Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

12. Dziecięce marzenie

— Jest pan pewien? — spytałam sceptycznie, patrząc na rozwidlający się korytarz. Snape nie odpowiedział, a ja nie wiedziałam czy to dlatego, że nie chciał, czy dlatego, że nie znał odpowiedzi. Wolałam jednak to pierwsze.

Ruszył wolnym krokiem we wskazanym przez siebie kierunku, a Elenie gestem nakazał podążać dokładnie za sobą. Dziewczynka popatrzyła na mnie, a jej wąskie, sine w sztucznym oświetleniu usta ułożyły się w delikatny uśmiech. Odpowiedziałam tym samym, starając się, aby uśmiech wypadł pokrzepiająco. Mimo wszystko, ona miała dopiero dwanaście lat. Przerażało mnie to, że musiała być świadkiem tak okropnych rzeczy.

Stawiałam kroki tak, aby niemal żaden dźwięk nie rozniósł się po wąskim korytarzu. Struktura ścian zmieniła się — nie były już tak poszarpane i mokre. Były perfekcyjnie gładkie, a powietrze stało się tu jakby suchsze. Gęstsze.

I wtedy usłyszałam szept.

Podniosłam gwałtownie głowę, rozglądając się dookoła, jednak napotkałam tylko zaskoczone spojrzenie Rona. Nie wiedziałam, z której strony dochodził, jednak nie był to szept nikogo z pozostałych. Pokręciłam głową, ruszając dalej i uważnie patrząc pod nogi. Cisza wypełniała moje uszy tak, że słyszałam bicie własnego serca. Czułam, że z każdym krokiem robi mi się zimniej. Bałam się, gdzie zaprowadzi nas kolejny mroczny tunel. I co jeszcze nas tu czeka.

Poczułam słaby powiew powietrza muskający odkrytą szyję i wzdrygnęłam się. Skąd dochodził, skoro znajdowaliśmy się pod ziemią?

I znów gdzieś obok usłyszałam szept.

Miałam wrażenie, że go znam, ale nie potrafiłam jednoznacznie stwierdzić. Zatrzymałam się, nerwowo patrząc na wszystkie strony. Dostrzegłam spojrzenie Snape'a, które jasno mówiło: "Ani słowa". Przełknęłam ślinę. Nagle za jego plecami coś zobaczyłam.

Krew odpłynęła z mojej głowy, kiedy zdałam sobie sprawę na co patrzę. Nogi wrosły mi w ziemię, a ja kompletnie zapomniałam gdzie jestem i co tu robię. Chciałam ruszyć do przodu, ale Snape — zaalarmowany moim zachowaniem — stanął na mojej drodze. Pokręcił głową, a ja wiedziałam, że to tylko wymysł mojej wyobraźni. Mojej matki tam nie było. Nie miało prawa jej tam być. Umysł podpowiadał racjonalne wytłumaczenie, że to tylko zwidy, halucynacje, ale serce...

Otrzeźwiałam na tyle, żeby zrozumieć, że jest w tym korytarzu coś, co płata figle naszym umysłom. Elena przycisnęła się do mnie, najwyraźniej też zdając sobie z tego sprawę, bo zacisnęła mocno oczy i ściskała mocno moją kurtkę.

Spojrzałam za siebie. Ron wyglądał jak trup — był blady, a jego oczy tępo wpatrywały się w jakiś tylko jemu znany punkt. Zdałam sobie sprawę, że pewnie każde z nas widzi co innego. Podeszłam do niego i złapałam lekko jego dłoń, wytrącając go z transu. Popatrzył na mnie lekko otumaniony, rozglądnął się, przypominając sobie gdzie jest, a ja widząc, że otwiera usta, przyłożyłam palec do swoich. Nie wiedziałam jaki był powód naszego milczenia, ale wolałam chyba pozostać w tej słodkiej nieświadomości. Zbyt wiele się wydarzyło, abym zalewała swój umysł wizjami nadchodzących cierpień.

I wtedy coś przykuło moją uwagę. Zmarszczyłam brwi, przechodząc obok Rona i bliźniaków. Brakowało Luny. Spojrzałam na Snape'a, który chyba w tej samej chwili zrozumiał o co mi chodzi. Szybkim krokiem ruszył w stronę, z której przyszliśmy, a ja niemal ze łzami w oczach i z szalejącym sercem pobiegłam za nim. W ostatniej chwili odwróciłam się i przez ramię nakazałam gestem pozostać wszystkim w miejscu w całkowitej ciszy.

Dotarliśmy na początek tunelu. Usłyszałam głębokie westchnięcie i dopiero po chwili dotarło do mnie, że to ja nabrałam długo wstrzymywane powietrze. Byłam w ciężkim szoku, powstrzymując ledwo wizje Luny... martwej.

— Gdzie ona jest, profesorze? — spytałam, wiedząc doskonale, że on nie zna na to pytanie odpowiedzi.

— Zostań tu, Granger. Ja sprawdzę ten korytarz — powiedział cicho. Zaskoczyło mnie to, że w jego głosie słyszałam... nie strach, to na pewno. Ale pewien sposób napięcia wskazujący, że on też chce znaleźć Lunę żywą.

— Pójdę z panem.

Spojrzał na mnie spod byka, ale nie zaoponował. Ścisnęłam mocniej różdżkę, kierując promień światła przed siebie i ruszyłam za nim w głąb korytarza na prawo. Szliśmy powoli, bacząc na każdy krok i wytężając słuch. Powietrze tutaj pachniało czymś dziwnym — czymś ostrym i tak dusznym, że poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła. Ściany były równie gładkie jak w sąsiednim korytarzu, jednak nie były jednolitą płytą. Wyglądało to tak, jakby ktoś ustawił obok siebie kilkadziesiąt wielkich, jednakowych płyt.

Niespodziewanie coś odbiło się od czubka mojego buta, a słysząc jak przedmiot toczy się po ziemi, natychmiast się zatrzymałam. Promień różdżki Snape'a szybko skierował się na ziemię, a naszym oczom ukazała się różdżka. Podniosłam ją powoli, czując gulę rosnącą w moim gardle. Nie było sposobu, aby ta różdżka należała do kogoś innego.

— Luna... — szepnęłam, natychmiast łapiąc się za usta, kiedy z obydwu stron rozległ się donośny szczęk. Spojrzałam na Snape'a, którego twarz ściągnęła się i zbladła. Popatrzył na mnie tak, że zanim zdążył się odezwać, ja wiedziałam, co się dzieje.

— Biegnij — warknął, rzucając się w kierunku wyjścia.

W jednej chwili ściany za nami zaczęły z morderczą siłą zaciskać się ku sobie. Płyta po płycie. Biegłam co sił w nogach, czując widmo śmierci na karku. Czułam powiew powietrza wytworzony przez płyty, a moje oczy natychmiast zapełniły się łzami.

— Szybciej! — wrzasnęłam do Snape'a, którego niespodziewanie wyprzedziłam. Bałam się, cholernie się bałam, adrenalina dodawała mi siły i biegłam coraz szybciej, widząc mdłe światło pochodni na rozwidleniu. — Widzę wyjście!

Nie wiedziałam, po co krzyczałam. Dawało mi to nadzieję, że jesteśmy tak blisko... Byłam już na samym skraju, kiedy rzuciłam się do przodu i upadłam na podłogę, czując ból na całym ciele. Potoczyłam się aż pod przeciwległą ścianę, czując kolejną falę przeszywającego bólu, kiedy ostre wyłomy skalne wbiły się w moje plecy. Otworzyłam oszołomiona oczy, widząc Snape'a klęczącego na ziemi. Udało się. To była pierwsza myśl.

Podniósł wzrok, patrząc na mnie i oddychając tak ciężko, że słyszałam go jakby stał tuż koło mnie.

— Granger — wycharczał tylko, a ja nagle poczułam coś ciepłego spływającego po twarzy. Wytarłam grzbiet nosa dłonią, która zabarwiła się na czerwono. Snape nagle wstał i powoli, na drżących nogach, podszedł do mnie i uklęknął. — Pokaż — warknął.

Ucisnął czubek mojej głowy, a ból który się z tym wiązał był tak niespodziewany, że aż syknęłam.

— Nie ruszaj się, Granger. Próbuję ci pomóc.

— Luna, ona...

— Milcz — odparł beznamiętnie, przykładając różdżkę do rozcięcia.

Zamknęłam oczy, czując piekący ból i pulsowanie gdzieś przy potylicy. Myślałam, że to już koniec, że może jakimś cudem uda nam się uniknąć kolejnej straty, a to... To przeszło moje oczekiwania. Poczułam spływające po policzkach łzy, które zmieszały się z piaskiem i kurzem. Wytarłam je wierzchem dłoni, tylko rozmazując krew jeszcze bardziej.

Snape popatrzył na mnie i stwierdził:

— Mówiłem ci, że nigdy nie powinniście byli tu wchodzić.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro