Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

13. Słodka niewiedza

Klęczałam na ziemi, patrząc na swoje drżące dłonie. Czułam blokadę w głowie, która nie pozwalała mi poprawnie przetworzyć tego, co się stało. W ogóle nie byłam w stanie tego pojąć.

Luna...

Mimo iż nie widzieliśmy jej śmierci na własne oczy, zrozumienie tego faktu uderzyło we mnie z podwójną siłą. Chociaż możliwe, że to właśnie dlatego. Wyobraźnia podsuwała mi makabryczne obrazy, chociaż z całych sił próbowałam je odeprzeć. Zamknęłam oczy i pokręciłam głową, czując, że na samą myśl o tym żołądek podchodzi mi do gardła.

— Nie rzucaj się — warknął pod nosem Snape, a ja spojrzałam na niego kompletnie rozbita. Przez moment kompletnie zapomniałam o jego obecności.

— To bezcelowe — mruknęłam jedynie w odpowiedzi. Przyłożyłam rękę do czoła, z którego krew przestała się lać, a ślad niemal zupełnie zniknął.

— Gdybyś się nie wierciła jak mały bachor to pozbyłbym się jej całkowicie. — Profesor popatrzył na mnie cierpkim wzrokiem, ale pierwszy raz było mi to szczerze obojętne. Nie rozumiałam jak może patrzeć na to wszystko tak obojętnie, nie rozumiałam jak może nie czuć nic i zachowywać się, jakby kompletnie nic się nie stało. Nie miałam jednak siły się kłócić, nie miałam siły nawet wstać. — Co znowu?

— Jak pan to robi? — spytałam szeptem, a on zmarszczył brwi. Czułam, że jest w mojej głowie, dlatego nawet nie siliłam się na formułowanie pytania. Czekałam tylko na jego odpowiedź, której i tak nie liczyłam dostać.

— Jak mogę patrzeć na to obojętnie, jakby nic się nie stało? — prychnął, wycierając brudne ręce w płachty surduta. Widząc moją wyczekującą minę, coś na jego twarzy drgnęło. — Daleko ci brakuje do takiego stopnia znieczulicy, jaka mnie dopadła.

— Mimo wszystko, chcę wiedzieć.

Popatrzył na mnie jakbym postradała zmysły, jednak nie powiedział tego na głos. Przez dłuższą chwilę nie odpowiedział nic, świdrując mnie swoim spojrzeniem tak, jak robił to zawsze. Wciskał ludzi w ziemię, aż ci nie wiedzieli co powiedzieć, nie wiedzieli gdzie podziać wzrok, nie wiedzieli co zrobić. Normalnie każdy uciekał przed tym spojrzeniem. Ale to nie była normalna sytuacja, a my dawno przestaliśmy się tak zachowywać.

— Nie, nie chcesz — wyznał cicho, a ja otwarłam usta, widząc na jego twarzy coś na kształt bólu. Byłam zbyt zmęczona, aby zastanawiać się o co mu chodzi, jednak jego następne słowa rozjaśniły mi sytuację. — Nigdy nie chciałabyś się dowiedzieć. Posiadanie uczuć, sumienia, to... Jedyna rzecz, która przypomina, że mamy w sobie człowieczeństwo. Kiedy człowiek nie czuje nic poza nienawiścią, gniewem i zemstą... Zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę jest pusty w środku.

— Nienawiść i gniew to też uczucia — odparłam machinalnie, będąc zbyt zaskoczona jego wyznaniem, aby myśleć.

— Negatywne uczucia, Granger — odpowiedział dobitniej. — Z czasem człowiek zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę cośm co podsycało jego złość na świat już dawno nie istnieje. Że to on sam podkładał do ognia, jednocześnie samemu się nakręcając. Wtedy — dodał, już zupełnie innym tonem — okazuje się, że poza tym... nie ma nic.

Patrzyłam na niego jak zaklęta. Nigdy, od pierwszej chwili gdy spotkałam tego człowieka, nie sądziłam, że ma ludzką stronę, ani tym bardziej —że mogłaby wyglądać właśnie tak.

— Myślisz, że patrzę na to obojętnie, a prawda jest taka, że to tylko chłodna ocena — ciągnął. — Nikt, ani ja ani ty, nie wskrzesi tych ludzi. Nikt nie przywróci im życia. Śmierć to jest jedyna rzecz przed którą nie uda się uciec.

— Panu się udało — przypomniałam mu, a jego usta ułożyły się w kwaśny grymas.

— Nie da się uciekać przez wieczność. W końcu i ja umrę, choć naturalnie wolałbym później niż wcześniej.

Poczułam łzy napływające mi do oczu i szybko opuściłam głowę. Wiedziałam, że je widział, ale chciałam oszukać chociaż siebie, że było inaczej. Że nie pokazałam słabości po raz kolejny.

— Chodź, Granger — powiedział, podając mi dłoń. — Nie daj nikomu satysfakcji, że udało im się pokonać nadętą Wiem-To-Wszystko.

Zaśmiałam się pod nosem, czując szloch wydobywający się z gardła. Pozwoliłam mu się podnieść z klęczków i wytarłam nos w rękaw, widząc, że na ustach Snape'a pojawił się grymas, który w pewnym sensie przypominał kwaśny uśmiech.

— Gdyby nie pan, pewnie tak by było.

— Tylko się nie rozpłacz na dobre. Ktoś musi zachować zimną krew — rzucił w odpowiedzi nauczyciel.

— Jak dobrze, że pan tu jest — odparłam z przekąsem, a widząc jego prychnięcie ruszyłam w stronę tunelu. Nie miałam pojęcia jak powiedzieć reszcie o tym, co się wydarzyło. — Profesorze?

— Później — mruknął pod nosem Snape i wskazał wejście do tunelu. Skinęłam głową i ruszyłam za nim, stawiając kroki w tych samych miejscach co on. Chwilę później z końca jego różdżki wystrzelił mały, błękitny płomień, który oświetlił wilgotny korytarz. Widziałam parę, wydobywającą się z moich własnych ust i poczułam, jak robi mi się jeszcze zimniej. Objęłam się szczelnie rękoma i szłam dalej, wpatrując się w plecy profesora.

Niespodziewanie w mojej głowie, jak echo, zaczęły rozbrzmiewać słowa Neville'a. "Zaopiekuj się Luną". Zawiodłam. Miałam na rękach krew kolejnej osoby. Jak mogłam w ogóle pomyśleć, że jestem w stanie pomóc tylu osobom? Jak mogłam być tak zapatrzona we własne umiejętności? Jak mogłam...

Musiałam.

Wydawało mi się, że jestem do tego zdolna. Ale nie byłam. Poprowadziłam przyjaciół w śmiertelną pułapkę licząc jak głupia, że robię coś dobrego.

Nagle z ciemności wyłoniły się znajome postacie, a w moich wnętrznościach znów zapanowało poruszenie. Przyspieszyłam kroku, chcąc upewnić się, że wszyscy są cali. Podbiegłam do Rona i objęłam go, jednak jego ciało pozostało nieruchome. Popatrzył mi w oczy, a ja poczułam się, jakbym oberwała porządnym Cruciatusem. Bolało. Bolało jak cholera, ale zasłużyłam. To przeze mnie jego siostra nie żyła. Bo Panna-Wiem-To-Wszystko musiała jak zwykle wszystkich uratować.

Spojrzałam na Snape'a, który podszedł do Eleny. Dziewczynka wtuliła się w jego szatę z nieukrywaną ulgą, a na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech. Nie mogłam na to patrzeć. Nawet najmniejszy zalążek myśli, że ona miałaby podzielić los Ginny lub Luny powodowała chęć zwrócenia wszystkiego, co miałam w żołądku. Łzy znów napłynęły mi do oczu i musiałam odwrócić się, aby nikt ich nie zauważył.

Może Snape miał rację.

Może powinnam być silna.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro