Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❀ Rozdział 8.

     Hoon z zadowolonym uśmiechem zamknął klapę samochodu, gdy ujrzał, że ciemne oczy właściciela warsztatu mu się przyglądają. Zmieszany wytarł brudne dłonie w ścierkę i nerwowo przeszedł obok samochodu, by zbliżyć się do szefa. Był tak pochłonięty pracą, że mógł nie usłyszeć, jeśli mężczyzna coś do niego mówił. W dodatku dochodziła dwudziesta pierwsza, a on, zamiast wylegiwać się w łóżku, zajmował się zepsutym samochodem, przypominając sobie wszystkie wskazówki kolegów oraz szefa. Znał się co nieco na mechanice, dlatego szybko załapał, o co w tym wszystkim chodziło. Gdyby jako nastolatek nie interesował się samochodami, teraz byłoby mu zdecydowanie trudniej.

     – Zrobiłem coś nie tak, szefie? – spytał, pokornie spuszczając głowę.

     Taehyung przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę. Nie miał pojęcia, dlaczego tak młody chłopak zdecydował się przyjechać akurat do Gosan, ale widział, iż kelnerka z Caffe Time miała w tym swój udział.

     – Skończyłeś pracę o dwudziestej, a wciąż tu siedzisz. Nie masz domu, synu? – spytał, rozsiadając się na rozklekotanym krześle i sięgnął po butelkę piwa, która stała na malutkim okrągłym stoliku.

     – Wynajmuję pokój w Black Rose. Chciałem po prostu to skończyć.

     – U tej starej kociary? – Taehyung pokręcił z dezaprobatą głową i upił kolejny łyk piwa. – Och, jak ja nie lubię tej baby! Gdyby mogła, woziłaby te zawszone zwierzaki w wózkach i wmawiała wszystkim, że sama je wszystkie urodziła. Stara dziwaczka.

     – Nie jest tak źle.

     – Co twoi rodzice na pomysł przeprowadzenia się do Gosan? Skąd jesteś, chłopcze?

     Hoon zagryzł nerwowo wargę. Nie miał ochoty dzielić się z mężczyzną informacjami na temat swojego życia, jednak jego twarz wzbudzała zaufanie. Cała postawa Taehyunga sprawiała, iż czuł się w jego towarzystwie nadzwyczaj swobodnie, choć był zwykłym pracownikiem, a on jego szefem.

     Usiadł naprzeciwko Taehyunga i podziękował za oferowane piwo. Choć zazwyczaj gardził alkoholem, tym razem miał wielką ochotę się go napić. Może dzięki temu rozmowa nie będzie taka stresująca.

     – Jestem sierotą, proszę pana. Wychowały mnie zakonnice z Pusan.

     – Pusan znajduje się jakieś pięć godzin stąd... – zastanowił się mężczyzna – ... co się stało, że zdecydowałeś się na opuszczenie miasta?

     Hoon nerwowo bawił się dłońmi. Jego usta spowijał smutny uśmiech, a oczy przygasły. Wracanie do przeszłości zawsze sprawiało mu wiele bólu. Nie chciał, by ludzie osądzali go po tym, co próbował zrobić. Już i tak chłopaki z warsztatu dostrzegli okropne blizny na jego rękach, a wszystko przez to, że musiał pracować w krótkim rękawku. Zawsze ukrywał się za długimi bluzami. Jedynie szyi nigdy nie chował, chyba że przychodziła zima i mógł swobodnie nosić szal. Wiedział, że nikt nie zdoła go zrozumieć, dlatego wolał, by podjęte decyzje nie ujrzały światła dziennego.

     Wzdrygnął się, czując na nadgarstku ciepłą dłoń.

     – Nie musisz mówić, jeśli jest to dla ciebie trudne – zapewnił Taehyung, a Hoon uśmiechnął się w podziękowaniu. Mężczyzna westchnął głośno i sięgnął do kieszeni spodni roboczych, po czym położył na stoliku wymiętą fotografię. Zachęcił chłopaka, by wziął ją do ręki.

     Hoon ostrożnie wyprostował zdjęcie i przyjrzał się kobiecie, która uśmiechała się do obiektywu, trzymając w dłoniach malutkie dziecko. Choć fotografia była szara i miała oderwaną prawą krawędź, bez wątpienia wiele znaczyła dla Taehyunga. Hoon nie miał jednak odwagi spytać o osoby znajdujące się na fotografii, dlatego czekał, aż mężczyzna sam rozwinął temat.

     – To moja żona oraz nasz półroczny syn. – W oczach Taehyunga zalśniły łzy, jednak gdy pogładził palcem fotografię, delikatnie się uśmiechnął. – Zginęli kilka dni po zrobieniu tego zdjęcia. Pracowałem w warsztacie, gdy Yuna wracała z Wonho od rodziców. Teściowie nigdy nie zaakceptowali naszego związku. Nie przyszli nawet na ślub, ale Yuna utrzymywała z nimi kontakt. Nigdy nie miałem jej tego za złe. W końcu byli jej rodzicami.

     – Przykro mi.

     Taehyung machnął ręką i starł z policzka samotną łzę.

     – Wpadła w poślizg, gdy rozpętała się burza. Samochód znalazł się w rowie. Moja żona walczyła jeszcze przez kilka godzin o życie w szpitalu, ale Wonho zmarł na miejscu. Wypadł z siodełka, które nie było w żaden sposób zabezpieczone. Do dziś nie mogę uwierzyć, że Yuna tak po prostu położyła go obok siebie. Gdyby nie to...

     Hoon podniósł się z krzesła i poklepał mężczyznę po ramieniu, choć czuł się przez to niekomfortowo. Nigdy nie był dobry w pocieszaniu ludzi. Sam otrzymywał dobre rady jedynie od sióstr zakonnych, bowiem nie miał żadnego przyjaciela w sierocińcu. Nie obchodził ludzi, dlatego też odwdzięczał im się tym samym. To był pierwszy raz, gdy nie potrafił patrzeć na czyjeś cierpienie. 

     – Nie możemy gdybać, ponieważ to nas niszczy. Bardzo mi przykro z powodu pana straty, ale wierzę, że pański syn i żona byliby dumni z tego, jak pan sobie radzi.

     Mężczyzna zaśmiał się pod nosem, spoglądając na czarno-białe zdjęcie.

     – Wszystko robię z myślą o nich. Chciałem umrzeć tuż po pogrzebie, ale wiedziałem, że Yuna by tego nie chciała. Była wspaniałą kobietą, a ja nie chciałem jej zawieść. Tak samo, jak nie chciałem zawieść syna.

     – Zazdroszczę Wonho. Chociaż nie ma go już na tym świecie,  jego ojciec wciąż o nim myśli. Ja od urodzenia nie mam nikogo. Jestem chodzącym pionkiem, który nie potrafi odnaleźć się na tym świecie.

     – Jeszcze odnajdziesz swoje miejsce. Jestem tego pewien.

     Hoon zmrużył oczy, odganiając niechciane łzy i skinął głową w podziękowaniu. Nie wierzył w to, jednak w końcu miał powód, by żyć. Przyjechał tutaj dla Miri, choć tak naprawdę kompletnie jej nie znał. Widział ją zaledwie kilka razy, gdy odwiedzała matkę w Caine Hill. Chociaż wychodziła z płaczem, wracała z wysoko uniesioną głową i zapewniała lekarzy, iż pewnego dnia Sieun ujrzy w niej córkę. 

     Sięgnął po piwo i zrobił kilka łyków, krzywiąc się przy tym, jak małe dziecko, które zjadło cytrynę. Taehyung roześmiał się na ten widok szczerze, porównując go do szczeniaka.

     – Co to za facet, który nie potrafi pić alkoholu?

     Hoon napuszył się jak paw i wystawił palec, mówiąc poważnym tonem:

     – Gdyby nie fakt, iż jutro muszę przyjść dla pana pracować, to bym się z panem zmierzył. Mam mocną głowę.

     – Może i twardą jak skała, ale już ci się oczy świecą, a wypiłeś zaledwie pół piwa – Taehyung powątpiewająco pokręcił głową. – Wracaj dzieciaku do tego kociego hotelu i się wyśpij. I tak zabawiłeś tu dłużej, niż powinieneś.

     Hoon niechętnie wstał i spojrzał w stronę schowka, gdzie znajdowały się szafki z ubraniami dla pracowników. Choć towarzystwo szefa było wspaniałe, rzeczywiście zaczął odczuwać zmęczenie. Miał ochotę pozbyć się z ciała smaru, założyć czyste bokserki i położyć się do łóżka, które nie było ani odrobinę wygodne. Lepsze to jednak niż spanie na podłodze albo pod gołym niebem, gdzie komary pożarłyby go żywcem.

     Pożegnał się z szefem i ruszył w stronę schowka. Nim jednak zniknął, obejrzał się przez ramię i dostrzegł, że mężczyzna wpatrywał się w fotografię z bólem wymalowanym na pomarszczonej twarzy. Choć minęło już kilka lat od wypadku, Taehyung wciąż nie pogodził się ze stratą bliskich.

     Czy rodzice Hoona cokolwiek czuli, gdy oddali go do sierocińca? Czy kochali go choć odrobinę?

     – Skoro nie masz ochoty wyjść i pobiegać to poćwiczymy w domu. – Mijoo radośnie przekopywała walizkę w poszukiwaniu płyty. Gdy w końcu ją znalazła, uniosła pudełko do góry niczym trofeum i ze świecącymi oczami patrzyła na Miri, która wciąż niczego nie rozumiała.

     Jiho rozumiał i szczerze mówiąc, już sam nie wiedział czy powinien się śmiać, czy też płakać. Gdy tylko poznał swoją narzeczoną, liczył się z faktem, iż miała bzika na punkcie zdrowego stylu życia, jednak dopiero teraz dostrzegł, jak potrafiła być zawzięta, gdy ktoś za nic w świecie nie chciał poprzeć jej punktu widzenia.

     – I niby co mam zrobić z tą płytą? – Miri oparła się znudzona o ścianę i ziewnęła, dostrzegając mrok panujący za oknem. Nie lubiła, gdy słońce szybko się chowało, ponieważ ciemność od razu sprawiała, iż chciało jej się spać.

     Mijoo uniosła brwi w wyrazie głębokiego niedowierzania.

     – Jak to co? Będziemy ćwiczyć! – Machnęła energicznie płytą. – Z najlepszą trenerką, jaką znam. Ma gadane i potrafi zmotywować nawet najbardziej leniwe osły, więc i z tobą da radę. Odmieniła swoimi programami życie tysiąca kobiet! To coś niesamowitego!

     Miri spojrzała na kuzyna w poszukiwaniu wsparcia, jednak ten uniósł wysoko ręce i z szerokim uśmiechem usiadł na kanapie. Zamierzał skorzystać z chwili wolnego i spróbować się zdrzemnąć, podczas gdy jego narzeczona nawracała Miri na jasną stronę mocy. Najwyraźniej fakt, iż jego kuzynka zjadła cały obiad, tylko zachęcił Mijoo do działania.

     Miri wzięła obojętnie do ręki płytę, po czym oznajmiła z niesmakiem:

     – Kaloryfer u dziewczyn nie jest atrakcyjny. Nie chcę wyglądać jak babo-chłop, więc grzecznie podziękuję.

     Twarz Mijoo przybrała barwę soczystego pomidora. W środku aż kipiała ze złości.

     – To, czy Nam Haesoo się komuś podoba, to kwestia gustu – oznajmiła w miarę spokojnie, jednak jej palce aż zbielały od zaciskania pudełka. Miri na wszelki wypadek odsunęła się nieco do tyłu. – Wysportowana sylwetka sprawia, że faceci oglądają się za tobą i marzą o jednym twoim spojrzeniu. Prócz ogólnej satysfakcji z wyglądu, co jest oczywiste – Wywróciła znacząco oczami – stajesz się pewniejsza siebie, spokojniejsza i zdrowsza. Zapomnisz o wszystkim, co cię stresuje. Wyładujesz swój gniew na macie, a twój dzień stanie się lepszy.

     Mijoo była tak pewna swoich słów, że nawet na leniwej Miri zrobiło to wrażenie. Pierwszy raz spotkała się z człowiekiem, który z taką pasją się o czymś wypowiadał. Narzeczona Jiho kochała sport oraz wszystko, co wiązało się ze zdrowiem, przez co była przekonana, że o takim życiu marzył każdy człowiek. Być może miała rację. Może, gdyby Miri była otyła, miała dwa podbródki i niesamowicie odstający brzuch, chciałaby coś zrobić ze swoim życiem, ale ona była chuda jak tyczka. Mogła pochłaniać niezdrowe jedzenie codziennie, a i tak nie tyła. Owszem, czasem przybywało jej kilka kilogramów, ale zaraz je gubiła, gdy na jakiś czas odstawiała śmieciowe jedzenie. Może i nie czuła się jak bogini, a jej ciało w przeciwieństwie do Mijoo było zwyczajne chude, ale ona wcale nie chciała przyciągać spojrzenia facetów. Pragnęła być dla nich niewidzialna.

     Oczy Mijoo lśniły przepełnione nadzieją, jednak momentalnie zgasły, gdy Miri usiadła obok kuzyna i załączyła telewizor, mówiąc:

     – Rano wstaję do pracy, więc wolałabym się nie zmęczyć. Jeszcze nabawię się zakwasów i co wtedy zrobię? – Wytrzeszczyła oczy, udając przerażenie. Jiho parsknął śmiechem, jednak od razu zamilkł, widząc wzrok narzeczonej.

     Mijoo podeszła do dziewczyny zamaszystym krokiem i wyrwała z jej dłoni pilot, chowając go do kieszeni dresowych spodni.

     – Skoro rano wstajesz, to idź spać. Człowiek powinien spać minimum siedem godzin, a którą mamy godzinę? – Spojrzała na zegarek. Wskazywał 21:32. – Zaczynasz pracę o ósmej, co oznacza, że wstajesz o szóstej trzydzieści. Hipotetycznie daje to dziewięć godzin snu, ale strasznie wiercisz się w nocy, dlatego najbezpieczniej będzie, gdy już się położysz.

     – Jaja sobie robisz?! – Miri stanęła na nogi, z niedowierzaniem patrząc na zaciętą minę dziewczyny. Nigdy nie używała rękoczynów, ale w obecnej chwili miała ochotę pociągnąć Mijoo za te ciemne kudły i wyprowadzić ją z domu. – To mój dom! Mogę w nim robić, co mi się żywnie podoba, bo nie jestem dzieckiem! Nie będziesz mi matkować!

     – To dom człowieka, który wynajmuje ci mieszkanie...

     – Mijoo! – Krzyk Jiho nie pozwolił jej dokończyć. Choć nie chciał się wtrącać, musiał zareagować. Ta rozmowa zaszła za daleko i wolał nie wiedzieć, do czego mogła doprowadzić. Podszedł do ukochanej i położył dłonie na jej szczupłych ramionach, uśmiechając się przy tym w uroczy sposób. – Jeśli chcesz, to ja z tobą poćwiczę. Nie lubię gadania Haesoo, ale jak włączymy muzykę, zrobię każde ćwiczenie. Słowo honoru!

     Mijoo jednak opuściła wszelaka chęć do treningu. Odłożyła płytę na kwadratowy stolik i odsunęła od siebie chłopaka, nie chcąc, by ujrzał w jej oczach łzy. Naprawdę myślała, że zdoła przekonać Miri do swojego sposobu na życie. Od lat zarażała ludzi pozytywnym nastawieniem. Wielu z nich przychodziło do niej po porady. Widziała na własne oczy, jak za jej pomocą ludzie zmieniali swoje sylwetki nie do poznania. Z brzydkiego kaczątka przeobrażali się w przepiękne, pewne siebie łabędzie. Na siłowni, w której była trenerem personalnym, nigdy nie spotkała się z niechęcią, czy też pogardą. Wszyscy byli dla niej mili, a to, co działo się poza miejscem pracy, nie bardzo ją ruszało, ponieważ otaczała się jedynie pozytywnymi ludźmi. Całą resztę ignorowała, nie przejmując się ich obelgami, za którymi kryła się zwyczajna zazdrość.

     Starała się z całych sił, by przekonać do siebie Miri, ale została odrzucona.

     – Idę się wykąpać. – Rzuciła od niechcenia i zniknęła za drzwiami łazienki.

     Jiho posłał kuzynce wrogie spojrzenie, na co ta jedynie wzruszyła ramionami.

     – No co? Nie moja wina, że twoja narzeczona ma obsesję na punkcie bycia fit. Ja dobrze czuję się ze swoim ciałem i nie zamierzam niczego zmieniać.

     – Mogłabyś tylko spróbować tylko po to, by nie sprawiać jej przykrości. Potem miałabyś od niej spokój.

     Miri patrzyła na niego z niedowierzaniem. Czy właśnie została uznana za wredną jędzę przez kuzyna, który zjawił się bez jakiejkolwiek zapowiedzi i dosłownie wprowadził się do niej na kilka dni z dziewczyną, która była jej zupełnie obca?

     Już miała spytać, kto tu miał się do kogo dostosować, ale w porę ugryzła się w język. Nie chciała się kłócić, jednak za nic w świecie nie zamierzała pozwolić Mijoo układać sobie życia. Jeśli Jiho pozwalał sobą dyrygować, to była jego sprawa.

     Bez słowa położyła na podłodze materace, które stały oparte o ścianę i położyła na nich kołdry oraz poduszki. Mogła gniewać się zarówno na Mijoo, jak i Jiho, ale nigdy nie pozwoliłaby im spać bez okrycia.

     Gdy wszystko było już gotowe, położyła się na łóżku i odwróciła się w stronę ściany. Wzrok kuzyna palił jej dziurę w plecach, ale nie zamierzała się odezwać. Chciała czym prędzej zasnąć, by rano obudzić się wypoczęta i pełna sił.

     W końcu siedem godzin snu to minimum.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro