16
Skończyły się zajęcia z profesorem Snape'm, nowym dyrektorem. Szybko wyszłam z sali, żeby znaleźć Lunę. Z tego co wiem, miała teraz numerologię. Szybko wymijałam uczniów na korytarzu. Dziewczyna stała przy ścianie razem z innymi krukonami.
-Luna, musimy pogadać-powiedziałam, podchodząc do niej. Uśmiechnęła się do mnie i odeszła od grupki swoich znajomych.-Jest poważna sprawa. Wiesz może gdzie jest Harry, Ron I Hermiona?
-Przykro mi, ale nie powiedzieli gdzie idą-niech to szlag.-Może zapytaj Ginny? Ona powinna coś wiedzieć.
-Jasne, dzięki-odpowiedziałam smętnie i ruszyłam przed siebie.
Od trzech dni nic się nie wydarzyło, nie mamy żadnych informacji odnośnie miejsca ich pobytu, a Czarny Pan nie chce czekać. Zostaliśmy powierzeni pod opiekę Snape'a. Ma nam pomagać, gdybyśmy nie mogli sobie poradzić, ale on sam nic nie wie. Jeżeli w ciągu tygodnia nie będziemy mieli żadnych nowych informacji, musimy wyjechać i szukać ich na własną rękę.
Weszłam do Pokoju Wspólnego. Na kanapie leżała rozłożona Daphne z Nottem. Na prawdę podziwiam ich, że w takiej sytuacji potrafią się jeszcze cieszyć życiem.
-Hej-powiedziałam i rzuciłam się na fotel.
-Coś ty taka zmarnowa?-zapytała Greengras.
-Nikt nie wie gdzie oni mogą być, nikt. Przecież nie mogli rozpłynąć się w powietrzu?-tak na prawdę cieszyłam się z tego. Im dalej od nich jesteśmy, tym dłuższe będą ich życia, a ja nie chcę ich skracać.
-Nie martw się-usłyszałam za sobą.-Poradzimy sobie z tym zadaniem.
-Draco...-powiedziałam widząc go. Chłopak usiadł obok mnie, jednak nawet na mnie nie spojrzał. Zaczął rozmawiać z Nottem, nie zwracając na mnie uwagi. Nie powiem, zabolało mnie to.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę we czwórkę, ale nie długo. Po paru minutach zostałam sama z blondynem, który wstał i również chciał już pójść.
-Będziesz mnie teraz ignorował?-zapytałam.
-Sama dałaś mi do zrozumienia, że nasza relacja jest skończona-powiedział bez emocjonalnym tonem i zatrzymał się, jakby oczekiwał na moją reakcję.
-Fakt-westchnęłam. Chłopak obrócił głowę i spojrzał mi w oczy. Zatopiłam się w tych jego stalowych tęczkówkach.-Ale może... nie wiem-zaczęłam się jąkać. Podszedł do miejsca, w którym siedziałam, kucnął przede mną i spojrzał błagalnym wzrokiem.-Och, no nie patrz już tak na mnie-zaśmialiśmy się równocześnie.
-Wiesz jaki masz piękny głos?-odezwał się.-Chciałbym, żebyś budziła mnie nim codziennie rano. Wiem, że spieprzyłem, ale pozwól mi to naprawić-kiedy to powiedział, schyliłam się nad nim i wolno go pocałowałam. Brakowało mi go.-Czy to oznacza, że dajesz mi drugą szansę?-zapytał między pocałunkami.
-Tak-mruknęłam w jego usta. Objął mnie w pasie i ściągnął z fotela tak, że wylądowałam na nim. Niestety nie dane nam było dłużej się nacieszyć sobą.
-Smoku -zawołał Zabini wchodząc do pomieszczenia. Z początku nas nie zauważył, bo leżeliśmy na podłodze.-O, tu jesteś-powiedział patrząc na nas.-Widzę, że już pogodzeni-wstałam ostrożnie z posadzki i uśmiechnęłam się do czarnoskórego.
-Postanowiłam posłuchać twoich rad-powiedziałam i szturcznęłam go w ramię.
-O jak miło, wreszcie-powiedział robiąc jedną z tych swoich "poważnych" min.-Zostawisz nas na chwilę samych? Mamy do pogadania.
-Jasne-odpowiedziałam i poszłam do swojego dormitorium.
~~~
4 września
Alice,
Czarny Pan się nie cierpliwi. Chce żebyście jak najszybciej ukończyli zadanie. Znaleźliście już ich trop, prawda? Wiesz jak wiele od tego zależy.
Mama
4 czerwca
Mamo,
Przekaż mu ode mnie przeprosiny, ale nie mam zamiaru nikogo mordować, a już na pewno nie swoich przyjaciół.
Alice
~~~
Niech to szlag. Gdzie się podziała Ginny? Zawsze wszędzie jej pełno, a jak jest potrzeba, nie można jej znaleźć. Weszłam do biblioteki z nadzieją, że tam będzie. Zaczęłam chodzić miedź regałami. Z każdą alejką między książkami traciłam wiarę, że ją tu znajdę. W końcu zobaczyłam jej ogniste włosy. Siedziała przy ścianie główkując nad jakimś zadaniem. Podeszłam do niej i usiadłam na sąsiednim krześle.
-Hej-powiedziałam.-Pewnie mnie nie kojarzysz, ale przyajźniłam się długi czas z twoim bratem-dziewczyna zmierzyła mnie wzrokiem. Grymas pojawił się na jej twarzy, kiedy zarejestrowała, z jakiego domu jestem.
-Ta, Ron mi coś tam o tobie opowiadał. Po co tu przyszłaś? Jestem zajęta-odpowiedziała i skierowała swój wzrok z powrotem do podręcznika.
-Potrzebuję twojej pomocy-zaskoczona uniosła brwi.-Wiesz może gdzie oni teraz są? Znaczy Harry, Hermiona i twój brat.
-Oczywiście, że nie-fuknęła, najprawdopodobniej zdenerwowana moim pytaniem.-Nie ufają mi do tego stopnia, żeby o tym powiedzieć. Nawet nie wiem czy żyją, więc raczej nie mogę ci pomóc, a teraz daj mi się skupić na zadaniu i znajdź sobie inne miejsce do zadawania ludziom głupich pytań-wskazała ręką w stronę wyjścia.
Nic lepszego nie mogłam zrobić, więc po prostu wstałam i wyszłam z biblioteki. W dalszym ciągu nie mamy żadnych informacji, żadnych. To nie wróżyło nic dobrego i zaczynało być stresujące. W mojej głowie kłębiły się myśli. Nawet jeżeli jakimś cudem uda nam się ich znaleźć, to przecież nie zabiję ich, nie będę w stanie, ale wtedy mnie będzie czekać taki sam los jak ich i nie tylko mnie, a również moich rodziców.
Przerażenie zaczynało mieć nade mną przewagę. Musiałam gdzieś pójść, coś zrobić, żeby się wyciszyć. Stwierdziłam, że pójdę na wieżę astronomiczną. Zaczęłam wchodzić wolno po schodach. Nawet taka prosta czynność zaczynała sprawiać mi trudności.
Kiedy weszłam zauważyłam, że ktoś wpadł na taki sam pomysł co ja. Podeszłam bliżej i zobaczyłam blond kosmyki lekko fruwające na wietrze. Draco siedział skulony przy ścianie, blisko barierki i opierał głowę o kolana. Usiadłam obok niego. Objął mnie ramieniem, a ja wtuliłam się w jego klatkę. Zaśmiał się delikatnie, na co ja uniosłam głowę.
-Niezłą szkołę sobie wybrałaś-powiedział.-Dlaczego w ogóle postanowiłaś ją zmienić? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
-Cóż-zaczęłam. Poruszył bardzo niewygodny i wstydliwy dla mnie temat, ale postanowiłam się przed nim otworzyć. Może dzięki temu poczuję się lepiej.-Trzy lata temu kilka z najlepszych uczennic naszej szkoły przyjechało tutaj na Turniej Trójmagiczny. Może zwróciłeś uwagę na to jakie wszystkie były szczupłe. Ja zawsze od nich odstawałam przez moją budowę, szerokie biodra ramiona. Wagę miałam prawidłową, ale bez przerwy powtarzano mi, że jestem za gruba. Zaczęłam więc zwracać wszystko co jadłam. Często wpychałam w siebie za dużo, bo wiedziałam, że i tak to zwymiotuję. Czułam się okropnie w swoim ciele. Potem zaczęłam się głodzić, czułam do siebie obrzydzenie za każdym razem, kiedy coś zjadłam. Moi rodzice postanowili z tym skończyć i wyjechaliśmy z powrotem do Anglii, bo stąd pochodzę. Przez rok uczyłam się w domu i zdrowiałam. Kiedy mój stan fizyczny i psychiczny na to pozwolił, zapisali mnie tutaj-skończyłam mówić i wzięłam głęboki wdech. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
-Jesteś najpiękniejszą i najsliniejszą dziewczyną jaką kiedykolwiek spotkałem o najwspanialszej budowie ciała. Nigdy nie daj sobie wmówić, że jest inaczej-powiedział szeptem i pocałował mnie w czubek głowy.-Jestem z ciebie dumny, że sobie z tym wszystkim poradziłaś.
Ciepły wiatr owiewał moją buzię, uspokajając mnie. Nic do siebie nie mówiliśmy, ale było nam z tym dobrze. Nie potrzebowaliśmy w tym momencie rozmowy. Wystarczała nam nasza własna obecność i wierzyliśmy, że nikt nigdy nam jej nie odbierze. Jeszcze nie wiedzieliśmy, jak bardzo się myliliśmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro