Rozdział 10
Na następny dzień powiedziałam Alicji, że mogę do niej przyjść. Rodzicie Miki'ego też się zgodzili, jednak ja wiedziałam, że jest coś nie tak.
Dni szybko mijały i w końcu nadeszła wyczekiwana przez nas wszystkich (najbardziej jednak przez Alicję) niedziela. O dwunastej, razem z Michaelem byliśmy już na miejscu.
Dom Alicji był przepiękny, cały z drewna i nawet duży.
Na dole był salon, kuchnia, sypialnia i łazienka. Przechodząc przez to pierwsze pomieszczenie patrzyliśmy na ściany dumnie. Tak, były pomalowane na różnorodne kolory dzięki naszej ostatniej wariacji. Na górze był pokój Alicji i Blanki. Tak jak już mówiłam cały budynek był bardzo ładnie i swobodnie urządzony.
Siedzieliśmy teraz w pokoju Alicji rozmawiając.
- No więc może porozmawiamy o naszych rodzinach. - zaproponowała dziewczyna. Przytaknęłam głową i Alicja zaczęła opowiadać. - No więc moi rodzice poznali się przypadkowo w sklepie taty. Oboje chodzili wtedy do pracy i mieli po dwadzieścia jeden lat. Mama była fryzjerką w małym zakładzie, a tata piekarzem. Od pierwszego spotkania bardzo dobrze im się rozmawiało. Gdy mieli dwadzieścia pięć lat pobrali się i po roku urodziłam się ja. Byłam takim oczkiem w ich głowie. Mama musiała wziąć urlop i się mną zajmować, i wtedy tylko tata pracował. Zawsze miałam z nimi wspaniałe relacje, jednak to mamie zwierzałam najskrytsze sekrety. Po czterech latach na świat przyszła Blanka, bardzo się wtedy cieszyłam. Jest wspaniałą siostrą. No i tak sobie żyjemy do dziś. Teraz twoja kolej Diana! - powiedziała kończąc.
Już miałam zacząć mówić, kiedy przypomniałam sobie, że jestem z dwa tysiące osiemnastego roku. Trudno... pominę kilka dziwnych zdarzeń.
- No więc... moi rodzice poznali się na koncercie gdy mieli po siedemnaście lat. Tata był gitarzystą w jakimś zespole rockowym i tam po raz pierwszy zobaczył mamę. Od razu przykuła jego uwagę, zaczęli spędzać dużo czasu razem. Moja mama sprzedaje w sklepie, więc musieli się rozdzielić gdyż poszła do pracy. Gdy mieli po dwadzieścia trzy lata, tata oświadczył się i po dwóch latach przyszła na świat moja starsza siostra Olivia. Jednak rodzice zrozumieli po dłuższym czasie, że nie chcą aby ta była jedynaczką. Po czterech latach urodziłam się ja; Diana Butterfly. I wtedy właśnie tata odszedł z zespołu. Mama miała dużo pracy i nie chciała jej porzucać bo i tak zrobiła to już dla Olivii, jednak tata poświęcił się. Spędzał ze mną całe dnie. W nocy to on najczęściej do mnie wstawał, jest najwspanialszy. No i... żyjemy sobie radośnie... Tylko Olivia mega mnie wkurza, mówi, że Mich.... - nie! Przecież nie mogę powiedzieć, że moja siostra twierdzi iż Michael miał mnóstwo operacji plastycznych! Przecież on tu przy mnie siedzi i ma trzynaście lat! - Yyyyy.... już nic. Teraz twoja kolej Mike. - podrapałam się po karku. Zauważyłam, że chłopak przestał już się uśmiechać.
Wiedziałam, że trudno mówić mu o rodzicach.
- Yyyyy... moja mama też jest sprzedawczynią w małym sklepiku, a tata... - te słowa ledwo przeszły mu przez usta. - On..... nie wiem jak się poznali, nigdy o to nie pytałem, ale jakimś cudem pobrali się. Na początku, w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym urodziła się moja najstarsza siostra Rebbie, rok później Jackie, potem w pięćdziesiątym trzecim Tito, Jermaine w tysiąc dziewięćset pięćdziesiątym czwartym, a w pięćdziesiątym szóstym moja ukochana siostrzyczka La Toya. - uśmiechnął się na same wspomnienie o dokuczaniu siostrze. - Rok później urodził się Marlon a potem ja. W tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym pierwszym na świat przyszedł Randy a po pięciu latach najmłodsza i najsłodsza Janet. - zakończył.
- Łoooo, dużo was. - powiedziała tylko Alicja. - Jacy są wasi idole? Ja lubię czasem posłuchać The Jackson 5, ale tak bardzo to uwielbiam rock. - uśmiechnęła się dziewczyna.
- Ja najbardziej na świecie kocham M.... - nie, nie Michaela Jacksona! Jeju, jak tak dalej pójdzie to ja się niedługo wygadam i wtedy co? - Yy....kocham... The Jackson 5 i.... Dianę Ross.
- Ja też ją uwielbiam. Haha, dopiero teraz zauważyłem, że masz na imię tak jak ona. - uśmiechnął się do mnie Miki. - I cieszę się, że lubicie nasz zespół.
- Ja najbardziej lubię ABC. - rzekła Alicja.
- A ja kocham I Want You Back, Who's Loving You, I'll Be There i...
- Możemy nie rozmawiać o piosenkach, które śpiewam? Trochę głupio się czuję... - powiedział nieśmiało Michael po czym na jego policzki wpłyną lekko różowy odcień.
- No już dobrze. - powiedziałyśmy zgodnie.
Nawet nie zauważyliśmy kiedy wybiła godzina szesnasta, wtedy zaczął się grill. Było naprawdę cudownie. Wszyscy rozmawiali, śmiali się i śpiewali. Rodzina Alicji jest naprawdę bardzo wspaniała, kochająca i wyjątkowa. Rodzice dziewczyny zachowują się jak nastolatkowie a ja czuję się tu zupełnie swobodnie.
- To teraz kolej na grilla u mnie. - powiedziałam w końcu. - To kiedy możecie? Za tydzień?
- Mogę mamo? Mogę za tydzień iść do Diany? - zapytała Alicja.
- No pewnie! - krzyknęła jej mama tańcząc przy grillu.
- Obawiam się, że ja nie przyjdę. - powiedział nagle Mike. - Przepraszam, bardzo bym chciał ale mamy wtedy akurat występ. Jeszcze raz mocno cię przepraszam Diano...
- Michael, przestań. Możemy przełożyć to na za dwa tygodnie. Tak może być? - przerwałam mu.
- Naprawdę? - uśmiechnął się.
- Oczywiście. Nie będzie Słynnej Trójcy bez ciebie. - wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem.
- Tylko zapytam jeszcze rodziców. - rzekł.
- Ok, jutro mi powiecie. Albo może to nie będzie grill tylko oglądniemy sobie TV? O ile się nie mylę, ma wtedy koncert Diana Ross w Nowym Jorku.
- Świetny pomysł! - wykrzyknął Mike.
- Może być. Ale będzie fajnie. - dodała Alicja.
- Cieszę się, że w końcu mam przyjaciół. - powiedziałam po chwili.
- Oooo to urocze. Nigdy nie miałaś? - zapytała złotowłosa.
- Tylko Mary, ale teraz już wiem, że to nie była prawdziwa przyjaźń. A tak to nie, nie miałam.
- Przykro mi. - powiedział Mike, a ja delikatnie się uśmiechnęłam.
- Jakoś sobie poradziłam. Byłam samotna, ale dałam rady.
- Musiałaś mieć jakąś motywację. Kto ci ją dał?
- Michael... - kurde co ja robię? Alicja i Mike popatrzyli na mnie zainteresowani.
- Yyyy.... Michael..... Michael J. Fox! - prawie wykrzyczałam.
- Kto taki? - zapytała Alicja.
- Yyyy... to... to jest taki... aktor! Tak to aktor. Możecie go nie znać... - podrapałam się po karku. - On... on nie jest tak bardzo popularny...
- Aha, nie znam go. - powiedział Mike. Uffff, prawie się wydało. Muszę uważać na słowa bo źle to się dla nas wszystkich skończy.
O osiemnastej trzydzieści byłam już w domu. Poszłam do salonu gdzie mama siedziała i czytała jakiś magazyn.
- Mamo? - zapytałam dosiadając się do niej. - Za dwa tygodnie przyjdzie Alicja i Michael, ok? - mama poruszyła brwiami.
- Ale dużo czasu spędzacie razem.
- Nooo... bo jesteśmy przyjaciółmi. Będziemy oglądać koncert Diany Ross.
- No dobrze, mnie i tak nie będzie bo muszę być wtedy w sklepie, ale poradzicie sobie prawda? Zresztą tata będzie. - uśmiechnęłam się.
- Oczywiście, że sobie poradzimy.
- A jak tam dziś było?
- Fajnie, dużo rzeczy się dowiedziałam o Alicji i Michaelu.
- Jakim Michaelu? - nagle do salonu weszła Olivia i usiadła po drugiej stronie, obok mamy.
- To taki kolega Diany. - mama uśmiechnęła się tajemniczo.
- Aaaaaaa... a przystojny przynajmniej? - czułam jak oblewa mnie rumieniec.
- Nie wiem, sama idź i zobacz. - powiedziałam obojętnie.
- Może ty mi opowiesz?
- Nie, dziękuję. - rzekłam i poszłam do swojego pokoju.
Opadłam na łóżko, ten dzień był naprawdę udany. Tylko prawie wygadałam się, że moja motywacją jest Michael Jackson. Nagle popatrzyłam na plakaty The Jackson 5, które wisiały na wszystkich ścianach. To dziwne, skąd ja je w ogóle mam? Bo w dwa tysiące osiemnastym roku miałam z MJ, a że teraz nie ma go jeszcze to mam plakaty z The Jackson 5. No ale mi to nie przeszkadzało. Chociaż w sumie to był trochę dziwne uczucie, mieć plakat kogoś kto chodzi z tobą do klasy. Kogoś kto jest teraz twoim najlepszym przyjacielem.
***
Hejo ludzie. Tak, wiem, że dziś nie jest piątek i nie powinnam dodawać rozdziału ale nie dodawałam przez dwa tygodnie (czego i tak nikt nie zauważył). Po za tym ta notka jest bardzo nudna i nic się w niej nie dzieję więc chciałam szybko ją dodać. Kolejna mam nadzieję bardziej wam się spodoba. W ogóle zastanawiam się czy jest sens dalszego publikowania tego ff. I tak prawie nikt tego nie czyta a jeśli już nawet to wiem, że każdy chciałby żeby Mike i Diania byli już starsi. Ale ja tego nie zrobię, nie postarzę ich, nie odbiorę im dzieciństwa w przyjaźni. Przepraszam, jeśli nie chcecie to nie musicie czytać. I tak może usunę to ff, znaczy nadal będę je pisać w swoich notatkach, bo kocham je pisać ale nie będę publikować na wattpadzie. Jeszcze chciałam 'zareklamować' taką fajną laskę mikestinkerbell która piszę zajefajne ff i poprosiła, żebym ją za reklamowała bo niby tak 'dużo' osób mnie czyta a prawda taka, że ją czyta więcej no ale.. wpadajcie do niej. To tyle, sorry, że was zanudzam.
Kocham i całuję 💘
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro