Część 5.
Hej, Hej :)
Znowu przepraszam za tak długą przerwę w aktualizacji rozdziałów.
Moja wena jest ostatnio bardzo kapryśna i z czasem też było ciężko
Szczerze to fajnie by było jakby więcej osób komentowało, ale cóż życie...
Zastanawiam się czy nie zamieszać tu troszeczkę i nie wrzucić odrobiny Narry'ego tutaj? Może wtedy będzie jakiś odzew.... jak myślicie?
Niall:
Jedyne, o czym mogę myśleć to, że Zayn naprawdę chciał ze mną rozmawiać. Chociaż nie trwało to długo i wymieniliśmy tylko kilka zdań, to ja czuję się, jakbym mógł wreszcie oddychać pełna piersią. Teraz stoję jak idiota z telefonem w ręce i uśmiecham się do ściany. Co mnie obchodzi Styles czy Tomlinson, skoro Zayn nadal we mnie wierzy... Po tym wszystkim on myśli, że jestem coś wart.
Jesteś silniejszy niż jakieś prochy, lepszy niż ci się wydaje, Niall - To zaskakujące, jak jedno zdanie może aż tak zdeterminować człowieka. Naprawdę chcę dać radę. Udowodnić sobie, że mogę się od tego uwolnić.
Do usłyszenia... - Takie zakończenie rozmowy daje mi niejasne przesłanie, że to nie było pożegnanie. Chociaż w taki sposób będę miał z nim kontakt, a to i tak więcej niż myślałem, że otrzymam.
- Niall? - Głos Harry'ego wyrywa mnie z zamyślenia. - Wszystko dobrze?
- Tak. - Odpowiadam z lekkim uśmiechem. - Nawet lepiej... myślę, że pierwszy raz tak naprawdę pomyślałem właśnie, że dam radę.
- Cieszę się. - Styles czasami jest jak chodząca dziecięca radość... naprawdę tak niewiele mu potrzeba, żeby rozsiewać entuzjazm i uśmiech wszystkim dookoła, niezależnie od tego czy akurat ten ktoś sobie tego życzy, czy nie.
Na samym początku terapii to mnie strasznie wkurwiało, bo nie miałem żadnych powodów do radości, a ten był jak pieprzone słońce. Po każdej naszej rozmowie znajdował jakieś pozytywy czy kazał mi przywoływać te lepsze momenty z życia. Oczywiście głównie pracowaliśmy nad tym rokiem, podczas którego byłem szykanowany przez profesora i resztę stażystów, oraz omawialiśmy zmiany, jakie to wywoływało w moich relacjach z partnerem. Jednak pod koniec sesji zawsze znajdował kilka minut na taką luźniejszą rozmowę.... Bardziej jak między przyjaciółmi niż terapeutą a pacjentem.
- Mamy pierwszy sukces Niallu Horanie! - Kontynuuje z szerokim uśmiechem. - Najważniejsze jest, żebyś to ty uwierzył w to, że dasz radę. To jest podstawa, bo nadal będziesz mieć gorsze i lepsze dni... ale musisz nawet w tych kiepskich momentach pamiętać to uczucie i pewność, jaką czujesz teraz.
- Uhm, a ile czasu mam spędzić w ośrodku?
- A spieszy ci się gdzieś?
- Właśnie nie bardzo... tutaj mi łatwiej, ale jak zostanę sam, to trochę boję się, że nie poradzę sobie z codziennością. - mówię, starając się unikać spojrzenia Louisa.
- Masz jeszcze półtorej miesiąca Niall, a to jest całkiem dużo czasu na pokonanie twoich lęków i na przystosowanie się do życia bez narkotyków.
- Dokładnie, Horan - Dodaje Tomlinson - Musisz pamiętać, że nigdy nie zostaniesz sam... Na razie ograniczymy twój kontakt z Zaynem do telefonów raz w tygodniu, a potem się zobaczy. On od przyszłego tygodnia zaczyna swoją terapię i dużo zależy od tego, jak będzie się czuł po tych spotkaniach.
- W szpitalu? Kto jest jego psychoterapeutą?
- Nie w szpitalu... chociaż przysłali jakiegoś starszego, siwego gościa do niego, ale jakoś nie przekonał mnie do siebie. To mały gabinet w ogóle niezwiązany z placówką, w której pracowałeś. - oddycham z ulgą, bo może nie wszyscy są tam źli, ale mimo wszystko nadal istnieje ryzyko, że trafi do jakiegoś gościa, którego bardziej obchodzi comiesięczna wypłata niż terapia, którą ma prowadzić.
- Kogo? Może znam? - Wtrąca Styles.
- Na pewno, skoro korzystałem z listy osób, którą mi poleciłeś. - Tomlinson wydaje się być rozbawiony nieogarnięciem młodszego.
- Och, ta... sorki, ale tamta rozmowa jakoś wyleciała mi z głowy. - Co dziwniejsze, Harry się zarumienia.
- Może raczej ktoś pomógł ci o niej zapomnieć, co? - Teraz to już szatyn podśmiewa się pod nosem.
- Tommo! Przestań... Mimo wszystko jesteśmy w miejscu mojej pracy, więc się zamknij.
- Oi, ale no weź... Dawno u was nie byłem. Jak tam Nick? Twoja rodzina nadal próbuje cię nawrócić?
- Poddali się jakiś czas temu... Tylko Gemma czasami wpada na weekend. Reszta nadal milczy, chociaż moja wredna siostra twierdzi, że mama powoli się łamie. Kto wie, może na następne urodziny dotrze? To byłoby miłe...
- Tak... za mamą tęskni się zawsze. Nie ważne jak bardzo jest się wściekłym, czy jak wiele żalu o coś masz... - Louis przyjaźnie dotyka ramienia wyższego - A jak nie, to stała lista gości na pewno się pojawi. Jakoś zawsze dawaliśmy radę zjeść i wypić wszystko, co było przygotowane...
- Louis! - Upomina go kolejny raz Harry.
- Przestań mnie ganić jak jakiegoś gówniarza... przypominam ci, że mimo wszystko to ja jestem tym starszym.
- Tak? A jakoś tego nie widać ani nie słychać Tommo... - Rzuca młodszy z lekką kpiną w głosie.
- Cios poniżej pasa, panie psychologu. - Starszy parska śmiechem - A te lepiej zostaw dla narzeczonego.
- Słowo daję, że ty i Nick czasami jesteście tak podobni z charakteru, że zastanawiam się czy przypadkiem nie jesteście jakoś spokrewnieni... Może masz kolejnego brata, Lou?
- Halo?! - Wołam, bo chyba o mnie całkiem zapomnieli. - Ja tu nadal jestem.
- Ups? - Styles chyba naprawdę zapomniał o mojej skromnej osobie siedzącej cicho, jak mysz pod miotu, w wygodnym fotelu.
- Narzeczony? - To chyba najbardziej mnie zaskoczyło, bo on chyba jest młodszy ode mnie, ale z drugiej strony znacznie bardziej poukładany.
- Tak, ale to świeża sprawa. Jeszcze miesiąc temu nie wiedziałem, że Grimshaw coś takiego planuje.
- Cóż, gratuluję. - Mówię szczerze, ale jednak dosyć smutnym głosem, bo mogliśmy być to ja i Zayn, gdyby wszystko się tak nie zjebało. Wiem, że nie powinienem, ale nadal mam nadzieję, że mamy jakąkolwiek szansę. Chociaż to bardziej jak abstrakcja czy marzenie niż realna przyszłość.
- Dzięki, Niall. - Odpowiada.
- Ty też kiedyś dotrzesz do takiego momentu, Niall... tylko musisz jakoś zostawić to swoje gówno za sobą. A nie toczyć je cały czas jak jakiś Żaczek - Tomlinson podchodzi bliżej i chwilę gapi się na mnie, chyba nie wiedząc, co zrobić. W końcu burzy moją grzywkę, która i tak jest w opłakanym stanie, a ciemniejsze odrosty są coraz bardziej widoczne.
- Offf! - Ze śmiechem odganiam jego rękę, ale ten idiota jest wytrwały i próbuje drugą sięgnąć do moich włosów - Spieprzaj.
- Okay... widzimy się za dwa tygodnie, Niall. Chcesz żeby coś ci przywieźć?
- Może jeszcze jedną parę dresów i kilka koszulek. Jakąś książkę... Mogę ci dać klucze. Mam w pokoju.
- Nie ma sprawy. Leć, a ja podręczę jeszcze trochę twojego terapeutę. - Tomlinson zdecydowanie ma w sobie coś z chochlika.
***
Przez ten tydzień od wizyty Louisa mój nastrój nadal pozostaje całkiem niezły. Staram się tylko nie zastanawiać nad tym, co łączy go z Zaynem, bo to dosyć drażliwy temat nawet na dyskusję z samym sobą. Raz nie udaję mi się wytrwać w tym postanowieniu i czekając pod gabinetem Stylesa na swoją terapię, odpływam myślami.
Z jednej strony wiem, że na niego nie zasługuję. Jedyne, co robiłem przez kilka ostatnich tygodni naszego związku to ranienie go. Nie powinienem nawet mieć nadziei, że po czymś takim on nadal ze mną będzie... jasne, że nie urwie kontaktu, bo zawsze za bardzo troszczył się o innych. Jednak nie potrafię tak całkiem odpuścić i przestać o nim myśleć. Jeśli chcę być szczery sam ze sobą, to jak na razie nie potrafię wyobrazić go sobie z kimś innym. Nawet z Louisem... Nie dałbym chyba rady stać z boku i przyglądać się, jak układa sobie życie. To łamałoby mi serce zawsze, gdybym ich widział, ale może właśnie na to zasłużyłem? Za roztrzaskanie Zanowi życia w drobny mak, za to, że znowu boi się ludzi, za stracone zaufanie. Może to właśnie moja kara za wyrzucenie własnego darowanego szczęścia na wysypisko?
Każdego dnia mam ze sztucznym uśmiechem widywać go z kimś innym u boku. Los lubi ze mnie drwić, więc to całkiem prawdopodobny scenariusz. Chciałbym chociaż być w stanie życzyć im wszystkiego dobrego, ale jestem tylko sobą - egoistycznym sukinsynem, który chce swoje szczęście z powrotem, chociaż wcale na niego nie zasługuje.
Tego dnia terapia jest okropna, bo wszystko odczytuję opacznie, a słowa Harry'ego o tym, że muszę ruszyć do przodu wywołują u mnie atak paniki. Czuję, jak serce przyspiesza i mam wrażenie, jakby biło z nienaturalnie dużą siłą, bo wręcz obija mi się o żebra... następnie odczuwam ucisk i ciężko jest mi nabrać powietrza. Siadam na podłodze, zamykam oczy i zaczynam liczyć, mając nadzieję, że to pomoże.
- Niall? - Harry nachyla się nade mną ze szklanką wody, ale zamiast ją wypić, wylewam ją sobie na włosy. - Co się dzieję?
- Panika... - Charczę z trudem przez ściśnięte gardło. Chyba kiwam głową, ale już z falą mdłości. Mój żołądek zaciska się nieprzyjemnie i robi mi się o wiele za gorąco. Jak podczas pierwszego tygodnia po odstawieniu prochów. Mimo tego staram się głęboko oddychać przez nos, bo ostatnie co chcę, to zarzyganie gabinetu swojego terapeuty. Dreszcze przebiegają mi po kręgosłupie, a ręce trzęsą się jak u starego alkoholika. - Hej, Niall?! - Zmartwiona twarz Harry'ego to ostatnie, co do mnie dociera, zanim nie odpływam.
Kiedy otwieram oczy jestem w innej części kliniki. Leżę na szpitalnym łóżku podpięty do kroplówki, a blady Styles obgryza paznokcie siedząc na plastikowym krzesełku.
- Zły nawyk, panie terapeuto. - Mamrotam, wskazując na jego dłoń. Automatycznie przestaje i uśmiecha się z lekkim zakłopotaniem.
- Jesteś pierwszym pacjentem, który zasłabł mi na terapii, Horan... Nie żartuj teraz ze mnie, bo mamy większe zmartwienia. Wiem, czym są ataki paniki, ale nie mam pojęcia, czym ten twój mógł być spowodowany. Cały tydzień świetnie sobie radziłeś, a tu dzisiaj taka niespodzianka.
- Miewałem je już jako dziecko... - Wzruszam ramionami.
- Dlaczego?
- Z różnych powodów... Bałem się, że skoro dostałem niższą ocenę, to rodzice nie będą zadowoleni, albo jak zacząłem nosić aparat na zębach panikowałem, gdy miałem poznać kogoś nowego. Potem jakoś udawało mi się to maskować humorem i uśmiechem. To pierwszy tak silny atak od jakichś dziesięciu lat.
- A wiesz, co go spowodowało?
- Uhm...
- A może zechcesz się tym ze mną podzielić? To jakoś to rozpracujemy, bo kolejne takie atrakcje nam obu raczej nie są potrzebne.
- Przyszłość.
- Coś może konkretniej?
- Przyszłość bez Zayna. To jak będę musiał nauczyć się żyć bez niego, a może nawet widywać go z kimś innym... Nie widzę siebie bez niego, a wiem, że jemu z kolei będzie lepiej beze mnie.
- Nie wybiegaj aż tak daleko w przyszłość, Niall. Na razie skup się na najbliższym miesiącu w ośrodku i waszych cotygodniowych, niedzielnych rozmowach. I moja rada: nie próbuj decydować za niego. Cokolwiek będzie dalej...
Zayn:
Od tamtej rozmowy z Niallem coś się zmieniło. Mam pewność, że on tam gdzieś jest i walczy z nałogiem, więc jest jeszcze jakaś szansa dla niego, dla mnie, dla nas. Niby wcześniej też to wiedziałem od Louisa, ale to chyba było za mało. Dopiero usłyszenie jego załamanego głosu i wyobrażenie sobie, jak bardzo to wszystko na niego oddziałuje uświadomiło mi, że naprawdę nie chcę go stracić.
Pomimo całego tego bólu, strachu i upokorzenia, ja nadal za nim tęsknię.
Spotkania z terapeutką mam dwa razy w tygodniu i jak na razie nie widzę specjalnej poprawy, ale to dopiero start i jeszcze długa droga przede mną. Nic nie przychodzi od tak z dnia na dzień w takich przypadkach, a przynajmniej ona tak twierdzi. Dzień po dniu i tydzień po tygodniu będę się zbierał do kupy, a i tak zostaną pewne ślady tego, co się stało.
Podała w wątpliwość moją decyzję pozostania w kontakcie z Niallem, ale szybko uświadomiłem jej, że dyskusja na ten temat jest bezcelowa, bo to akurat jedna z niewielu rzeczy, jakich jestem teraz pewien. Cała reszta to jak malowanie na wodzie... Wszystko przybiera inny kształt niż rzeczywiście chciałbym, aby miało.
***
Siedzę przy stole i czekam aż starszy braciszek popisze się zdolnościami kulinarnymi. Minęły dopiero trzy dni, odkąd z nim zamieszkałem, a już zdążyłem się przyzwyczaić do jego rytmu dnia. To odrobinę zaskakujące, bo Louis jest na pozór najbardziej chaotyczną osobą, jaką znam, ale jednocześnie zawsze doskonale wie gdzie co ma.
Cieszę się, że nie jest jakimś nadętym dupkiem w graniaku tylko lekko zwariowanym, spontanicznym i bardzo energicznym właścicielem baru. Twierdzi, że przygotowanie dobrych drinków to też pewnego rodzaju sztuka i chyba nie mogę się z nim w tym temacie nie zgodzić, kiedy na studiach wypiłem swoje.
Tylko siłą woli powstrzymuję się od wyciągnięcia szatynowi telefonu z kieszeni i zadzwonienia do Stylesa, bo wiem, że terapia Nialla zaczęła się jakieś pięć minut temu. Tak bardzo chce znowu go usłyszeć, że aż mnie podrzuca na tym pierdolonym, niewygodnym krześle.
- Zayn. Przestań zerkać co minutę na zegarek... - Wzdycha Louis i przewraca oczami tak bardzo, że aż dziwne, że go to nie boli. - Wytrzymałeś cały tydzień, to wytrzymasz jeszcze kilkadziesiąt minut.
- Dobrze, już dobrze! - Unoszę ręce w obronnym geście. - Ale może dałbyś wreszcie coś do jedzenia, bo tak czuję, że żołądek powoli przyrasta mi do krzyża... - Na dowód akurat w tej sekundzie burczy mi w brzuchu i to dosyć głośno.
- Słyszę - Śmieję się i stawia na blacie dwa talerze z jakąś zupą - Brokułowa.
- Dużo tego zielonego...
- Przyzwyczajaj się, bo ja mięso jem bardzo rzadko. Zawsze możesz sam coś zrobić, wpisz na listę, która wisi na lodówce i na najbliższych zakupach uzupełnię braki, bo aktualnie to chyba jedynie mam jakąś rybę w zamrażalniku.
- Okay... też nie muszę codziennie, ale czasami lubię zjeść jakiegoś kurczaka.
- Zapamiętam. - Reszta obiadu mija nam na zwykłej codziennej paplaninie. Opowiadamy o tym, jak żyliśmy wcześniej. Nie wyciągamy żadnych przykrych wspomnień tylko wszystko to, co przyjemniejsze. Z Tomlinsonem wszystko wydaje się prostsze... sama świadomość, że mam brata, kogoś, kto się przejmuje i o mnie myśli, jest bardzo budująca. Jak na razie jest jedyną osobą, przy której czuję się swobodnie i nie pilnuję się tak, jak przy innych. Nie podskakuję, gdy powie coś głośniej, albo jak przeklina, gdy coś mu się wyślizgnie z rąk. Tylko, gdy stoję do niego plecami, a on dotknie mojego ramienia albo pleców nadal się wzdrygam.
Później Tommo wrzuca naczynia do zlewu, a ja wyciągam kubki na kawę i wstawiam wodę. Sypię właśnie cukier do swojego ulubionego napoju, kiedy słyszę znajome dźwięki: Hold back the River. Na chwilę mnie paraliżuje.
- Hej, Niall. - Wypowiedziane przez Louisa mnie budzi. Pokazuje gestem, żeby oddał mi telefon, ale nie słucha.- Tak, tak, jest tutaj. Tak, na pewno chce z tobą gadać. Jeszcze chwilę i mnie zamorduję wzrokiem, że nie oddałem mu jeszcze komórki... - Wreszcie udaje mi się wydostać jakoś smartfona z jego zaciśniętych palców.
- Jestem. - Mówię zamiast przywitania.
Niall:
-Jestem - Mam ochotę zapiszczeć, gdy zamiast wesołego świergotu Tomlinsona słyszę cichy i pełen napięcia głos Zayna. - Niall?
- Tak, wszystko w porządku... na sekundę się zawiesiłem, sorki. - Odpowiadam, nerwowo ciągnąc za końcówki włosów i chodząc po gabinecie Harry'ego, a ten obserwuje mnie uważnie, notując coś sobie w swoim wielkim, czarnym kajeciku. Nie do wiary, że ten gówniarz jest moim psychoterapeutą.
- Coś się stało? - Brzmi na nieco zaniepokojonego.
- Nie. Jest lepiej niż było... to już trzeci tydzień i już mi łatwiej. Przynajmniej fizycznie... nawet przytyłem jakiś kilogram.
- Naprawdę cieszę się, że z tym walczysz, Ni... wiem, że ci się uda. - Na chwilę milknie, a ja boję się odezwać. - Wiem od Louisa, że to były głównie pochodne heroiny i czasem ekstazy wymieszane z alkoholem. Na pewno teraz jest ci ciężko i twój nastrój jest bardzo podły, wręcz depresyjny.
- Miałem atak paniki wczoraj...
- Co? Ale przecież nie zdarzały ci się już od kilku lat.
- Tak, wiem... ten był naprawdę silny. Odleciałem i Styles umieścił mnie na kilka godzin w części szpitalnej ośrodka. Pod kroplówką i zrobili mi podstawowe badania.
- Coś jest nie tak?
- Nie. Słabsze wyniki krwi i parametry nerkowe oraz wątrobowe, ale to nic, czego nie można było się spodziewać.
- Chciałbym przyjechać... - Moje serce przyspiesza. - Ale wiem, że na razie nie dam rady, Niall. Wciąż jedyną osobą, której się nie boję, jest Tommo i nawet Liam musiał stać co najmniej dwa metry ode mnie, żebym nie trząsł się jak galareta...
- To wszystko przeze mnie... powinieneś zapomnieć i żyć swoim życiem, Zayn..
- Nie potrafiłbym, idioto. - Słyszę po głosie, że się zirytował. - Więcej w tym winy prochów i tej twojej bezsensownej zazdrości. Kiedy poczuję się pewniej to wpadnę, ale mam jeszcze dużo do przepracowania. O ile wcześniej nie uduszę mojej terapeutki, ale to twarda sztuka i chyba nie pójdzie mi zbyt łatwo.
- Aż tak źle? - Pytam szeptem i zastanawiam się, na kogo on kurwa trafił?
- Nie... może źle powiedziałem. Wiem, że musze to z siebie wszystko wyrzucić i zostawić trochę tego emocjonalnego bagażu za sobą. Ona zmusza mnie do przepracowania i nazwania każdej jednej emocji i to wyczerpujące. Czasami mam ochotę wyjść, albo wyrzucić jej ładne kwiatki rzez okno. Słychać mnie prawdopodobnie w całym budynku, a kiedy stamtąd wychodzę to czuje się jakbym przebiegł pieprzony maraton.
- Pomaga, chociaż?
- W ślimaczym tempie idę do przodu, więc chyba pomaga.
- Cieszę się, Zi... Styles mówi, że czas kończyć. - Nie mam pojęcia, jak wytrzymam kolejny tydzień bez jakiejkolwiek wiadomości od niego.
- Och, już? Musisz pamiętać, że chcę, żeby ci się udało. Zadzwonię za tydzień...
- Będę czekać... - Już mam oddawać telefon Harry'emu.
- A i Niall? Jesteś?
- Uhm.
- Tęsknie za tobą... - Nie mam szans odpowiedzieć mu tym samym, bo słychać już sygnał zakończonego połączenia.
Wiem, że to ostatnie zdanie będzie mnie trzymać przy życiu do następnego tygodnia.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro