18. Pozostać przytomnym
Niewyraźna postać pojawiła się przede mną i machała wesoło, zachęcając abym podeszła w jej stronę. Nie widziałam twarzy, ale mogłam dostrzec, że to szczupła kobieta o bujnych, brązowych włosach. Patrzyła na mnie z góry, zupełnie jakby była ode mnie wyższa co najmniej trzy razy. Uśmiechała się i coś mówiła, chociaż do moich uszu nie docierało ani jedno słowo. Nagle obok niej pojawił się mężczyzna. W kraciastej koszuli i z okularami zawieszonymi na szyi. Uśmiechał się, zupełnie jak ona. Mówił coś, wskazując energicznie rękoma, że mam do niego podejść. A ja nie mogłam się poruszyć. Mimo to widziałam na ich twarzach coraz szersze uśmiechy. Przynajmniej tak mi się zdawało. Rozmyte oblicza ukazywały jedynie zarys ust, ale oczy wciąż pozostawały niewyraźne.
— Nie zatrzymuj się, Granger — warknął Snape, wyrywając mnie z letargu. Szłam powoli, trzymając się kurczowo skalnych występów i przez chwilę nie wiedziałam, co się stało. Zatrzymałam się, przecierając oczy zimną dłonią i pokręciłam gwałtownie głową, wyrzucając halucynacje z myśli.
— Profesorze, to kolejna pułapka? — spytałam, ale Snape pokręcił głową.
— To opary, mające tylko spowolnić pracę twojego mózgu i wprowadzić cię w stan hipnozy.
Byłam zaskoczona jego odpowiedzią. Po co ktoś miałby zastawiać w tunelu aż tak wymyślne pułapki? Nigdy do tej pory nie zastanowiłam się nad tym, ale teraz upewniłam się, że to nie Snape był ich autorem.
— Jakby mało nam było atrakcji — mruknęłam pod nosem, a Snape parsknął. Szedł kilka kroków przede mną, trzymając za rękę snującą się obok niego Elenę. Wyglądała na wycieńczoną w równym stopniu, co Snape, z tym, że mężczyzna starał się tego nie okazywać. Ale i na jego twarzy w końcu pojawiły się oznaki zmęczenia.
— Ten tunel został zaprojektowany tak, aby było niemal niemożliwym wydostanie się z niego.
— Niemal. Jakie szczęście, że mamy przewodnika, który nas stąd wyprowadzi — prychnęłam niechcący, czując jak zmęczenie i omamy przejmują nade mną kontrolę. W mojej głowie wciąż pojawiały się jakieś obrazy, które musiałam odganiać mocnym potrząsaniem głowy. Kobieta wciąż do mnie machała, ale nigdy nie zbliżyła się na tyle, abym mogła zobaczyć dokładniej jej twarz.
— Wciąż mogę zostawić cię tu na pastwę losu — przypomniał mi z lekko ironicznym uśmiechem na twarzy.
— Bez niej sam byś daleko nie zaszedł, wujku — mruknęła Elena, która najwyraźniej oprzytomniała na tyle, aby dołączyć do rozmowy.
— Gdyby nie jej gł... przyjaciele — warknął, poprawiając się zanim zdążył coś powiedzieć — nie wymagałbym ratunku.
Uśmiechnęłam się pod nosem, widząc jak mimo swojej niechęci i złości na Rona, Ginny, Lunę i całą resztę wciąż próbuje pokazać, że współczuje. A może to kolejny omam? Kolejna halucynacja? Nie wiedziałam, nie chciałam wiedzieć. Nagle poczułam, że robi mi się słabo. Moje usta zastygły w uśmiechu, a nogi odmówiły współpracy i upadłam na kolana, czując jak skalne podłoże rani moje kolana.
Kobieta zmartwionym wzrokiem popatrzyła na mnie i podeszła bliżej, kucając przede mną tak, że w końcu mogłam zobaczyć jej twarz. Miała pełne, różowe usta i młodą, jasną cerę. Wąski nos marszczył się w bardzo znajomy sposób, który mogłam przysiąc, że gdzieś już widziałam. Jej duże, brązowe oczy wpatrywały się we mnie z mieszaniną politowania, rozbawienia i obawy. Usta poruszyły się, ale po raz kolejny nic nie usłyszałam. Położyła przyjemnie ciepłą dłoń na moim czole, jeszcze bardziej wyglądając na zmartwioną. Przesunęła rękę na mój policzek, muskając skórę niczym podmuch wiosennego wiatru. Powiedziała coś, znowu.
- He... rmio... na... Her... miona... Hermiona... — Jej głos przypominał szelest liści unoszących się na wietrze. Znikał i pojawiał się równie szybko, słabnąc i przybierając na sile. Nagle puściła moją twarz i raptownie wstała z klęczków. Stanęła przede mną całkowicie przerażona. Zaczęła coś krzyczeć, machając przy tym rękami tak gwałtownie, jakby coś strasznego miało się wydarzyć.
— Mamo? — udało mi się wyszeptać, a kobieta podbiegła do mnie. W jej oczach błąkało się szaleństwo, pośpiech i strach. Wciąż mówiła coś do mnie, ale ja mogłam jedynie pokręcić głową. Nic nie rozumiałam. Nic nie słyszałam.
— Ocknij się — powiedziała nagle.
— Ocknij się — usłyszałam ponownie i w tej samej chwili obraz zniknął, a zamiast twarzy mojej matki zobaczyłam twarz Snape'a, który wpatrywał się we mnie wyczekująco.
— Co się stało? — wyszeptałam, rozglądając się kompletnie zdezorientowana po otoczeniu. Zniknęło przyjemne ciepło, łąka i zielone drzewa dookoła. Znów byliśmy w tunelu, zatęchłym, zimnym i ponurym. — Co się stało? — powtórzyłam głośniej, widząc jak ulga wstępuje na twarz Snape'a.
— Odpłynęłaś. Na dłużej niż poprzednio — odparł zdenerwowany i złapał mnie za ramiona, mocno podnosząc z ziemi. — Musimy się stąd wydostać. Elena.
Dziewczynka opierająca się o przeciwległa ścianę popatrzyła na niego zapłakanymi oczami, w których widać było mgłę. Coś zaczęło poważnie mącić jej w głowie, bo jej usta rozchyliły się lekko i zaczęły poruszać się, ale nic się z nich nie wydobyło.
— Musimy ruszać, Granger — warknął znowu Snape, a ja nabrałam głośno powietrza i skinęłam głową. Snape podszedł do dziewczynki i wyciągnął ręce z zamiarem podniesienia jej, ale ta niespodziewanie odskoczyła w bok. — Co robisz?
— Zostaw mnie! — wrzasnęła, a z jej oczu zaczęły obficie wydobywać się łzy. — Wiem, co zrobiłeś! Nie dotykaj mnie!
— Elena, o czym ty... — Snape był równie zaskoczony jak ja. Popatrzyliśmy się na siebie i dokładnie w tym momencie poczułam ostry zapach. Zerknęłam na Elenę i zobaczyłam, że jej noga stoi na występie, który nieco różnił się od pozostałych. Spod jej buta wydobywała się zielonkawa mgła, nie wróżąca nic dobrego.
— Profesorze... — mruknęłam, ale zbył mnie machnięciem ręki.
— Wiem — warknął. — Elena, do cholery, nie zgrywaj się!
— Ja się zgrywam!? — krzyknęła w odpowiedzi dziewczynka, a ja poczułam, że moje oczy zaczynają łzawić. Czymkolwiek była ta mgła, nie mogliśmy jej wdychać. — Przyznaj się! Powiedz co zrobiłeś!
— Cokolwiek widziałaś nie jest to prawdziwe! Jesteś na tyle głupia, żeby wierzyć jakimś chorym omamom i wymysłom twojej własnej wyobraźni? — wrzasnął Snape, robiąc krok w jej stronę, ale Elena nie dała się złapać.
W tej chwili usłyszałam syk i z przerażeniem stwierdziłam, że z prawej strony zbliża się do nas chmura zielonkawej mgły. Zaczęłam szybciej oddychać, szarpiąc Snape'a za ramię.
— Musimy wiać! — krzyknęłam, przepychając się koło niego. Spojrzałam na niego błagalnie, wiedząc, że bez niego nie mam szans uciec. Obejrzał się za siebie i zamarł, zdając sobie sprawę, jak bardzo jest źle.
#####
Wszelkie podobieństwa do "Igrzysk Śmierci" były niezamierzone.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro