❀ Rozdział 6.
Mijoo opowiadała podczas podwieczorku o najnowszych trendach w modzie, co jakiś czas wypełniając usta śmietankowym ciastem. Była naprawdę przejęta tym, co starała się przekazać nowej koleżance, przez co kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że Miri rozumiała piąte przez dziesiąte. W końcu, co ją obchodziły jakieś pudrowe płaszcze, kaszmirowe swetry o odcieniach mięty, czy jakieś inne pierdoły? Miri nigdy nie obchodziła moda i zawsze ubierała to, co było wygodne oraz w miarę tanie. Dresy, dżinsy, zwykła koszulka, adidasy bądź trampki stanowiły jej codzienny ubiór. Czasem nałożyła jakąś czapkę z daszkiem i to by było na tyle. Nie obchodziło jej, że powinna ubierać się kobieco, by przyciągać wzrok mężczyzn. Chciała pozostać niewidzialna i nie zamierzała tego zmieniać.
– Mówiłaś coś o tym, że jutro masz spotkanie – Jiho skorzystał z krótkiej chwili ciszy i zwrócił się do kuzynki, chcąc zmienić temat rozmowy. Widział, że Miri się nudziła, dlatego zdecydował się zareagować.
Miri westchnęła, posyłając chłopakowi znudzone spojrzenie.
– Zmieniłam zdanie. Nie zamierzam spotkać się z tym chłopakiem. Po dłuższym zastanowieniu uważam, że zdecydowanie ma coś z głową.
Mijoo fuknęła pod nosem, przysłuchując się rozmowie. Nie lubiła być niewtajemniczona w rozmowę, którą przy niej prowadzono.
Miri, widząc dociekliwe spojrzenie kuzyna, dodała:
– Mówiłam ci o tym dziwnym chłopaku, który nachodzi mnie w kawiarni...
– O tym, który cię tak nagle pocałował?! – Mijoo klasnęła w dłonie, zadowolona, że jednak wiedziała, o czym rozmawiano. – Odważny z niego chłopak. Świat potrzebuje takich pewnych siebie facetów.
– Ciekawe, czy mówiłabyś tak, gdyby to ciebie pocałował jakiś obcy typ! – oburzyła się Miri, robiąc posępną minę.
– Jest przystojny?
– To nie ma żadnego znaczenia!
Jiho zaśmiał się pod nosem, widząc zirytowaną minę kuzynki, co wprawiło ją w jeszcze większą złość. Znał Miri i wiedział, że mogła nieco podkoloryzować fakty związane z nieznajomym, bez wątpienia zainteresowanym nią chłopakiem. Niestety dziewczyna reagowała tak za każdym razem, gdy jakiś chłopak próbował się do niej zbliżyć.
– Zjem na mieście! – odparła Miri, siląc się na uśmiech, który wciąż przypominał grymas małego dziecka jedzącego brokuły.
– Jasne! Znowu będziesz się truła pikantnymi kurczakami albo innym tłustym jedzeniem! – obruszyła się Mijoo, nagle tracąc dobry humor. – Naprawdę chcesz tak szybko umrzeć? Przecież ciągłe jedzenie takiego żarcia prowadzi do grobu! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, w jaki sposób hoduje się to mięso? Ile tłuszczu ma w sobie to mięso?!
– Nie palę, nie piję, więc na coś umrzeć muszę! – krzyknęła na odchodne i trzasnęła za sobą drzwiami.
– Słyszałeś to!? – Mijoo wstała gwałtownie z krzesła, wskazując na odchodzącą od stołu dziewczynę. – My też nie palimy, nie pijemy, a mimo to odżywiamy się zdrowo! Przecież zdrowy tryb życia to podstawa!
Jiho powstrzymał się od wybuchu śmiechu i z poważną miną podszedł do ukochanej, składając na jej czole czuły pocałunek.
– Miri nie nawrócisz, kochanie. Nic nie zdoła jej przekonać do zdrowego stylu życia.
Mijoo zrobiła minę naburmuszonego dziecka i wyjrzała przez kuchenne okno.
– Ciebie nawróciłam, a też byłeś bardzo oporny – przypomniała. – Teraz cieszysz się swoim ciałem i jesteś z niego dumny.
– Ale ja byłem zakompleksioną kluchą, a Miri jest chuda jak szkapa i nie musi się niczego wstydzić.
– Chude wcale nie oznacza ładne! Trzeba być fit! Mieć mięśnie, a nie samą skórę i kości!
Jiho nie powiedział nic więcej. Po prostu pocałował ukochaną, kładąc palce na jej ciepłych policzkach. Tylko w ten sposób był w stanie ją uciszyć.
Choć radosny śpiew ptaków obudził go bardzo wcześnie, leżał bezczynnie na łóżku przez kolejne kilka godzin, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu jak jakiś szaleniec. Nawet nie przeszkadzał mu fakt, iż na brzuchu mruczał mu biały kocur z czarnymi skarpetami na łapkach, którego nazwał Bugs na cześć Królika Bugsa, którego uwielbiał jako dzieciak.
Wczorajszy dzień sprawił, że jego życie nie wydawało się pozbawione sensu. Najpierw umówił się z Miri, a potem otrzymał pracę w warsztacie Taehyunga i do wieczora uważnie słuchał tego, co szef miał mu do przekazania. Choć mężczyzna był ciekawy jego przeszłości, gdy zauważył, że Hoonowi ciężko było o niej mówić, o nic więcej nie pytał. Oznajmił po prostu, że miał przed sobą mnóstwo pracy, ale z pewnością wszystkiego się nauczy. Hoon miał wielką nadzieję, iż tak będzie, bowiem wizja pracy w warsztacie napawała go ogromnym entuzjazmem.
Spojrzał na biały zegar wiszący nad drzwiami i rozciągnął się na łóżku, budząc przy tym włochatego kocura.
– Nie myśl sobie, że będziesz ze mną spał zawsze. To była wyjątkowa sytuacja, nic więcej – Hoon pokazał kotu wskazujący palec i zmarszczył gniewnie brwi, by po chwili zaśmiać się pod nosem i położyć kota na łóżku.
Radośnie podśpiewując pod nosem, podszedł do starej, rozwalającej się szafy, której drzwiczki co chwilę wylatywały z zawiasów i wyjął z niej błękitną koszulę oraz granatowe dżinsy. Może i był niedoszłym samobójcą, ale ubiór zawsze miał dla niego ogromne znaczenie. Jego motto brzmiało: „Nawet jeśli mam umrzeć, umrę czysty i świetnie ubrany".
Poszedł do malutkiej łazienki, by wykonać poranne czynności i starannie ułożył gęste, ciemnobrązowe włosy do góry, choć zazwyczaj grzywkę miał na czole. Chciał się jednak dobrze prezentować podczas spotkania z Miri. To, że zaraz po spotkaniu będzie musiał iść do warsztatu i się ubrudzi, nie miało żadnego znaczenia. Taehyung podarował mu szafkę oraz zmienne ubrania, dzięki czemu nie musiał się niczym martwić.
Chwycił skórzaną kurtkę i z uśmiechem wyjrzał przez okno. Na zewnątrz panowała piękna pogoda. Zero paskudnych chmur, które wskazywałyby na nadchodzący deszcz. Czyste niebo i słońce sprawiły, że po ulicach Gosan kręciło się więcej ludzi niż w ciągu ostatnich kilku ulewnych dni.
– Na razie, Bugs! – Pożegnał się z kocurem, który nawet na niego nie spojrzał i wyszedł z pokoju, chowając klucze do kieszeni kurtki.
Przywitał się radośnie z właścicielką motelu i opuścił budynek.
Musiał wyglądać jak jakiś wariat, który uśmiechał się do siebie jak głupi do sera, ale to stwierdzenie nie było wcale złe, zważywszy na fakt, iż spędził w psychiatryku sporą część swojego życia.
Żwawym krokiem szedł w stronę cukierni, rozmyślając o tym, jak zacznie rozmowę z Miri. Pragnął zainteresować ją swoją osobą, choć tak naprawdę sam nie chciał jej zbyt wiele o sobie mówić. Miał nadzieję, że w jej przypadku będzie odwrotnie i chętnie mu o sobie opowie, choć szczerze w to wątpił. W końcu jej matka została zamknięta w Caine Hill.
– Stój!
Niechętnie zatrzymał się i odwrócił w stronę nawołującego go chłopaka. Był niższy od niego o całą głowę, dość barczysty, a jego surowy wyraz twarzy z pewnością nie wróżył niczego dobrego. Szedł gniewnym krokiem, zaciskając zęby i nie spuszczając z niego ciemnych oczu.
Nim Hoon zdołał się odezwać, został brutalnie odepchnięty do tyłu, przez co omal nie przewrócił się na ziemię, ale w porę odzyskał równowagę.
– To ty jesteś nowym pracownikiem Taehyunga, zgadza się!? – padło pytanie.
Hoon zacisnął dłonie, powstrzymując się od zdzielenia nieznajomego po twarzy.
– Zgadza się. I co w związku z tym?
– A to, że przez ciebie nie dostałem tej roboty! – Hoon uniknął wymierzonego w niego ciosu i podstawił chłopakowi nogę, przez co ten wylądował twarzą w mokrej ziemi.
– Nie moja wina, że Tae stwierdził, iż bardziej nadaje się do tej roboty – oznajmił Hoon, uważnie obserwując podnoszącego się bruneta, który przetarł gniewnie twarz z ziemi. Nie szykował się do ponownego ataku. Najwyraźniej odpuścił sobie chęć obicia mu mordy, gdy zobaczył, że mierzył się z kimś równym sobie. – Nie znam cię i nie zamierzam się z tobą bić. Odpuść i znajdź sobie inną pracę.
– Jeszcze mnie popamiętasz, gnojku! – Splunął na ziemię i ruszył przed siebie, trącając Hoona ramieniem.
Chłopak zaklął pod nosem i policzył w głowie do dziesięciu, po czym ruszył w stronę cukierni. Nie znajdowała się daleko, ale przez nieprzyjemny incydent z nieznajomym z pewnością był już spóźniony.
Niepewnie uchylił drzwi do cukierni, która okazała się również kawiarnią. Za ladą stała wysoka, dość pulchna kobieta o czerwonych włosach obciętych na krótkiego boba. Powitała go szerokim uśmiechem, skupiając uwagę Hoona na niesamowicie różowych policzkach. Wyglądała przez nie jak Annabelle: sławna laleczka z filmu grozy. Ponadto posiadała ogromne, nieco wyłupiaste oczy o czekoladowym odcieniu.
– Coś podać? – spytała właścicielka cukierni, uważnie przyglądając się chłopakowi.
– Nie. Czekam na kogoś.
Sera przyjrzała się chłopakowi ze szczerym zainteresowaniem. Była pewna, że widziała go u siebie pierwszy raz, a z racji tego, że w jej cukierni rzadko ktoś chętnie przesiadywał, zamierzała dowiedzieć się o nieznajomym czegoś więcej.
– Chyba jesteś tutaj nowy. Z pewnością zapamiętałabym tak przystojną twarzyczkę – odparła z uśmiechem, wywołując na policzkach chłopaka urocze rumieńce.
Hoon dopiero teraz dostrzegł różowy zegar, który wskazywał na to, iż Miri spóźniała się już pół godziny. Chyba że przybyła tutaj o danej porze, odczekała pięć minut i wróciła do domu? W końcu sam się spóźnił.
– Nie było tu może szczupłej dziewczyny z długimi, rudymi włosami? – spytał, skupiając uwagę na okrągłej twarzy kobiety. – Dodam, że jest śliczna.
– Przykro mi, chłopcze, ale nikogo takiego nie było – odparła po dłuższej chwili Sera. – Lepiej do niej zadzwoń. Po co masz tutaj siedzieć i marnować czas, skoro równie dobrze mogła cię wystawić? – poradziła i ruszyła za ladę, gdy zauważyła za oknem zmierzającego do kawiarni jednego ze swoich stałych klientów.
Hoon z żalem stwierdził, że nawet nie poprosił Miri o numer. Przez myśl mu jednak nie przeszło, że mogła go tak zwyczajnie wystawić. Wydawało mu się, że w końcu ją do siebie przekonał, tymczasem najwyraźniej obiecała mu spotkanie tylko po to, by dał jej spokój.
Poczekał jeszcze kwadrans, po czym opuścił cukiernię z ogromnym żalem. Czuł się oszukany i niesamowicie rozczarowany. Najchętniej zaszyłby się w swoim motelowym pokoju i zmarnował dzień na oglądaniu kryminalnych programów, ale musiał pojawić się w pracy.
Może po prostu nie jestem w jej typie?, myślał, gdy kierował się w stronę warsztatu. Miał nadzieję, że Taehyungowi przyda się wcześniej jego pomoc. Nie widział sensu, by wrócić do motelu. Wiedział, że gdyby to zrobił, już by z niego nie wyszedł.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro