Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Część Pierwsza: Ten facet to wariat. 4

 
 Yao dotarł do swojego pokoju z pomocą starszego mężczyzny. Ten jedynie mruczał coś pod nosem na temat tego, że młodszy powinien bardziej uważać.

- Ale to naprawdę nie była moja wina... Ten facet to jakiś wariat... - szepnął kiedy w końcu usiadł na łóżku.

- Wariat?- zapytał tamten i pomógł mu zdjąć ubrania aby mógł się przebrać.

- Wariat. Zrzucił mnie z siebie, oskarżał o jakieś zabijanie... Nawet ten paralizator nie zadziałał. Naprawdę! - mówił zdenerwowany, ale nie był nawet w stanie gestykulować - Chciałem wrócić, nie pozwolił mi... Myślałem, że tam zginę. Jeszcze zrobił sobie ze mną rundkę po mieszkaniu, tak mnie zerżnął, że boli mnie całe ciało. Nie wiem kiedy zasnąłem, byłem wykończony. Jak się obudziłem to już miałem wizję śmierci... - wyszeptał i obserwował jak tamten podaje mu ubrania.

- To niezły wariat. - mruknął i zaczął go ubierać uważając na siniaki - Mam zacząć z tobą jeździć? Wcześniej nie było tego problemu. - zaproponował, facet był podobnej postury do Mingjue choć wzrostem był niższy. A do tego, pomimo takiej aury zachowywał się wobec niego dobrze.

- Su Mishan, doceniam to, ale za chwilę i ty będziesz miał kłopoty... - mężczyzna pokręcił głowa i wstał gdy skończył go ubierać - Prześpij się. Po południu ma wpaść Xichen. - po tym podniósł się i wyszedł. Sam Yao siedział tak bezczynnie. Licząc, że więcej już go nie spotka.

***

 Gdy tylko Mingjue wszedł do środka, zaraz pojawił się obok niego jego zastępca.

- Góra pyta o te nowe paralizatory. - rzucił bez zbędnego powitania, znali się zbyt długo by bawić się w takie formalności, zwłaszcza gdy byli na osobności.

- Kurwa. Zapomniałem ich z auta. - Nie kopnął bok swojego biurka i obrócił się w kierunku wyjścia.

- Oho. - Tang cofnął się o dwa kroki, wściekły Mingjue nie był czymś z czym chciał mieć do czynienia - Pójdę po nie, a ty mi grzecznie powiesz czemu jesteś wściekły od rana.

- Sprawa Wenów. - mruknął rzucając mu kluczyki od auta i siadając w fotelu.

- Ledwie tydzień, a ty już chodzisz wkurwiony. - odsunął sobie krzesło i usiadł naprzeciwko niego - No to mów, co się spierdoliło?

- Teoretycznie nic, bo zdobyłem wczoraj dowody. - sięgnął po papiery leżące na biurku.

- No to w czym problem? Zbieram chłopaków i lecimy. - Tang podniósł się zadowolony z krzesła.

- Nie. - spokojny głos Mingjue posadził go jednak znów na miejscu.

- Jak to nie? - Tang zaczynał mieć obawy co do tego co dane mu będzie za chwilę usłyszeć.

- Tym razem robimy to po mojemu. Żadnych "dopuszczalnych strat".

- Mingjue. - rzucił ostrzegawczo - W coś ty się wjebał? Góra się wścieknie, gdy odkryje, że masz już dowody.

- Dlatego góra nic nie wie, a sprawę będę przeciągać tyle ile się da. - Tang zmarszczył brwi. To nie było podobne do jego przyjaciela.

- Robienie czegoś po twojemu zwykle oznacza kłopoty z których później będę musiał cię wyciągać. Słucham, co takiego wymyśliłeś. - rzucił poważnie.

- Dowiesz się w swoim czasie. - Mingjue nie zamierzał nikogo informować o swoich planach, a przynajmniej nie na razie. Umoralniające gadki nie były mu potrzebne.

- O nie, dowiem się teraz. - zaraz zaprotestował młodszy z wyrazem determinacji na twarzy.

- A w pysk kiedy ostatnio dostałeś? - spytał obojętnym tonem Jue, nie podnosząc wzroku znad papierów.

Tang początkowo nie zamierzał odpuszczać, jednak to pytanie skutecznie go zniechęciło do dalszych dyskusji z przełożonym.

- To ja zaniosę te paralizatory do szefa. - w odpowiedzi usłyszał jedynie mruknięcie. Nie lubił takich sytuacji, teraz będzie mieć na głowie jeszcze pilnowanie tego osiłka by nie dał się tak łatwo zabić.


***


 Meng Yao faktycznie zdrzemnął się na chwilę. Mimo, że przespał większość nocy to jednak potrzebował jeszcze kilka chwil aby odpocząć psychicznie. Gdyby to zależało od niego najpewniej odwołał by to spotkanie. Ale niestety, będzie musiał wymyślić jakąś wymówkę dla niego.

 Po jakimś czasie Su She wrócił z maścią i dość niewyraźną miną. Widząc te sine pasy na jego ciele nie sposób było oderwać wzroku, bądź nie zakląć pod nosem z frustracji. Wypuścił powoli powietrze i usiadł obok. Ruch na łóżku skutecznie wybudził młodego mężczyznę z chwilowego snu.

- Jak długo jeszcze dasz radę dać się tak traktować?- zapytał cichym głosem masywniejszy i większy mężczyzna.

- A co mam zrobić? Dopóki nie pozbędę się długów i nie będzie mnie stać na własne mieszkanie jestem tu uwięziony... - syknął kiedy mężczyzna zaczął smarować skaleczoną uderzeniami skórę.

- Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Musisz uważać, bo w którymś momencie może zajść to za daleko. - mruknął mając gotowe rozwiązanie, ale nie chciał mówić takich rzeczy chłopakowi. Spojrzał na zegarek i zakręcił maść - Niedługo będzie Xichen. Lepiej to zakryj.- rzucił i wstał z miejsca.

- Su Minshan... - zaczął młodszy i umilkł na moment kiedy ten się odwrócił.

- Nie martw się. To ostatni raz kiedy podniósł na ciebie rękę. Następnym razem osobiście mu je połamie.- zarzekł się umykając z pokoju. Yao zaś podniósł się z miejsca aby założyć długie acz obcisłe spodnie. Delikatny sweterek odkrywający brzuch powinien wystarczyć. Brzuch nie ucierpiał, aż tak bardzo.

 Gdy drzwi znów się otworzyły, stał w nich sam Xichen. Wysoki, ubrany w jasny garnitur z łagodnym uśmiechem na ustach. Lubił tego klienta. Facet miał gest, przynosił mu różne prezenty, ale też dawał spore napiwki.

- Tęskniłem za tobą. - rzucił młodszy od razu podchodząc aby objąć go wokół szyi. Z pomrukiem przyjął na swoje usta gorący pocałunek.

- Ja za tobą bardziej. Ale musisz mi wybaczyć, nie miałem zbyt wiele czasu dla ciebie. Nowa sprawa kompletnie mnie pochłonęła. - zamruczał podnosząc drobniejszego i usadowić go sobie na biodrach.

- A przyniosłeś mi prezent?- zapytał Yao co rozbawiło starszego, zaraz jednak pokiwał głowa twierdząco.

- Jak mógłbym nie przynieść żadnego prezentu dla mojej kruszynki? - zapytał kiedy postawił go na łóżko i wyjął z kieszeni małe pudełko.

Yao z zadowoleniem otworzył je i zajrzał do środka. Biżuteria, dostawał jej sporo, ale ta od Xichena była wyjątkowa. Wyjął pierścionek aby założyć go sobie na palec.

- Diament? Ale ty jesteś... Chyba muszę się jakoś odwdzięczyć prawda?- zapytał sięgając dłońmi do jego paska.

***

 Mingjue w spokoju przeglądał raporty, do czasu, aż nie dostał sms'a, że jego wyniki są czyste. Natychmiast chwycił za telefon by skontaktować się z kobietą z laboratorium.

- Jesteś pewna, że dobrze wykonałaś badania? - rzucił, gdy tylko usłyszał znudzone "słucham".

- Tak Mingjue, jestem pewna. Jesteś czysty, jak zawsze zresztą.

- Może pomyliłaś prób... - nie dane mu było dokończyć, bo kobieta natychmiast weszła mu w słowo.

- Co ty mi tu gówniarzu zarzucasz?! - huknęła nagle - Dłużej pracuje w tym laboratorium niż Ty chodzisz po świecie! Jak się zaraz przejdę do ciebie na górę to gorzko pożałujesz! Nigdy nie mylę się w moich badaniach.

- Ehh... - Mingjue potarł twarz, jedyne wytłumaczenie właśnie poszło się jebać.

- Co się stało? - usłyszał w słuchawce troskliwy głos, jakby kobieta zapomniała, że chwilę temu była na niego wściekła.

- Widzę rzeczy których nie ma. - mruknął cicho.

- A na urlopie to kiedy ostatnio byłeś?

- Bardzo śmiesznie. - rzucił lekko poirytowany - Dzięki za wyniki. - urlop, dobre sobie, jedyny jaki brał to wtedy, gdy nie mógł być w biurze, bo pracował nad sprawą.

***


 Nie wiedział jaki klient go czekał. Jednak był na tyle wymagający, że musiał zaleczyć siniaki i pręgi zanim do niego się uda. Musiał się ich po prostu pozbyć, nie chciał słuchać narzekań. Do tego musiał kupić szarą bieliznę, nikt nie zdawał sobie nawet sprawy z tego jak ciężko kupić bieliznę w tym kolorze stacjonarnie. Czarna, czerwona... To mógł kupić bez problemu. Ale szara? Dziwne. Mimo to zakupił nowe pończochy, pas do nich oraz bieliznę. Udało mu się znaleźć nawet znaleźć narzutke z koronki w tym kolorze. Gorset, do tego kilka ozdób na włosy. Szara wstążka z satyny wydawała mu się idealnym wyborem.

 Z tymi zakupami wrócił do klubu, nie dostał informacji o której godzinie będzie klient. Dlatego też poszedł się wykąpać, wybalsamować i wygolić przed przyjazdem. Idealnie. Gdy skończył był już ubrany w bieliznę, a na nią naciągnął krótkie spodenki i koszulkę wyciętą na V. Zapakował kilka rzeczy na weekend, kupił więcej zestawów szarej bielizny aby klient był zadowolony.

***

 Mingjue darował sobie jakiekolwiek próby udawania, że nie jest sobą. Psy Wena i tak by go rozpoznały, a coś takiego mogłoby jedynie zaszkodzić planom jakie miał. Dlatego ubrany w robocze bojówki i czarną koszulę zgarnął z bagażnika torbę z pieniędzmi i ruszył do głównego wejścia. Upewnił się jeszcze, że odznaka i broń są dobrze widoczne i wszedł do środka. Na jego szczęście o tej porze nie było tu zbyt wielu osób, ale tak jak się spodziewał zaraz został zatrzymany przez ochroniarzy na dole.

- Ja do szefa. - rzucił jedynie i nim mężczyźni zdążyli sięgnąć po broń, strzelił jednego z nich kolbą pistoletu w pysk i wycelował w drugiego - Mówiłem, że przyszedłem do szefa.

- Nie jesteś umówiony kundlu, szef czeka na klienta. - warknął mężczyzna, przezornie nie ruszając się nawet o milimetr.

- Zabawne, że o tym wspominasz. - Mingjue uśmiechnął się pod nosem i pomachał ochroniarzowi torbą przed nosem - Jak się z nim umawiałem to chyba zapomniałem się przedstawić. Prowadź do niego. - wskazał głową schody, a widząc, że ten nie jest zbyt skory do współpracy dodał - Jestem tu w interesach, jakbym chciał go wsadzić to już był leżał na ziemi jak kolega.

 Jue zabrał ochroniarzowi broń i lufą swojego pistoletu wskazał mężczyźnie kierunek, ta zachętą okazała się na szczęście skuteczna bo już po chwili wspinał się po schodach. Ochroniarz zapukał do drzwi gabinetu Chao i uchylił drzwi.

- Szefie przyszedł klient, tylko... - nie dane mu było dokończyć. Mingjue chwycił go za kołnierz i szarpnął nim potężnie do tyłu.

- Nie mam kurwa całego wieczoru. Wen Chao! - zawołał zadowolony ruszając do środka. Zatrzasnął za sobą drzwi i rzucił na biurko zaskoczonego mężczyzny torbę z pieniędzmi. Po tym bezczelnie rozsiadł się na kanapie naprzeciwko biurka i dłonią wskazał na torbę - Trzysta tysięcy, tak jak się umawialiśmy. - uśmiechnął się pod nosem.

 Ostatnim czego spodziewał się Chao to moment w którym pod jego drzwiami pojawi się pies. I to nie byle jaki. Poderwał się z miejsca, gotowy do obrony. A raczej wezwania reszty swoich ludzi którzy mieliby go bronić. Zhuliu pojawiłby się najszybciej, był tego pewien.

- Co do... - zaczął i uciął widząc torbę i zachowanie tego faceta. Spojrzał na torbę później na niego, a potem znowu na torbę. Czy naprawdę ktoś był tak zdesperowany aby zamówić sobie jego sukę na weekend? Nie żeby narzekał... Ale czuł się niezbyt pewnie.

- Myślałem, że to głupi żart. - rzucił pod nosem i rozsunął zamek torby. Aż usiadł widząc jej zawartość. Ściągał ją z blatu i położył na ziemię. Była cholernie ciężka, a on skonsternowany - A co to, glina tak otwarcie przychodzi na kurwy? Twoi koledzy zwykle są bardziej dyskretni. - mruknął odpalając papierosa. Skoro ubijali interesy to Chao wstał aby zalać dwie szklanki drogim alkoholem, jedną podał tamtemu. a sam usiadł w fotelu naprzeciw - Tylko zastanawia mnie, czemu akurat on i za takie pieniądze. Za taką kasę mógłbym ci całe stadko podrzucić. - wymamrotał i spojrzał w stronę drzwi.

- Minshan! Idź po Yao!- krzyknął a zaraz wrócił wzrokiem w kierunku mężczyzny - Nie żebym narzekał. Ale nie lubimy tu psów. Więc lepiej zarzucić dobrą ofertą zanim wyrzucę cię stąd na zbity pysk. Nie dam sobie spierdolić interesu.

Mingjue z zadowoleniem obserwował reakcje Chao, dokładnie tego się spodziewał.

- Nie żartuje tylko w dwóch kwestiach, gdy rozmawiam o pieniądzach lub grożę komuś śmiercią. - przyjął od niego szklankę z alkoholem i upił łyk - Na moje szczęście nie muszę się z tym kryć po kątach jak reszta. - uśmiechnął się słysząc jego pytanie, nie odzywał się jednak pozwalając mu zawołać chłopaka i rzucić te kilka gróźb - Chao, Chao, Chao, jakbym chciał rozpieprzyć ci ten interes to już byś siedział w kajdankach. W ciągu dwóch tygodni zdążyłem zebrać dowody. - rzucił rozbawiony - Cenę sam podałeś, a chłopak mi się spodobał, ba nawet dotrzymał mi tempa. I nie obraź się, ale to twoje stadko to pewnie by odpadło w połowie zabawy. Układ jest prosty. Ja dostaję dzieciaka na wyłączność, a ty zyskujesz moją ochronę.

 Chao wodził wzrokiem badawczo po mężczyźnie i upił łyk alkoholu. Ale czy opłacało mu się dawać chłopaka na wyłączność? Pokręcił nosem na te słowa i westchnął ciężko. Z drugiej strony ochronka mu się przyda. Chociaż już i tak miał sporą.

- Cóż... ciekawa propozycja. - stwierdził po chwili milczenia - Jednak ten układ nie jest zbyt dobry dla moich interesów. Nie obraź się, ale ja nie rozdaje towarów za pół darmo. Musiałbyś coś do tego dorzucić. - mruknął poprawiając się w fotelu.

 Yao stał drzwiami od kilku chwil słuchając tej rozmowy. Czy miał prawo coś powiedzieć? Nieszczególnie. Wszedł do środka, a kiedy zobaczył kto siedzi na kanapie poczuł jak coś kłuje go w środku. Dziwny wewnętrzny żal. Więc facet był policjantem? Skrzywił się lekko i wywinął oczyma.

- Już jesteś? Świetnie. Posadź ten swój seksowny tyłek i czekaj. - mruknął wracając wzrokiem do starszego - Będziesz musiał płacić za niego. Nie prowadzę darmowej rozrywki. - odparł spokojnie choć i tak chciał ugrać na tym układzie ja najwięcej - Chyba moi stali klienci nie będą zbyt zadowoleni. Ten tyłek potrafi wyciągnąć naprawdę sporo hajsu. - pstryknął palcami i odłożył pustą szklankę.

 Yao zaś wbił wzrok w Mingjue, szczególnie w odznakę. Naprawdę chciał się układać zamiast go stąd wyciągnąć? Śmieszne jak bardzo przewrotny był jego los.

- Nie mówię tylko o mojej ochronie. - powiedział spokojnie Mingjue i wypił resztę alkoholu - To miejsce funkcjonuje jak do tej pory, ale bez żadnych kontroli i nalotów, więc możesz spokojnie trzymać tu prochy i prać pieniądze. Twoi dilerzy będą niewidzialni, choć muszę przyznać, że kilku z nich to prawdziwi idioci, nawet dziecko by ich rozpoznało. Ciężarówki twojego ojca również przestaną być kontrolowane, a z tego co wiem to dość mocno ostatnio się na nie uwzięli i musieliście przełożyć transport broni. Wiem dużo, dowodów mam jeszcze więcej, jedyne czego chcę to chłopak. Ma być zawsze gotowy i zadbany, żadnego bicia, jestem jego jedynym klientem, a jak będę tego potrzebował to zostaje u mnie, aż go nie odeśle. A jak będzie nam się dobrze współpracowało to i o dostawach sprzętu możemy pogadać. - Mingjue spojrzał na chłopaka i klepnął miejsce obok siebie. Widząc jego wzrok czuł się źle, ale dobrze wiedział, że to jedyny sposób by dzieciak wyszedł z tego cało. Gdyby chciał zrobić nalot i zwyczajnie zamknąć Wena, to ten kazałby odstrzelić wszystkich pracowników by nie mogli zeznawać - I jeszcze jedna sprawa Wen Chao, jak jakiś debil zacznie latać po mieście i chwalić się naszym układem to sam go odstrzele.

 Yao podniósł się z miejsca aby ostentacyjnie zająć miejsce na udach mężczyzny. Teoretycznie miał usiąść obok, ale bezczelnie usiadł na jego udach, zarzucając rękę na jego kark. Założył nogę na nogę układając sobie jego dłoń na swoim udzie.

Mingjue z zadowoleniem przyjął fakt, że chłopak usiadł mu na kolanach, choć po napięciu jego ciała dało się wyczuć jak bardzo jest to wymuszone. Chao w milczeniu obserwował ten widok i zaraz zreflektował się na wypowiedź mężczyzny.

- Interesy z tobą to prawdziwa przyjemność. - stwierdził i podniósł się z miejsca aby znów zalać szklanki alkoholem. Uniósł swoją szklankę jakby w ramach toastu, a Yao gotował się w środku. Tak bardzo nienawidził Chao, a teraz jeszcze tamten robił coś podobnego. Jak mógł się układać z Chao? I to tylko z jego powodu? Absurdalne. Ale dobra mina do złej gry, to jedyne co mu pozostało. Przesuwał palcami po odkrytym karku mężczyzny i lekko go zadrapywał wędrując w stronę włosów aby zacząć masować skórę głowy. Delikatny uśmiech na jego ustach maskował negatywne emocje które się w nim kotłowały. Najchętniej odstrzeliłby im obu głowy.

- Widzę, że już się polubiliście. To dobrze. Przynajmniej nie będę musiał słuchać jęczenia na temat klienta. Chcesz spisać umowę ?- mruknął obserwując go badawczo.

- Ja tam bym jego jęczenia chętnie posłuchał. - rzucił chamski komentarz, choć sam uważał, że było to nie na miejscu.

 Yao, aż się spiął lekko na ten komentarz. Ale czy mógł się spodziewać innych komentarzy kiedy był w takiej sytuacji i pracował w takim "zawodzie"? Raczej nie mógł się spodziewać niczego innego.

- Obaj wiemy, że umowy są gówno warte i będą obowiązywać tak długo jak jedna ze stron nie postanowi pozbyć się drugiej. Jak ci na tym zależy to niech chłopak chwyta za długopis i spisuje wszystko. Dla mnie umowa jest ważna tak długo jak nie będziesz chciał mnie zrobić w chuja jak Chang Ping. Pół roku robiłem z nim interesy, gdy w końcu postanowił się mnie pozbyć. Miał gnój szczęście, że to moi ludzie po niego poszli, a nie ja. Gdybym nie leżał w szpitalu to zamiast siedzieć w więzieniu na wózku leżałby pod ziemią. - rzucił wkurzony, by Wen wiedział co go czeka za próbę wystawienia go.

- Słyszałem. - chrząknął Chao wyraźnie nerwowo poprawiając się na miejscu. Bardziej zależało mu na zachowaniu interesów niż na innych rzeczach - Dobra, dobra. Już się nie popisuj, nie robi to na mnie wrażenia. Skoro już dobiliśmy targu, możesz wziąć go ze sobą. - rzucił obojętnie choć wiedział, że Yao oberwie się za... Za co? W sumie bez powodu. Wyżywanie się na tym szczeniaku przynosiło mu dziwny rodzaj ulgi i zabawy.

 Meng Yao zaś był spięty i obserwował wyraz twarzy Chao. Wrócił wzrokiem do Mingjue, dość niepewnie. Zaczął się obawiać, że starszy bierze go na wyłączność tylko dlatego, że ma jakieś mniej lub bardziej wyuzdane wizję, a co jeśli on też będzie się na nim wyżywać? W końcu ostatnim razem był dość agresywny.

- Gdyby miało robić wrażenie to zastrzeliłbym tych gówniarzy którzy próbowali mnie zatrzymać na dole. - klepnął młodszego w pośladki - Chodź, mam plany na dziś. - bez trudu podniósł go do góry i ostrożnie postawił na ziemi - A, byłbym zapomniał. - odwrócił się do Wena - Jeden z twoich chłopaków wymaga chirurga szczękowego, ten co mnie przyprowadził chyba ma wybity bark. Jeśli znajdę na nim chociaż skrawek zadrapania - wskazał na Yao - to odstrzelę ci kutasa i pozwolę patrzeć jak twoje imperium się rozpada. - warknął i poprowadził młodszego do wyjścia. Zabrał z rąk faceta który przyprowadził chłopaka do gabinetu torbę i przerzucił ja sobie przez ramię. Drugą dłonią otoczył młodszego w talii i prowadził obok siebie w kierunku swojego aut

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro