Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

❀ Rozdział 6.

Mijoo opowiadała podczas podwieczorku o najnowszych trendach w modzie, co jakiś czas wypełniając usta śmietankowym ciastem. Była naprawdę przejęta tym, co starała się przekazać nowej koleżance, przez co kompletnie nie zdawała sobie sprawy z tego, że Miri rozumiała piąte przez dziesiąte. W końcu, co ją obchodziły jakieś pudrowe płaszcze, kaszmirowe swetry o odcieniach mięty, czy jakieś inne pierdoły? Miri nigdy nie obchodziła moda i zawsze ubierała to, co było wygodne oraz w miarę tanie. Dresy, dżinsy, zwykła koszulka, adidasy bądź trampki stanowiły jej codzienny ubiór. Czasem nałożyła jakąś czapkę z daszkiem i to by było na tyle. Nie obchodziło jej, że powinna ubierać się kobieco, by przyciągać wzrok mężczyzn. Chciała pozostać niewidzialna i nie zamierzała tego zmieniać.

     – Mówiłaś coś o tym, że jutro masz spotkanie – Jiho skorzystał z krótkiej chwili ciszy i zwrócił się do kuzynki, chcąc zmienić temat rozmowy. Widział, że Miri się nudziła, dlatego zdecydował się zareagować. 

     Miri westchnęła, posyłając chłopakowi znudzone spojrzenie.

     – Zmieniłam zdanie. Nie zamierzam spotkać się z tym chłopakiem. Po dłuższym zastanowieniu uważam, że zdecydowanie ma coś z głową.

     Mijoo fuknęła pod nosem, przysłuchując się rozmowie. Nie lubiła być niewtajemniczona w rozmowę, którą przy niej prowadzono. 

     Miri, widząc dociekliwe spojrzenie kuzyna, dodała:

     – Mówiłam ci o tym dziwnym chłopaku, który nachodzi mnie w kawiarni...

     – O tym, który cię tak nagle pocałował?! – Mijoo klasnęła w dłonie, zadowolona, że jednak wiedziała, o czym rozmawiano. – Odważny z niego chłopak. Świat potrzebuje takich pewnych siebie facetów.

     – Ciekawe, czy mówiłabyś tak, gdyby to ciebie pocałował jakiś obcy typ! – oburzyła się Miri, robiąc posępną minę.

     – Jest przystojny?

     – To nie ma żadnego znaczenia!

     Jiho zaśmiał się pod nosem, widząc zirytowaną minę kuzynki, co wprawiło ją w jeszcze większą złość. Znał Miri i wiedział, że mogła nieco podkoloryzować fakty związane z nieznajomym, bez wątpienia zainteresowanym nią chłopakiem. Niestety dziewczyna reagowała tak za każdym razem, gdy jakiś chłopak próbował się do niej zbliżyć.

     – Zjem na mieście! – odparła Miri, siląc się na uśmiech, który wciąż przypominał grymas małego dziecka jedzącego brokuły.

     – Jasne! Znowu będziesz się truła pikantnymi kurczakami albo innym tłustym jedzeniem! – obruszyła się Mijoo, nagle tracąc dobry humor. – Naprawdę chcesz tak szybko umrzeć? Przecież ciągłe jedzenie takiego żarcia prowadzi do grobu! Czy zdajesz sobie sprawę z tego, w jaki sposób hoduje się to mięso? Ile tłuszczu ma w sobie to mięso?!

     – Nie palę, nie piję, więc na coś umrzeć muszę! – krzyknęła na odchodne i trzasnęła za sobą drzwiami.

     – Słyszałeś to!? – Mijoo wstała gwałtownie z krzesła, wskazując na odchodzącą od stołu dziewczynę. – My też nie palimy, nie pijemy, a mimo to odżywiamy się zdrowo! Przecież zdrowy tryb życia to podstawa!

     Jiho powstrzymał się od wybuchu śmiechu i z poważną miną podszedł do ukochanej, składając na jej czole czuły pocałunek.

     – Miri nie nawrócisz, kochanie. Nic nie zdoła jej przekonać do zdrowego stylu życia.

     Mijoo zrobiła minę naburmuszonego dziecka i wyjrzała przez kuchenne okno.

     – Ciebie nawróciłam, a też byłeś bardzo oporny – przypomniała. – Teraz cieszysz się swoim ciałem i jesteś z niego dumny.

     – Ale ja byłem zakompleksioną kluchą, a Miri jest chuda jak szkapa i nie musi się niczego wstydzić.

     – Chude wcale nie oznacza ładne! Trzeba być fit! Mieć mięśnie, a nie samą skórę i kości!

     Jiho nie powiedział nic więcej. Po prostu pocałował ukochaną, kładąc palce na jej ciepłych policzkach. Tylko w ten sposób był w stanie ją uciszyć.

     Choć radosny śpiew ptaków obudził go bardzo wcześnie, leżał bezczynnie na łóżku przez kolejne kilka godzin, szczerząc zęby w szerokim uśmiechu jak jakiś szaleniec. Nawet nie przeszkadzał mu fakt, iż na brzuchu mruczał mu biały kocur z czarnymi skarpetami na łapkach, którego nazwał Bugs na cześć Królika Bugsa, którego uwielbiał jako dzieciak.

     Wczorajszy dzień sprawił, że jego życie nie wydawało się pozbawione sensu. Najpierw umówił się z Miri, a potem otrzymał pracę w warsztacie Taehyunga i do wieczora uważnie słuchał tego, co szef miał mu do przekazania. Choć mężczyzna był ciekawy jego przeszłości, gdy zauważył, że Hoonowi ciężko było o niej mówić, o nic więcej nie pytał. Oznajmił po prostu, że miał przed sobą mnóstwo pracy, ale z pewnością wszystkiego się nauczy. Hoon miał wielką nadzieję, iż tak będzie, bowiem wizja pracy w warsztacie napawała go ogromnym entuzjazmem.

     Spojrzał na biały zegar wiszący nad drzwiami i rozciągnął się na łóżku, budząc przy tym włochatego kocura.

     – Nie myśl sobie, że będziesz ze mną spał zawsze. To była wyjątkowa sytuacja, nic więcej – Hoon pokazał kotu wskazujący palec i zmarszczył gniewnie brwi, by po chwili zaśmiać się pod nosem i położyć kota na łóżku.

     Radośnie podśpiewując pod nosem, podszedł do starej, rozwalającej się szafy, której drzwiczki co chwilę wylatywały z zawiasów i wyjął z niej błękitną koszulę oraz granatowe dżinsy. Może i był niedoszłym samobójcą, ale ubiór zawsze miał dla niego ogromne znaczenie. Jego motto brzmiało: „Nawet jeśli mam umrzeć, umrę czysty i świetnie ubrany".

     Poszedł do malutkiej łazienki, by wykonać poranne czynności i starannie ułożył gęste, ciemnobrązowe włosy do góry, choć zazwyczaj grzywkę miał na czole. Chciał się jednak dobrze prezentować podczas spotkania z Miri. To, że zaraz po spotkaniu będzie musiał iść do warsztatu i się ubrudzi, nie miało żadnego znaczenia.  Taehyung podarował mu szafkę oraz zmienne ubrania, dzięki czemu nie musiał się niczym martwić.

     Chwycił skórzaną kurtkę i z uśmiechem wyjrzał przez okno. Na zewnątrz panowała piękna pogoda. Zero paskudnych chmur, które wskazywałyby na nadchodzący deszcz. Czyste niebo i słońce sprawiły, że po ulicach  Gosan kręciło się więcej ludzi niż w ciągu ostatnich kilku ulewnych dni.

     – Na razie, Bugs! – Pożegnał się z kocurem, który nawet na niego nie spojrzał i wyszedł z pokoju, chowając klucze do kieszeni kurtki.

     Przywitał się radośnie z właścicielką motelu i opuścił budynek.

     Musiał wyglądać jak jakiś wariat, który uśmiechał się do siebie jak głupi do sera, ale to stwierdzenie nie było wcale złe, zważywszy na fakt, iż spędził w psychiatryku sporą część swojego życia.

     Żwawym krokiem szedł w stronę cukierni, rozmyślając o tym, jak zacznie rozmowę z Miri. Pragnął zainteresować ją swoją osobą, choć tak naprawdę sam nie chciał jej zbyt wiele o sobie mówić. Miał nadzieję, że w jej przypadku będzie odwrotnie i chętnie mu o sobie opowie, choć szczerze w to wątpił. W końcu jej matka została zamknięta w Caine Hill.

    – Stój!

     Niechętnie zatrzymał się i odwrócił w stronę nawołującego go chłopaka. Był niższy od niego o całą głowę, dość barczysty, a jego surowy wyraz twarzy z pewnością nie wróżył niczego dobrego. Szedł gniewnym krokiem, zaciskając zęby i nie spuszczając z niego ciemnych oczu.

     Nim Hoon zdołał się odezwać, został brutalnie odepchnięty do tyłu, przez co omal nie przewrócił się na ziemię, ale w porę odzyskał równowagę.

     – To ty jesteś nowym pracownikiem Taehyunga, zgadza się!? – padło pytanie.

     Hoon zacisnął dłonie, powstrzymując się od zdzielenia nieznajomego po twarzy.

     – Zgadza się. I co w związku z tym?

     – A to, że przez ciebie nie dostałem tej roboty! – Hoon uniknął wymierzonego w niego ciosu i podstawił chłopakowi nogę, przez co ten wylądował twarzą w mokrej ziemi.

     – Nie moja wina, że Tae stwierdził, iż bardziej nadaje się do tej roboty – oznajmił Hoon, uważnie obserwując podnoszącego się bruneta, który przetarł gniewnie twarz z ziemi. Nie szykował się do ponownego ataku. Najwyraźniej odpuścił sobie chęć obicia mu mordy, gdy zobaczył, że mierzył się z kimś równym sobie. – Nie znam cię i nie zamierzam się z tobą bić. Odpuść i znajdź sobie inną pracę.

     – Jeszcze mnie popamiętasz, gnojku! – Splunął na ziemię i ruszył przed siebie, trącając Hoona ramieniem.

     Chłopak zaklął pod nosem i policzył w głowie do dziesięciu, po czym ruszył w stronę cukierni. Nie znajdowała się daleko, ale przez nieprzyjemny incydent z nieznajomym z pewnością był już spóźniony.

     Niepewnie uchylił drzwi do cukierni, która okazała się również kawiarnią. Za ladą stała wysoka, dość pulchna kobieta o czerwonych włosach obciętych na krótkiego boba. Powitała go szerokim uśmiechem, skupiając uwagę Hoona na niesamowicie różowych policzkach. Wyglądała przez nie jak Annabelle: sławna laleczka z filmu grozy. Ponadto posiadała ogromne, nieco wyłupiaste oczy o czekoladowym odcieniu.

     – Coś podać? – spytała właścicielka cukierni, uważnie przyglądając się chłopakowi.

     – Nie. Czekam na kogoś.

     Sera przyjrzała się chłopakowi ze szczerym zainteresowaniem. Była pewna, że widziała go u siebie pierwszy raz, a z racji tego, że w jej cukierni rzadko ktoś chętnie przesiadywał, zamierzała dowiedzieć się o nieznajomym czegoś więcej.

     – Chyba jesteś tutaj nowy. Z pewnością zapamiętałabym tak przystojną twarzyczkę – odparła z uśmiechem, wywołując na policzkach chłopaka urocze rumieńce.

     Hoon dopiero teraz dostrzegł różowy zegar, który wskazywał na to, iż Miri spóźniała się już pół godziny. Chyba że przybyła tutaj o danej porze, odczekała pięć minut i wróciła do domu? W końcu sam się spóźnił.

     – Nie było tu może szczupłej dziewczyny z długimi, rudymi włosami? – spytał, skupiając uwagę na okrągłej twarzy kobiety. – Dodam, że jest śliczna.

     – Przykro mi, chłopcze, ale nikogo takiego nie było – odparła po dłuższej chwili Sera. – Lepiej do niej zadzwoń. Po co masz tutaj siedzieć i marnować czas, skoro równie dobrze mogła cię wystawić? – poradziła i ruszyła za ladę, gdy zauważyła za oknem zmierzającego do kawiarni jednego ze swoich stałych klientów.

     Hoon z żalem stwierdził, że nawet nie poprosił Miri o numer. Przez myśl mu jednak nie przeszło, że mogła go tak zwyczajnie wystawić. Wydawało mu się, że w końcu ją do siebie przekonał, tymczasem najwyraźniej obiecała mu spotkanie tylko po to, by dał jej spokój.

     Poczekał jeszcze kwadrans, po czym opuścił cukiernię z ogromnym żalem. Czuł się oszukany i niesamowicie rozczarowany. Najchętniej zaszyłby się w swoim motelowym pokoju i zmarnował dzień na oglądaniu kryminalnych programów, ale musiał pojawić się w pracy. 

     Może po prostu nie jestem w jej typie?, myślał, gdy kierował się w stronę warsztatu. Miał nadzieję, że Taehyungowi przyda się wcześniej jego pomoc. Nie widział sensu, by wrócić do motelu. Wiedział, że gdyby to zrobił, już by z niego nie wyszedł.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro