Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#6 - coś do ciebie czuję i to nie jest przyjaźń

Mijały kolejne dni od poznania Tylera, a ten dalej nie odzywał się do Josha ani słowem. Co prawda ten nie spodziewał się tego, że jego telefon zadzwoni tuż po wyjściu z sali szpitalnej. Przede wszystkim niestety musiał odrobić dzień nieobecności w pracy, aby przypadkiem go z niej nie wyrzucili i tym samym nie zdenerwować rodziców swoją nieodpowiedzialnością, a to przełożyło się na tym, że szybko zapomniał o całym zajściu z parku na rzecz pracy. I tak jak przez pierwszy tydzień miał ochotę odwiedzić Tylera i zobaczyć, jak sobie radzi, tak ostatecznie tego nie zrealizował i szybko zapomniał o swoich planach. Jego poprzedni współpracownik musiał wziąć chorobowe i Josh został sam na lodzie. Wbrew pozorom praca w muzycznym nie była samym siedzeniem na tyłku i nabijaniem cen, przez co wpadł w wir roboty i zajął się sobą. Musiał zostawać po godzinach, ale nie marudził przy tym, będąc niesamowicie wdzięcznym swojemu szefowi za to, że nie zwolnił go i pozwolił na naprawienie swojego błędu. Na przestrzeni czasu zaczął uważać za głupotę odrzucanie połączeń od szefa, kiedy był w szpitalu. Mógł chociażby odebrać i wyjaśnić sprawę, ale był na tyle zestresowany, że całkowicie wyleciało mu to z głowy.

Był akurat zajęty układaniem winylów na jednej z półek, kiedy usłyszał dzwonek przyczepiony nad drzwiami sklepu. Nie spojrzał jednak w tamtą stronę, z doświadczenia wiedząc, że klienci nie przepadali za nachalnymi ekspedientami i woleli szukać czegoś na własną rękę, w ostateczności prosząc o pomoc. Wrócił do porządkowania winyli, nucąc pod nosem bliżej nieokreśloną piosenkę, która najprawdopodobniej wcześniej leciała w radiu. Szybko łapał melodie, nawet jeśli słyszał ją po raz pierwszy i już po chwili zaczął podśpiewywać cicho, aby nikt go nie usłyszał. 

Z tego transu wybudził go dopiero hałas dobiegający z jednej z alejek. Josh od razu ruszył w tamtym kierunku, aby ujrzeć chłopaka stojącego pośrodku rozsypanych na ziemi płyt. Już miał westchnąć i przystąpić do sprzątania, ale coś podkusiło go do tego, aby podnieść wzrok na sprawcę i tym samym przekazać mu swoją dezaprobatę. 

Wręcz zakrztusił się powietrzem, kiedy rozpoznał w postaci Tylera.

- Ja... przepraszam, nie chciałem - jęknął, będąc wyraźnie przestraszony tym wszystkim. - Josh? - spytał, kiedy tylko spojrzał na różowowłosego opartego biodrem o regał z niepozornym, chytrym uśmiechem wymalowanym na twarzy.

- Proszę, proszę, kogo my tu mamy - mruknął. - Nie myślałem, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy.

- Ja też... - wydusił zakłopotany ciemnowłosy, kucając i zbierając pierwsze płyty.

- Zostaw to, siejesz za dużo destrukcji - w ułamku sekundy pojawił się u jego boku, klękając na podłodze i łapiąc asortyment. 

Moment, kiedy ich dłonie przez przypadek się spotkały, nie wywarł na Joshu żadnego wrażenia. W przeciwieństwie do Tylera, który od razu spłonął rumieńcem i odskoczył od niego jak poparzony. 

- Przepraszam, chciałem tylko poszukać albumu - westchnął, odkładając płyty na pustą półkę. 

- Nie mogłeś mnie zawołać? Czego szukałeś? - wstał po tym, jak pozbierał resztę przedmiotów i rozpoczął ich układanie w należytej kolejności.

- A Rush of Blood to the Head - odpowiedział szybko na wydechu. Josh jednak bez problemu zrozumiał nazwę i spojrzał na niego jak na wariata.

- Słuchasz Coldplay? Tyler, nie wiem, jak ci to powiedzieć, ale... wiesz, chyba coś do ciebie czuję i to nie jest przyjaźń. Kocham cię, błagam, wyjdź za mnie - jego nagła i zdecydowanie przereklamowana reakcja nieznacznie rozbawiła Tylera, który jedynie uniósł kąciki w nieco smętnym uśmiechu. To nie umknęło różowowłosemu, który zmarszczył czoło w zastanowieniu. - Wszystko dobrze? Jak się czujesz? Co z żebrami? - zasypał go pytaniami, zwyczajnie nie umiejąc powstrzymać swojej ciekawości. 

- Jest... dobrze - kłamstwo i to jak oczywiste. Nawet rozkojarzony Josh, który nigdy nie był spostrzegawczy, zwrócił na to uwagę. Zaczął świdrować go przenikliwym wzrokiem tak, jakby chciał go tym samym zmusić do mówienia prawdy. To niestety dało odwrotny wynik, bo Tyler jeszcze bardziej się zakłopotał i zaczął szukać jakiegoś wyjścia z tej opresyjnej dla niego sytuacji. Jak to często miało miejsce - z marnym skutkiem. 

- Mhm... - mruknął bez przekonania, wracając do układania płyt. - Słuchaj. Za jakieś pół godziny mam przerwę na lunch, ale szef może mnie szybciej wypuścić. Chcesz iść ze mną na taco czy coś w tym rodzaju? - nie chciał bardziej stresować dwudziestolatka, więc zmienił temat na jak najbardziej neutralny. 

- Do... dobrze - odparł brunet, jąkając się przy tym nieznacznie. 

- Jeśli tylko masz ochotę, nie chcę cię do niego zmuszać. Po prostu myślę, że jedzenie smakuje lepiej w czyimś towarzystwie, nawet jeśli mówimy o taco. Chyba za dużo gadam, powinienem się uspokoić... - ciągnął dalej Josh, kątem oka spoglądając na ciemnowłosego.

- Nie, ja... ja chętnie pójdę z tobą na taco - różowowłosy posłał mu łagodny uśmiech w geście podziękowania. - A... macie ten album? - spytał cicho, zawstydzony, wbijając wzrok w podłogę, jakby powiedział coś wyjątkowo głupiego. 

- O, tak, jasne, zapomniałem. Poczekaj tutaj chwilę - odszedł parę metrów dalej, by zacząć szperać między płytami, robiąc to zdecydowanie delikatniej niż Joseph. 

Uważał płyty za istny skarb świata i że należały na odpowiedni szacunek, a nie - tak jak to przed chwilą zrobił Tyler, naturalnie niechcący - zwalać je wszystkie z półek i deptać po nich. Może nie był na etapie tworzenia ołtarzyków dla każdej z nich, ale to nie zmieniało faktu, że swoją całkiem sporą kolekcję trzymał w należytych warunkach i obchodził się z nimi równie dobrze. Był to jego mały swego rodzaju fetysz, jeśli tylko można tak było nazwać zwyczajną miłość do muzyki.

- Proszę bardzo, nówka nieśmigana specjalnie dla ciebie - powiedział wesoło i podał Tylerowi odnalezioną płytę. - Księżniczka życzy sobie czegoś jeszcze? - naumyślnie dobrał takie słownictwo. Na reakcję chłopaka na to niecodzienne określenie jedynie zaśmiał się głośno. 

- Ni... nie... - odpowiedział wyraźnie zbity z tropu, znowu nie wiedząc, co zrobić ze swoim spojrzeniem. 

Aby nie stać bezczynnie, pospiesznie wyciągnął swój portfel, z którego wyciągnął wszystkie swoje pieniądze, których było wyjątkowo mało, nawet jak na biednego niekoniecznie-studenta, jak to się kiedyś opisał. Policzył je dokładnie i z bólem doszedł do wniosku, że brakowało mu parę dolców na swój zakup. Nie chciał mieć żadnego długu, bo jednak był uczciwym człowiekiem. Bez słowa oddał płytę Joshowi, który obserwował całą tę sytuację w milczeniu i któremu od razu zrobiło się żal Tylera.

- Daj spokój - stwierdził i złapał go za rękę, po czym zaciągnął w stronę kasy. Wszedł za ladę i na chwilę zniknął na zapleczu, by po chwili wrócić ze swoim portfelem i dwudziestodolarówką. - Powiedzmy, że to za miłą gościnę u ciebie - wyjaśnił i włożył swoje pieniądze do kasy, nie licząc się z prośbami Josepha o wzięcie jego pieniędzy. Nie pozwolił mu na zabranie głosu, nieustannie mówiąc wszystko, co tylko ślina na język przyniesie. - A teraz chodź na to cholerne taco, bo zgłodniałem. 


  ~*~*~*~*~*~*~*~ 

Obiecany drugi dzisiejszy rozdział, enjoy! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro