#9 - chciałem zaciągnąć cię na randkę
Niczym nieskrępowany Josh odstawił siatkę i filmy na stół w kuchni, po czym odwrócił się na pięcie do Tylera, który nadal niewiele rozumiał z tego wszystkiego. Widok go w starych, znoszonych dresach, podczas kiedy sam był ubrany w drogą koszulę, nie należał do najciekawszych, ale Dun nie zwrócił mu uwagi. Wiedział, że go zaskoczył, chociaż nie rozumiał dlaczego, bo w końcu byli umówieni na kolację. Nie był jeszcze na tyle zapominalski, by mylić dni tygodnia. Przed przybyciem tutaj parokrotnie sprawdzał, czy dziś jest na pewno piątek. Wszystkie znaki na ziemi i niebie świadczyły o tym, że nie pomylił się, choć miał do tego skłonności.
- Czemu nie przyszedłeś na kolację? - spytał łagodnym tonem, obserwując Tylera, którego wyraz twarzy mówił sam za siebie. Jego emocje jednak uległy zmianie wraz z pytaniem Josha. Teraz nie było to zaskoczenie, ale złość. Nie, nie złość, wściekłość.
- Czemu nie przyszedłem? Robisz sobie ze mnie żarty? - zaczął, z każdym słowem coraz bardziej podnosząc głos. - Najpierw zaciągasz mnie na cholerny obiad, żeby zrobić mnie w chuja, a potem się mnie pytasz, czemu nie przyszedłem na zasraną kolację? No nie wiem, może dlatego, że do cholery, nie wiedziałem gdzie i kiedy, a ty zostawiłeś mnie kurwa samego bez słowa! - ostatnie zdanie wręcz wykrzyczał. Jego głos był zarazem piskliwy i łamliwy, co świadczyło o jego huśtawkach nastrojów i tym, że lada moment mógł się rozpłakać.
- Czekaj, co? O czym ty mówisz? - Josh zmarszczył czoło, niewiele rozumiejąc z tego, co mówił ciemnowłosy.
- Och, proszę cię, nie próbuj jeszcze udawać głupiego - przewrócił teatralnie oczami i zaczął nerwowe krążenie po kuchni. - Ledwo wyszedłem do łazienki, a ty już to wykorzystałeś, żeby spierdolić? I co, fajnie się bawiłeś moimi uczuciami? Jesteś z siebie zadowolony? - wywarczał, a każde jego słowo bardziej przypominało wystrzały z pistoletu. Mówił szybko, niewyraźnie i nie dbał o to, co padało z jego ust pod wpływem emocji.
- Jak to? Przecież zostawiłem ci kartkę, musiałem wracać, bo przerwa mi się kończyła. Napisałem ci adres i godzinę, dziś wszystko przygotowałem i myślałem, ba, byłem pewny, że przyjdziesz, ale po dwóch godzinach czekania na cud sam w to zwątpiłem - odrzekł dwudziestojednolatek, który był coraz bardziej zagubiony.
- Nie było żadnej kartki - prychnął dalej obrażony Tyler, zatrzymując się przy zlewie, o który oparł się biodrem.
- Była, jestem tego pewien. Specjalnie poprosiłem kelnerkę o kartkę i długopis. Różowa, samoprzylepna, położyłem ją na stoliku obok twojego albumu - Josh kontynuował wyjątkowo łagodnie, tolerując ten nagły atak złości Tylera, który teraz na szczęście zaczął się uspokajać.
- Mogę przysiąc, że nie widziałem niczego takiego - odpowiedział spokojniej, spoglądając na Josha przepraszającym wzrokiem.
- I to mnie oskarżałeś? Ale dobra, nieważne, najwyraźniej gdzieś spadła lub ktoś ją wziął, zapomnijmy o tym - machnął ręką i odwrócił się znowu do stołu. - Kupiłem chińszczyznę, mam nadzieję, że lubisz? Każdy lubi chińszczyznę, ty też musisz. Teoretycznie miał być kurczak, ale po pierwsze sam go robiłem, a po drugie nie jest zdatny do spożycia, co łączy się z pierwszym - tak jak zawsze, zapomniał o wszelkich granicach rozsądku i mówił to, co tylko przyszło mu do głowy. - Jest jeszcze ciepłe, więc lepiej zjeść teraz, zanim całkowicie wystygnie - wyciągnął z siatki dwa zestawy pałeczek i dwa spore opakowania, na których widniało mnóstwo azjatyckich znaków. Ani Josh, ani Tyler nie umieli powiedzieć, do jakiego języka należały, ale wpadli na świetny pomysł, że mogły to być znaki chińskie, skoro zasadniczo stamtąd pochodziło jedzenie.
Josh podał otwarte pudełko Tylerowi wraz z pałeczkami i ze swoją porcją ruszył w stronę salonu, czując się przy tym wyjątkowo swobodnie, jakby był w swoim domu. Wymieszał zawartość opakowania i klapnął na kanapę, spoglądając na ciemny ekran telewizora.
- Gdybyś przyszedł do mnie, byłaby kolacja przy świecach. Nie myśl sobie, że chciałem zaciągnąć cię na randkę, a potem do łóżka. Po prostu nie zamierzam drugi raz nakrywać stołu, więc przykro mi bardzo, ale postaram się nie upaćkać ci tapicerki - krzyknął do chłopaka, który dalej stał w kuchni.
Różowowłosy natomiast w tej chwili zdążył już zdjąć buty i usiadł po turecku z brzegu, zostawiając całkiem sporo miejsca dla zagubionego Tylera, który dalej nie wiedział, co robić. Od dawna nie czuł się tak dziwnie w swoim własnym mieszkaniu, więc usiadł na samej krawędzi kanapy, w obu dłoniach kurczowo trzymając pudełko z chińszczyzną.
- Nie gadaj, że nie jesteś głodny. Wyglądasz, jakbyś nie jadł od naszego lunchu - wtrącił Josh, w najlepsze zajadając się wołowiną z warzywami i makaronem. Tyler słysząc jego słowa, westchnął ciężko i nieudolnie wziął do ręki pałeczki, na co uwagę od razu zwrócił Josh jako wybitny koneser gotowych dań. W pewnym momencie takiej diety opanował posługiwanie się pałeczkami do perfekcji, więc szybko zauważył to, że Tyler nie miał pojęcia, co robić. - Nie mów, że nie umiesz jeść pałeczkami - skomentował, czego od razu pożałował, kiedy ujrzał na twarzy bruneta kolejny rumieniec.
Przewrócił oczami i odstawił swoje pudełko na podłogę, przysuwając się bliżej Josepha tak, aby jednym ramieniem go objąć i mieć ułatwione tłumaczenie mu tej filozofii. Od razu poczuł, jak chłopak napina swoje mięśnie w reakcji na czyjąś bliskość, ale zignorował to i skupił się na tym, na czym powinien.
- Dobra, tę musisz złapać jak ołówek - złapał dłoń Tylera, aby pomóc mu w odpowiednim ułożeniu palców. - Powinna być nieruchomo. Tę trzymasz tak - kolejny raz ujął jego rękę i należycie ją ułożył. - Ruszasz tylko tą drugą - odsunął się od niego, tym samym dając mu okazję do przetestowania tego sposobu.
Tyler niepewnie spróbował złapać największy kawałek mięsa, który był akurat na wierzchu jego porcji. Różowowłosy mimowolnie uśmiechnął się na widok wytkniętego języka, który dodawał tylko uroku w pełni skupionemu dwudziestolatkowi. Za trzecim podejściem udało mu się podnieść kawałek i trafić nim do ust na tyle szybko, by nie spadł mu w międzyczasie.
- Brawo - pogratulował mu i wrócił do jedzenia swojej porcji, lecz w porę przypomniał sobie o tym, że zostawił napoje i filmy w kuchni, po które niezwłocznie poszedł. - Odpalamy film? - zapytał i odstawił dwulitrową butelką pepsi razem ze szklankami na podłogę.
Nie słysząc odpowiedzi, spojrzał na Tylera, który był całkowicie zajęty jedzeniem. Dalej wytykał język i usiłował nie używać pałeczek jak idiota, wbijając je w największe kawałki, co znowu nie było tak proste, biorąc pod uwagę, że były to jego pierwsze kroki w tej dość ciężkiej sztuce. Josh uśmiechnął się szeroko i otworzył opakowanie z pierwszą częścią, którą bez problemu włączył na telewizorze. Przed włączeniem filmu zabrał z podłogi leżący koc i okrył nim Tylera oraz siebie. Przez to musiał znowu się do niego przysunąć, ale zdawał się nie zwracać uwagi na to, że wywołało to u bruneta kolejną nerwową reakcję. Podniósł swoją niedokończoną chińszczyznę i szybko ją opróżnił, po czym popił colą i rozsiadł się wygodniej na kanapie, skupiając wzrok na ekranie telewizora.
Star Wars od zawsze było jego ulubioną serią, o czym świadczyło jego zaangażowanie w oglądanie, mimo że robił to już któryś raz z rzędu i znał na pamięć chyba każdą scenę. Nigdy nie był zwolennikiem nowości, o wiele bardziej wolał wrócić do serialu, którego każdy odcinek obejrzał trzy razy niż zająć się czymś nowszym. Jego zdaniem nic nie można było porównać do starych, dobrych filmów, chociaż to od razu nie czyniło z niego zacofanego, bo tyczyło się tylko właśnie filmów i seriali. Z archiwum X i Star Wars były tym, czego pod żadnym pozorem nie można było obrazić pod jego obecnością, bo był gotów wyciągnąć mnóstwo argumentów przeciwko takiej, a nie innej opinii. Od kiedy pamiętał, walczył o swoje racje, ale z drugiej strony szanował cudze zdanie. Dzięki temu był z reguły lubianą osobą, bo łączył wiele pozytywnych cech, które w zestawieniu z sobą dawały jeszcze lepsze efekty.
Był na tyle skupiony na filmie, że nie zauważył nawet tego, kiedy Tyler zaczął przysypiać. Zmęczenie odkładające się przez ostatnie miesiące zaczynało o sobie przypominać, przez co miał coraz większe problemy z unoszeniem powiek. Nie minęła połowa filmu, kiedy w końcu się poddał i zmrużył oczy na chwilę, która jednak przedłużyła się o dużo więcej. Nieświadomie przechylił głowę, którą oparł na ramieniu zaaferowanego Josha. Ten wrócił do świata żywych dopiero kiedy pojawiły się napisy końcowe.
- Dobra, idę do toalety. Możesz włączyć kolejną część - odparł i już miał wstać, kiedy coś go powstrzymało. Coś, a raczej ktoś, bo mianowicie głowa Tylera spoczywająca na nim utrudniała mu ruszenie się w jakimkolwiek kierunku. Spojrzał na jego pogrążoną w śnie twarz. - Tyler? - mruknął, ale znowu nie dostał żadnej odpowiedzi.
Westchnął z uśmiechem i odsunął się nieco w bok, aby uwolnić się spod ciała bruneta, które automatycznie runęło w ślad za różowowłosym. Na szczęście ten szybko go złapał, by przypadkiem go nie obudzić. Podniósł go, a nie spodziewając się tak małej wagi, bardziej go poderwał z kanapy. Z Tylerem w ramionach poszedł do jego sypialni, gdzie położył go na łóżku i przykrył kołdrą. Nie chciał go rozbierać, bo potrafił wyobrazić sobie to, jak chłopak mógłby na to zareagować rano. Wychodząc z jego pokoju, zaczął rozpinać guziki swojej koszuli, którą zdjął wraz ze spodniami i położył na podłodze, po czym włączył kolejną część Star Wars i rzucił się na kanapę, by równie szybko pójść w ślady za Tylerem i przysnąć z głową na oparciu oraz filmem włączonym w tle.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro