Część pierwsza : ten facet to wariat 17
Rano Mingjue zabrał ze sobą psy do pracy i zamknął się w swoim gabinecie, przez dobre trzy godziny rzucając piłkę zwierzakom i kompletnie tego przy tym nie rejestrując.
Zabranie przez niego psów do jednostki było dla reszty jasnym wyznacznikiem, że nie należy mu przeszkadzać. W teorii mógłby zająć się tym w domu, ale tu lepiej mu się myślało. Kolejne godziny spędził już ze swoim zespołem, wdrażając ich w szczegóły akcji. Znalazł jednak w ciągu dnia kilka chwil, by napisać młodszemu kilka miłych słów i zapytać go o samopoczucie. Gdy skończyli wszyscy dostali wolne, by mogli odpowiednio się zregenerować.
***
Zaskoczyli ich, to było pewne, najlepszym dowodem na to byli wstawieni mafiozi, szukający swojej broni. Jednak to, że ich zaskoczyli nie zmieniało faktu jak bardzo niebezpieczna była to robota. Mogli posiadać plany budynku, jednak ich przeciwnik i tak znał go lepiej. W pierwszej fazie udało im się pojmać kilka osób, a siedem posłać na spotkanie z ich stwórcą. Później już nie było tak łatwo. Podzieleni na małe zespoły sprawdzali każdy centymetr willi i likwidowali kolejnych przestępców.
Mingjue szedł ze swoimi psami, które na czas akcji były ubrane w odpowiednie dla nich kamizelki, nie zamierzał ryzykować ich zdrowiem, nawet jeśli Baxia i Qinghe były odpowiednio wyszkolone.
- Brakuje nam jeszcze Fenga i tych jego dwóch przydupasów. - usłyszał raport Tanga w słuchawce.
- Uważajcie na siebie, nie mam zamiaru leźć na żaden po... - Jue przerwał swoją tyradę, gdy kula otarła się o jego ramie - Kurwa mać - przeklął pod nosem, a Baxia zaraz dopadła do niego, by go osłaniać, Qinghe zrobił to samo, tylko pilnował pleców swojego pana.
- Mingjue! - Tang wydarł się do słuchawki - Znaleźć mi tego wielkoluda!
- Tang, żyje. To tylko otarcie. - zaraz też podał swoja pozycję i teoretyczną pozycję resztek ich przeciwnika.
Później poszło im już sprawnie. Otoczyli Fenga z trzech stron i zakończyli jego podły żywot. Pojmanie tego osobnika nie wchodziło w grę, nie zamierzali ryzykować jego wywinięciem się.
- Dobra Panowie. - rzucił Mingjue po skończonej akcji, gdy jego raną zajmował się jeden z sanitariuszy - Do domku, odpocząć, a jutro widzimy się u mnie. - zaraz odpowiedziały mu ucieszone głosy podwładnych. Imprezy po takich akcjach były już swego rodzaju tradycją. Tym razem nie musieli nawet czekać, aż ktoś zakończy hospitalizację, więc od razu mogli wykorzystać przysługujące im po akcji wolne. Grill, basen, piwo i masa strzelania w piwnicznej strzelnicy Mingjue były punktami obowiązkowymi po czymś takim.
***
W teorii mieli spotkać się dopiero po południu, w praktyce... W południe grill już dawno skwierczał, a towarzystwo miało już pierwsze procenty za sobą. Mingjue jako pan domu stał dzielnie przy grillu, pilnując jednocześnie by jego psy nie próbowały wykradać mięsa, które mieli przygotowane.
***
Dla Meng Yao ten czas spędzony bez Mingjue był niezbyt przyjemny. Okropnie się nudził, tak bardzo przyzwyczaił się do jego obecności, że aż nie wiedział co ze sobą zrobić. Zwykle miał wielu klientów, a teraz pustki. Złapał się nawet na tym, że chyba trochę tęsknił za tym mięśniakiem. Był już piątek i liczył na jakąś wiadomość, może przyjedzie po niego?
Ale wiadomości brak. Telefon milczał co niezbyt mu się podobało. Niemal do południa sam również się nie odzywał, czekał mniej więcej do południa na jakąkolwiek wiadomość. Jednak ta również się nie pojawiła. A w jego głowie zaś pojawiły się myśli, że może starszy już się nim znudził. Może spotkał się z tamtym facetem z hotelu? W końcu był natrętny, może spotkał się z nim mimo to? Może mu się spodobał, ale przy Yao udawał, że go wkurza? W końcu nie byli parą, a Mingjue jedynie płacił za jego towarzystwo.
Taki natłok różnych myśli wcale nie poprawiał jego samopoczucia, wręcz przeciwnie. Sprawił, że w końcu sięgnął po telefon aby zadzwonić do mężczyzny.
- Heeej, co robisz? Przyjedziesz po mnie dzisiaj? - zapytał kiedy tylko tamten odebrał.
Widząc kto dzwoni Jue przekazał grilla pod opiekę Tanga, a sam wszedł do domu, by móc porozmawiać z młodszym w komfortowych warunkach.
- A-Yao, skarbie. - rzucił wesoło - Kochanie dziś nie dam rady, mam troszkę inne plany. Jeśli chcesz możemy spotkać się jutro wieczorem. - powiedział przepraszająco, mógł go wcześniej uprzedzić, że piątek będzie mieć zajęty, nawet o tym nie pomyślał. Z drugiej jednak strony to dla młodszego dodatkowy dzień wolny, a to raczej coś dobrego, prawda? Mógł zaznąć trochę spokoju, co jak sądził Mingjue, po ostatnim ich spotkaniu było bardziej niż wskazane.
Słysząc ton jego głosu, Yao uniósł brew i poczuł jak się w nim coś gotuje. Nie dam rady? Mam inne plany? Syknął pod nosem słysząc jego zadowolony ton głosu. Wcale mu się to nie podobało. Prychnął pod nosem i rozłączył się bez słowa. Był naprawdę wściekły, do tego stopnia, że pełen furii poszedł się przebrać. Odrzucił włosy w tył i poszedł do Su She, zabrał od niego bez słowa kluczyki z samochodu i ruszył szybko na dwór.
- Zajęty, zobaczymy się jutro wieczorem... Już my się zobaczymy... - sarknął pod nosem wsiadając do wnętrza sporego białego suva. Włączył silnik i z piskiem opon ruszył spod budynku - Ciekawe czym jesteś taki zajęty co? Może tym chłoptasiem z hotelu? Po moim trupie...- sarknął znów pod nosem kierując się w stronę jego domu. Znał mniej więcej trasę. Zaparkował pod domem z piskiem opon, a wychodząc z wnętrza samochodu trzasnął drzwiami. Zauważył jakieś samochody, ale nie przywiązał do tego większej uwagi. Wbił kod do drzwi i wszedł do środka z impetem. Naskoczyły na niego psy, ale nieszczególnie się tym przejmował tylko szedł dalej, poszukując po drodze swojego faceta. Wyszedł na ogród, a widząc go zadowolonego przy grillu aż warknął pod nosem. Więc to tak? Grill z kolegami był ważniejszy od niego. Spojrzał na niego spod przymrużonych powiek i nie przejmując się niczym podszedł do tego kafara łapiąc go za płatek ucha byle ten się zniżył.
-Jue! - usłyszał krzyk Tanga i spojrzał w jego kierunku, a ten pokazywał mu coś głową. Nim zdążył jednak zobaczyć co, został boleśnie złapany za płatek ucha.
- Ała do cho...! O! A-Yao! - uśmiechnął się do niego. W ogrodzie zapanowała niemal kompletna cisza. W końcu ich szef był właśnie ciągnięty za płatek ucha w dół przez wściekłego kurdupla i nawet Baxia leżała pod jego nogami z położonymi uszami, jakby bała się gniewu przybysza - Kochanie, a co ty tu robisz? - Mingjue był szczerze zdziwiony tymi odwiedzinami, przecież rozmawiali jakiś czas temu. Nie rozumiał też zbytnio czemu na twarzy kochanka maluje się taki gniew.
Na twarzy Meng Yao malował się grymas niezadowolenia. Szczególnie kiedy wyczuł od niego zapach alkoholu. Zniesmaczenie jakie się w nim pojawiło było najdelikatniejszym określeniem tego jak właśnie się poczuł.
- Jesteś pijany? - zapytał choć znał odpowiedź, a to rozzłościło go jeszcze bardziej. Zmrużył powieki, zastanawiając się nad tym jaka kara byłaby dla niego najlepszą. A może bardziej najgorszą - Obiecałeś mi wspólny weekend, a ty sobie piwkujesz z kolegami? Nie mam czasu, co? Świetnie. - rzucił pod nosem i mimochodem rozejrzał się po otoczeniu, było dość sporo jego kolegów, ale to jakoś nieszczególnie mu teraz przeszkadzało - Świetnie. Nie dzwoń do mnie więcej. - zerwał z szyi wisiorek i rzucił nim w niego, ten zaledwie odbił się od jego torsu upadając na trawę - Chlej sobie. Nie dzwoń, nie pisz. Nie przyjeżdżaj. Masz, weź to sobie, nie chce go. - wyjął telefon z kieszeni również rzucając mu go pod nogi - Bawcie się dobrze. - sarknął pod nosem od razu szybkim krokiem ruszając w stronę wyjścia. Szacunek do niego, dobre sobie. Tak go owinął sobie wokół palca i po co? Dla zabawy? W drzwiach minął się z jakimś młodym chłopakiem , utkwił w nim wzrok na moment. Jeszcze sprowadzał sobie kochanków?
- Świetnie! Może jeszcze na mnie napluj!- krzyknął trzaskając za sobą drzwiami, a Sang stał tak, zupełnie skołowany nie wiedząc co właśnie się stało.
Mingjue nie miał pojęcia co się właśnie dzieje. W głowie analizował cały ich pobyt w hotelu i chyba faktycznie mu coś takiego obiecał. Mógł go uprzedzić.
- A-Yao... - próbował wejść mu w słowo i jakoś się wytłumaczyć, zaraz też coś nieprzyjemnie go zakuło, gdy ten zerwał prezent z szyi, a chwilę później rzucił telefon. Podniósł obie rzeczy z ziemi i spojrzał za oddalającym się partnerem. Chyba niechcący to zepsuł.
W głowie pojawiła mu się wizja tego co stało się w poprzednim życiu, gdy młodszy był na niego wściekły. Odłożył rzeczy na stół i ruszył biegiem za mniejszym mężczyzną. Nie zwrócił nawet specjalnej uwagi na brata. Wypadł przez drzwi i przyciągnął go do siebie nim ten zdążył wsiąść do auta, przezornie blokując młodszemu ręce swoją dłonią, nie miał zamiaru niczym oberwać.
- Skarbie, posłuchaj mnie. Byliśmy wczoraj na akcji, a dziś trochę odpoczywamy. Nie złość się na mnie. - powiedział przepraszająco i pogładził go po policzku - Przecież wiesz, że jesteś dla mnie najważniejszy. - trzymał go blisko przy sobie, tak by ten nie mógł się w żaden sposób wyrwać. Nie chciał za nim ganiać po całym mieście.
Meng Yao syknął cicho kiedy został tak szarpnięty, a jego nadgarstki zostały unieruchomione. Spojrzał na niego zirytowany i szarpnął rękami mając zamiar się wydostać.
- Nie wiem, nic nie wiem. Robisz ze mnie tylko idiotę. Tak jak wtedy też zrobiłeś ze mnie idiotę… - zaczął i umilkł. Westchnął ciężko odwracając wzrok w przeciwną stronę - Zostaw mnie już w spokoju, nie chce z tobą rozmawiać ani tego słuchać. - mruknął pod nosem opuszczając wzrok, zaraz uniósł nogę aby zwyczajnie kopnąć go w klejnoty, a kiedy ten go puścił, od razu wszedł do samochodu.
Mingjue sapnął cicho, gdy został tak bezczelnie kopnięty. Tego nie przewidział. Nim Yao zdążył odpalić silnik auta, otworzył drzwi i wyszarpał gówniarza na zewnątrz. Kątem oka widział kumpli i brata, który stali przed drzwiami i obserwowali całe zajście. Jue zerwał chłopakowi tą nieszczęsna nerkę i cisnął w głąb auta. Nie chciał niczym więcej oberwać. Przycisnął chłopaka plecami do samochodu i stanął między jego nogami, blokując je. Dłonie młodszego docisnął swoimi do karoserii po obu stronach chłopaka, by ten nie mógł się już całkiem ruszyć.
- Wysłuchasz mnie, bo nie mam zamiaru cię stracić. - warknął ostrzegawczo - Przepraszam za ten weekend, ale to - wskazał głową na swój dom - To swego rodzaju tradycja. Kiedy nad twoją głową latają kule, albo nawet któraś cię trafi potrzebujesz później się zrelaksować. Zawsze się tu tak spotkaliśmy. - powiedział wyjaśniająco - Kocham cię do cholery, nie robię z ciebie idioty, nigdy nie robiłem. Kiedy ty to wreszcie zrozumiesz? - spytał i wbił się w jego wargi, puszczając jednocześnie jego dłonie, by sam mógł swoje ułożyć na twarzy kochanka.
Nie był szmacianą lalką żeby nim tak szarpać, a miał wrażenie, że starszy się na niego uparł. Miał tego powoli dość, szczególnie w obecnej sytuacji kiedy chciał po prostu wrócić do siebie. Był kompletnie unieruchomiony, mógł co najwyżej walnąć mu z główki, ale obawiał się, że i dla niego skończyłoby się to opłakanym stanem.
- Tradycja czy nie... Obiecałeś. - i po tym zamilkł bo jego usta zostały zaatakowane przez te starszego. Wziął głębszy wdech i choć początkowo chciał się stąd wydostać tak po chwili coś w nim pękło i odwzajemnił pocałunek. Powoli uniósł ręce obejmując go wokół szyi, wczesał palce w jego włosy i zacisnął się na nich lekko. Z opóźnieniem do niego dotarło, że ten mu wyznał uczucia. To było dość dziwne, ale sam czuł się tak samo.
- Ja ciebie też kocham, tak cholernie mocno… - wyszeptał między jego usta i przyciągnął go bliżej siebie, nie mając zamiaru na ten moment go wypuszczać. Nawet nie zwrócił uwagi jakie widowisko im urządzili takim zachowaniem.
Gdy Mingjue usłyszał to ciche wyznanie, pogłębił znacząco pocałunek, a jego dłonie zjechały na uda młodszego. Chwycił go za nie i podniósł do góry sadzając na swoich biodrach, by zaraz przyprzeć młodszego mocniej do auta. Nigdy w życiu nie był bardziej szczęśliwszy niż teraz. Choć słyszał to wyznanie za poprzedniego życia, to usłyszenie go teraz wprawiało go w euforię. Zacisnął swoje dłonie na pośladkach Meng Yao i ani na chwilę nie przerwał pocałunków.
Sang rozejrzał się po reszcie, on sam przynajmniej wiedział, że brat kogoś ma, tamci wydawali się tym dość mocno zaskoczeni. Chwilę temu mieli wrażenie, że Mingjue zabije tamtego chłopaka za to jak go potraktował, a ten mu wyznawał miłość. Tego co mieli teraz przed oczami nie dało się nawet skomentować, bo ta dwójka wyglądała jakby miała zamiar właśnie uprawiać seks.
Młodszy nie mógł przerwać tego pocałunku, zwyczajnie nie był w stanie. Objął go ciasno udami i trzymał się blisko jego ciała, całując jego usta zachłannie.
Sang stał tak wciąż, analizując całą sytuację. Nigdy nie widział aby jego brat był w kimkolwiek zakochany. A teraz zrobiło się jeszcze tak bardzo niezręcznie. Chłopcy równie zmieszani stwierdzili, że chyba czas już się rozejść. Młodszy z braci Nie w końcu odezwał się aby zwrócić im uwagę na to dziwne zachowanie.
- Hej! Zapomnieliście, że nie jesteście tu sami? - zawołał - Jak nastolatki… - mruknął krzyżując ręce na torsie.
Mingjue mruknął niezadowolony, że ktoś chce im przerwać i zacisnął nieco mocniej dłonie na pośladkach partnera. Dopiero po chwili dotarło do niego, że faktycznie mogli trochę przesadzić, choć on sam niezbyt się tym przejmował.
Meng Yao syknął pod nosem kiedy ten tak nagle i nieoczekiwanie zacisnął palce na jego skórze. Miał w końcu duże i silnie paluchy.
- Chyba trochę nas poniosło. - mruknął w usta młodszego i zaczął na nich składać delikatne pocałunki.
- Gość co? - rzucił rozbawiony Tang - Jak ty tak gości traktujesz to ja nie wiem czy chce cię odwiedzać. - już wcześniej po zachowaniu przyjaciela widział, że coś jest na rzeczy. Sam widział go wcześniej tylko raz w życiu zakochanego, więc rozpoznanie tych subtelnych zmian w Mingjue przyszło mu łatwo, nawet jeśli ten chciał to ukryć.
- Może faktycznie już wystarczy… Dziwnie się na nas gapią. - wymamrotał Yao po czym odsunął twarz od niego. Sam nie wierzył w to w jakiej sytuacji się dziś znalazł - Wróć do swoich gości, a ja pojadę do siebie, czuje się niezręcznie.
_______
Witajcie ,powoli zbliżamy się do końca części pierwszej. Jak wrażenia do tej pory? Podzielcie się z nami swoimi odczuciami i zdaniem!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro