Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 16

- Co to ma być?! - wyszeptał zdenerwowany Michael. Zresztą nie dziwiłam mu się; sama byłam wściekła.

- To od Julie. - chłopak popatrzył na nią.

- Yyy... proszę panią. - podniósł rękę w górę.

- Tak Jackson? - nauczycielka podeszła do naszej ławki.

- Bo Julie podrzuciła nam tą kartkę. - podał kawałek papieru brunetce.

- No, no. Myślałam, że wtedy w moim gabinecie wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziała ostro.

- Też tak myśleliśmy. - odpowiedziałam.

- Julie? - wychowawczyni podniosła na nią wzrok.

- Chyba nie sądzi pani, że to ja im dałam tą kartkę! To zemsta! Rozumie pani?! Zemsta! - odezwała się blondynka.

- Nie kłam! - podniósł głos Mike. - Już do końca szkoły masz zamiar nam dokuczać!!?? - był naprawdę zły.

- Jackson uspokój się. - nauczycielka matematyki próbowała zachować spokój. - Teraz przymknę na to oko ale jeszcze jeden taki wybryk, w którym bierze udział wasza trójka a wyślę was do dyrektora! - pogroziła nam palcem.

Widziałam, że Mike chciał coś jeszcze powiedzieć ale odpuścił. Resztę lekcji przemilczeliśmy.

    Właśnie szliśmy z Michaelem i Alicją do domu. Po ostatniej lekcji musiałam chwilę zostać z chłopakiem w sali i nauczycielka zapytała co my robiliśmy i powiedziała, że mamy -pięć punktów za "wagarowanie" i bieganie po szkole w czasie lekcji. Żałosne, wiem.

      Właśnie ujrzeliśmy dom Alicji. Gdy byliśmy już pod drzwiami dziewczyna przytuliła mnie na pożegnanie a potem Mika.

- Powodzenia jutro Michael. Trzymam za was kciuki. - uśmiechnęła się.

- Dzięki. Pa. - odpowiedział chłopiec.

- Do jutra! - krzyknełam tylko i złotowłosa zniknęła w drzwiach.

      Zaczęliśmy iść w stronę naszych domów.

- Przepraszam Michael za to dziś. Przezemnie dostałeś minusowe punkty. - zaczęłam rozmowę.

- Przez ciebie? - spojrzał na mnie.

- No tak, bo ja to specjalnie powiedziałam, że się nie nadajesz. - patrzyłam w ziemię.

- Czyli naprawdę się nadaję? - przystaną. Spojrzałam na jego twarz; uśmiechał się cwaniacko i uniusł lewą brew do góry.

- A nie wiadomo. Może się nadajesz. - zaczęliśmy iść w ciszy. - Michael? - spojrzałam w jego ciemne, piękne oczy.

- Tak?

- Bo mam takie pytanie...

- Zamieniam się w słuch. - wyszczerzył się.

- Bo skoro teraz wasz zespół jest już znany i podróżujecie, i robicie koncerty to... - zaczęłam.

- To?

- To jak już będziesz starszy i, np. nie wiem, zaczniesz solową karierę... - musiałam kiedyś zacząć ten temat.

- Ja? - zaśmiał się. - Ja miałbym zacząć solową karierę? Dlaczego tak uważasz?

- No bo przecież pięknie śpiewasz!

- Dziękuję... - uśmiechnął się z głową spuszczoną w dół i oblał się rumieńcem.

- No więc jakbyś już zaczął i stałbyś się baaardzooo sławny.

- Na pewno tak nie będzie.

- Będzie! A zresztą nie znasz przyszłości! - zaprzeczyłam.

- Ty też nie! - parskną śmiechem. 'Oh Mike. Ja wiem o tobie baardzo dużo' pomyślałam.

- No ale jakby tak było. Chciałbyś takie życie?

- Hmmm, sam nie wiem. Z jeden strony kocham śpiewać i czuję się na scenie jak ryba w wodzie ale z drugiej... już teraz męczą mnie ciągłe próby i te wszystkie wywiady. Więc nie wiem. - szliśmy w milczeniu.

- O jest mój dom. - powiedziałam. - Pa Michael. - zaczęłam odchodzić.

Kątem oka zauważyłam jak czarnoskóry nadal stoi i patrzy na mnie dziwnie, ze smutna miną. Byłam już prawie przy drzwiach gdy odwróciłam lekko głowę i zobaczyłam, że Michael powoli zaczyna odchodzić.

- Ohh Miki! - zawołałam i podbiegła do niego gdy ten się odwrócił. Przytuliłam go mocno. - Naprawdę pomyślałeś, że taka jestem? - uśmiechnełam się mówiąc mu do ucha.

- Przez chwilę tak... - zarumienił się.

- Głuptas. - usciskałam go jeszcze mocniej. W końcu po kilku minutach oderwalismy się.

- Powodzenia jutro na koncercie. Dajcie z siebie wszystko! Będę was oglądać i mam nadzieję, że mi pomachasz do kamery. - zaśmiałam się. - Do zobaczenia za tydzień.

- Obiecuję, że się na nas nie zawiedziesz. - zasalutowal, poczym wybuchnelismy wielkim śmiechem.

- Dobra to pa! - pomachałam mu.

- Pa!

Michael pov

Właśnie zamknąłem drzwi domu. W środku panowała dziwna cisza. Wszedłem do salonu gdzie siedzieli moi bracia i stanąłem na środku z lekko uniesionymi brwiami.

- Coś się stało? Ktoś umarł? - zapytałem.

- Michael, tata czeka na ciebie w twoim pokoju. Chcę z tobą porozmawiać. - odezwał się Jackie.

Można było się domyślić.

- Co znów zrobiłem nie tak? - pytałem bardziej siebie niż ich.

- Dzwoniła do niego twoja wychowawczyni i powiedziała, że biegałeś z tą całą Dianą, czy jak jej tam, po szkole w czasie lekcji i jeszcze coś tam... - rzekł Jermaine.

- Jeszcze co? - otworzyłem szerzej oczy.

- ... no... Ojciec mówił, że ta nauczycielka powiedziała jeszcze, że gdy otworzyła drzwi sali to zobaczyła jak się przytulacie...

- Co?! To nie prawda!!!! - byłem bardzo zdziwiony. Ja ją przecież tylko goniłem. - A gdzie mama?

- Rozmawia z nim od niecałych dwóch godzin.- odezwał się Tito.

- Dobra idę tam. - zdjąłem kurtkę i rzuciłem tornister w kąt.

     Już po chwili stałem przed drzwiami własnego pokoju. 'Dobra Michael. Bądź odważny, bądź silny. Dasz radę.' pomyślałem poczym zapukałem. Otworzyła zdenerwowana mama. Przytuliła mnie i wyszła.

- Kogo my tu mamy? Michael chodź. - Boże już się bałem. Wszedłem do pomieszczenia zamykając za sobą drzwi. - Dzwoniła twoja wychowawczyni. Wiem wszystko.

- Tak, ja przepraszam ale to nie prawda.. ja wcale nie przytuliłem Diany... tylko..

- Spokojnie, nic mnie to nie interesuje. - przerażał mnie jego spokuj. - Interesuje mnie tylko jedna sprawa.

- Jaka? - nie wiedziałem czego się spodziewać.

- Czy ta cała Diana... ma jakiś talent? Ale duży?

- Hmmm, w sumie to nie wiem, ale mówiła dziś, że piszę opowiadania i rysuję.

- Rysuję? - podrapał się po brodzie. - A co na przykład.
- "Może narysować wszystko jeśli będzie na to patrzeć. Wystarczy, że ktoś przed nią usiądzie i może go narysować. Tylko jeśli nie będzie się ruszał". - zacytowałem jej słowa.

- Hmmm... - widziałem, że Joseph był bardzo zamyślony.

- Chcę ją sprawdzić.

- To znaczy? - już się tego bałem.

- Widzę, że między wami kiedyś coś będzie.

- Wcale nie! - zaprzeczyłem szybko zalewając się rumieńcem.

- Nie mówię, że teraz. Jak będziecie starsi. - patrzyłem w podłogę tak bardzo zawstydzony. - Będziecie mogli być razem jeśli będzie do czegoś przydatna.

- Czyli?? - byłem bardzo ciekawy.

- Jak wrócimy z koncertu powiesz jej żeby cię narysowała.

- Co???

- Po prostu usiądziesz a ona cię narysuje. Potem ocenię jej pracę.

- Ale...nie mogę.

- Dlaczego? Przecież jesteście przyjaciółmi.

- Diana mówiła, że najlepiej rysuję się jej na świeżym powietrzu. Może zaczekamy do wiosny? - skłamałem.

- Dobra, zastanowię się jeszcze. A teraz już jedz obiad i zaraz próba. - wyszedł zostawiając mnie samego.

Boże co to wszystko miało znaczyć? Co on kombinuje?

Diana pov

Następnego dnia o czternastej miał zacząć się koncert. Najpierw występowali inni artyści ale w końcu pojawił się napis Jackson 5ive.

Po bokach siedziała widownia, z tyłu były dwie cyfry pięć a na scenie stała piątka chłopców. Od lewej Tito grający na gitarze, potem tańczący i śpiewający Marlon, i Jackie, obok Michael a po prawo także trzymający w rękach gitarę Jermaine. Chłopcy mieli na sobie cudowne stroje. Boże! Jak zobaczyłam ich buty myślałam, że tam zwariuję. Były czarne, po kolana z białymi sznórówkami i męskimi obcasami. Ubranie w sumie każdy z nich miał inne, ale podobne.

     Zaczęli śpiewać piosenkę I Want You Back. Siedziałam przed telewizorkiem i byłam zachwycona. Nawet nie zauważyłam gdy rodzina się dosiadła.

    W czasie gdy Mike pięknie śpiewał, wkładając w to całe serce, Marlon i Jackie tańczyli jakiś fajny układ. Michael chodził po całej scenie i też tańczył chodź musiał skupic się na śpiewie.

     Gdy chłopiec zaśpiewał pierwszą zwrotkę i refren zaczęła grać muzyka do ABC. To też zaczął śpiewać Mike. Na tej piosence było dużo zbliżenia na Michaela.

Wtedy dostrzegłam z jaką miłością to robi. Ma okropne życie a na scenie już teraz jest królem. Wtedy także zrozumiałam jakiego skarba mam przy sobie co dzień. Czasem o tym zapominałam. Ja, zwyczajna Diana Butterfly przyjaźnię się z Michaelem Jacksonem. To wygląda jak sen a jest rzeczywistością. Teraz zacznę doceniać przyjaźń z tą osobą. Coś zesłało mnie do tysiąc dziewięćset siedemdziesiątego pierwszego roku i mam okazję chodzić do klasy z tak wspaniałą osobą. Boże, żyjąc w dwa tysiące osiemnastym, czasem wyobrażałam sobie jak Michael jest obok mnie i rozmawiałam z powietrzem, kilka razy zdarzało mi się nawet przy ludziach. A teraz... Gdy miałam plakaty z nim potrafiłam je całować, w prawdzie zazwyczaj w policzek ale jednak. A teraz, chociaż Mike stoi obok nie potrafię tego zrobić. Nie potrafię go przytulić tak jak zawsze sobie to wyobrażałam. To naprawdę dziwne.

     W czasie gdy ja rozmyślałam chłopcy zaczęli śpiewać ostatnią piosenkę The Love You Save. Podziwiałam z otwartymi ustami perfekcję jaką wkładają w wykonanie. Naprawdę byli w tym dobrzy. Pod koniec piosenki zauważyłam coś niesamowitego. Gdy było zbliżenie na Michaela, wyraźnie widać było, że macha do kamery wpatrując się w nią. Przypomniałam sobie jak wczoraj mu powiedziałam, żeby mi pomachał. Jeju to było takie kochane.

Mimowolnie także mu pomachałam zapominając, że obok siedzą moi rodzice i Olivia. Koncert się skończył i The Jackson 5 zeszli ze sceny pośród wielkich oklasków.

       - Co ty zakochałaś się w tym Jacksonie? - usłyszałam głos mojej siostry.

- Niee!

- To dobrze bo i tak nigdy go nie spotkasz. - usiosłam brwi wysoko do góry.

- Przecież ja chodzę z nim do klasy.

- Co? - zaciekawiła się mama.

- No chodzę z Michaelem do klasy i się przyjaźnimy.

- Ale chyba nie chodzi ci o tego Michaela Jacksona. - mama była wyraźnie zdumiona.

Czy naprawdę nie zauważyli, że to z nim właśnie się przyjaźnie. Teraz widzę jak głęboko mają mnie w dupie.

- Tak, właśnie o tego mi chodzi.

- On tu kiedyś był i też wydawał mi się znajomy. - odezwała się Olivia.

- Czyli chcesz powiedzieć, że kolegujesz się z tym popularnym Michaelem Jacksonem z zespołu The Jackson 5.

- Tak, znam nawet jego braci i całą rodzinę.

- Czekaj, czekaj coś mi tu nie pasuje. - mama nie dawała za wygraną. - Czy chcesz powiedzieć, że ty, nasza córka, przyjaźnisz się z tym sławnym chłopcem.

- Nooo tak. - coraz bardziej ta rozmowa stawała się dziwna.

- Ale chyba on nic o tobie nie mówi w prasie.

- Niee!! Przecież oni nie są tak bardzo sławni.

- Ale kiedyś mogą być i cię wykorzystają.

- Jak możesz tak mówić mamo? Michael jest miły, dobry i kochany tak jak jego rodzina. I będę się z nim przyjaźnić już do końca życia! - wyszłam z salonu i padłam zmęczona na łóżko w swoim pokoju, zatapiając się w kołdrze.

****
A tu macie ten koncert opisany w rozdziale:

Opisałam go w miarę? No i czy wy widzicie ich stroje? ICH BUTY! Ja po prostu umieram!! 😍
No i wiem, że ten rozdział jest lekko nudnawy ale nie zrażajcie się, następne będą lepsze ❤️
Kocham i całuję 💘😘

Aaaaaaa, no tak zapomniałam. Cicho, nikt nie widzi tego, że ten prawdziwy koncert jest z listopada a u Michaela i Diany jest... nawet nie wiem co, chyba wrzesień. Nikt tego nie widzi!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro