Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#23 - nie mam nikogo poza tobą

Tyler targany emocjami i złymi snami przez całą noc rzucał się po łóżku, wydając z siebie jęki, a czasami nawet krzyki, na które wbrew pozorom pogrążony w głębokim śnie Josh pozostawał głuchy. W końcu obudził się cały oblany potem, by ku swojemu zdziwieniu zobaczyć Duna, który zwinięty leżał na podłodze, przykryty cienkim, najpewniej nie dającym żadnego ciepła kocem. Ciemnowłosy odgarnął mokre włosy z czoła i niepewnie zsunął z materaca. Zadrżał, kiedy jego stopy spotkały się z zimną podłogą. Wyminął porozrzucane wszędzie miski i inne pozostałości po ich świętowaniu sylwestra, aby uklęknąć przed żółtowłosym. 

- Josh... - szepnął, delikatnie potrząsając ramieniem starszego. - Josh - powtórzył nieco głośniejszym i bardziej pewnym siebie głosem, by tym razem w końcu podołać obudzeniu Duna. - Nie wygłupiaj się, połóż się w normalnym miejscu - spodziewał się odmowy ze strony Josha, ale nalegał tak długo, aż udało mu się zmusić do podniesienia z dywanu. 

Mężczyzna już miał wyjść do salonu i zasnąć znowu na kanapie, kiedy ponownie usłyszał swoje imię, tym razem zdecydowanie ciszej niż poprzednio. Dalej był zaspany i w pewnym momencie zaczął rozważać to, czy się nie przesłyszał, ale jednak w końcu ciekawość wygrała i odwrócił się na pięcie.

- Hm? - mruknął, przecierając oczy pięścią i ziewając przeciągle. Ciągle był na wpół przytomny i przez to dużo wolniej przetwarzał, nawet jeśli ograniczało się to tylko do bezpośredniego zwrotu do niego. 

- Czy mógłbyś... no... nie, dobra, nieważne, to głupie... - westchnął Tyler, wracając na swoje łóżko i kładąc się na jego skraju. 

- Zacząłeś, to mów - naciskał Josh, przestępując z nogi. 

- Nie, naprawdę zapomnij - machnął ręką, jednak nie dodał sobie tym wiarygodności.

- Tyyyler, mów, chyba nie obudziłeś się tylko po to, żeby mnie obudzić i kazać iść na kanapę - nie przestawał wyciągając z Tylera tego, co dokładnie miał na myśli. 

- Czy mógłbyś się ze mną położyć? Proszę, nie bierz tego do siebie, ja po prostu nie mogę zasnąć... - wręcz wyszeptał, przez co mężczyzna z żółtymi włosami, które zdawały się świecić w ciemności i sterczeć na wszystkie strony światła, znowu miał problem z przeanalizowaniem ich w pełni. Widział jednak, jak spięty i zestresowany był Joseph, więc mimo wszystko stwierdził, że pora zaufać jego instynktowi i bez zawahania podszedł do łóżka Tylera, na którym położył się z drugiej strony. Dokładnie otulił ich obu kołdrą, która była zdecydowanie za mała jak na dwie osoby i przez to Josh musiał przysunąć się bliżej chłopaka. Niezbyt wiedział, co zrobić w takiej sytuacji, ale ostatecznie otulił chłopaka ramieniem i przytulił do siebie.

~*~

Choć to Josh zasnął później ze względu na tę niewygodną dla niego sytuację, to jednak on obudził się jako pierwszy. Odruchowo ubrał się i wyszedł z domu, aby udać się do sklepu po świeże bułki, by dopiero pod sklepem przypomnieć sobie, że przecież jest Nowy Rok i wszystkie sklepy są pozamykane. Zły na siebie wrócił do mieszkania Tylera, zmuszony do przygotowania jajek na bekonie, bo nie udało mu się znaleźć nawet mąki na naleśniki czy gofry. Niedługo potem obudził się Tyler, od razu otrzymując śniadanie do łóżka.

- Czemu mnie tak rozpieszczasz - jęknął, spoglądając na stolik postawiony przy jego nogach, na którym znajdowała się spora porcja jego ulubionych jajek i kawa ze świeżo zmielonych ziaren. 

- Booooo... mi na tobie zależy - odpowiedział Josh z uśmiechem, a ku jego zdziwieniu dostrzegł na twarzy Tylera irytację połączoną ze smutkiem.

- Powiedz po prostu, że dlatego, że umieram - uciął, całkowicie zbijając Duna z tropu, który spojrzał na niego wielkimi oczami.

- Tyler... Jak mogłeś tak w ogóle pomyśleć... - westchnął, starając się zabrzmieć jak najmniej ofensywnie.

- Och, no proszę cię, nie rób ze mnie idioty. Za pół roku będę martwy, a ty próbujesz zrobić wszystko, żebym... - nie dokończył, bo w tej samej chwili Josh nachylił się nad nim i pocałował go, skutecznie go uciszając. Zaskoczony Tyler nie odwzajemnił pocałunku, ale to nie zniechęciło żółtowłosego, który odsunął się od niego, upewniwszy się, że brunet nie będzie próbował dokończyć swojej myśli. 

- Nigdy więcej tak nie mów. Obiecałem ci, że coś wymyślę i to zrobię. Porozmawiam dzisiaj z tatą, na pewno coś się da zrobić. Jest jednym z lepszych onkologów, wyciągnie cię z tego cholerstwa - stwierdził, uśmiechając się do Tylera delikatnie. 

- Joshie, naprawdę dziękuję ci za to wszystko, ale nie chcę chemii - Dun znowu pobladł, patrząc na chłopaka jak na wariata.

- Co? Czemu? - wydukał, dalej nie wierząc w słowa Tylera.

- Wolę spędzić te ostatnie parę miesięcy u siebie w domu niż jeździć po szpitalach przez pół roku, żeby to i tak nic nie dało - wzruszył ramionami, jakby tu naprawdę nie chodziło o jego życie. Joshowi zaczynało robić się niedobrze z tych wszystkich emocji, które nim teraz zawładnęły. 

- Nie bądź głupi, przecież chemioterapia to twoja szansa, może znajdziesz w tym czasie dawcę i będzie po problemie, nie trać wiary... - powiedział po chwili głuchej ciszy, w czasie której próbował ogarnąć całą tę sytuację. 

- Nie znajdę, to nawet nie zalicza się już pod cud. Nie chcę spędzać resztki swojego życia wśród innych chorych i zastanawiając się nad tym, czy ktoś w ogóle pojawi się na moim pogrzebie. Proszę, błagam, nie zostawiaj mnie samego - w jego oczach pojawiły się łzy. - Nie mam nikogo poza tobą - głos Tylera zaczął się łamać, podobnie jak on sam. 

Ten widok całkowicie zrujnował Josha, który jedynie przytulił go do siebie, głaskając delikatnie po plecach. Ku jego zdziwieniu jego koszulka nie przemokła od łez Tylera, więc wkrótce odsunął od siebie chłopaka, aby spojrzeć mu w oczy.

- Zrobię wszystko, aby to był najlepszy czas w twoim życiu. Bez względu, ile to ma trwać - przyrzekł, ocierając kciukiem łzę z policzka Josepha, który uśmiechnął się delikatnie i potaknął nieznacznie, by znowu wtulić się w Josha.

- Czy to w ogóle możliwe, że jesteś prawdziwy? - wymamrotał w jego obojczyk, kciukiem rysując małe kółka na jego ramieniu. 

- Jak najbardziej prawdziwy. I cały twój - odpowiedział żółtowłosy. Trzymał bruneta w swoich ramionach jeszcze kilka długich minut, by znowu przerwać ciszę, która zapadła między nimi. - Muszę na chwilę wyjść. To nic ważnego, za maksymalnie godzinę będę z powrotem, dobrze? - spytał niepewnie, szczerze wierząc w to, że Tyler się na to zgodzi. Jego kiwnięcie głową i odsunięcie się od niego było wystarczająco jednoznaczne. Uśmiechnął się do niego wdzięcznie i wstał z łóżka. - Zjedz śniadanie, nie po to je robiłem, żebyś się zmarnowało - mruknął i schylił się, aby pocałować Josepha w czoło. - Niedługo wrócę - powtórzył i zabrał z podłogi swoją kurtkę, którą ubrał, aby tuż po wyjściu z mieszkania Tylera wyjąć swój telefon i wybrać kontakt z szybkiego wybierania. 

- Jesteś w domu? Mam sprawę. Pilną - powiedział do słuchawki, kiedy tylko jego rozmówca odebrał połączenie.

  ~*~*~*~*~*~*~*~  

Forest Fic? Nie, nie słyszałam. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro