Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#8 - egzystował w swojej beznadziejności

Tyler niecierpliwie wyczekiwał końca tygodnia wraz z którym miało skończyć się jego wolne od pracy. W rzeczy samej nie przepadał za nią, bo łączyła się z kontaktem ludźmi, ale z drugiej strony było to jego jedyne źródło zarobków. Cały spadek po rodzicach, którzy zginęli w wypadku samochodowym, jakimś cudem przeszedł na jego starsze rodzeństwo, natomiast on nie dostał nawet dolara, a bracia i siostra całkowicie o nim zapomnieli, a przynajmniej takich zgrywali. Nie mając na to żadnego wpływu, szybko pogodził się ze swoim losem i dzięki temu usamodzielnił już w wieku 17 lat, bo właśnie wtedy stracił rodziców. Znalazł dorywczą pracę, którą cudem pogodził ze szkołą. Początkowo mieszkał w ich domu, ale ten był za duży, aby chłopak sam poradził sobie z nim i tuż po ukończeniu szkoły zdecydował się na przeniesienie się do mieszkania. Wcześniej przez naukę nie miał czasu na to, aby szukać mieszkania do wynajęcia, które przede wszystkim miało być mniejsze mniejsze i przez to ciągnąć mniej wydatków, bo to właśnie pieniądze były jego największym problemem.

Dalej nie mógł uwierzyć w to, że Josh rzeczywiście dał radę załatwić mu dwa tygodnie na wykurowanie się po pobiciu. Jeszcze w szpitalu był prawie pewien, że mężczyzna robił sobie z niego żarty, a Tyler wyląduje na bruku bez pracy, ale jego szef tylko to potwierdził, kiedy brunet sam do niego zadzwonił w celu usprawiedliwienia się. Tak jak przez cały czas myślał o tym, jak podziękować różowowłosemu za pomoc mu w tym, jak i wielu innych rzeczach, tak całkowicie zaprzestał zaprzątania sobie tym głowy po sytuacji w Taco Bell. O dziwo nie był zły na Josha, a już na pewno nie w zupełności. Przede wszystkim był wściekły na samego siebie za to, że tak łatwo dał się zwieść. Całe życie uważał wszystkich za wrogów i raz w życiu chciał spróbować to zmienić, czego od razu pożałował. Czuł się wykorzystany i zmieszany z błotem, dalej wyrzucał sobie to, że był tak łatwowierny, tak głupi. Ilekroć próbował zapomnieć o mężczyźnie z włosami w kolorze waty cukrowej oraz czekoladowymi oczami, tym stawał się coraz bardziej poddenerwowany. Chociaż pałał do niego niechęcią, nie mógł wyrzucić go sobie z głowy i to najbardziej go bolało. Nie wystawienie do wiatru, zrobienie z niego idioty, ale to, że nie mógł się pogodzić z tym, że należenie do najniższej warstwy społecznej było mu po prostu przypisane. 

Przez resztę tygodnia nie wychodził z domu, nawet kiedy jego lodówka zaczęła świecić pustkami i zabrakło w niej nawet dżemu z owoców leśnych. Jego brzuch buntował się po długich, ciężkich dniach głodówki, jednak Tyler był na tyle odurzony lekami przeciwbólowymi, że nie zwracał na to uwagi. Praktycznie nie ruszał się ze swojej kanapy, na której na zmianę brał krótkie drzemki i przeskakiwał po kanałach w telewizji, na żadnym nie zatrzymując się dłużej niż na parę minut. Takim sposobem spędził cztery dni i najprawdopodobniej trwałby w tym stanie do momentu, kiedy nie zagłodziłby się na śmierć lub przesadził z ilością tabletek. Był piątek, więc niedługo teoretycznie powinien wracać do pracy, ale mentalnie dalej nie był na to przygotowany. Był świadomy tego, że był bardziej jak zjawa, a nie człowiek, ale nie było nowością to, że pałętał się bez celu po kawiarence, w której pracował, i tylko odstraszał klientów swoim podejściem i zachowaniem. Był pewny też tego, że do poniedziałku zdąży się zebrać w sobie i ogarnąć na tyle, aby zacząć przypominać siebie. Samotność z dnia na dzień coraz bardziej go przytłaczała, przez co nie miał sił choćby na umycie się czy przebranie w świeże ubrania. Przez ten cały czas nie żył. Wegetował, egzystował w swojej beznadziejności.

Kto by pomyślał, że zwykły lunch mógł stoczyć go na sam dół? 

Na pewno nie Josh, który siedział w swojej kuchni ubrany w ulubioną czarną koszulę. Wszystko było przygotowane na ostatni guzik, nawet Josh specjalnie spróbował coś samemu ugotować, chociaż teraz to i tak nie miało żadnego znaczenia. Nietknięty, pieczony kurczak już dawno wystygł, ale to akurat najmniej interesowało mężczyznę, który wpatrywał się w zegar wskazujący godzinę dwudziestą. 

Dwudziesta.

Minęły dwie godziny od kiedy powinien przyjść Tyler, lecz ten nie dawał żadnego znaku życia. Kolorowłosy w pierwszym odruchu zaczął się o niego martwić. Mógł się zgubić, mógł znowu zostać zaatakowany, mógł mieć lepsze zajęcie. Lub po prostu mógł go olać. To Dun także rozważał. Brał pod uwagę chyba każde wyjście i każde sprawiało, że drżał w zaniepokojeniu. Jego noga nerwowo podrygiwała, a on wystukiwał w blat świeżo nakrytego stołu bliżej nieokreślony rytm. O dwudziestej trzydzieści nie wytrzymał i zerwał się z krzesła, zabierając swoją kurtkę z korytarza i trzaskając drzwiami swojego mieszkania, którego w pośpiechu nawet nie zdążył zamknąć.

~*~

Dzwonek do drzwi sprawił, że Tyler obudził się ze swojego płytkiego snu, w trakcie którego skopał okrywający go koc. Otulił się ramionami z zimna, nie chcąc podnosić materiału, bo zwyczajnie był zbyt osłabiony. Spojrzał za okno, gdzie zastał ciemność, co sugerowało późną godzinę. Westchnął i spojrzał na telewizor, który zdążył wyłączyć się po długiej bezczynności. Zmarszczył czoło, będąc pewnym, że dźwięk, który go wybudził, pochodził właśnie z jakiegoś programu telewizyjnego. Jego wątpliwości zostały rozwiane wraz z kolejnym dzwonkiem, na co ten dosłownie zwalił się z kanapy. Podniesienie się z podłogi na chwiejących się nogach zajęło mu dobre kilka minut, podobnie jak dojście do drzwi wejściowych. 

Wręcz zakrztusił się powietrzem, kiedy ujrzał w progu różowowłosego. Ubrany był w koszulę idealnie przylegającą do jego wyrzeźbionego ciała, a na jego twarzy widniał delikatny, subtelny uśmiech. W jednej ręce trzymał siatkę z nieznaną zawartością, a w drugiej trzy płyty, na których okładce widniał znajomy napis Star Wars.

Nie chciał Mahomet przyjść na kolację, więc kolacja przyszła do Mahometa - powiedział i przecisnął się do mieszkania obok osłupiałego Tylera, który nie potrafił znaleźć żadnych słów na wyrażenie tego, co w tym momencie czuł.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro