❀ Rozdział 2.
Miri siedziała na ławce w parku, ściskając w dłoniach papierowy kubek z parującą herbatą. Zapach leśnych owoców przyjemnie drażnił jej nozdrza, a uśmiech mimowolnie wtargnął na jej usta, gdy ujrzała dzieci biegające wokół wysokich drzew. Jeden z chłopców przypominał jej Insuka, przez co w sercu momentalnie poczuła tęsknotę za młodszym bratem. Chociaż nie mieli wspólnego ojca, szczerze go kochała.
Jej matka wierzyła, że narodziny Insuka odmienią ich życie na lepsze. Miała nadzieję, że wraz z przyjściem na świat upragnionego dziecka, Bareun zapomni o tragicznej śmierci syna z poprzedniego związku. Chociaż wszedł do ich życia z brudnymi buciorami, Sieun bezustannie powtarzała, że to cudowny mężczyzna o wielkim sercu. Miri miała wówczas cztery lata, jednak doskonale pamiętała dni, w których mężczyzna siedział z piwem przy telewizorze i nikt nie miał prawa mu przeszkodzić. Nie interesował się nią. W końcu nie była jego dzieckiem, więc z jakiej racji miał się z nią bawić? Traktował ją raczej jako zło konieczne, z którym musiał nauczyć się żyć, by mieć zapewniony dach nad głową.
Tylko jej matka była na tyle naiwna i głupia, by utrzymywać pijaka. Bareun przez osiem lat nie szukał pracy, pobierając zasiłek od państwa i przepijając wszystkie pieniądze jakie otrzymywał. Rachunki oraz wyżywienie rodziny spoczywały na barkach ciężko pracującej Sieun, która w zamian otrzymywała stertę wyzwisk, a także bolesne ciosy, objawiane wielkimi sińcami na całym ciele.
Miri wielokrotnie błagała matkę, by zostawiła konkubenta. Chociaż na nią nigdy nie podniósł ręki, nienawidziła go za to, jak traktował jej rodzicielkę. To, że była dzieckiem, wcale nie oznaczało, iż nie zdawała sobie sprawy z powagi sytuacji panującej w domu. Niestety matka ślepo wierzyła w to, że jej ukochany się zmieni. Ta głupia nadzieja sprowadziła na Insuka śmierć, Sieun zamknęła w psychiatryku, a Miri skazała na samotność. Choć wychowało ją wujostwo, nigdy nie czuła się przy nich szczęśliwa. Gdy tylko stała się pełnoletnia, podziękowała za okazaną jej pomoc oraz wsparcie, po czym spakowała walizki i przyjechała do odludnego, spokojnego Gosan. Wierzyła, że to miejsce pomoże jej odzyskać spokój. Chociaż nienawidziła deszczu i chłodu, myśl o malutkim miasteczku napawała ją nadzieją. Tymczasem okazało się, że Gosan wcale nie zmieniło jej życia na lepsze. Była bowiem bardziej samotna, niż w rodzinie zastępczej, gdzie zawsze mogła liczyć na wsparcie swojego kuzyna.
– Chcesz porozmawiać? – Niepewny głos młodego Azjaty wytrącił ją z rozmyślań.
Nie spojrzała na niego. Jedynie zaprzeczyła ruchem głowy i skupiła wzrok na kubku, nie chcąc dłużej spoglądać na bawiące się dzieci. Starała się zapanować nad gniewem, który pojawił się w chwili, gdy dotarło do niej, że ten przeklęty chłopak znów się jej naprzykrzał. Dała mu wyraźnie do zrozumienia, że miał dać jej spokój, a on mimo to wyszedł za nią, gdy skończyła pracę i najwyraźniej przyglądał jej się z daleka. Szkoda, że nie pozostał w ukryciu. Tak musiała znosić jego towarzystwo.
– Zgłoszę cię o nękanie. Mam serdecznie dość tego, że nie dajesz mi spokoju – oznajmiła stanowczo, nie obdarzając go choćby krótkim spojrzeniem.
Hoon spoglądał nerwowo na dziewczynę, nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić. Widział, że coś ją trapiło, jednak dała mu wyraźnie do zrozumienia, że niczego od niej nie wyciągnie. Może zbytnio pospieszył się z pocałunkiem? Myślał, że to klucz do sukcesu, tymczasem całkowicie ją do siebie zraził.
Gdy ujrzał ją pierwszy raz, wydała mu się niesamowicie silna. Zapewniała, że wiodła dobre życie i była szczęśliwa. Czyżby kłamała? Odkąd ujrzał ją w Caffe Time, dostrzegł, iż jej twarz zrobiła się zdecydowanie bledsza, a piwne oczy straciły blask. Nie potrafił tego zrozumieć. Przecież to dzięki niej zdołał się podnieść. To dla niej w końcu zebrał w sobie siłę i zrobił wszystko, by ponownie ją ujrzeć.
– Pierwszy raz ujrzałem cię w Caine Hill, gdy pani Nam pozwoliła, byś spotkała się z matką. To było prawie cztery lata temu, a odnoszę wrażenie, jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj – zaczął niepewnie Hoon, w końcu skupiając na sobie uwagę Miri. Uśmiechnął się delikatnie i kontynuował: – Szedłem z kumplem do stołówki, gdy z pokoju twojej mamy wyleciało krzesło. Do środka od razu wparowali lekarze i pielęgniarki. Choć miałaś rozwaloną brew i ślady po duszeniu na szyi, błagałaś, by puścili twoją matkę. Mówiłaś, że to nie jej wina. Że to wina jakiegoś mężczyzny...
– S-skąd... jakim cudem... – wydukała oszołomiona Miri. Doskonale pamiętała dzień, o którym wspomniał. Ledwie wysiadła z autobusu, skierowała się do szpitala psychiatrycznego z torbą podróżną. Odkąd zamieszkała u wujostwa, nie widziała matki. Nikt z rodziny nie chciał o niej słyszeć. Jakby Sieun przestała dla nich istnieć, choć wcale nie umarła. Miri tego nie rozumiała i bardzo bolał ją fakt, że nie mogła się z nią spotykać. Niestety, gdy w końcu mogła ją ujrzeć, ich spotkanie okazało się daleko odbiegać od jej wyobrażeń. Miała nadzieję, że rzucą się sobie w ramiona i będą powtarzać, jak bardzo za sobą tęskniły. Miri nie zdawała sobie sprawy, że matka była tak bardzo chora. Przyjmowała mnóstwo leków psychotropowych i większość czasu spędzała albo śpiąc, albo malując bazgroły na kartkach z bloku, które głównie przedstawiały chłopca w kałuży krwi.
– Byłem jednym z pacjentów – przyznał niechętnie Hoon, a oczy Miri rozszerzyły się z zaskoczenia. Gniew szybko zastąpiła ciekawość, której nie potrafiła ukryć. – Kilka razy targnąłem się na swoje życie. Pech chciał, że ani ogromna ilość tabletek, ani podcięte żyły nie pozwoliły mi odejść z tego świata. Raz nawet próbowałem się powiesić, ale w ostatniej chwili odnalazła mnie właścicielka mieszkania. Nic dziwnego, że przyszła, skoro zalegałem z czynszem. Szkoda tylko, że musiała wpaść akurat w ten dzień.
– To straszne! – Miri zakryła rękoma usta, nie potrafiąc uporać się z tym, co właśnie usłyszała. Jak ktoś mógł tak swobodnie rozmawiać o samobójstwie? Mimowolnie zerknęła na nadgarstki chłopaka i ujrzała mnóstwo paskudnych blizn, które zdobiły jego jasną skórę. Na szyi również miał ślad po linii, choć nie był on tak bardzo widoczny. – Co na to twoi rodzice? Na pewno się załamali!
– Nie mam rodziców. Jestem sierotą.
Schowała twarz w dłoniach, próbując się uspokoić. Wspomnienie niechcianego pocałunku wyparowało z jej głowy, a jego miejsce zajęły próby samobójstwa tego młodego chłopaka. Był mniej więcej w jej wieku. Nie mógł mieć więcej jak dwadzieścia trzy lata.
Sama wielokrotnie zastanawiała się nad śmiercią, jednak była na to zbyt tchórzliwa. Chociaż nie miała łatwego życia ani razu nie żałowała tego, że nie podcięła sobie żył. Mimo wszystko ceniła każdą chwilę i uparcie wierzyła, że pewnego dnia jej mama wyzdrowieje. Zamierzała odwiedzać ją częściej, by przyzwyczaiła się do jej obecności. W końcu pamiętała ją jako ośmioletnią dziewczynkę, a teraz wyrosła na kobietę. Miała prawo się na nią rzucić. Z pewnością jej nie poznała.
– Spokojnie. Jeszcze żyję, więc nie musisz tego tak przeżywać. – Hoon dotknął z uśmiechem jej ramienia, ale odsunęła się od niego jak oparzona. – Nie zrobię ci krzywdy. Przepraszam.
– Nie dotykaj mnie! – Stanowczość w jej głosie sprawiła, że po ciele Hoona przeszedł nieprzyjemny dreszcz. – Nie znamy się. Nie wiem nawet, kim jesteś. Może i poruszyła mnie twoja historia, ale pozwalasz sobie na zbyt wiele i niesamowicie mnie to wkurza! Za to ty znasz moją matkę. I znasz mnie, choć nie zamieniłam z tobą żadnego słowa! Śledzisz mnie? Jesteś jakimś zboczeńcem?!
Zmiany w jej nastroju przyprawiały chłopaka o ciarki. Dopiero co myślał, że jej wrogie nastawienie to przeszłość, tymczasem znów patrzyła na niego, jak na jakiegoś potwora.
– Nazywam się Hoon i nie jestem żadnym zboczeńcem! – zapewnił, gwałtownie podnosząc się z ławki. – Mieszkałem w tym samym miejscu, co twoja matka. Obserwowałem cię, gdy przychodziłaś, to prawda, ale nigdy nie śmiałbym cię skrzywdzić!
– Pocałowałeś mnie! – przypomniała, marszcząc gniewnie brwi. – Najpierw mówiłeś jakieś bzdury, a potem mnie pocałowałeś! A przecież w ogóle cię nie znam!
– Poniosło mnie, przyznaję. Nie miałem jednak złych zamiarów. Po prostu myślę o tobie, odkąd pierwszy raz cię ujrzałem...
– Zostaw mnie! – Odsunęła się, gdy chciał dotknąć jej dłoni. – Nie zbliżaj się do mnie! – krzyknęła i zaczęła biec tak szybko, jak była w stanie.
Musiała czym prędzej dostać się do swojego mieszkania, by na spokojnie przemyśleć wszystko, o czym się dowiedziała. Była poruszona tym, co spotkało Hoona, to prawda. Wątpiła też, by ją oszukiwał, ponieważ blizny na ciele potwierdzały jego słowa, a fakt, iż znał jej matkę, ukoił nieco jej gniew. Wciąż był jednak dla niej obcym chłopakiem, który nie dość, że ją pocałował, to jeszcze śledził każdy jej ruch. Musiała mieć się na baczności. Jego zachowanie z pewnością nie było normalne.
Gdy upewniła się, że nikt za nią nie idzie, pospiesznie wsiadła w autobus, który miał ją zawieść pod sam blok, w którym mieszkała.
– Kochanie – młody mężczyzna westchnął głośno, uważnie wpatrując się czekoladowymi oczami w niską sylwetkę ukochanej kobiety. Gdy ta przestała w końcu narzekać, zdecydował się mówić dalej: – naprawdę zamierzam pojechać do Gosan i nic mnie przed tym nie powstrzyma. Nawet ty. Do ciebie należy jedynie decyzja czy pojedziesz ze mną.
Mijoo prychnęła oburzona, krzyżując ręce na piersiach. Wysoko uniesione czarne brwi świadczyły o tym, że całkowicie została wyprowadzona z równowagi.
– Moje zdanie nie ma tutaj żadnego znaczenia, jak widzę.
– Wiesz, że zawsze się z nim liczę, ale to jest wyjątkowa sytuacja.
– Gdybyś się z nim liczył, to nie siedziałbyś na spakowanych walizkach i z zakupionym biletem na autobus! – krzyknęła oburzona, wskazując na dwie pokaźne walizki. Jedna z nich posłużyła jako taboret. – Dobrze wiesz, że nie lubię nigdzie wyjeżdżać, ale jeszcze bardziej nienawidzę, gdy nie widuję cię przez kilka dni. Umieram wtedy z tęsknoty!
Jiho uśmiechnął się na te słowa. Widząc, że mina dziewczyny przybrała łagodniejszy wyraz, podniósł się z walizki i podszedł do niej, by czule pogłaskać jej zaróżowione policzki.
– Też nie chcę się z tobą rozstawać, dlatego proszę, byś pojechała ze mną. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Mijoo zagryzła policzki od środka, próbując opanować rodzącą się w niej uległość. Nieważne ile razy dochodziło do podobnych kłótni, zawsze dawała za wygraną. Wystarczyło kilka czułych słów, gestów i prośba wypisana w oczach Jiho, by całkowicie zapomniała o swoich argumentach i dała się przekonać. Tym razem nie było inaczej.
Westchnęła zrezygnowana i uderzyła lekko chłopaka w brzuch, dzięki czemu puścił jej policzek.
– Nie widzieliście się kilka lat i nie utrzymywaliście kontaktu, a ty chcesz pojechać do Gosan, zapukać do jej drzwi i oznajmić: „Hej! To ja, Jiho. Kuzyn, z którym wychowywałaś się, ponieważ twój ojczym zamordował twojego brata, a matka stała się wariatką. Jeżeli mnie pamiętasz to świetnie, bo zamierzam wprowadzić się do ciebie na kilka dni".
– Albo i na dłużej... – Widząc mrożące krew w żyłach spojrzenie Mijoo, wzruszył ramionami. – Muszę mieć pewność, że nic jej nie grozi. Bareun wychodzi niedługo z psychiatryka i kto wie, co siedzi w jego chorej głowie. Zamordował własnego syna, a Miri jako naoczny świadek wsadziła go do szpitala psychiatrycznego choć powinien umrzeć w więzieniu.
– Jiho. Minęło naprawdę sporo czasu od waszego ostatniego spotkania. Miri nie jest już ośmioletnią dziewczynką, więc jak ją rozpozna? Wątpię, by miał pieniądze, by ją odnaleźć. Poza tym naprawdę uważasz, że po odsiedzeniu tylu lat w psychiatryku, popełni kolejne morderstwo, by znów się tam znaleźć?
– Powinien zgnić w więzieniu! – krzyknął Jiho, zaciskając gniewnie palce u dłoni. – Zamordował niewinne dziecko! Prócz tego sprawił, że moja ciotka wylądowała w psychiatryku, a Miri dorastała, budząc się każdej nocy z krzykiem, ponieważ widziała, jak ten dupek zamordował jej brata! To nie jest człowiek, a bestia, która powinna zdechnąć za to, co wyrządziła swojej rodzinie! Jakim prawem sąd wsadził go do psychiatryka i dopuścił do tego, by wyszedł za dobre sprawowanie!? Ten człowiek jest chory i stwarza zagrożenie dla każdego!
– Rozumiem. W pełni się z tobą zgadzam, dlatego uspokój się, dobrze? – Mijoo ostrożnie położyła dłoń na ramieniu chłopaka. – Po prostu boję się, że spotkanie z Miri może cię rozczarować. W końcu zaraz po ukończeniu pełnoletności spakowała się i wyjechała, choć próbowaliście stworzyć dla niej prawdziwy dom. Byliście blisko, a mimo to nie dała znaku życia i sam musiałeś ją odnaleźć. Nie sądzisz więc, że chciała całkowicie się od was odciąć?
– Miri wiele przeszła. Zawsze wolała cierpieć samotnie. Jako dziecko nie potrafiłem jej zrozumieć, jednak teraz rozumiem doskonale. Dlatego zamierzam do niej pojechać i sprawdzić, jak się miewa.
Mijoo przytaknęła ze zrozumieniem.
– W takim razie pójdę się spakować. O której wyjeżdżamy?
– O szóstej rano.
– Świetnie. Mamy osiemnastą, więc się za bardzo nie wyśpię – westchnęła, przeczesując palcami kruczoczarne włosy. – Czego się nie robi dla miłości. – Wzruszyła ramionami i pognała w stronę schodów, by czym prędzej znaleźć się w salonie.
Jiho uśmiechnął się pod nosem, wpatrując się w sylwetkę ukochanej. Nigdy nie sądził, że spotka na swej drodze kogoś tak wspaniałego, jak Mijoo, a jednak los się do niego uśmiechnął. Nie było dnia, w którym nie dziękował mu za to, że jego serce zabiło właśnie dla niej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro