Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5

Draco

Poczułem jak coś we mnie uderza. Gwałtownie wstałem odpędzając resztki snu. Obok swojego łóżka stał Zabini zatykający sobie usta, żeby nie wybuchnąć głośnym śmiechem.

-Co cię tak bawi diable, hmm?-Warknąłem wkurzony.

-Oj już się nie denerwuj smoczku. Tylko taki żarcik z samego rana. Powinieneś być dzisiaj w dobrym humorze. W końcu wyrwiemy jakieś dupeczki.

-Skąd wiesz, że mam w ogóle ochotę iść na tą żałosną imprezę?-Zapytałem lekko zirytowany.

-No nie gadaj, że masz zamiar przegapić taką okazję-nie dało się tego typa niczym przekonać, że nie ma się ochoty. Pewnie pojawię się na godzinę, max. dwie, schleję się i wrócę do dormitorium tylko po to, żeby rano mieć okropnego kaca.

-Pewnie, że nie przegapię-uśmiechnąłem się ironicznie. Zachowajmy pozory normalności w tym chorym czasie.

Wszedłem do łazienki i pierwsze co zobaczyłem to moja ohydna twarz z wielkimi worami pod oczami. Szybko przemyłem ją wodą, ale dalej nie było lepiej. Co się zresztą będę martwił. I tak pewnie zwinę się z trzech ostatnich lekcji. Nie mam ochoty siedzieć z tymi debilami i uczyć się o czymś, czego i tak nigdy w życiu nie wykorzystam.

Szybko zapiąłem koszulę i założyłem szatę. Szybkim krokiem poszedłem do Wielkiej Sali na śniadanie. Usiadłem przy stole Ślizgonów, nałożyłem sobie mdłej owsianki i zacząłem brodzić w niej łyżką. Wszyscy rozmawiali tylko o dzisiejszej imprezie, a ja nawet nie miałem na nią ochoty. Ale będą mówić dopiero, kiedy król Slytherinu się nie zjawi, a nie chcę być przez najbliższych tydzień na ustach innych.

Na lekcjach nie umiałem skupić się w ogóle. Brak snu daje się we znaki. Co chwilę moja głowa opadała na ramię. Na eliksirach Snape udawał, że nie widzi. W końcu nie ukarze swoich ukochanych Ślizgonów. Gorzej z innymi profesorami.

-Panie Malfoy, takie zachowanie jest niedopuszczalne. Dzisiaj po lekcjach szlaban-wydarła się na mnie McGonagall. Chyba nie była dzisiaj w dobry humorze, bo nie byłem jedyną osobą, do której miała jakąś uwagę.

-Panno Evans, może nam powtórzysz pierwszą zasadę dynamiki transmutacji?-Zapytała zadumaną Evans. Oczywiste było, że nie zna odpowiedzi. Całą lekcje wpatrywała się w okno. Gdyby nie jej przyjaciółeczka szlama, dostałaby trolla.

-Ta zasada mówi o tym, że im większa odległość od transmutowanego przedmiotu, tym przemiana będzie dłużej trwała-odpowiedziała dokładnie to co podyktowała jej Granger.

-Ładna ta nowa, nie?-Szepnął do mnie Blaise.

-I brudna od szlamu-odparłem. Nie mam zamiaru zadawać się z kimś, kto ma jakiś kontakt z mugolakami.

-Oj nie przesadzaj. Zobaczysz, dzisiaj będzie moja-popatrzyłem na niego wielkimi oczami.

-Żartujesz prawda?

-Ani trochę-wyprostował się dumnie na krześle, a na jego usta wpłynął triumfujący uśmiech. Nie mogę uwierzyć, że upadł aż tak nisko tylko po to, żeby zaruchać.

Po lekcji całą grupą poszliśmy do Wielkiej Sali na posiłek. Idąc korytarzem w jej stronę odezwał się do mnie Zabini.

-Rozmawiałem z Madison. Pomoże mi trochę, ale jest prawie pewna, że Evans się zgodzi-powiedział podekscytowany.-Patrz na moje zwycięstwo.

Weszliśmy do sali. Nasza grupka stanęła przy drzwiach, natomiast Diabeł poszedł pewnym siebie krokiem do dziewczyn siedzących przy stole. Usiadł pomiędzy dwiema z nich i zaczął rozmawiać z nową. Patrzyłem na to z niemałym zażenowaniem. Już widziałem te jego iskierki podniecenia w oczach. Mój szacunek do niego spadł jeszcze niżej, a myślałem, że już się tak nie da.

Po chwili chłopak wstał i ruszył w naszą stronę, a dziewczyna patrzyła za nim lekko zdziwionym, ale też zadowolonym wzrokiem. Podszedł do nas i zaczął triumfować.

-Mówiłem, że się zgodzi. Teraz ja mam z kim iść, a ty nie-zwrócił się do mnie.

-Pff, myślisz, że będziesz się z nią dobrze bawić?-Zacząłem się z nim droczyć. Chciałem go zdenerwować i uświadomić, kogo właśnie wybrał na dzisiejszy wieczór. Postanowiłem, że muszę zaprosić kogoś ładniejszego od Evans, żeby poczuł się zazdrosny. Wypatrzyłem w tłumie Pansy. Może i z twarzy ładniejsza nie była, ale za to kształty miała o wiele lepsze.-Ja idę Pansy. Z nią to dopiero można zaszaleć-spojrzałem w jej stronę i mrugnąłem do niej. Jak na zawołanie zjawiła się obok mnie. Teraz będę musiał ją znosić co najmniej przez miesiąc.

Po lekcjach wróciłem do dormitorium. Byłem tak zmęczony, że marzyłem tylko o położeniu się do łóżka. Wszedłem do środka i się załamałem. Na środku stał Blaise wśród sterty ubrań. Zaczynam się zastanawiać, co ten chłopak ma w głowie.

-Co ty odpierdalasz?-Wkurzyłem się na niego.

-Co powinienem założyć?-Zapytał jakby nic się nie wydarzyło.

-Chuj mnie to obchodzi. Mało masz koszul? Ale kurwa, stary, zrób tu porządek, bo będziesz spał pod drzwiami-naburmuszył się trochę, ale zabrał się za składnia swoich rzeczy. Ja w między czasie położyłem się na swoim łóżku i natychmiast zasnąłem.

Usłyszałem pukanie, drzwi lekko zaskrzypiały i uchyliły się. Stała w nich Pansy. Miała na sobie zieloną, obcisłą sukienkę, czarne szpilki i włosy związane w wysokiego kuca. Wyglądała naprawdę dobrze.

-Dracuś, jesteś gotowy?

-Zaraz będę. Przyjdę po ciebie-powiedziałem zaspanym głosem. Nie miałem zupełnie ochoty na dzisiejszą imprezę, ale nie mogłem jej teraz tak wystawić.

Wstałem pomału i ledwo wlokąc nogami, poszedłem do łazienki. Nie wyglądałem najlepiej, ale i tak większość będzie padać na mój widok. Włosy zostawiłem w "artystycznym" nieładzie, tak jak lubi Pansy. Muszę zrobić wszystko, żeby Zabini zrozumiał swój błąd. Chociaż jak tak o tym pomyśle, to trochę chore, co robię. Zachowuję się jak zazdrosny chłopczyk.

Ubrałem białą koszulę i wyszedłem z dormitorium, zamykając za sobą drzwi. Tak jak obiecałem, poszedłem po dziewczynę. Chyba cały czas stała i nasłuchiwała przy drzwiach, bo nim zdążyłem podnieść rękę do klamki, już wyszła i rzuciła mi się na szyję.

Weszliśmy, trzymając się za ręce, do Pokoju Wspólnego. Dużo osób było już na parkiecie lub stało przy barku, zamawiając alkohol od jakiego młodszego ucznia. Pansy od razu pociągnęła mnie na sam środek, żeby ze mną zatańczyć i przy okazji pochwalić się innym, że to ona dostąpiła zaszczytu przyjścia ze mną.

Nie długo trwało jak zobaczyłem parę, której szukałem. Stali bardzo blisko siebie i ruszali się w rytm muzyki. Widziałem jak Zabini powstrzymuje się przed zjechaniem ręką na jej tyłek. Buzowało we mnie z nerwów. Odwróciłem wzrok. Postanowiłem, że pójdę się napić i oddaliłem się w kierunku barku z alkoholami.

Po godzinie stwierdziłem, że nie mam już ochoty oglądać tych roześmianych twarzy, więc poszedłem do siebie. Pansy świetnie bawiła się teraz ze swoimi koleżankami, więc nie miałem wyrzutów jej tam zostawiać.

Pchnąłem drzwi i jak zawsze wszedłem do dormitorium, nie byłem jednak gotowy na to co tam zobaczę. Evans siedziała prawie naga na kolanach Blaise'a. Nie wytrzymałem.

-Co tu się kurwa dzieje?-wrzasnąłem. Zabini szybko odwrócił się w moją stronę.

-Możesz nam nie przeszkadzać?-Zapytał zirytowanym tonem.

-Debilu czy ty nie widzisz, że ona jest całkiem pijana?-Chłopak wzruszył tylko ramionami, zupełnie mnie ignorując.-Spierdalaj stąd

-Co?

-Powiedziałem spierdalaj-moja cierpliwość była na granicy.

-Nie będziesz mi kradł dziewczyny.

-Kurwa, ty też jesteś całkiem schlany. Idź do Crabbe'a. I nie będę powtarzał tego dwa razy-założył ręce na piersi i wkurzony wyszedł z pomieszczenia.

Kiedy tylko wyszedł, podszedłem do szuflady i wyjąłem jedną ze swoich koszulek. Musiałem ubrać dziewczynę, bo sama nie była w stanie. Położyłem ją na moim łóżku i przykryłem, a sam usiadłem na brzegu. Byłem jednak na tyle zmęczony, że ułożyłem się obok niej i zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro