Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

17

Ostatnią nadzieją został Neville. Naprawdę nie wiem, jak w inny sposób mielibyśmy namierzyć Harrego, Rona i Hermionę. Draco próbował zaklęć tropiących, ale nie działają. Pewnie przewidzieli, że będziemy ich szukać i się zabezpieczyli. Musimy jednak coś wymyślić, nie mamy innej opcji. Albo ich życie, albo nasze, jednak najpierw musimy dowiedzieć się gdzie są, tylko jak? Stres zaczynał zżerać mnie od środka.

Szłam korytarzem w kierunku portretu Grubej Damy. O ile nikt do tej pory nie zmieniał hasła, będę mogła się dostać do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Stanęłam przed portretem i wypowiedziałam "Gwardia Dumbledore'a". Zadziałało, weszłam do środka. Na kanapie siedzieli Fred i George oraz Neville. Podeszłam do nich niepewnie.

-Cześć chłopaki-spojrzeli, lekko zdziwieni moją obecnością tutaj.

-Alice? Jak się tu dostałaś?-zapytał Longbottom.

-Nie zmieniliście hasła od zeszłego roku-zaśmiałam się i usiadłam na oparciu kanapy.-Ale do rzeczy. Wiecie może, gdzie są Harry, Ron i Hermiona albo jak mogę się z nimi skontaktować.

-A poco ci to wiedzieć?-zapytali podejrzliwie bliźniacy.

-Są w Szkocji, ale nie długo mają wracać do Anglii-powiedział brunet, za co został skarcony przez braci Weasly wzrokiem.-Powiedziałem coś nie tak?-zapytał na ten gest.

-Zupełnie nic-odpowiedziałam, posyłając mu wspierający uśmiech.-Dzięki za pomoc. Do zobaczenia-wstałam i opuściłam pomieszczenie.

Wiedziałam już mniej więcej, gdzie się znajdują. Może kiedy będziemy bliżej nich łatwiej będzie odnaleźć ich za pomocą zaklęcia, ale co potem? Odważę się zrobić coś tak okropnego? Nie, na pewno nie. A Draco? Nie wiem. A jeżeli żadne z nas tego nie zrobi? Również nie wiem.

Pytania kłębiły się w mojej głowie. Miała wrażenie, że zaraz wybuchnę od natłoku myśli. Szłam zdenerwowana długim korytarzem właściwie bez celu, kiedy nagle usłyszałam krzyk, a zza zakrętu wybiegli przerażeni uczniowie. Zaraz za nimi sunęły postacie w srebrnych maskach i czarnych szatach. Śmierciożercy. Już tu byli. Jak widać, moi przyjaciele nie próżnowali i udało im się wykonać powierzone zadanie.

Postacie wpadały do klas i wyciągały z nich uczniów, prowadząc wszystkich do Wielkiej Sali. Kilkoro z nich dostało crucio za niesubordynację. W większości były to pierwszoroczniaki, które przerażone zamieszaniem, nie wiedziały co mają zrobić. Nie oszczędzali również nauczycieli, którzy starali się bronić niewinne dzieci. Zacisnęłam oczy nie mogąc na to patrzeć. Przerażała mnie ta okrutność i bezpośredniość. Brzydziłam się faktem, że sama jestem jedną z nich. Usłyszałam za sobą głos mężczyzny, którego znałam.

-Ty też musisz iść ze wszystkimi-powiedział szorstko mój tato.

Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego pogardliwie, ale wykonałam polecenie i ruszyłam w stronę pomieszczenia, w którym znajdowała się już spora część uczniów.

Weszłam do środka i stanęłam obok moich przyjaciół i Draco. Złapałam go za rękę i mocno ścisnęłam. Chłopak zaczął gładzić moją dłoń kciukiem, żeby mnie uspokoić. Po chwili na środek wyszedł nasz dyrektor-Severus Snape. Dało się słyszeć okrzyki zdumienia osób, które były w środku. Jedynie my i zamaskowane postacie wiedzieliśmy kim on tak na prawdę jest, i że współpracuje z Voldemortem.

-Moi drodzy uczniowie-zaczął.-Miło mi, że przyszliście. Od dzisiaj będą obowiązywać nowe zasady nauczania i zmieni się kadra nauczycielska. Obrony przed Czarną Magią będzie was uczył Amycus Carrow, a mugoloznastwa Alecto Carrow. Przestrzegania regulaminu, który wywieszę w niedługim czasie, będą przestrzegać inni śmierciożercy, którzy pozostaną w szkole. A teraz wracajcie na lekcje.

Wszyscy zaczęli się rozchodzić ze spuszczonymi głowami. Nikt nie ośmielił się spojrzeć na osoby stojące pod ścianą w maskach. Wiedziałam, że wśród nich znajdują się również moi rodzice i poczułam obrzydzenie do swojego nazwiska oraz swojej rodziny. Nie chciałam do niej należeć. Czułam, że jestem nieuczciwa wobec uczniów, którzy nie zdawali sobie sprawy, jak duży miałam w tym udział.

Przeszliśmy przez drzwi i odciągnęłam Draco na bok.

-Wiem gdzie oni są-powiedziałam smętnym tonem.

-Gdzie?-zapytał chłopak i uśmiechnął się do mnie dodając mi otuchy.

-W Szkocji. Niedługo mają wracać do Anglii, ale nie możemy chyba czekać. Voldemort będzie się niecierpliwił.

-Wiem-powiedział i spuścił wzrok.-Będziesz w stanie to zrobić?-wzięłam nerwowy wdech i wolno wypuściłam powietrze z płuc.

-Nie wiem-odpowiedziałam.-Ale wiem, że musimy się jak najszybciej do nich dostać.

Wyszliśmy za bramę Hogwartu, aby móc się teleportować. Nie znałam Szkocji, więc musiał zrobić to Draco, który już wcześniej tam był. Wszystko wokół nas zawirowało i po chwili znajdowaliśmy się w górach. Rozejrzałam się dookoła. Było tu przepięknie. Wzięłam głęboki wdech świeżego powietrza i zrobiłam obrót. Blondyn patrzył na mnie z rozbawieniem. Przez chwilę poczułam, jak wszystkie zmartwienia znikają.

-Ślicznie tu-przerwałam ciszę.

-Wiem-powiedział i spojrzał w dal.-Przyjeżdżałem tu z rodzicami, jak byłem młodszy. Uwielbiałem wspinać się po tych górach. Kiedyś razem się po nich przejdziemy, obiecuje-zwrócił głowę w moim kierunku.-Szkoda, że teraz nie mamy na to czasu.

-Musimy ich znaleźć. Wypróbuj jeszcze raz to zaklęcie, może tym razem zadziała-powiedziałam i głośno westchnęłam.

-Wyczuwam ich, ale słabo. Musimy iść na północ-powiedział. Podszedł do mnie, złapał mnie za rękę i ruszyliśmy za tropem.

Weszliśmy do dosyć gęstego lasu. Wpadało tu mało słońca, które i tak zaczynało zachodzić. Draco stwierdził, że lepiej nie chodzić po zmroku, więc tutaj rozbiliśmy obóz.

Siedziałam pod konarem drzewa delektując się uczuciem wolności. Wiedziałam, że Voldemort cały czas jest zagrożeniem, a śmierciożercy wtargnęli już do Hogwartu, ale tutaj przez chwilę to całe zamieszanie mnie nie dotyczyło. Nikt nie patrzył co robię, jak robię, kiedy robię. Czy wykonuję swoje zadanie, czy dobrze. Nikt mnie nie kontrolował. Moje myśli na chwilę dały mi spokój i rozproszyły się wśród zieleni. Jedyną osobą, która w dalszym ciągu miała nade mną kontrolę był Czarny Pan. Gdyby nie ten cholerny Mroczny Znak. Mogłabym się go pozbyć, odcinając sobie rękę. Zaśmiałam się na tą myśl.

-Co cię tak śmieszy Allie-zapytał chłopak, patrząc na mnie z nad ogniska.

-Wpadłam na najgłupszy możliwy pomysł pozbycia się tego pieprzonego znaku-odpowiedziałam.

-Jaki?-wypytywał zainteresowany.

-Odcięcie sobie ręki, proste-znowu zaczęłam się śmiać tylko, że głośniej. W moich myślach brzmiało to trochę mniej głupio.

-Cóż, nie wykazałaś się inteligencją-powiedział i usiadł obok mnie. Uderzyłam go w ramię.

-Do swojej dziewczyny tak mówić?-zapytałam obrzucając go pogardliwym spojrzeniem, ale ledwo powstrzymując śmiech.

-Od kiedy jesteś taka agresywna?-pocałował mnie zachłannie w usta.

-Jeszcze nie wiesz jak bardzo mogę być-odpowiedziałam, odpychając go od siebie. Wstałam i poszłam w przeciwną stronę. Odeszłam jednak tylko parę kroków, a Draco złapał mnie mocno i przycisnął do pnia drzewa.

-Pokaż mi w takim razie-znowu wpił się w moje usta tyle, że tym razem namiętniej.

Ręce trzymał zaciśnięte na moich biodrach. Całował moją żuchwę i zjeżdżał coraz niżej. Jęknęłam, kiedy przyssał się do mojej szyi. Złapał mnie za pośladki i podniósł. Ze mną na rękach wszedł do wcześniej rozbitego namiotu. Położył mnie delikatnie na ziemi i znowu zaczął muskać moje wargi. Zrzuciłam z niego sweter i koszulkę. Nie pozostał mi dłużny, ponieważ po chwili moje ubrania leżały obok jego, a ja zostałam w samym staniku. Usta chłopaka zaczęły schodzić na mój dekolt. Kolejną malinkę zrobił na moim obojczyku.

Żeby nie dać mu satysfakcji z dominacji, zepchnęłam go z siebie i przycisnęłam do ziemi. Teraz to ja górowałam nad nim. Zaczęłam rozpinać mu spodnie. Westchnął, kiedy otarłam ręką o jego członka. Zrzucił mnie z siebie i jednym szarpnięciem zerwał mój stanik. Złapał moją pierś i zaczął robić kółka kciukiem w okół mojego sutka. Zaczął składać pocałunki na moim brzuchu i zjeżdżał nimi coraz niżej. Rozpiął moje jeansy i zaczął zsuwać je razem z moimi majtkami. Kiedy zostaliśmy już bez ubrań, delikatnie wszedł we mnie. Cicho krzyknęłam.

-W porządku?-zapytał zmartwiony, że mi coś zrobił.

-Tak, ja po prostu... nigdy tego nie robiłam-powiedziałam. Uśmiechnął się.

-Będę delikatny, obiecuję-szepnął mi do ucha i zaczął poruszać się w przód i tył.

Zacisnęłam oczy, czując nieopisaną przyjemność. Oplotłam go nogami, a on zaczął poruszać się we mnie szybciej. Postanowiłam przejąć kontrolę i teraz to ja byłam nad nim i poruszałam się w górę i w dół. Poczułam rozlewającą się przyjemność po całym ciele. Doszliśmy w tym samym momencie. Opadłam obok niego, a on pocałował mnie namiętnie.

-Kocham cię-powiedziałam.

-Ja ciebie też-odpowiedział.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro