Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część druga: Powrót do przeszłości. 23

Znów wszystko się sypie.

Mingjue wpatrywał się w młodszego bez słowa, a przynajmniej do czasu, aż ten nie wyszedł z pomieszczenia. Może młodszy miał rację, powinien wyciągnąć go wcześniej z tego miejsca… Ale bał się. Bał się, że Meng Yao odejdzie od razu, gdy nie będzie musiał już być u jego boku. Działał samolubnie, tylko dlatego, że bał się stracić kogoś kogo kochał.

- Mingjue? - Tang położył dłoń na ramieniu szefa, nie podobało mu się to co widzi. Jeden i drugi był w sobie szaleńczo zakochany, a teraz obaj cierpieli.

- Do jutra chce mieć kompletny raport na biurku. - rzucił chłodno, zupełnie bez emocji i skierował się do wyjścia.

Tang nie zamierzał pozwolić by tak to się skończyło, nawet jeśli nie miał pojęcia w jaki sposób się zaczęło.

- Stój do cholery. - szarpnął starszego za ramię, obracając w swoim kierunku - Idź do niego.

- Nie Tang, on ma rację. Raport, jutro. I dopilnuj by bezpiecznie dotarł do ośrodka. - wyrwał swoje ramię przyjacielowi i ściskając w dłoni pierścionek należący do Yao, ruszył szybko na dół, by wsiąść do swojego auta. Po drodze do domu, wstąpił do sklepu, nie był pewien ile alkoholu zostało mu po imprezie, a zdecydowanie potrzebował się napić.
***
Yao było naprawdę ciężko, czuł rozgoryczenie całą tą sytuacją. Jak mógł zrobić mu coś takiego? Gdyby posłuchał Su She może teraz nie cierpiałby aż tak bardzo. Jednak jak zwykle musiał być mądrzejszy. Ze spakowaną walizką wyszedł z pokoju, nie oglądając się nawet za siebie i nie sprawdzając czy w pobliżu nie ma samego Mingjue. Spojrzał jedynie na Tanga który wyraźnie strapiony poprowadził go do podstawionego, dużego samochodu. Odebrał od niego walizkę i wrzucił ją do bagażnika. W ciszy wszedł do środka, zajmując wolne miejsce gdzieś z tyłu. Jak najdalej od całego tego towarzystwa. Wyjął z torby stary telefon, tamten zostawił z rzeczami które wyraźnie były opisane, do zwrotu dla Mingjue. Napisał do Xichena, licząc na to, że jako dobry prawnik pomoże mu uniknąć tego ośrodka. Na Mingjue nie miał już co liczyć. Nawet nie chciał.
Lan Huan widząc wiadomość od młodszego uśmiechnął się lekko. Niestety w tej sytuacji nie mógł mu pomóc.

"Przykro mi A-Yao, jeśli już zabrali Cię do ośrodka to jedyne co możesz zrobić to pokazać, że bez problemu poradzisz sobie z powrotem na łono społeczeństwa. Jednak na mniej niż miesiąc nie masz co liczyć."

Fakt, że Meng Yao uwolnił się od Wena dawał mu nadzieję na trwałe zdobycie chłopaka, wszak zawsze mieli fantastyczne relacje.

Liczył na to, że Xichen wyciągnie go z tego bagna, ale po jego odpowiedzi zdał sobie sprawę w jak duże bagno się wpakował. Być może i na własne życzenie, jednak jak uważał, miał swoją dumę i nie miał zamiaru dać się wykorzystywać temu facetowi. Z dwojga złego wolał już siedzieć w tym ośrodku. Przeczeka jakiś czas, a potem wyjdzie, wynajmie mieszkanie… Miał duże oszczędności więc jakoś sobie poradzi. A mimo to ogarnął go jakiś wewnętrzny smutek i gorycz. Mingjue nawet nie walczył o niego, a powinien. Najwyraźniej, pozbył się ciężaru i było mu to na rękę. Nie poszedł za nim, nie zatrzymał go tylko dał mu odejść, tak po prostu. Xichen też obiecał mu pomóc, a znów nie zrobił nic.

Bezradnie opuścił dłoń z telefonem i złapał się za głowę wzdychając ciężko. Zaciskał szczęki z trudem powstrzymując kolejne łzy, które uciekały mu z oczu. Gdyby chociaż raz posłuchał Su She, na pewno znalazłby się w innej sytuacji albo nie skończyłby tak marnie. A na ten moment było naprawdę źle. Wpisał do telefonu numer, wcisnął ikonkę wiadomości i wysłał kropkę. Oczekiwał na odpowiedź, a za kilka minut dostał dwie kropki. To znaczyło ,że Su She uciekł, przeżył ten nalot. Gdzie się ukrywał? Yao mógł się tylko domyślić, ale nie wypowiadał tej myśli na głos. Wysłał mu cztery kropki co oznaczało, że ma przejebane. Jeśli któryś z mądrzejszych policjantów chciałby sprawdzić jego telefon, pomyślałby jedynie, że jest kretynem wysyłającym sobie z kimś głupie kropki. A był to zwykły znak, w układzie z Su She miały one konkretne znaczenie. Su She odesłał mu jedynie trzy kropki co jednoznacznie dawało mu do zrozumienia,że jakoś się tym zajmie. Parsknął cichym śmiechem, jakoś przestał wierzyć w to, że ktokolwiek mu pomoże.
Ale dobrze dla niego skoro ten bydlak przeżył. Gdzieś tam jeszcze kręci się Xue. Jakoś sobie poradzi. Samochód ruszył spod budynku co wcale nie poprawiło jego nastroju. Może gdzieś po cichu liczył, że ten kafar po niego przyjdzie, ale tak się oczywiście nie stało.

***

Po zakupach Mingjue pojechał prosto do domu, uparcie ignorując dzwoniącego Tanga. Ostatecznie wyłączył telefon, by móc w spokoju odreagować to co sie stało. W głowie wciąż słyszał pytanie młodszego i nie umiał na nie odpowiedzieć, a przynajmniej nie umiał tego zrobić tak by zadowolić siebie samego odpowiedzią.

Był zwyczajnym dupkiem, a teraz zostały mu wspomnienia. Cholernie dużo wspomnień. Nawet nie potrzebował pomocy brata, by "pozbyć się" ukochanego, tym razem poradził sobie sam. Zostawił zakupy na blacie wyspy kuchennej i wciąż ściskając w dłoni pierścionek chłopaka ruszył w kierunku sypialni. Z szafki nocnej przy łóżku wygrzebał swój nieśmiertelnik, który dość szybko pozbawił wojskowych blaszek, a na łańcuszku zawiesił najbardziej bolesny dowód swojej głupoty. Dopiero wtedy z butelką alkoholu ruszył do siłowni, w połowie drogi wracając po drugą.
***
Sang dostał wiadomość od Tanga, że jego brat znowu wpada w TEN stan, co nie znaczyło nic dobrego. Młodszy więc na tyle szybko na ile mógł udał się do jego mieszkania. Wpisal kod i wpadł do środka zdyszany.

- Mingjue! Gdzie jesteś DaGe?! - zawołał, ale jedyne co mu odpowiedziało to tupot łap rozpędzonych psów, które biegły go przywitać. Widząc jak ten idzie do kuchni zastąpił mu drogę - Nie mów ,że znowu będziesz się upijać… Co się dzieje? Gdzie jest Yao?
Mingjue spojrzał na młodszego brata i prychnął po nosem. Ostatnie czego potrzebował to ciekawski brat.

- Tak. Nic. W drodze do ośrodka. - odpowiedział i podniósł go do góry, by posadzić na blacie wyspy kuchennej. Sam sięgnął po butelkę po którą się właśnie wracał i zaczął iść na dół - Blokuj. - rzucił jedynie do psów, które posłusznie usiadły w przejściu. Liczył, że Sang przez nie przejdzie i będzie mógł w spokoju poćwiczyć. Nim dotarł do końca schodów jedna z butelek była w połowie pusta, a drugą połowę dopił po wejściu do siłowni. Zapasową butelkę położył na blacie szafki i założył rękawice, by po chwili na worek padł pierwszy potężny cios.
Sang nie mógł wyjść z szoku. W ośrodku? O czym on mówił? Tkwił tak w bezruchu kompletnie zbity z tropu. W końcu postanowił ruszyć za nim.

- Jue?! W jakim ośrodku, co się dzieje?! Co to wszystko ma znaczyć do cholery?! - zawołał nie mogąc nawet zejść za nim. Bał się tych psów jak cholera.
Słysząc jak ten się za nim drze, uderzył jeszcze mocniej w worek, a później złapał go dłońmi odzianymi w rękawice. Wychylił się jedynie z pomieszczenia, by brat go słyszał.
- To nie ma żadnego znaczenia! Wynoś się albo pogonię cię Baxią! - huknął i zatrzasnął za sobą drzwi, by w kolejnej chwili odpalić na maksa muzykę. Czy tak ciężko było zrozumieć, że teraz chciał zostać sam? Uderzenie które wykonał zepsuło zapięcie worka i ten z hukiem poleciał na ziemię.
- Kurwa! - wydarł się Mingjue. Zdjął swoje rękawice i w akcie wściekłości chwycił za jedną ze sztang i cisnął nią w ścianę.
Zacisnął lekko szczęki. Nigdy nie widział go w takim stanie, a psy wyraźnie nie chciały go przepuścić. Muzyka była zbyt głośna, krzyczał do niego, ale ten nie mógł nic usłyszeć. Wściekły Sang sięgnął po telefon i zawahał się przed wybraniem numeru. Ostatecznie jednak zadzwonił do Tanga
Tang aktualnie pilnował... Wszystkiego. Fakt, że Mingjue zdezerterował był mu wybitnie nie na rękę bo wszystkie obowiązki spadly na niego. Musiał nadzorować pracę kilku zespołów w kilkunastu różnych budynkach. Słysząc dzwoniący telefon sięgnął do kieszeni i uśmiechnął się na widok dzwoniącej osoby.

- Co jest skarbie? - zapytał czując, że ten telefon wcale nie będzie tak przyjemny jak być powinien.
Nim się odezwał wziął głęboki wdech, a na jego głos mimowolnie się uśmiechnął. Ten uśmiech jednak zaraz zszedł mu z ust gdy przypomniał sobie po co dzwonił.
- O co chodzi? Co się dzieje? Czemu Mingjue jest taki wściekły? Gdzie jest Yao do cholery?!- wykrzyczał do telefonu wychodząc z hukiem z domu starszego brata.
Tang westchnął, wiele się nie pomylił, ten telefon wcale nie był dobry.

- Szczerze nie mam pojęcia co zaszło. Z faktów wiem tyle, ze Meng Yao jest przewożony właśnie do ośrodka dla ofiar przestępstw zorganizowanych. Twój głupi brat by rozgryźć jednego z mafiozów wszedł z nim w sztuczny układ, a ten jego chłopak najwyraźniej... Nie no kurwa co ja ci będę pierdolić. Wyciągnęliśmy tego chłopaka z burdelu, po czym zerwał z Mingjue i zaczął się po nim drżeć, że Jue go wykorzystał. Nie wiem jakie chore układy się tu odjebały, ale będzie ciężko. Pamiętasz jak ostatnio pił? Wtedy też rozstał się z chłopakiem, a wierz mi nie kochał go, aż tak. - rzucił szczerze. Znał Mingjue na tyle dobrze by wiedzieć jak bardzo ten wielkolud był zakochanymi.
Młodszemu znów zabrakło mu języka w gębie. Stał tak oniemiały i nie potrafił uwierzyć w to co słyszał. Jego brat zabawiał się z prostytutkami? To było chore.

- Z tego wszystkiego zaraz sam będę musiał się napić… - wymamrotał pod nosem niezbyt wyraźnie próbując połączyć te wszystkie kropki w całość - Nic z tego nie rozumiem. To bez sensu... - stwierdził po chwili na głos i zaczął kręcić się w miejscu intensywnie myśląc nad tym wszystkim - Nie spodziewałem się, że Yao jest męską prostytutką. To takie abstrakcyjne. A jeszcze bardziej abstrakcyjne jest to, że mój brat umawiał się z kimś takim… - mruczał pod nosem pocierając przy tym swój podbródek w zamyśleniu - Mój brat chyba naprawdę się gorzej poczuł myśląc, że może spotykać się z kimś takim. I co mu z tego... A nie da się go jakoś wyciągnąć z tego ośrodka? Może by się pogodzili…
- Uwierz mi ja sam nie miałem pojęcia, że ten dzieciak to prostytutka. - wyznał szczerze i potarł dłonią swoją twarz - Nie wiem co Mingjue miał w głowie, ale wiem, że kompletnie przepadł dla niego. Może to jakaś miłość od pierwszego wejrzenia czy coś, nie wiem. Jasne, że da się go wyciągnąć, zawsze się da. Problem jest tylko taki, że zezwolenie na jego wcześniejsze wyjście może dać Jue, co jak obaj wiemy raczej nie nastąpi i będziemy mieć szczęście jak twój brat będzie w stanie chodzić do roboty, albo... Zgodę może podpisać wasz ojciec... A on szybciej zastrzeli tego dzieciaka niż wypuści go z ośrodka. - dodał całkiem poważnie, a po jego plecach przebiegł bardzo nieprzyjemny dreszcz, gdy uświadomił sobie z czyim synem sam się przespał.
Myśl o własnym ojcu przyprawiła Sanga o fale nieprzyjemnych dreszczy. Milczał dłuższą chwilę próbując zebrać myśli, proszenie ojca o wypuszczenie tego mężczyzny z ośrodka będzie niewykonalne. Prędzej sam zginie niż uda mu się cokolwiek załatwić.

- Więc właściwie, problem na ten moment jest nie do rozwiązania. - stwierdził śmiało po czym rozmasował skroń - Prędzej będzie się zapracowywał niż odpuści sobie pracę, ale temat Yao może być dość... Trudny. Niech to szlag… - szepnął podnosząc się i kręcąc w miejscu. Zaczął wachlować się dłonią, słońce tego dnia okropnie prażyło - I co teraz… Trzeba coś przecież zrobić.
Tang wolał przemilczeć kwestię rzekomego przepracowywania się Jue. Zdawał sobie sprawę z tego, że nawet Sang nie wiedział jak dokładnie to wyglądało ostatnim razem, a chodzenie tego osiłka do pracy było lekko mówiąc problematyczne.

- Jak skończymy, to pojadę do niego, ale na wiele nie licz. Jedyne pocieszenie, że Mingjue z ojcem mają chłodne stosunki i starszy Nie nie wpadnie na pomysł odwiedzin syna... W biurze może jakoś się uda ich od siebie odseparować. - westchnął ciężko.
- Naprawdę już nie wiem co robić.. . Chyba sam potrzebuje pocieszenia Tang. - mruknął do telefonu i uśmiechnął się kącikiem ust. Zagryzł lekko dolną wargę i zaraz znów oprzytomniał - W każdym razie. Życzę ci powodzenia, póki co kończę.- rozłączył się i wziął głęboki wdech. Nie mógł mu przecież tak łatwo ulegać, teraz były ważniejsze sprawy.
Nim starszy zdążył mu odpowiedzieć, że z chęcią go pocieszy młodszy się bezczelnie rozłączył. Ogarnięcie tego burdelu zajęło im kilka ładnych godzin i dopiero wtedy Tang mógł pojechać do domu przyjaciela. Nie kłopotał się nawet przebieraniem się w coś normalnego, musiał doprowadzić Mingjue do stanu używalności.

Zaparkował auto pod domem i wpisując swój kod wszedł do środka, przygotowując się na uderzenie muzyki, którą słyszał nawet na zewnątrz. Pierwsze co zrobił to ściszył to piekielne urządzenie, a widząc psy blokujące zejście do piwnicy wiedział już gdzie szukać tego goryla. Z lodówki wyjął dwa kawałki mięsa i tak by psy widziały ruszył z nimi w kierunku ich misek. Jego szczęście, że Baxia i Qinghe czasami musiały pracować z nim na akcji, więc posłuchały rozkazu, gdy kazał im jeść. Sam szybko wykorzystał okazję i zszedł na dół.

Widok który zastał... Zdecydowanie wolał tego nie widzieć, było źle. Mingjue siedział po środku pobojowiska i pił kolejną już butelkę, z tego co zdążył ocenić Tang było ich o dwie za dużo. Wolał nawet nie pytać dlaczego jeden z hantli tkwi w ścianie.

- Czego chcesz? - mruknął Jue, gdy zauważył przybysza.
Smród jaki poczuł Tang uderzył go w nozdrza niemal od razu. Podszedł pospiesznie do jednego z okien aby otworzyć je na pełną szerokość. To samo zrobił z kilkoma innymi, małymi oknami, wpuszczając do środka świeże powietrze. A przynajmniej usiłował. Smród alkoholu, potu i krwi to nie było najprzyjemniejsze połączenie. Na całe szczęście tamten nie palił. A przynajmniej na razie tego nie robił, inaczej wtedy można by oszaleć.

- Czego chce.. Niczego nie chce. Przyszedłem ci pomóc. - mruknął - Musisz się ogarnąć, a na to są dwie opcje. Pierwsza opcja jest taka, że spotkasz się z Yao i porozmawiacie na spokojnie, a druga jest taka, że masz o nim zapomnieć i zacząć w końcu żyć. Już widzę w jakim jesteś stanie, a kiedy widziałem cię takim ostatnio... - zaczął i umilkł biorąc głęboki wdech - Odetchnij kilka dni, pomyśl. Spotkaj się z nim na neutralnym gruncie. Zwykle takie relacje mnie nie obchodzą ale jesteś moim przyjacielem do cholery i nie mam zamiaru patrzeć jak się wykańczasz.
Mingjue obserwował spod byka, jak Tang psuje dotychczasowy spokój tego miejsca. Słysząc propozycję przyjaciela, prychnął cicho pod nosem.

- Te twoje propozycje są do dupy. - spojrzał na niego z politowaniem, jakby to Tang, a nie on był w żałosnym stanie - Tym razem to nie zadziała. - rzucił wiedząc do czego tamten nawiązuje - A jak do niego pójdę to mnie zabije. - to zdanie wypowiedział z całą pewnością siebie na jaką było go stać, bo patrząc po swoich wspomnieniach chyba to go właśnie czekało - Chociaż to wcale nie jest taka zła opcja. A zapomnieć? - pokiwał lekko głową w zamyśleniu - To nie jest zapomnienie kilku tygodni, musiałbyś mi wymazać wspomnienia z poprzedniego życia. Więc jak znasz kogoś kto umie takie rzeczy to się nie krępuj. - mruknął i dźwignął się z podłogi, odrzucając na bok pustą już butelkę. Zdecydowanie potrzebował kolejnej, przeklinał samego siebie za to, że tak ciężko mu się całkowicie upić.
Tang zzuł się zupełnie tak, jakby miał deja vu. Czy gdzieś już kiedyś tego nie słyszał? Fakt, że widział go w takim stanie już nie raz, ale tym razem było jakoś inaczej. Skrzywił się i zdecydowanym ruchem zastąpił mu drogę na górę.

- A masz lepszy pomysł niż to? Poza tym, jak on mógłby cię zabić? Wygadujesz bzdury takie, że sam chyba nie wiesz jakie… - sarknął i ten jeden raz od bardzo dawna podniósł głos - Ty! Przestań się zachowywać jak nastolatek, weź się w garść i porozmawiaj z nim! Albo osobiście doprowadzę cię do ośrodka na rozmowę! Nie wierzę… Taki wielki chłop, a zachowuje się jak małe rozwydrzone dziecko.. . Tak bardzo go kochasz, a chcesz pozwolić żeby tam siedział? Masz pojęcie co dzieje się w takich ośrodkach..?- zapytał sugestywnie i zmrużył lekko powieki zaciskając skrzyżowane ręce na torsie. Chociaż nie miał nic konkretnego na myśli to chciał jakoś go ruszyć z tego miejsca, ogarnąć. Wstrząsnąć nim - Też coś.. pomyśleć, że służyliśmy razem w wojsku. Zobacz jak żałosny się stałeś. Albo to załatw albo o nim zapomnij i daj sobie spokój. Jak nie to załatwię ci rozmowę z twoim ojcem. A dobrze wiesz, że wtedy polecisz, a Yao może dosłownie stracić łeb.
Mingjue słuchał przyjaciela z chłodną obojętnością, wszystkie te jego krzywki i wyrzuty nie robiły na nim wrażenia. Przynajmniej do czasu, aż nie usłyszał groźby w kierunku Meng Yao. Zaatakował szybciej niż Tang zdążył zareagować, złapał go za gardło i docisnął do ściany.

- Mi możesz grozić do woli, nie boję się, ale jeśli jeszcze raz zagrozisz jemu, albo zrobisz coś co mu zaszkodzi to nic cię nie ochroni. Dostałeś ode mnie jedno pieprzone zadanie wieki temu, masz go chronić więc to zrób. - warknął, patrząc wściekle Tangowi w oczy. Puścił go jednak nie chcąc zrobić mu krzywdy i potarł twarz dłońmi - Nie wiesz jak to jest... Gdy tracisz kogoś ponownie. I nie próbuj robić ze mnie wariata, sam się za takiego miałem, aż nie przypomniałem sobie wszystkiego. I wierz mi wolałbym nigdy nie pamiętać. Najpierw straciłem go bo nie umiałem przyznać się do własnych uczuć, co przypłaciłem śmiercią z tych uroczych rączek. Kurdupel odciął mi łeb za pomocą wielkiej szabli, a co lepsze? Ta szabla nazywa się tak samo jak mój pieprzony pies. Później mogłem winić Sanga za utratę Meng Yao, a teraz? Teraz sam jestem kurwa winny. Mogłem go wyciągnąć wcześniej, tylko się bałem, że odejdzie nie dając mi szansy. I nie widziałem, że sam... - Mingjue pokręcił głową i ruszył ponownie do wyjścia. Z szuflady w kuchni zgarnął paczkę fajek, a z lodówki kolejną butelkę i wyszedł na taras.
Tang przyjął ten atak na siebie z zupełną obojętnością. Wiedział dobrze, że Mingjue nigdy by go nie zranił, a przynajmniej nie w obecnej sytuacji. Słuchał go i kompletnie nie rozumiał ani słowa.Dostał za zadanie go chronić, wieki temu? Przecież mówił o tym dzisiaj... Im więcej słuchał przyjaciela tym bardziej miał wrażenie, że może naprawdę oszalał. Odcinanie głowy, szable. .. Wbijał w niego wzrok, zastanawiając się czy nie powinien zabrać go do psychiatry.

- Nie zrozumiałem nawet słowa z tego co powiedziałeś. - stwierdził oschle, a jego twarz pociemniała, wewnętrznie czuł, że nie ma już ratunku dla Mingjue. Musiałby zdarzyć się cud. A na taki nie miał chyba co liczyć - Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem o czym ty do mnie mówisz. Naćpałeś się? - poszedł za nim, odbierając mu paczkę z papierosami aby samemu zabrać jednego i odpalić. Jak na niego głowę było tego aż za dużo. Działo się zdecydowanie za dużo, a Mingjue najwyraźniej oszalał.
Słysząc to pytanie Mingje roześmiał się cicho.
- Szczerze? Chciałbym, jak raz zastanawiam się czy nie sięgnąć po to gówno i mieć spokój. Ale nie Tang, nie ćpałem. - powiedział poważnie i usiadł na krześle ze spuszczoną głową - Wiem jak brzmię i chyba nawet wolałbym być wariatem, poddaliby mnie jakimś zabiegom i może bym zapomniał. - westchnął ciężko i upił potężny łyk - Wszystko zaczęło się od tego, że mieliśmy rozpracować Wenów. Zadzwoniłem więc do niego z prywatnego numeru, poprosiłem o luksusowy towar... Te całe procedury by nawiązać rzekomą współpracę. - machnął ręką, bo nie chciało mu się ich tłumaczyć komuś kto je zna - No i nie wyszło. Spodobał mi się ten dzieciak i zamiast pracować poszedłem z nim do łóżka... A później zaczęła się jazda bez trzymanki. Wiesz co przypomniałem sobie pierwsze z poprzedniego życia? Swoją śmierć.. Z ręki Meng Yao... Gdy mnie ujeżdżał. - roześmiał się cicho, bo gdy o tym mówił sam stwierdził, że to był chyba najgorszy moment na takie wizje - Później to już poszło z górki, razem z młodym widzieliśmy różne rzeczy, których nie powinniśmy, aż w końcu przypomniałem sobie całość. Nie wiem ile pamięta Meng Yao, ale w poprzednim życiu byliśmy małżeństwem. I chyba jednym z najbardziej popierdolonych w historii. - upił kolejny łyk, czując jak powoli zaczyna mu szumieć w głowie. Czemu nerwy, aż tak przeszkadzały w upiciu się?
Tang usiadł na blacie drewnianego stołu i zaciągnął się papierosem. Skrzywił się lekko na jego słowa bo brzmiało to niesamowicie abstrakcyjnie. Z jednej strony, z drugiej jednak brzmiało sensownie. Na samo wspomnienie spojrzenia jakie Meng Yao posłał Mingjue miał dreszcze.

- Mam jakieś dziwne uczucie,że możesz mieć rację. - odparł po chwili i zwrócił swoje spojrzenie w jego kierunku - Ale przestań już tyle pić. Śmierdzisz jak menel... Skoro już mowa o morderstwach. Pamiętasz chociaż za co wtedy ci odciął głowę? Może tym razem ci jej nie odetnie… Serio myślisz, że byłby do tego zdolny?- zaczął powoli drapać się po brodzie - Chociaż to spojrzenie... Mrozi krew w żyłach. Wyglądał naprawdę przerażająco.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro