#26 - przypominasz kobietę w ciąży
Po dłuższym namawianiu Tylerowi udało się wytłumaczyć Joshowi, że wyjazd w dalsze okolice Columbus będzie dla niego bardziej męczący niż spacer po osiedlu. Dlatego też ostatecznie udali się na okoliczny plac zabaw, na którym nie było ani jednej żywej duszy, co jak najbardziej ucieszyło młodszego. Usiadł na dostępnej huśtawce, spoglądając znacząco na drugą, która znajdowała się obok i która już chwilę potem była zajęta przez żółtowłosego. Zanim jednak pozwolił sobie na zajęcie miejsca, przykrył nogi bruneta kocem, ignorując stłumione jęknięcie chłopaka. Uśmiechnął się do niego szeroko, upewniając się, że chłodne powietrze nie dostanie się z żadnej strony, dokładnie otulając go kocem.
- Znowu zaczynasz bawić się w moją babcię? - westchnął niezbyt zadowolony z tego obrotu spraw Tyler.
- Prędzej tatusia - zażartował, dopiero po fakcie przypominając sobie, że to było jeszcze bardziej ryzykowne stwierdzenie niż ostatnio. Zagryzł wargę, żałując tego, co powiedział, ale ku jego uciesze młodszy roześmiał się, na co Josh odetchnął z ulgą.
- Teraz zachowujesz się jak typowy nastolatek - skomentował, z uśmiechem przyglądając się, jak Josh wstaje z ziemi i siada na huśtawce.
- A może po prostu mam taki fetysz? - wyszczerzył zęby, otrzymując w odpowiedzi sójkę w bok od chłopaka. - Mam dwadzieścia jeden lat, czego ty ode mnie oczekujesz? - rzucił, tym razem robiąc unik w bok przed palcami Tylera. - Na dodatek niedawno zerwałem z dziewczyną-psychopatką, naprawdę jesteś zbyt wymagający - mówiąc to, zaczął leniwie odpychać się od ziemi, tym samym wprawiając swoją huśtawką w powolny i delikatny ruch do przodu i tyłu.
- Błagam cię, przynajmniej mógłbyś powstrzymywać swoje hormony, bo momentami przypominasz kobietę w ciąży - przewrócił oczami, nawet nie próbując zacząć się huśtać. Josh skutecznie go unieruchomił tym kocem.
- A może jestem? - kontynuował w najlepsze, wybuchając nieoczekiwanie śmiechem. Tyler chwilę potem poszedł w jego ślady.
Dun nie sądził, że pozbycie się całego tego poprzedniego stresu mogło pójść mu tak łatwo. Całkowicie zapomniał o rozmowie ze swoim ojcem, o tym, co chciał powiedzieć Tylerowi, a nawet o jego chorobie. Na ten krótki moment był zajęty po prostu tym, że jego śmiech brzmiał tak cudownie. A może sądził tak dlatego, że tak rzadko się z nim spotykał? Nawet nie próbował dochodzić do powodu tego odczucia, był zbyt przejęty tym, że na twarz chłopaka w końcu wróciły kolory i uśmiech.
- Możesz mi chociaż wyjawić, dlaczego zabrałeś ze sobą ukulele? - zapytał po chwili, wskazując na instrument, który Tyler trzymał kurczowo w obu dłoniach.
- Bo... wtedy... nie dokończyłem tamtej piosenki... - wytłumaczył cicho. Z początku nie rozumiejąc, o co chodzi, Josh zmarszczył czoło. - Wiesz... w moje urodziny... kiedy zemdlałem... i zawiozłeś mnie do szpitala... - wydukał, wystarczająco klarownie wyjaśniając wszystko żółtowłosemu.
- Och - padło z jego ust, bo najzwyczajniej w świecie nie wiedział, co lepszego w takiej sytuacji miałby powiedzieć. Był zbyt przejęty tym wszystkim, by wrócić myślami do tego pamiętnego dnia, nie umiejąc przypomnieć sobie nawet piosenki, którą zaśpiewać miał mu Tyler.
Ten jednak szybko ruszył z wyjaśnieniami, układając palce na strunach ukulele i wydając z niego pierwsze dźwięki, które z początku wydawały się być całkowicie chaotyczne, a potem zaczęły łączyć się w spójną całość. Josh wpatrywał się w bruneta jak zaczarowany, bojąc się drgnąć choćby o milimetr, jakby miał tym wybudzić go z transu. Ciemnowłosy zamknął oczy, wsłuchując się w ukulele, do którego po chwili dołączył swoim głosem.
- Wise men say - zaczął niepewnie, starając się zignorować chrypkę w swoim głosie. - Only fools rush in - przełknął głośno ślinę, a Josh mógłby przyrzec, że zobaczył kroplę potu na jego czole mimo niskiej temperatury. - But I can't help falling in love with you. Shall I stay would it be a sin. If I can't help falling in love with you - stres ani na moment nie opuszczał drobnego ciała Tylera, który przez to niektóre dźwięki grał nieczysto. Josh nie zwracał na to żadnej uwagi, wsłuchując się tylko w drżący głos chłopaka. - Like a river flows surely to the sea. Darling so it goes some things are meant to be take my hand, take my whole life too 'cause I can't help falling in love with you - czując, że nie da rady powtórzyć drugi raz refrenu, nieoczekiwanie przerwał piosenkę. Wbił spojrzenie w swoje skostniałe dłonie zaciśnięte na drewnianym instrumencie i modlił się, by Josh nie zauważył rumieńców, które kolorem były najbliższe burakowi.
- Tyler, masz niesamowity talent - żółtowłosemu zajęło dobre kilka minut dojście do siebie po tym, co usłyszał. Był oszołomiony, nigdy nie sądziłby, że mógłby usłyszeć coś tak pięknego na żywo. - Z całym szacunkiem do Elvisa, ale obawiam się, że go przebiłeś - kontynuował swój wywód zachwytu, wywołując u Tylera jeszcze więcej zawstydzenia.
- N-nie mów tak, b-bo pomyślę, że nie m-masz gustu - wyjąkał, dalej nie odważając się na to, by podnieść swoje zagubione spojrzenie.
- Wiesz, przed chwilą zmieniłem swój gust. Na ciebie - ciągnął dalej, pod wpływem emocji nie kontrolując nawet swoich słów. - W muzyce oczywiście - dodał po chwili namysłu, nie chcąc zabrzmieć dwuznacznie. Nie teraz. Nie w takich okolicznościach.
- Josh... - zaczął, ale nie dane mu było dokończyć swojej myśli.
- Cicho bądź. Masz tu herbatę i szykuj się do koncertu, kochanieńki. Prywatnego. Dla mnie - na potwierdzenie swoich słów odkręcił termos i nalał gorący napar do plastikowego kubeczka, który podał chłopakowi.
Tyler nie chciał się sprzeczać z Joshem z jednego powodu - było mu okropnie zimno, więc z chęcią przejął kubek z parującą herbatą, którym w pierwszej kolejności ogrzał skostniałe dłonie. Dun poszedł w jego ślady i także rozgrzał się tym sposobem, by po paru minutach wbić w Tylera wyczekujący wzrok.
- To jaki jeszcze cover dla mnie masz? - zapytał, wyrywając młodszego z zamyślenia.
Zaczął zastanawiać się nad tym, jakie jeszcze piosenki znał, a które jednocześnie nie były jego autorstwa. Oczywiście w pełni ufał swojemu przyjacielowi, ale nie chciał się nimi z nim dzielić. Były dla niego zbyt osobiste i prawdziwe, aby pokazywać je komukolwiek. Nawet Joshowi, któremu mógł mówić o wszystkim. Ale nie. Nie o jego utworach.
- Why do you build me up buttercup, baby. Just to let me down and mess me around. And then worst of all you never call, baby. When you say you will but I love you still. I need you, I need you more than anyone, darlin'. More that I have from the start. So build me up buttercup, don't break my heart - Tyler zaczynał czuć się coraz swobodniej, dzięki czemu na jego twarzy powoli zaczynało pojawiać się coś na kształt uśmiechu. Muzyka od zawsze sprawiała mu olbrzymią radość, ale nigdy nie występował przed kimś i przez to też z początku brzmiał wyjątkowo sztucznie i niezbyt przyjemnie dla ucha. Z czasem zaczynał rozkręcać się, zachowując się coraz naturalniej i dzięki temu uzyskując coraz to lepsze dźwięki. - Baby, baby, try to find. A little time and I'll make you mine. I'll be home. I'll be beside the phone waiting for you - zwyczajnie bawiąc się swoim głosem, wywołał u Josha szeroki, szczery uśmiech, który odruchowo odwzajemnił, jednocześnie nie przerywając swojej piosenki. Wrócił do pierwszej zwrotki, teraz śpiewając ją zdecydowanie radośniejszym głosem i momentami wręcz rozśmieszając kolorowowłosego. - I need you more than anyone, darlin'. More that I have from the start. So build me up buttercup, don't break my heart - zakończył zdecydowanie wolniej i spojrzał na Josha, który był cały w skowronkach.
- Obiecasz mi, że będę śpiewał chórki na twojej pierwszej płycie? - nie przestawał się szczerzyć ani nie potrafił uspokoić swojego zachwytu względem występu Tylera.
- Josh, nie przesa... - znowu starszy wtrącił mu się w słowo, nie pozwalając na dokończenie.
- Mówię ci, album z tobą i samym ukulele świetnie by się sprzedawał. Ludzie kochają akustyki, więc pokochają ciebie. Jestem pewien, że czego byś nie zaśpiewał, brzmiałoby pięknie w twoich ustach. Naprawdę uważam, że powinieneś zgłosić się do jakiejś wytwórni... - tym razem to brunet wtrącił mu się w słowo.
- Josh. Uspokój się. Przypomnę ci tylko, że za pół roku mnie nie będzie na tym świecie.
- No i zepsułeś cały nastrój - westchnął Josh, wyraźnie zniechęcony tym nagłym zetknięciem z rzeczywistością. Oparł głowę o łańcuch od huśtawki, powracając do powolnego huśtania się, lecz tym razem w ciszy.
~*~*~*~*~*~*~*~
Pseudo romantyczny rozdział w ramach zadośćuczynienia za moją blokadę?
Wybaczcie mi, proszę, chyba naprawdę potrzebuję przerwy, ale z drugiej strony jak tak dalej pójdzie, to będę miała miesięczne przerwy tylko po to, żeby wrócić na dwa dni.
Dlatego też wszystkich was przepraszam za to, że ostatnio części są tak denne i beznadziejne, ale powoli się wyczerpuję i jak wspominałam - zaczyna brakować mi pomysłów na to ff.
Odnośnie do Hero Of War - mam teraz rekolekcje i wolę wykorzystać je na tego fanfika, bo tłumaczenie lepiej mi się robi, kiedy powinnam się uczyć. Zaczęłam nowy rozdział, ale jego publikację przewiduję dopiero na przyszły tydzień, jeśli nie później. Kolejne przepraszam z mojej strony, zaczynam tracić kontrolę nad tym wszystkim, łącznie ze swoim własnym życiem, które aktualnie wali mi się na głowę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro