Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część druga: Powrót do przeszłości 24

Mingjue pokiwał znów głową i niezbyt przejmując się jego komentarzem o wyglądaniu jak menel ponownie się napił.

- Pamiętam, chociaż zrozumiałem to dopiero po tym jak nas przywrócono do życia. Wątpię by teraz chciał pozbawić mnie głowy za pomocą Baxii. A czy byłby do tego zdolny? Yao którego ja znam... Byłby. Wróć. Jest. Wtedy byłem nieco mniejszym dupkiem jeśli idzie o jego uczucia. - powiedział całkiem poważnie i znów się napił - Nie patrz tak na mnie. To choć trochę pomaga.
Tang zmrużył powieki i niczym mędrzec drapał swoją brodę. Mimo to do jakich przemyśleń doszedł nie dawało mu żadnych odpowiedzi.

- Są inne czasy, może użyć czegokolwiek. - stwierdził krótko i sam posłał mu wrogie spojrzenie przez ten cholerny alkohol - Możesz mi powiedzieć jak było wcześniej. Ja nie mam takich wspomnień.
- O nie, tak to nie ma. - zaśmiał się Mingjue i przesiadł na leżak - Jak ci powiem to będziesz chciał mnie wsadzić do wariatkowa, jeszcze bardziej niż teraz. - gdy tylko ułożył się wygodnie Qinghe natychmiast się na nim uwalił, a Baxia próbowała zostać niezauważona podczas prób żucia buta Tanga - Albo dobra. Pamiętasz te wszystkie legendy o kultywatorach i innych takich? - zapytał, a gdy otrzymał potwierdzenie kontynuował - No to właśnie ci opowiedziałem. - rzucił spokojnie i wypił resztę tego co miał w butelce.
Młodszy zmarszczył brwi w jeszcze większej konsternacji niż chwilę wcześniej i aż westchnął. Czy miało to jakikolwiek sens? Jakiś na pewno.

- Niewiele z tego dalej wiem, ale niech ci będzie. - odparł spokojniej, widząc, że jego nastrój znacząco się poprawił. A przynajmniej na tyle, że ten nie zachowywał się jak desperat - Skoro mówiłeś wcześniej, że wydałeś mi polecenie pilnowania go wieki temu, to znaczy, że też tam byłem?
Mingjue zamyślił się przez chwilę, choć każdy moment w którym w jego pamięci pojawiał się Meng Yao był cholernie bolesny.

- Mmmm. Byłeś. Jako mój przyjaciel, zastępca i generał. Pilnowałeś Qinghe i Sanga, gdy Meng Yao posłał mnie do grobu, a później pilnowałeś Yao i to w sumie dzięki... - zamilkł czując nieprzyjemny ucisk w klatce piersiowej. Tym razem nie było żadnego spisku i tym razem Tang nie pomoże mu odzyskać ukochanego - Idę się położyć. Jutro chce mieć raport na biurku. - rzucił i wstał ze swojego miejsca, niekoniecznie mając w planach udanie się na spoczynek. Najpierw musiał odwiedzić lodówkę, chociaż raz.
Przez chwilę Tangowi zdawało się nawet, że uda mu się zdobyć jakieś ciekawe informacje. Jednak ta nadzieja padła kiedy usłyszał kolejne słowa. Wierzył w to czy nie, nie miało to tak dużego znaczenia. Coś w tym musiało być, nawet jeśli wydawało się to absurdalne i chore.

- Czekaj, co?!- zapytał podnosząc się z impetem ze stołu, niemal przewrócił mebel - Chyba sobie żartujesz. Masz zamiar iść do pracy w takim stanie? Głupszego pomysłu chyba nie słyszałem od ostatniego rozstania… - powiedział bardziej do siebie ruszając od razu za nim. Sam fakt, że ten mówił do niego teraz formalnie wcale mu się nie spodobał. Zatrzymał się w połowie drogi, skoro wtedy, jak mówił Mingjue, zajmował się tym wszystkim to może i teraz uda mu się to jakoś naprawić? Wbił wzrok w plecy mężczyzny po czym odetchnął ciężko. Uparty jak osioł - Zamiast się dołować, lepiej zorganizuj imprezę. W końcu udało ci się rozbić mafię która męczyła to miasto od pokoleń. Jest co świętować.
- Taaa, hura. Brawo ja. - mruknął otwierając lodówkę pod szafką i wyciągając z niej kolejne dwie butelki. Zaczynał być wściekły, czy nie mógł zwyczajnie jak człowiek się upić? Impreza wcale go nie cieszyła, zwłaszcza po słowach młodszego - Dom jest do waszej dyspozycji. - dodał nim zniknął w swojej sypialni. Opadł ciężko na łóżko i westchnął odkładając butelki na bok. Miał wrażenie, że kiedyś alkohol był mocniejszy. Chyba musiał się wybrać po coś naprawdę zwalającego z nóg, bo w tym tempie szybciej zbankrutuję niż upiję się całkowicie.
Tang westchnął ciężko i skrzyżował ręce na torsie obserwując mężczyznę. Nie miał zamiaru go zadręczać, ale z drugiej strony, może towarzystwo zrobi mu lepiej? Stał tak dłuższy moment w miejscu nim ostatecznie ruszył do drzwi wyjściowych. Był zrezygnowany, nie bardzo wiedział co z nim teraz zrobić. Musiał jednak porozmawiać jeszcze z Yao. Być może uda mu się znów ich do siebie zbliżyć.

***

Podróż do ośrodka zajęła Meng Yao co najmniej dwie godziny. W tym czasie miał okazję pomyśleć nad tym wszystkim. Mieszanka różnych uczuć nie dawała mu spokoju żal, smutek, gorycz i jednocześnie boleśnie duża tęsknota za mężczyzną. Bolało, naprawdę bolało go to, że Mingjue zachował się w taki sposób. Ale chyba najbardziej bolało to, że wcale o niego nie zawalczył. Nie zabrał go, nie złapał za rękę, nie schował. Po prostu go porzucił, pozwolił mu tak po prostu odejść, wyjechać do tego ośrodka. Kłócił się ze sobą w środku, z jednej strony czuł ogromną zawiść, a z drugiej żal do niego i tęsknotę. Tak ciężko było mu znieść tę rozłąkę. Wysiadł z dużego samochodu wraz z innymi zatrzymanymi. Szedł trochę jak na skazanie. O ile cała reszta osób była zadowolona z obrotu spraw albo nawet zła bo teraz nie będą zarabiać tak dużo.
Jednak żadnej z tych osób nie towarzyszyły takie emocje jak samemu Meng Yao. Marzeniem byłyby pokoje dla każdego z nich, osobne, bez kontaktu z innymi. Warunki i prawda były jednak inne, jeśli to był ośrodek pomocy to on był świętym. Duże pomieszczenia przekształcone na pokoje, prycze jak w więzieniu. Po trzy prycze na ścianę i trzy na środku. Pokój już był przepełniony, a kilka osób miało rozłożone śpiwory i maty na ziemi. Obraz nędzy i rozpaczy, upchani jak bydło. Szare ściany, biel i depresja emanująca z tego budynku. Stare obdrapane drzwi i personel który swoim wyglądem, wyrazem twarzy i podejściem wcale nie przypominał tego który ma pomagać. Nigdy nie był wybredny, ale w tym momencie zaczynał żałować, że nie stracił resztek godności i nie poszedł z Mingjue. Musiał jednak przełknąć tę gorycz. Kiedy dotarli do kolejnego większego pokoju, tam stało już więcej prycz. Na ziemi nie było nawet miejsca aby się położyć. Uciskali ich, kolejne kilka osób zostało tam przydzielonych. Kolejny pokój, tym razem mniejszy. Tam wylądował sam Meng Yao. Został wciśnięty mu śpiwór i mata. Jak zwierzęta czekające na ubój gnietli się w tym depresyjnym pokoju. Dziury w ścianach, odrapany tynk... To wszystko przygnębiło go do tego stopnia, że aż usiadł na ziemi pośród tych wszystkich ludzi. W milczeniu, z nieobecnym spojrzeniem. Czuł się kompletnie zdradzony co nie było czymś nowym. Tym razem jednak bolało znacznie mocniej. Nasłuchiwał kroków, co było utrudnione przez ogólny gwar panujący wokoło. Każdy mówił przez siebie, tutaj życie toczyło się swoim tempem, a on sam nie miał już ochoty żyć.
***
Do Meng Yao z samego rana, przyszedł jeden z psychologów, by porozmawiać z nim na osobności i zebrać ewentualne zeznania. Sam Meng Yao nie miał zbyt wielu możliwości odreagowania całej tej chorej sytuacji. Czuł się zmęczony psychicznie, a w takim ani podobnym stanie nie był chyba nigdy. A przynajmniej nie w obecnym wcieleniu. Z samego rana został wyprowadzony z sali, ktoś zaprowadził go do osobnego pomieszczenia gdzie miał na kogoś czekać. Ale kto, co i jak? Nie był w stanie tego zrozumieć. Niby słuchał ale do końca nie słyszał wypowiadane do niego słowa.
- Według danych nazywasz się Meng Yao, prawda? - spytał łagodnie mężczyzna i zaraz kontynuował - Chciałbym byś opowiedział mi o tym co działo się w budynku należącym do rodziny Wen.
Podniósł wzrok na mężczyznę naprzeciw, którego obecność go zaskoczyła. Nawet nie zauważył kiedy ten pojawił się w środku. Zamrugał kilkakrotnie, zachowując przy tym wymowne milczenie. Nie zamierzał nic mówić. Bo i jaki miał w tym interes? Co działo się w budynku? Wszyscy wiedzieli co się działo, jedynie kilku dupków z policji miało układy, albo udawane układy z Wenami. Niby nikt nie wiedział ale co najmniej połowa miasta schodziła się tu na wszelkiego rodzaju usługi, od prostytucji po kontrakty, pożyczki, alkohol i narkotyki. A nie było to jedyne miejsce w tym kraju należące do Wenów.
Odpowiedział mu krótkim spojrzeniem po czym wrócił nim w kierunku okna , tam zdecydowanie działo się więcej o wiele ciekawszych rzeczy. Wzruszył mimowolne ramionami racząc mężczyznę ciszą i obojętnością.
Mężczyzna pokręcił głową i zanotował sobie reakcje chłopaka.
- Posłuchaj mnie, rozumiem, że nie chcesz o tym mówić, jednak by nam to wszystkim bardzo pomogło. A szczególnie tobie. - szczerze nie znosił tej roboty, a większość tych ludzi utrudniała mu jedynie pracę - Jeśli nie chcesz mówić, możesz wrócić do siebie. Jutro i tak powtórzymy tą rozmowę. - zastrzegł licząc, że czegoś się dowie i chociaż z jednym z nich nie będzie się musiał męczyć.
Yao nie był kretynem. Wiedział, że jeśli powie cokolwiek albo zostanie to użyte przeciwko niemu, albo zostanie gdzieś zamknięty. Zresztą, wciąż obstawał przy tym, że nie miał najmniejszej ochoty z nikim rozmawiać. Sam musiał to przetrawić. Wolał zaczekać, aż Xichen zacznie działać lub Su She. Na Mingjue nawet nie liczył. Chciał wymazać z pamięci jak najszybciej to wszystko.
- Więc do zobaczenia jutro.- rzucił krótko po czym wstał i ruszył do drzwi. Pociągnął za klamkę i wyszedł, nie czekając na kogokolwiek sam ruszył do swojego pokoju, albo bardziej do miejsca w którym miał przebywać przez ten czas.

***

Mingjue wstał wcześnie, o ile można wstać po zarwanej nocy. Praktycznie nie spał, dręczony co chwilę wspomnieniami, których nawet alkohol nie mógł zagłuszyć. Niespecjalnie przejmował się tym czy powinien iść do pracy. Miał robotę, a to dawało mu odrobinę nadziei, że nie będzie wciąż myślał o Meng Yao. Miał jednak na tyle rozumu, że nie zamierzał jechać własnym autem, wolał nie prowadzić w takim stanie. Zamówił taksówkę i wraz z psami niecałe pół godziny później znikał za drzwiami swojego gabinetu. W  ciszy przeglądał raport z wczorajszej akcji robiąc szczegółowe notatki. Na jego szczęście jeszcze nikt nie zainteresował się nim samym, a jeśli ma szczęście to Tang wziął wolne i chociaż on nie będzie się go czepiać za przyjście do roboty. Otwarte okno skutecznie unicestwiało zapach alkoholu, a przynajmniej tak uważał sam Mingjue.
Tang nie miał zamiaru odpuścić. Szczególnie teraz. Wszedł do gabinetu Mingjue w milczeniu, mając w ręce dwa kubki czarnej kawy, postawił oba na biurku mężczyzny po czym rozsiadł się na przeciw w wymownej ciszy ignorując smród alkoholu który uderzał od wejścia.

Mingjue nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć kto właśnie wszedł do środka. Jedynie Tang wchodził tu jak do siebie, cóż chyba jako jedyny nie bał się psów Nie, które przywitały go od razu, gdy tylko usiadł. Starszy spojrzał na przyniesioną kawę, a później na przyjaciela. Tang nie musiał nic mówić, Jue zbyt dobrze wiedział co ten chciałby mu przekazać i sam również nie musiał się odzywać by młodszy wiedział, że ta rozmowa będzie całkowicie bezcelowa.
Tang nie liczył na cud, nie liczył, że ten będzie w domu. Zdziwiłby się gdyby ten choć raz posłuchał jego rad.
- Dzisiaj czarny czwartek. - rzucił po dłuższej chwili milczenia - Będzie trochę roboty. - sięgnął mimochodem po pierwsze strony raportu z wczoraj aby zacząć je czytać mrucząc przy tym pod nosem jakieś przekleństwa. Nie spodziewał się nawet, że aż tak wiele osób poszło do piachu. A przynajmniej nie liczył tego będąc na miejscu.
Nie sięgnął po kubek z gorącą cieczą i upił kilka łyków, by odstawić go na miejsce.
- To dobrze, przyda mi się zajęcie. Ty masz inne zadanie. - mruknął nie patrząc na Tanga i podpisał się na kilku dokumentach. Zaraz też sięgnął pod biurko i wyjął spod niego sporą walizkę, która położył przed Tangiem.
- Dokumenty zwalniające Meng Yao z ośrodka. - podał mu papiery i wskazał na teczkę - Tu są dla niego pieniądze. Przydadzą mu się, możesz mu powiedzieć, że to odszkodowanie czy jakaś forma pomocy, byle je przyjął. W razie czego wpłać mu to na konto. - przesunął walizkę w kierunku przyjaciela. Wcześniej już przyniesiono mu odzyskane pieniądze, które dał Wenowi w ramach sztucznego układu. Choć do Mingjue docierało właśnie jak bardzo ten układ nie był sztuczny, skoro faktycznie chciał mieć Yao dla siebie.
Młodszy nie spodziewał się niczego innego. Przewidział to, że skończy się właśnie tak. Spokojnie obserwował każdy ruch starszego mężczyzny. Pochylił się i sięgnął po dokumenty. Zaczął wodzić po nich wzrokiem kręcąc przy tym głowa. Czemu akurat w tej kwestii musi robić za jakiegoś pośrednika? Nie było mu to na rękę. Zwykle miał to gdzieś, ale w tej sytuacji to jak pchanie się pod rozpędzony tramwaj.
- Nie spodziewałem się, że chcesz się mnie pozbyć już teraz. - rzucił pół żartem pół serio, zwyczajnie czuł w kościach, że źle się to skończy. Wydał z siebie ciężkie westchnienie i zagarnął rzeczy z biurka - Jesteś pewien, że nie chcesz sam z nim porozmawiać?
Mingjue prychnął cicho pod nosem na tą wzmiankę o pozbyciu się przyjaciela.
- Taaa, rozgryzłeś mnie. Chce się ciebie pozbyć bo przeszkadzasz mi cierpieć w samotności. - rzucił złośliwie, choć wcale nie uważał zachowania młodszego za złe - Nie Tang, lepiej bym więcej go nie widział. Meng Yao ma rację, wykorzystałem go. Mogłem go uwolnić, wcześniej, gdy tylko zorientowałem się w czym rzecz. On zasługuje na kogoś lepszego. To, że w poprzednim życiu byłem go wart nie znaczy, że w tym też jestem. I wiesz co będzie najgorsze? Że nie mogę zapomnieć, wspomnienia o nim będą karą... - spojrzał ukradkiem w kierunku jednej z szaf, chyba potrzebował się znów napić - Idź już, lepiej by nie siedział tam za długo.
Tang wodził wzrokiem po twarzy mężczyzny, zastanawiając się czy ten mówi serio. Nie do końca wiedział jak to wszystko naprawić, na tyle na ile zdążył już zauważyć to ta dwójka jest uparta na równi pod wieloma względami. Z tego powodu może być naprawdę ciężko. Choć jakiś pomysł klarował się w jego głowie.
- Wielki jak tur, a uparty jak osioł.- skwitował podnosząc się powoli z miejsca. Zaraz sam spojrzał w tym samym kierunku co starszy - Nie radzę ci pić dzisiaj, za jakąś godzinę ma być tu komisja. Wstrzymaj się chociaż aż nie pójdą.- mruknął mało entuzjastycznie po czym ruszył do drzwi - Zastanów się nad tym co chcesz zrobić. W kościach czuje, że to może być już ostatni dzwonek na naprawianie czegokolwiek… Lepiej spróbować i żałować, że się spróbowało niż nie spróbować, a później zastanawiać się co mogłoby być dalej.
Jue westchnął ciężko na wzmiankę o komisji, zaczął się nawet zastanawiać czy bezpieczniej nie będzie udać się do domu.
- Tang, tego się nie da naprawić. Bądź rozsądny, chciałbyś zadawać się z kimś kto cię oszukał i wykorzystał? Może tak będzie lepiej, chłopak będzie miał szansę na ułożenie sobie życia. To, że był moim mężem w poprzednim życiu nie znaczy, że jest na mnie skazany teraz. - westchnął ciężko i sięgnął po kolejne papiery - Ale wiesz co? Mam prośbę... Jak... Albo nie. Nie ważne. Jedź zawieźć te papiery i jakby czegoś potrzebował to mu to zorganizuj. Zwrócę ci wszystkie koszta. - mówiąc to nie patrzył nawet na przyjaciela, obawiał się, że wtedy nie powstrzymałby już łez.
Młodszy wziął głęboki wdech, miał wrażenie jakby już kiedyś zastał taki obrazek. Tylko teraz Mingjue był taki jakby... Bardziej trzeźwy. Nie mógł wyzbyć się tego dziwnego uczucia gdy tak na niego patrzył.
- Mam dziwne przeczucie, że to nie pierwszy raz. Zrobisz jak uważasz, ale dobrze ci radzę abyś sobie wziął moją radę do serca. Inaczej może być już za późno. Może da się to przegadać... Nie jestem jakimś tam romantykiem, ale nawet ja zauważyłem, że zależy wam na sobie bardziej niż statystycznej parze. Zrobisz jak uważasz, za pół godziny wyjadę spod jednostki, u niego będę tak za półtora godziny. Zastanów się. W kościach czuje, że zakończy się to jakąś tragedią.
Na wieść o rzekomym tragicznym zakończeniu Mingjue zaśmiał się cicho. Na tyle na ile znał Meng Yao to od wczorajszego wieczora mógł się już uważać za żywego trupa.
- Możesz mi wybrać jakąś ładną trumnę. - rzucił z przekąsem.
Nim Tang zdążył wyjść rozległo się głośne łomotanie w drzwi jego gabinetu.
- Kurwa mać. - mruknął pod nosem.
- Mówiłeś coś? - ton starszego mężczyzny był przeraźliwie lodowaty.
Mingjue podniósł się ze swojego miejsca i wyprostował, a oba psy przezornie dopadły do ziemi kładąc uszy po sobie.
- Nie szefie. - odpowiedział spokojnie Jue.
Starszy Nie spojrzał na Tanga i trzymane przez niego dokumenty.
- Tang jeśli masz coś do zrobienia to pospiesz się. Nie zamierzasz chyba marnować pieniędzy podatników? - spytał, choć zdecydowanie nie oczekiwał odpowiedzi. Mężczyzna zaciągnął się powietrzem i wbił mordercze spojrzenie w syna - Miałem pogratulować ci zakończenia sprawy Wena. - warknął - Jesteś zawieszony. Tang od jutra przejmujesz obowiązki Nie Mingjue. Masz pięć minut na opuszczenie jednostki. - znów zwrócił się do Jue. Ten jedynie posłusznie kiwnął głową i obserwował znikające za drzwiami plecy ojca.
- Jedź już. - rzucił Jue i zaczął zbierać swoje prywatne rzeczy. Nie miał pojęcia co teraz zrobi, praca była jedyną rzeczą która jakoś go trzymała.
Żaden z tej dwójki zdecydowanie nie spodziewał się tej wizyty. Na sam widok jego ojca ciało Tanga się napielo i jedyne co był w stanie zrobić to ukłonić się nisko z szacunkiem. Nie bał się Mingjue, ale jego ojciec budził prawdziwy postrach wśród ludzi. Wstrzymał na moment oddech nie będąc w stanie oddychać. Nikt nie byłby w stanie.
- Jesteś pewien,że nie chcesz ze mną jechać? Już gorzej nie będzie…- mruknął po chwili gdy tylko odzyskał głos.
- Dzięki poczekam na śmierć w domowym zaciszu. - odprawił go ręką i wyciągnął z szafki swoje zapasowe ciuchy. Jeśli miał być szczery to podziwiał Tanga za determinację i tą naiwną wiarę, że cokolwiek w tej sprawie da się zmienić - Pójdę tam i co? Powiem mu, że może iść? Osobiście wręczę kasę? Tang naprawdę doceniam twoje starania, ale on zasługuje na kogoś lepszego. Sprawnie przebrał koszulkę i zaczął opróżniać kieszenie spodni. Na blacie biurka położył odznakę i służbową broń.
Tang wziął głębszy wdech i nie potrafił tego skomentować w żaden racjonalny sposób. Nic mądrego nie przychodziło mu do głowy oprócz myśli, że tak widocznie musi być. Tak widocznie musi się stać. Z szacunkiem ukłonił się przed nim, po czym opuścił pomieszczenie spiesząc się na dół. Chciał to załatwić i mieć z głowy całą tą niezręczną sytuację. Już i bez tego było naprawdę ciężko. A przecież żadne z nich nie chciało aby było jeszcze ciężej.
Jue skinął przyjacielowi głową i chwilę po nim sam wyszedł z budynku. Zamówił taksówkę i w oczekiwaniu na nią zapalił papierosa. Przez chwilę nawet zastanawiał się czy nie oddać psów pod opiekę brata lub Tanga. Doszedł jednak do wniosku, że lepiej będzie jeśli cokolwiek będzie go motywowało do wstania z łóżka.
Gdy wszedł do domu poczuł dziwny rodzaj pustki. Zamiast wnętrza które tak dobrze znał, widział puste korytarze Nieczystej Domeny... Równie znajome co zawsze, jednak tym razem przeszywające dziwnym chłodem. Usiadł ciężko na kanapie i schował twarz w dłoniach.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro