam pytania, na które chciałabym abyście odpisali w komentarzach:
- Jakie jest wasze zdanie o Olivi?
- Co myślicie o przytulasie Michaela, przez Dianę?
- Czy w głębi serca Dianie się to podobało?
Nie musicie odpowiadać, ale bardzo bym chciała. To tyle
Kocham i całuję 😘💘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro