12
Wiosna przyszła w tym roku znacznie wcześniej. Już na początku marca zaczęło się robić ciepło, a śnieg stopniał. Teraz można już było wyjść w letniej szacie i nie zmarznąć. No chyba, że jest się mną. Ja ma marznę zawsze, niezależnie od temperatury, dlatego teraz miałam na sobie bluzę Draco, którą mi pożyczył tydzień temu.
Siedziałam na błoniach i czytałam książkę, którą wzięłam z biblioteki. Nie wydawała się niczym ciekawym, ale chciałam czymś zabić czas. Była przerwa obiadowa, ale ja nie miałam ochoty na posiłek, więc wyszłam na zewnątrz. Nie zostało mi jednak dużo czasu do następnej lekcji, którą było mugoloznawstwo.
Wstałam z wilgotnej trawy i ruszyłam ku zamkowi. W połowie drogi podbiegł do mnie Draco. I mnie pocałował.
-Cześć słońce-powiedział.
-Hej-odpowiedziałam.-Co ty taki zadowolony dzisiaj?
-Dowiesz się w swoim czasie.
-Tajemniczo-powiedziałam i poszliśmy na zajęcia.
Nie działo się na nich nic ciekawego, więc moja głowa co chwilę opadała na moje ramię, co bardzo bawiło blondyna, siedzącego obok mnie. Niestety nauczyciel nie był w takim dobrym humorze i odjął mi pięć punktów.
Kiedy tylko wszystkie zajęcia dobiegły końca, chłopak wziął mnie za rękę i zasłonił oczy.
-Nie patrz-powiedział i zaczął mnie prowadzić w nieznanym mi kierunku.
Poczułam, że wyszliśmy na zewnątrz, ponieważ wiosenny wiatr zaczął muskać moje policzki.
-Otwórz oczy-szepnął mi do ucha Draco.
Byliśmy na linii zakazanego lasu. Było tu pusto. Nikt się nie zapuszczał w te rejony, więc byliśmy zupełnie sami. Tylko on i ja.
Na trawie leżał duży koc, a na nim mnóstwo jedzenia i poduszki. Podbiegłam do chłopaka i rzuciłam mu się w ramiona.
-Jesteś wspaniały-powiedziałam.
-Nie tak bardzo jak ty-założył mi brązowy kosmyk włosów za ucho i usiedliśmy.
-Ale by szczęka Hermionie opadła, jakby się dowiedziała-wymsknęło mi się. Weszłam na niebezpieczny grunt, wiedziałam o tym.-Naprawdę myślisz tak źle o mugolakach i półkrwi?-zapytałam. Chłopak głęboko westchnął i przeczesał ręką włosy.
-Wiesz jak byłem wychowywany. Od dziecka wpajano mi, że są gorsi od nas i nie powinienem się z nimi zadawać. Zresztą ze zdrajcami krwi też-popatrzył na mnie zbolałym wzrokiem.
-Ale ze mną się zadajesz-stwierdziłam.
-Cóż, na początku nie chciałem. Starałem się ignorować to, że bez przerwy o tobie myślałem, ale w pewnym momencie nie dałem dłużej rady. Jesteś najwspanialszym darem od wszechświata, jaki dostałem-powiedział i delikatnie musnął moje usta.
-Nie tylko ty miałeś taki problem-lekko się uśmiechnęłam.-Też starałam się nie zwracać na ciebie uwagi, ale nie wyszło, jak widać. Ale nie żałuję. Dzięki tobie jestem szczęśliwa-powiedziałam, oparłam głowę na jego klatce i słuchałam bicia jego serca, które działało na mnie jak kołysanka. Po chwili zasnęłam.
~~~
-Hej, musimy wracać-potrząsnął mną lekko Draco. Przetarłam zaspana oczy i usiadłam. Dalej byliśmy w tym samym miejscu, ale zrobiło się ciemno.
Wstaliśmy, złożyliśmy koc i poduszki, a następnie poszliśmy z powrotem do zamku. Chłopak pocałował mnie w czoło i poszedł do swojego dormitorium, a ja postanowiłam pójść jeszcze do biblioteki i oddać książkę, którą wcześniej wzięłam. Wracając natknęłam się na wściekłą Pansy.
-Co ty sobie myślisz?-krzyknęła.-On nigdy nie patrzył na ciebie poważnie, a ten cały wyimaginowany związek skończy się prędzej niż się zaczął-zaśmiała się.
-Po co tyle nerwów, dziewczyno. Nic nie poradzę na to, że wybrał mnie zamiast chorej psychicznie wariatki-odpowiedziałam jej.
-Jak mnie nazwałaś?-dziewczyna wkurzyła się jeszcze bardziej.-Odszczekaj to!-krzyknęła. W tym momencie usłyszałam kroki.
-Zamknij się-syknęłam przez zaciśnięte zęby i pociągnęłam ją za filar.
Zza zakrętu wyszedł Neville razem z Luną. Po chwili wyszli również Ginny i Ron. Następnie pojawili się Harry i Hermiona. Wtedy wyszłyśmy z naszej kryjówki.
-Stójcie-odezwała się Pansy.-Co tu robicie o takiej porze?
-Przechadzamy się-rzuciła lekko spanikowana Hermiona.
-Ach tak? Chang też?-powiedziałam zauważając kontem oka, idąca z tej samej strony Cho. Dziewczyna zatrzymała się na dźwięk swojego nazwiska.-Możesz mi powiedzieć co tutaj robisz?
-Była z nami-odezwał się Harry.
-Wszyscy do dyrektor Umbridge. Już!-krzyknęła Parkinson na co wszyscy niechętnie ruszyli.
Weszliśmy do różowego gabinetu. Przy biurku siedziała wstrętna ropucha, zwana także panią dyrektor.
-Złapałyśmy ich na korytarzu. Kilkoro uczniów szło jeszcze przed nimi. Wyglądało to co najmniej podejrzanie-powiedziałam.
-Ach dobrze, dziękuję dziewczęta-zwróciła się do mnie i do Pansy.-Herbaty?-zapytała stojących przed nią uczniów. Gryfoni odmówili, ale krukonka wzięła filiżankę i wypiła jej zawartość.-A teraz Cho, powiedz mi co robiłaś teraz na korytarzu.
-Wracałam ze spotkania Gwardii Dumbledore'a-powiedziała i zszokowana zakryła dłonią usta.
Popatrzyłyśmy na siebie z Pansy ze zdziwieniem. Nie wiedziałyśmy o co chodzi dopóki Umbridge nie uśmiechnęła się chytrze. Wtedy się domyśliłam, że dolała do herbaty Veritaserum.
-Powiedz mi jeszcze, kto uczestniczy w tych spotkaniach?-powiedziała dyrektorka, a dziewczyna zaczęła wymieniać po kolei wszystkie nazwiska wbrew własnej woli.
W tym momencie poczułam wyrzuty sumienia. Tyle osób zostanie najprawdopodobniej ukaranych przeze mnie. Łącznie z moimi byłymi przyjaciółmi.
Spojrzałam w ich kierunku, ale oni na mnie nie patrzyli. Ich wzrok był skierowany na Umbridge, która uśmiechała się zadowolona z siebie. Parkinson też nie pokazywała po sobie skruchy, a triumf nad znienawidzonymi uczniami. Nie przejmowała się ich późniejszymi losami. Ja jednak tak, co miałam sobie za złe.
Nikt z nich mnie nie wspierał kiedy tego potrzebowałam, nikt nie zaakceptował moich wyborów. Potępiali mnie za nie, a ja teraz się nad nimi lituję. Tak nie powinno być i doskonale o tym wiedziałam.
-Przepraszam pani profesor, ale możemy już iść?-zapytałam nie chcąc dłużej słuchać tego co będzie się działo w tym gabinecie.
-Jasne dziewczęta. Przy okazji Slytherin otrzymuje pięćdziesiąt punktów, a teraz zmykajcie-powiedziała tym swoim przesłodzonym głosem.
Wyszłyśmy na korytarz i ruszyłyśmy w stronę lochów. Byłam załamana tym co zrobiłam, a Pansy chyba to zauważyła.
-Co ty taka przygnębiona-powiedziała zadowolonym głosem.-Wreszcie odkryliśmy, kto był w tej ich śmiesznej Gwardii.
-Zauważ, że byli tam moi przyjaciele-warknęłam nie podnosząc na nią wzroku.
-Och czyżby? A to nie oni odwrócili się od ciebie, kiedy dowiedzieli się, że umawiasz się z Malfoy'em? Całkiem fajni przyjaciele-zaśmiała się.
-Ty wcale nie jesteś lepsza. Bez przerwy tylko się ślinisz do niego i obmyślasz, jak mi go odebrać. Różnica jest tylko taka, że my nie jesteśmy przyjaciółkami i nigdy nimi nie będziemy.
-Nawet o tym nie myśl. Nie mam zamiaru zadawać się ze zdrajcami krwii. Zbyt mocno ubrudziłaś się szlamem.
-Powiedz o mnie jeszcze raz coś takiego, a skończysz w skrzydle szpitalnym-zdenerwowana wycelowałam w nią różdżką.
-Och skarbie, nie nauczyli cię w tej Francji dobrych manier-powiedziała, a ja wystrzeliłam w jej stronę zaklęcie, które odbiła.
-Dziewczęta, po co tyle agresji-podszedł do nas Blaise.-Uspokójcie się. O co poszło?
-O nic co powinno cię interesować-powiedziałam z oczami dalej utkwionymi w dziewczynie. Obróciłam się i ruszyłam w stronę swojego dormitorium, nie mając ochoty przebywać w tym jakże przemiłym towarzystwie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro