● 10. Nie dam się zastraszyć ●
Brązowowłosa siedziała na schodku nerwowo paląc papierosa na tyłach budynku. Musiała sobie zrobić choć krótką przerwę aby ochłonąć po spotkaniu z własną przeszłością. Miała wrażenie że to tylko zły sen, że nic z tego nie jest prawdziwe. Tak bardzo chciała w to wierzyć, ale oszukiwała by samą siebie. To wszystko było koszmarem, ta cała epidemia, śmierć tylu ludzi, jej zabranie do Sanktuarium. Ale przy tych rzeczach ponowne spotkanie Billy'ego było najgorsze. Teraz była pewna że będzie cały czas czuła strach. Może wśród innych ludzi nic by jej nie zrobił, ale kiedy zostanie sama, wtedy nie miała by z nim szans.
-Wyglądasz na zestresowaną.
Hannah drgnęła wystraszona słysząc męski głos. Obejrzała się w bok gdzie John usiadł obok niej na schodku. Mężczyzna posłał jej przyjazny uśmiech po czym wyjął paczkę papierosów z kieszeni, wziął jednego i go zapalił. Zaciągnął się a następnie wypuścił dym z płuc nie śpiesząc się.
-Stresujący dzień?
-Tak.- mruknęła zaciągając się własnym papierosem.
-Jeśli chodzi o widowisko, które Negan odstawił dzisiaj. To normalka tutaj. Jeśli jesteś szarym człowieczkiem, to nikt nie zauważy jeśli nagle znikniesz, nie przejęliby się. Przestrzegaj zasad, a będzie w porządku.
-Nie powinieneś szukać swojej dziewczyny?
-Ja nie mam dziewczyny. A jeśli chodzi ci o Debrę, to tylko się pieprzymy.
-Ona też tak uważa?
-Nie dbam o to. Nie jest materiałem na dziewczynę. Daje dupy każdemu kto powie że jest ładna. To dziwka.
-Więc czemu się z nią zadajesz?
-Bo jak wspomniałem wcześniej, daje dupy. Tylko to nas łączy. Nie potrzebuję związku. W tych czasach to tylko ciężar, a później rozpaczasz po utracie tej osoby. To nie jest mi potrzebne.
-Ale chciałbyś?- spojrzała na niego w tym samym czasie co on.
-Kiedyś tak, ale teraz... nie wiem. Nie wiem nawet czy dożyję jutra. Beznadzieja.
-Nie masz nadziei, że kiedyś będzie lepiej?
-Czasami miewam dni kiedy mam, ale gdy patrzę na ten świat, to stwierdzam że wcale nie zasługujemy na coś lepszego. Oczywiście są wyjątki. Szczególnie taka dobra i piękna kobieta.- posłała w jej kierunku uroczy uśmiech.- Która siedzi obok mnie.- dodał.
-Nie znasz mnie więc skąd możesz wiedzieć jaka jestem.
-Osobę o dobrym sercu łatwo rozpoznać. No i jesteś dla mnie miła. Tutaj ludzie nie są mili dla innych od tak po prostu, no chyba że czegoś chcą.
-To przykre. Tyle bólu i cierpienia. Dlaczego?
-Bo ludzie już tacy są. Sami sobie sprowadziliśmy cierpienie na głowę. Ktoś musiał przecież spowodować tą epidemie. Założę się że jacyś naukowcy chcieli stworzyć nową broń, ale coś poszło nie tak. I bum, wywołali kataklizm na skalę globalną.
-W sumie to możliwe. Choć nikt tak na prawdę nie wie co się wydarzyło.
-Ktoś chciał być lepszy i mieć większą władzę. Zawsze się to kończy nieszczęściem. Ale nie dołujmy się tak. Wciąż żyjemy. Uśmiechnij się.- dopalił fajka po czym rzucił na ziemię niedopałek i wstał na równe nogi.- Spadam już. Do zobaczenia sąsiadeczko.
John wszedł do budynku znikając za drzwiami. Znowu została sama. Nieprzyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach gdy poczuła czyjś wzrok na sobie. Ale gdy się rozejrzała nie zauważyła nikogo.
○●○●○●○●○
Hannah wzięła swoją torbę z krzesełka. Skończyła pracę więc mogła już iść. Gdy się obróciła zobaczyła przed sobą Debrę z wściekłym spojrzeniem.
-Czego chcesz?
-Myślisz że jesteś lepsza? Nic nie znaczysz.
-Nie chcę z tobą gadać.- próbowała ją wyminąć, ale brunetka zastawiła jej drogę.
-Powiem to wprost. Odwal się od niego, on jest mój.
-O co ci... - ucięła gdy zrozumiała o co tej idiotce chodzi. Najwyraźniej była zazdrosna o Johna. Ale przecież tylko rozmawiali, nic więcej. Nawet jej się nie podobał więc nie w głowie jej było poderwanie go.- Nie interesuje mnie John. Nie mam zamiaru ci go odbić, ale to nie znaczy że będziesz mi mówić co mam robić i z kim rozmawiać.
-O taka odważna jesteś. Jesteś tylko kolejną dziwką Negana, którą wyrzuci jak śmiecia gdy mu się znudzi.- na twarzy Debry zagfościł wredny uśmiech. Hannah zacisnęła pięści gdy poczuła rosnącą złość. Nie miała zamiaru dać jej się tak obrażać. Od początku szukała tylko zaczepki, ale tego już dość.
-Mówi to osoba, która obciągnęła by każdemu kto powie jej czułe słówka. Myślisz że nie słyszałam o tym jak dajesz dupy komu się tylko da. I kto tu kogo nazywa dziwką?
Gdy tylko te słowa opuściły usta Hannah, poczuła mocne uderzenie w twarz. Cofnęła się dotykając wargi, która zaczęła krwawić. Debra ją uderzyła.
-I co teraz zrobisz? Myślisz że jesteś twarda, ja ci pokaże że nie. Jesteś słaba, a takie jak ty kończą jako pokarm dla sztywnych.- zaśmiała się z drwiną. Jednak jej uśmiech szybo zniknął z twarzy.
Hannah zamachnęła się i jak najmocniej przywaliła Debrze w twarz. Brunetka nawet nie zdążyła zdać sobie sprawy z tego co się dzieje. Grimes chwyciła ją za włosy po czym zetknęła jej głowę z swoim kolanem. Po tym ciosie brunetka prawie upadła, ale złapała się szafki stojącej obok. Spojrzała na brązowowłosą, a z jej nosa płynęła krew.
-Nie jestem słaba.- powiedziała z stanowczością Grimes.
Debra wyprostowała się zlizując językiem krew, która spłynęła na jej wargi. Kobieta zaśmiała się cicho po czym spoważniała.
-Całkiem nieźle, sądziłam że dasz łatwo się nastraszyć. Ale to może lepiej. Będzie więcej zabawy. Zapamiętaj, jeśli znowu cię z nim zobaczę... każde drzwi i zamek można otworzyć. Nawet nie zorientujesz się kiedy zabraknie ci oddechu. Podobno śmierć we śnie jest przyjemna.- w jej oczach zobaczyła blask szaleństwa. Oczywiście że właśnie zagroziła że ją zabije. Hannah zaczęła zastanawiać się czy większość osób tutaj jest szaleńcami. Teraz ma na karku kolejne zmartwienie, musi ochronić się przed kolejną osobą. Szybko zabrała torbę po czym minęła brunetkę i ruszyła w stronę drzwi.
-Słodkich snów!- krzyknęła za nią Debra gdy Hannah wychodziła z pomieszczenia.
Gdy szybkim krokiem oddalała się od budynku z którego po chwili wyszła też Debra i przyglądała się jej, ktoś inny obserwował je obie. Hannah nawet nie zawracała sobie tym głowy. Liczyło się tylko jak najszybsze dotarcie do swojego małego mieszkanka. Tylko tam nadal miała złudne wrażenie bezpieczeństwa i że nic jej tam nie grozi, ale po tym co usłyszała od Debry zaczęła wątpić że drzwi czy zwykły zamek może ją przed czymkolwiek uchronić. Tak bardzo miała dość tego miejsca, tych ludzi. Dzisiejszy dzień był jednym z najgorszych dni które tu spędziła.
W końcu znalazła się w swoim mieszkanku. Z ciężkim westchnieniem zamknęła drzwi i przekręciła zamek. Ale gdy cofnęła się od drzwi stwierdziła że to nie jest wystarczająca ochrona. Nawet by nie usłyszała gdyby ktoś otworzył drzwi dlatego stojącą obok niedużą szafkę przesunęła w stronę drzwi aby je zablokować. Może to zbyt dużo by nie dało, ale miała by dodatkowy czas na zorientowanie się o zagrożeniu i może znalazła by coś do ochrony.
Zmęczona odwiesiła torbę na krzesełko i padła plecami na łóżko. Czuła się taka wykończona, zarówno psychicznie jak i fizycznie. Tak bardzo pragnęła wrócić do bliskich, znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Ale musiała czekać aż jej brat z innymi pokonają Zbawców. Mogłaby spróbować uciec, ale za pierwszym razem jej się nie udało więc za drugim były jeszcze mniejsze szanse na powodzenie. Szczególnie że konsekwencje tego mogły być tragiczne.
Syknęła czując nieprzyjemne pieczenie rozciętej wargi gdy zwilżyła usta językiem. Podniosła się do siadu i wtedy zauważyła że ma sine i lekko zdarte kostki na dłoni, którą przywaliła Debrze w twarz. Wstała i poszła do łazienki. Przemyła rany po czym zabandażowała je, choć z rozciętą wargą za wiele nie mogła zrobić więc musiała ją zostawić aby sama się zagoiła.
Gdy się ogarnęła poszła położyć się do łóżka. Nie było jeszcze zbyt późno, ale ona była zmęczona więc wolała położyć się wcześniej. Gdy tylko przykryła się kołdrą Lucky wskoczył na łóżko i usadowił się obok jej. Uśmiechnęła się głaszcząc kota, który zamruczał zadowolony z pieszczoty.
-Szkoda że nie jesteś tygrysem albo chociaż trochę większy. Przydałby mi się obrońca. Ale nie narzekam, mam chociaż do kogo się odezwać. Oboje jesteśmy tu sami i musimy liczyć tylko na siebie bo nikt nam nie pomoże.
Lucky tylko miauknął w odpowiedzi bardziej przybliżając główkę do jej dłoni aby dalej go głaskała. Brązowowłosa uśmiechnęła się smutno. Tylko kilka minut zajęło jej zaśnięcie po czym odpłynęła zapominając choć na krótki moment o tych wszystkich problemach.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro