Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

4. 'André, dear wake up..'

-Pov. PEDRI-

Kiedy Gavi zaprosił mnie na obiad, który przygotowuje Courtois z Benzemą napisałem mu, że nie przyjadę sam. Muszę skombinować przyjaciół, którzy zechcą tam ze mną iść. Na początku wstąpiłem do królestwa Araújo. On tak dla bezpieczeństwa. Popatrzył się na mnie odkładając zdjęcie Suáreza z powrotem na ołtarzyk.

- Lecisz ze mną do Madrytu - oznajmiłem dumnie. - Jedziemy na obiad do tych z Realu i masz nikogo nie pogryźć, jak twój mentor - pokręciłem lekko głową. Zastanawiał się chwilę, a ja z nim, a co jak zamiast jedzenia pożre też talerz? Trzeba go oduczyć fazy na bycie jak Luis, bo to może się źle skończyć nie tylko dla nich, a i dla nas.

- No dobra tylko wezmę parę rzeczy - odpowiedział, a ja pokiwałem głową i wyszedłem. No to jego załatwiłem. Kto by tu jeszcze.. no dobra. Jak go nie wezmę to się na mnie obrazi. Wszedłem do pięknych drzwi, na których wisiał napis: "Jeśli nie masz ważnego powodu, nie przekraczaj progu tych drzwi. Odpoczywam", które było napisane po Niemiecku. Mam ważny powód, a raczej taki, który go zaciekawi. Zapukałem i wszedłem do środka. Niemiec miał zamknięte oczy i spał. Żal było mi go budzić, bo ostatnio wymęczył go Neuer, który zdradził go z jakąś Niemką. Był naprawdę cichy i było mi go tak cholernie żal. Nie zasłużył na to.

- Marc.. - lekko nim potrząsnąłem. - André, kochany wstawaj.. - mówiłem naprawdę łagodnie. Otworzył w końcu swoje oczka. Przychodziłem tu kilka razy dziennie, żeby sprawdzić jego stan nadgarstków, to czy nie przedawkował przeciwbólowych lub, żeby przynieść mu jedzenie.

- Co tam Pedri? - przetarł twarz. - Gavi wrócił? - pokiwałem przecząco głową. - Wiesz, że jesteś jedyną osobą, która może tu przychodzić nawet bez pukania, więc czego potrzebujesz? - podniósł się lekko, a ja pogłaskałem jego głowę. Przełknąłem ślinę. Może nie powinienem jednak go budzić.

- Polecisz z nami do Madrytu na obiad? - zmarszczył brwi. - Proszę dobrze Ci to zrobi - pogłaskałem jego dłoń. Drugą przetarł oczy i cicho ziewnął. Bolało mnie patrzenie na niego w takim stanie.

- Jeśli dasz mi swoje słuchawki i będę mógł się o Ciebie oprzeć - pokiwałem głową, a on lekko się uśmiechnął. - Daj mi 5 minut to się ogarnę - wyszedłem z jego pokoju. Na Lewandowskiego musiałem poczekać w salonie, bo on wiedział, że poleci. Martwił się o Gaviego, bo wciąż nie ufał temu Brazylijczykowi. Tak też tego nie robie, więc go biorę. Po chwili do salonu przyszedł ogarnięty już, normalnie uśmiechający się Ter Stegen. On tak cudownie umiał udawać. Bolało mnie to. Miał uczesane włosy, schludne ubranie i tylko oczy miał zmęczone. Ktoś, kto go nie zna, nie zauważy, że coś jest nie tak.

Poszliśmy na samolot. Marc zasnął przytulając się do mnie. Dałem mu to robić, bo przecież sam mnie pocieszał tyle razy. Głaskałem jego głowę i sam przysnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro