❀ Rozdział 9.
Miri co chwilę zerkała na bukiet różowych róż, które zostały postawione obok kasy fiskalnej przez panią Hannę. Dziewczyna próbowała przekonać współpracownicę, że był to zły pomysł, jednak ta nie dała sobie przegadać do rozumu, racząc każdego ciekawskiego klienta wymyślnymi opowiastkami na temat nowego pracownika Taehyunga i jego romantycznej duszy. Gdy tak się ekscytowała, jej różowe policzki przybierały tak komicznej barwy, że wyglądała jak lalka z wystawy. Włosy miała dziś spięte w wysoki kucyk, a rzęsy podkreślone czarną maskarą. Nigdy nie przesadzała z makijażem, w odróżnieniu od Hyolyn, która była pracownikiem tylko na papierze, bowiem w rzeczywistości dostawała pieniądze za użyczenie swojego ciała Minsukowi.
– Jesteś strasznie uparta – Miri spojrzała pytająco w stronę współpracownicy. Dziewczyna kręciła głową z politowaniem, krzyżując ręce na niewielkim biuście. Była chuda jak tyczka i odrobinę niższa od niej. – Ten chłopak od kilku dni zostawia kwiaty pod kawiarnią, a ty zamierzasz dalej go zwodzić? – Zacmokała niezadowolona ustami, dostrzegając znudzoną minę dziewczyny. Widząc, że musi wspomóc tych dwoje, by cokolwiek ruszyło w stronę miłości, zapakowała kilka kolorowych muffinek do torebeczki i podała ją koleżance. – No idź! Gdy miłość puka do drzwi, trzeba jej otworzyć i pomóc się zadomowić! – Popchnęła zawstydzoną Miri w stronę drzwi i ani śmiała słuchać jej protestów.
– Ale ja wcale nie chcę...
– Idź i wróć, jak już umówicie się na randkę. Mam nadzieję, że nie karzesz mi na siebie długo czekać. W końcu pod koniec jest tak wiele klientów... – Potarła dłonią o czoło, głośno wzdychając i zniknęła za drzwiami.
Miri długą chwilę wpatrywała się w zamknięte drzwi do Caffe Time, ściskając papierową torbę w prawej ręce. Wiał chłodny wiatr, a pochmurne niebo zwiastowało deszcz. Próbowała porozmawiać z Hoonem na temat kwiatów, którymi obdarowywał ją każdego dnia, jednak nie miała odwagi podejść i do niego zagadać. Bała się, że w ten sposób dałaby mu do zrozumienia, iż była nim zainteresowana, a nie chciała mieć problemów z tego powodu. Wystarczyła jej obrażona Mijoo, która nie zamierzała się z nią pogodzić, dopóki nie zgodzi się na przynajmniej jeden wspólny trening. Wyjechać również nie chciała, przez co w małej kawalerce panowała niezręczna atmosfera, a Miri robiła wszystko, byleby jak najpóźniej wrócić do domu. Najwięcej czasu przesiadywała w tanich restauracjach i wpatrywała się w okno bez celu. Ot, nic ciekawego.
Przeklęła w myślach Hannę i nerwowo przeszła przez ulicę, by czym prędzej mieć to z głowy. Gdy odwróciła się w stronę kawiarni, ujrzała w oknie uśmiechniętą koleżankę. Unosiła oba kciuki, jakby była nastolatką. Nie do wiary!
– O, cholera! Kogo tu przywiało!
Obrzuciła Nam Hongkiego przelotnym spojrzeniem i omal nie spłonęła ze wstydu, dostrzegając jego umięśnioną klatę. Kto, u licha, pracował bez koszulki w takim chłodzie?! Przecież była jesień, a dziś niesamowicie wiało!
Zirytowana na włosy, które fruwały jej we wszystkie strony, weszła do środka i omal nie zabiła się przez leżące na podłodze narzędzia. Smród smaru i innych substancji wywołał u niej mdłości. Unosiła jednak dumnie głowę, ignorując ciekawskie spojrzenia ze strony pracowników i rozglądała się w poszukiwania Hoona, bądź właściciela warsztatu.Stała jak idiotka i nie potrafiła wydusić z siebie choćby słowa. Bez wątpienia miała całą czerwoną twarz. Czuła, jak ją paliła.
– Miri? Czyżby kwiaty jednak zrobiły na tobie wrażenie? – Gwałtownie odwróciła się w stronę Hoona. Chciała rzucić jakimś głupim tekstem, by pokazać, że była silną, niezależną kobietą, ale jak zwykle zabrakło jej słów i po prostu podała mu torbę z muffinkami.
– Hanna kazała mi to przynieść.
Hoon przyjął prezent, patrząc na dziewczynę spod zmarszczonych brwi. Naprawdę wiele kosztowało go, by nie wybuchnąć śmiechem na widok czerwonej twarzy Miri. Wyglądała jak dojrzały pomidor w różowym uniformie, który kompletnie nie pasował do jej typu urody.
– Wyglądasz uroczo.
Czy on się z niej nabijał?
Już chciała szturchnąć go w ramię i odejść, gdy obok niej stanął właściciel warsztatu. Na widok szczęśliwego Hoona, poklepał dziewczynę w ramię i uśmiechnął się.
– To dobry dzieciak. Nie musisz przed nim uciekać.
Czyżby całe miasto wiedziało o jej strachu przed ludźmi? Widząc pocieszające spojrzenie Taehyunga, zrozumiała, że odpowiedź brzmiała: „tak". Wszyscy mieli ją za aspołecznego odludka, a wszystko przez to, iż nie posiadała w Gosan ani jednego przyjaciela. Mieszkała tu od dwóch lat i albo pracowała, uśmiechając się do klientów, albo siedziała zamknięta w wynajmowanej kawalerce. Czasem ludzie spotykali ją na zakupach albo w tanich restauracjach, gdzie jedzenie i tak zazwyczaj zamawiała na wynos. Nie chciała zawierać żadnych znajomości. Jak miałaby z kimkolwiek się zaprzyjaźnić, skoro sama nie potrafiła ze sobą wytrzymać? Z początku zdobyła koleżanki, jednak ostatecznie odsunęła się od nich i została zupełnie sama.
Teraz miała u boku Jiho i śmiertelnie obrażoną na nią Mijoo, ale i oni mieli w końcu odejść. Wrócą do swojego domu i będą wieść idealne życie, podczas gdy ona będzie zastanawiała się, czy jej ojczym przypadkiem nie wyjdzie na wolność i jej nie odnajdzie.
– Boisz się mnie? – Uniosła wzrok, słysząc pytanie. Hoon patrzył na nią ciemnymi oczami, zwracając na siebie uwagę wszystkich pracowników. Nie było ich wielu, jednak sama świadomość, iż kilku chłopaków ich obserwuje, była dla niej przytłaczająca. Całe szczęście, że żaden z nich nie poszedł w ślady Hongkiego i mieli na sobie niebieskie flanelowe koszule, w których i tak prezentowali się dość seksownie.
Och, ogarnij się!, pomyślała zirytowana swoim myśleniem i potrząsnęła energicznie głową. Co z tego, że wyglądała w tym momencie jak idiotka? W końcu i tak nosiła miano dziwaczki.
Nie odpowiedziała. Po prostu wyjęła z kieszonki karteczkę, długopis i poprosiła Hoona, by odwrócił się do niej plecami.
– Och, nie utrudniaj mi tego i po prostu się odwróć! – Fuknęła zirytowana, gdy chłopak zaczął zadawać mnóstwo niepotrzebnych pytań.
Szybko napisała na karteczce swój numer telefonu i wcisnęła ją do kieszonki na piersi chłopaka. Nie miała odwagi, by powiedzieć coś więcej, dlatego czym prędzej skierowała się do wyjścia i pożegnała się z rozbawionym Taehyungiem.
Szkoda tylko, że jej wcale nie było do śmiechu. Miała ochotę zapaść się pod ziemię i zamordować gołymi rękami Hannę, która zachowywała się jak nastolatka gotowa zeswatać swoich przyjaciół.
Gdy wparowała do kawiarni, w środku nie było nikogo prócz Hanny.
Odetchnęła głośno, czując ogromną ulgę. Jak dobrze, że wyszła z tego gorącego miejsca! Omal nie zemdlała od nadmiaru wrażeń i wstydu, który omal nie spalił ją żywcem.
– Co ja najlepszego zrobiłam? – Przerażona dotknęła czerwonych policzków i wielkimi oczami spojrzała na Hannę. – Jak mogłam podać mu swój numer? Oszalałam... Jestem wariatką...
Hanna roześmiała się perliście, nie wierząc własnym oczom. Czyżby Miri była jeszcze dziwniejsza, niż podejrzewano? Kto tak bardzo przejmował się podaniem numeru przystojnemu chłopakowi? Przecież każda dziewczyna marzyła o romantyku, który bez okazji przynosił kwiaty, prawił komplementy i mówił, że kocha.
– Chyba najwyższy czas dojrzeć, nie sądzisz? Masz ponad dwadzieścia lat, a zachowujesz się, jakbyś nigdy nie spotykała się z facetem... – zamilkła, widząc znaczące spojrzenie dziewczyny. Oszołomiona przyłożyła dłonie do ust i omal nie zemdlała z wrażenia – ... nie wierzę! Czy to znaczy, że ty... że nigdy...
Miri zmarszczyła brwi, gdy koleżanka zrobiła dwuznaczny gest, który oznaczał seks. Jak mogła rozmawiać z nią tak swobodnie?! Była młodsza od niej!
Może i w innym wypadku cieszyłaby się, że zdobyła koleżankę, ale była tak zawstydzona, że nie potrafiła wydusić z siebie słowa.
Na szczęście do środka wszedł klient, dzięki czemu Hanna zamknęła swoją rozdziawioną buzię i schowała się na zaplecze, by uspokoić chichot, który mimowolnie ulotnił się z jej ust.
Miri obsługiwała klienta z uśmiechem na twarzy. W tle słychać było głośny śmiech Hanny, która nie potrafiła zachowywać się na tyle cicho, by nie wzbudzać podejrzeń u klientów, a jak na złość było ich coraz więcej.
– Widzę, że pani koleżanka ma dziś wyśmienity humor – zagadnęła starsza kobieta, ciekawskim wzrokiem wyglądając za ramię pracownicy.
Miri jedynie wzruszyła ramionami, obdarzając kobiecinę przepraszającym spojrzeniem. W końcu co miała powiedzieć? Że jej współpracownicę śmieszył fakt, iż nigdy nie umawiała się na randki i była dziewicą? A potem wyjawiłaby prawdę o swojej przeszłości, która dodałaby całej historii nutki dramatu, przez co nikomu tak naprawdę nie byłoby już do śmiechu?
Nie. To zdecydowanie nie miało żadnego sensu.
Hoon z radością powitał Sorę, której życzył miłego dnia i niczym radosny skowronek ruszył w stronę wynajmowanego pokoju. W prawej ręce ściskał karteczkę i dziękował w myślach każdemu, kto napisał poradnik dotyczący uwodzenia kobiet. Nigdy nie znał się na podrywaniu, dlatego ciężko było mu zdecydować, czy miał wybrać duszę romantyka, czy typowego bad boy'a, ale skoro bezpośredni pocałunek nie zadziałał na Miri, to zachowanie chama z pewnością nie zrobiłoby na niej odpowiedniego wrażenia. A tak zdobył jej numer i kompletnie nie obchodziły go opinie kolegów z pracy, którzy uznali ją za dziwaczkę i polecili wiele innych dziewczyn z miasteczka.
Był im wdzięczny za dobre intencje, jednak cóż miał poradzić na to, że sam był dziwakiem? I niedoszłym samobójcą... Tylko dziewczyna z bliznami będzie w stanie go zrozumieć. Przynajmniej miał taką nadzieję.
Rzucił się na łóżko i odłączył komórkę od ładowarki, po czym wprowadził numer Miri do listy kontaktów i bez chwili namysłu wysłał jej wiadomość.
„Cześć, to ja. Mam nadzieję, że się nie rozmyśliłaś i nie zmieniłaś numeru telefonu".
Trzymał telefon nad twarzą i wpatrywał się w ekran z wyczekiwaniem. Kto by pomyślał, że miauczący kot, który właśnie położył się na jego nogach, nie będzie mu przeszkadzał. Szczerze mówiąc nawet nie zauważył kiedy ten przebiegły zwierzak dostał się do pokoju.
Gdy stracił nadzieję na otrzymanie odpowiedzi, SMS w końcu nadszedł, a on z ekscytacją go odczytał.
„Jeszcze tego nie zrobiłam, ale zastanawiam się nad tą opcją".
Zmarszczył brwi i odpisał:
„Chyba muszę obdarzyć cię większym bukietem kwiatów, by cię do siebie przekonać. Przysięgam, że nie chcę cię skrzywdzić. Po prostu pragnę bliżej cię poznać".
Brzmiał jak jakiś desperat, ale czy nim nie był? Leczył się w psychiatryku kilka tyle lat, a dopiero pojawienie się Miri w jego życiu sprawiło, iż naprawdę chciał się wyleczyć z depresji. Udało mu się. Tylko co zrobi, jeśli skończy ze złamanym sercem? Czy istniała szansa iż znów będzie próbował odebrać sobie życie?
„Czasem lepiej jest pewnych rzeczy nie wiedzieć. Tak jest prościej".
Oczywiście, że się z tym zgadzał. Sam wolał nie wracać do przeszłości, ale z Miri mógłby o niej porozmawiać, gdyby był to jedyny sposób, żeby ją do siebie przekonać. O ile historia niedoszłego samobójcy mogła uzyskać zrozumienie w jakimkolwiek człowieku.
Nie pomyślał nawet o odpisaniu, gdy nadeszła kolejna wiadomość.
„Poza tym kwiaty są piękne, ale szybko więdną. A słodycze, choć masz je tylko przez chwilę w ustach, uszczęśliwiają najbardziej na świecie. Jeśli nie jadłeś Schoko Bons to nigdy tego nie zrozumiesz".
Parsknął śmiechem, z niedowierzaniem kręcąc głową. Czy Miri właśnie dała mu do zrozumienia, że wolałaby dostać od niego słodycze, niż kolejne kwiaty? Jak mogła być taka bezpośrednia, skoro dopiero co stała zawstydzona w warsztacie Taehyunga i nie wiedziała, gdzie podziać oczy?
„W takim razie zjawię się jutro w cukierni ze słodkościami, ale liczę na to, że dasz zaprosić się na randkę. Tym razem nie będziemy rozmawiać o Caine Hill i przeszłości. Skupimy się na tu i teraz. Okey?".
Stukał nerwowo w dotykowy ekran, który od kilku minut milczał jak zaklęty. Bał się, że wszystko zepsuł i to był koniec jego przygody w Gosan. Co zrobi, jeśli Miri naprawdę karze trzymać mu się z dala? Zostanie mimo to w miasteczku, gdzie powoli zaczynał wieść nowe życie, czy wyjedzie? Jeśli tak to dokąd? Nie miał na tym świecie nikogo. Odkąd stał się pełnoletni i opuścił sierociniec, był zdany na siebie i nie potrafił sobie z tym poradzić. Dlatego też kilkukrotnie próbował się zabić.
Mimowolnie dotknął wypukłych blizn na nadgarstku. Nigdy nie zapomni o tym, co chciał zrobić. Blizny na ciele mu na to nie pozwolą.
Gdy usłyszał dźwięk wiadomości, otworzył ją. Szybko odczuł ulgę, a serce omal nie eksplodowało mu z radości. Kto by pomyślał, że tak krótka, niepozorna wiadomość zdoła kogokolwiek ucieszyć?
„Okey".
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro