Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

○17. Pożegnalny list○

Wspomnienie

Hannah zeszła schodami po czym wyszła z bloku C. W drugim pomieszczeniu zobaczyła Carl'a, który samotnie siedział przy okrągłym stoliku. Podeszła do niego i usiadła obok.

-Hej szeryfie, czyżby fajrant na dziś?- zapytała z uśmiechem jednak Carl nie wyglądał na wesołego.

-Nie chcieli zabrać mnie na wyprawę po zapasy.- stwierdził z posępną miną.

-Jak Rick wróci to z nim pogadam. Może zabiorą nas oboje następnym razem.

-Po twojej ostatnim wybryku raczej ci nie pozwolą.- stwierdził z lekkim rozbawieniem. Hannah wywróciła oczami.

-Jakoś ich przekonam. Zrobię oczka szczeniaczka i się zgodzą.- zażartowała, a Carl zaśmiał się.

-To na pewno nie wyjdzie.- zaśmiał się, ale po chwili znowu jego radość zgasła. Brązowowłosa objęła go ramieniem wyczuwając że to wcale nie chodzi o to że nie mógł pojechać na wyprawę.

-O co chodzi? Możesz mi powiedzieć. Wysłucham cię, nie ważne co to jest.

-Po prostu tęsknie za nią.- wydusił z siebie. Hannah bardziej go przytuliła.

-Wiem, ja też. Z czasem będzie mniej bolało. Pamiętaj że wciąż masz mnie, tatę, Judith i innych. Jesteśmy tu dla ciebie i nigdy cię nie opuścimy. 

-Dzięki.- uśmiechnął się lekko. Oczywiście że rozumiała go że tęskni za swoją matką. Był tylko dzieckiem które potrzebuje miłości i troski.- Wiesz że zawsze byłaś dla mnie więcej niż tylko ciocią? Jesteś też przyjaciółką i drugą mamą, może nawet taką którą zawsze chciałem mieć.

-Jesteśmy rodziną Carl, zrobiłabym dla ciebie wszystko bo cię kocham.- uśmiechnęła się rozczulona jego słowami. Przytuliła go i ucałowała go w czoło. Carl odwzajemnił uścisk i zachichotał gdy po chwili potargała jego włosy zabierając mu kapelusz, który założyła na głowę.

-Do twarzy ci w nim.- powiedział gdy odsunął się od niej.

-Mamy nowego szeryfa w mieście?

Hannah odwróciła się i zobaczyła jak Rick wchodzi do pomieszczenia z torbą, którą po chwili odstawił na podłodze.

-Już wróciliście?

-Szybko nam poszło. Mamy całkiem sporo zapasów, wystarczą na jakiś czas.- stwierdził z uśmiechem najstarszy z Grimes'ów.- Kombinujecie coś?- zapytał z uśmiechem.

-Oczywiście, mamy szalony plan.- powiedziała z rozbawieniem Hannah, a Carl zachichotał.- Zrobiliśmy zasadzkę na bardzo niebezpiecznego przestępce.- zerknęła ukradkiem na Carl'a puszczając mu oczko.

-Więc niech ten przestępca boi się bo nowy szeryf i jej pomocnik go złapią.- Rick zachichotał, a wtedy Hannah szepnęła go Carl'a "Teraz". Oboje rzucili się na Rick'a i zaczęli go łaskotać. Mężczyzna zaskoczony zaczął się bronić choć to nie było takie łatwe. Śmiali się głośno że pewnie reszta słyszała ich nawet z innych pomieszczeń. Rick złapał syna pod pachę więc nie mógł go już łaskotać. Hannah postanowiła przerwać atak i czmychnąć, ale Rick ją złapał w pasie i przyciągnął.- No i co teraz? Szeryf i jej pomocnik są teraz w tarapatach.- stwierdził obejmując ich jednocześnie.

-Dobra wystarczy.- Hannah śmiała się z tego wszystkiego bo wyglądało to niedorzecznie. Ale przynajmniej mieli chwilę radości. Rick w końcu puścił ich. Hannah zdjęła kapelusz i oddała go Carl'owi.

Po chwili do pomieszczenia weszła Beth z Judith na rękach.

-I oto najmłodsza z Grimes'ów.

Beth podała dziecko Rick'owi, który do niej podszedł aby wziąć córkę na ręce. Mała wydała z siebie ciężki do określenia dźwięk, ale brzmiał on jakby witała się z swoim ojcem. Hannah uśmiechnęła się gdy jej brat podszedł do niej z jej bratanicą. Carl wepchnął się pomiędzy nich by być blisko siostry. Byli szczęśliwą i kochającą się rodziną. Mieli siebie nawzajem i oddaliby za siebie życie. Tylko czy los byłby dla nich łaskawy?

Hannah zaczęła niepohamowanie płakać gdy tylko skończyła czytać list pożegnalny Carl'a. Jak mogła nie być przy nim gdy umierał, była taka załamana. I to co tam napisał, że miał do siebie pretensje że nie zdążył jej uwolnić od Zbawców, to najbardziej łamało jej serce. Bo nie może mu powiedzieć że nie ma do niego pretensji że nie zawiodła się na nim. Już więcej go nie zobaczy i nie powie mu jak ważny jest dla niej. Już nigdy więcej go nie zobaczy bo umarł, umarł bo chciał kogoś ratować. To tak bardzo bolało. Nie mogła się uspokoić. Te wszystkie emocje skumulowały się i nagle wybuchły. To co przeszła w ostatnim czasie i to co stało się teraz. Była taka słaba. Oszukiwała sama siebie że daje radę. Nie była nic warta choć starała się, dbała o innych tak jak mogła, pomagała tyle ile dała rady, ale to zawsze było za mało. Nie potrafiła nikogo ochronić bo nawet nie potrafiła ochronić siebie.

Otarła rękawem słone łzy, które spływały jej po policzkach. Zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów. Na tą chwilę musiała się uspokoić bo przecież nie była tu sama i do tego miała coś ważnego do przekazania Negan'owi.

-Skąd masz ten list?- odchrząknęła po czym spoglądając na czarnowłosego zapytała podłamanych głosem. Mężczyzna siedział przy stoliku przyglądając się jej.

-Rick skontaktował się ze mną przez krótkofalówkę i przekazał list przed bramą. Carl też napisał do mnie.- dodał na co brązowowłosa zmarszczyła brwi. Czemu miałby do niego pisać i niby o czym?, pomyślała ale cokolwiek Carl chciał mu przekazać to musiało być dla niego istotne skoro napisał też do Negana.- Wiem że słowa nie są wstanie tego wyrazić, ale szczerze ci współczuje i jest mi przykro. Carl zasługiwał na coś lepszego. Był jak syn którego zawsze chciałem mieć, był silny i cholernie odważny.

-Był wyjątkowy. Dlaczego tak się stało?- zapytała choć wiedziała że odpowiedzi na to prawdopodobnie nigdy nie pozna. Świat był okrutny, ale czy musiał odebrać jej kolejną ważną osobę. Ile jeszcze musi przecierpieć zanim w końcu będzie na prawdę szczęśliwa? Może nie będzie jej to dane, może właśnie takie jej życie musi być.

-Ten świat nie zasługuje na dobrych ludzi takich jak Carl. Ratował kogoś, to było bohaterskie.

- Zrobił dobry uczynek, ale to nie sprawia że czuję się lepiej. Tak bardzo będzie mi go brakowało. To nie w porządku.

-Nic w tym świecie nie jest takie jak być powinno, ale czy kiedykolwiek było? Kiedyś też ludzie cierpieli. Pójdę, pewnie chcesz zostać sama.- stwierdził i wstał z swojego miejsca po czym ruszył w kierunku drzwi.

-Poczekaj, muszę ci coś powiedzieć.- powiedziała pośpiesznie. Czarnowłosy zatrzymał się i odwrócił aby na nią spojrzeć. Niepewnie wstała z swojego miejsca robiąc krok w jego stronę.- Czy ufasz swoim ludziom?

-Dlaczego pytasz?

- Bo jeden z nich chce obalić cię i przejąć władzę.- gdy to mówiła uważnie przyglądała się jego twarzy, na której z każdym jej słowem pojawiało się niezadowolenie. Ale po chwili mężczyzna prychnął.

- To przebrzydłe szczury, a jeśli spróbują zabije każdego kto choćby pomyślał o zdradzeniu mnie.- powiedział z groźbą w głosie. Ciarki jej po plecach przeszły gdy zauważyła w jego oczach chłód.- Skąd w ogóle pomysł że chcą mnie zdradzić?

-Mężczyzna imieniem Simon, który rzekomo miał mieć na mnie oko, zaproponował abym mu pomogła a w zamian będę wolna i Alexandria będzie bezpieczna.

-Simon? Moja prawa ręka?- z złością która uwydatniła się bardziej gdy zmarszczył brwi przetarł twarz dłonią jakby układał sobie w myślach to co usłyszał.- Czemu mi to mówisz? Przecież chcesz się stąd wydostać i pomóc swoim.

-Chcę, ale nie ufam mu. Nie sądzę aby dotrzymał słowa.

-Więc mówisz mi to bym teraz mógł się pozbyć mojego zaufanego człowieka? Czy nie brzmi to jak podstęp? Może chcesz wywołać wewnętrzny konflikt między mną, a moimi ludźmi?

-Nie, mówię prawdę. Czemu miałabym wymyślać takie rzeczy? Nie umiem zbyt dobrze kłamać.

-O tym sam się przekonam.- stwierdził podchodząc bliżej niej. Serce szybciej jej zabiło gdy poczuła jego ciepły oddech na policzku. Przyglądał się jej dokładnie sprawdzając czy to co powiedziała mogłoby być prawdą. Ale skąd miałby pewność?- Dał ci czas do zastanowienia?

-Tak, do jutra.- mruknęła na krótki moment patrząc mu w oczy, ale przez jego intensywne spojrzenie odwróciła wzrok.

-Więc jutro będzie ważny dzień.

-Co masz na myśli?- zapytała nie wiedząc o co mu chodzi.

-Zobaczysz jutro.

Czarnowłosy odwrócił się po czym podszedł do drzwi i po prostu wyszedł bez słowa. Hannah westchnęła i usiadła na łóżku czując że za chwilę upadłaby. Spojrzała na swoje dłonie, które lekko drżały po czym po jej policzkach zaczęły spływać łzy. Wciąż miała wrażenie że to nie dzieje się na prawdę, ale gdy zerknęła na leżący na łóżku list cichy szloch wydostał się z jej gardła. Pozwoliła by emocje wzięły górę, nie kontrolowała już płaczu, nie miała na to sił. To okropnie bolało, ale musiała to jakoś to przebrnąć. Zawsze będzie o nim pamiętać i ten ból utraty na zawsze pozostanie w jej sercu, ale z upływem czasu będzie mniejszy, a przynajmniej taką miała nadzieje.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro