Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#22 - szczęśliwego nowego roku, Ty

Od wiadomości o chorobie Tylera minął niecały tydzień, a ten dalej nie dawał żadnych znaków życia. Josh ciągle do niego wydzwaniał i wypisywał, twierdząc, że nie może go zostawić w takim stanie. Dla niego samego pierwsza samotnie spędzona noc była równie trudna co dla Josepha. Praktycznie całą noc nie spał, przepłakując długie godziny, aby z rana nie czuć już praktycznie nic. Był zbyt zmęczony, aby być smutnym czy złym. Był dwudziesty siódmy grudnia, a on myślał tylko o tym, jak beznadziejne były dla niego te święta, choć miały być idealne. Miał spędzić je ze swoją rodziną i Tylerem, miał się cieszyć z tego, że po prostu udało się im być razem i że w końcu jego rodzice mieli okazję poznać jego przyjaciela. Tymczasem cały wieczór spędził przytulając do siebie załamanego bruneta, samemu podzielając jego los, choć wtedy nie pozwalał sobie na to, aby to okazać. Musiał być silny. Dla Tylera.

Jednak z kolejnymi dniami było coraz gorzej. Żył w ciągłym stresie, przez który był nieomalże nieprzytomny w pracy. Fakt, że od świąt Joseph nie odezwał się do niego ani słowem, wprawiał go nie tylko w zakłopotanie, ale i najzwyczajniejszy strach. Po tamtej nocy mógł spodziewać się po nim wszystkiego i nawet nie chciał myśleć o tym, do czego Tyler był zdolny i jaki był powód tego ciągłego ignorowania wiadomości od Josha. Sylwester zbliżał się wielkimi krokami, a żółtowłosy nie miał prawie nikogo poza Tylerem. Przede wszystkim nie chciał spędzać tego czasu z kimś innym poza nim. Nie miał pojęcia, co brunet teraz czuł, ale wiedział jedno. To nie było nic dobrego i nie powinien zostawać sam. Nie po tym, jak sam przyznał się Joshowi do tego, że się okaleczał. Nie po tym, jak zadeklarował, że samobójstwo byłoby lepszym wyjściem niż walka z chorobą. 

Niestety, przez ten tydzień Dun był na tyle zajęty pracą, aby zwyczajnie nie znaleźć ani chwili na zajrzenie do mieszkania z numerem siedemnaście. Źle się z tym czuł, ale nie miał na to żadnego wpływu i dopiero trzydziestego pierwszego grudnia zdołał znaleźć się pod znajomymi drzwiami. Bał się zapukać. Bał się tego, że nikt mu nie odpowie, a klamka podda się jego dłoni, pozwalając ujrzeć najgorszy możliwy widok. Tak, jak zawsze był stuprocentowym optymistą, tak teraz zwyczajnie obawiał się tego, co miało go spotkać. Co miało spotkać Tylera.

Mimo wszystko zdobył się na to i zapukał niepewnie w drewniany materiał, nie spodziewając się żadnej odpowiedzi, bo to nie było w stylu Josepha. Jak się potem okazało jego domysły były trafne, bo w reakcji dostał tylko głuchą ciszę. Przełknął głośno ślinę i niepewnie wszedł do środka, rozglądając się po mieszkaniu.

- T-Tyler? - rzucił w przestrzeń, zaciskając nerwowo dłoń na siatce z zakupami, którą zabrał ze sobą.

- T-tutaj - parę sekund później usłyszał cichy głos dobiegający z łazienki. Rzucił reklamówkę na ziemię i wręcz wbiegł do toalety z sercem podchodzącym do gardła. Co, jeśli brunet znowu to zrobił? Josh nigdy by sobie tego nie wybaczył.

Poczuł niewyobrażalną ulgę, kiedy dostrzegł jedynie Tylera pochylającego się nad umywalką i obmywającego twarz zimną wodą. Cały czas miał przed oczami tylko najczarniejsze scenariusze, tymczasem z chłopakiem było wszystko dobrze. No, może niekoniecznie wszystko, ale dla Josha liczyło się teraz przede wszystkim to, że nic sobie nie zrobił.

- Dlaczego nie odbierałeś moich telefonów? - zapytał żółtowłosy, podchodząc do młodszego, który akurat wycierał twarz i ręce ręcznikiem. - Ty, odcinając się od całego świata, nie pomożesz sobie - dodał, nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi. Nie spuszczał wzroku z sylwetki chłopaka, dokładnie i wnikliwie analizując każdy jego ruch.

- Nie chcę krzywdzić ludzi swoim odejściem - dostał w końcu w odpowiedzi, która zabolała go jeszcze bardziej niż jej brak. 

- Krzywdzisz ich jeszcze bardziej, całkowicie ich zlewając. Siebie też - mruknął, przysuwając się do Tylera. Ujął delikatnie jego podbródek, zachęcając go do tego, aby spojrzał mu w oczy. Sam pod wpływem jego czekoladowych tęczówek całkowicie się zapomniał i w następnej chwili złożył na jego bladych, suchych ustach delikatny, subtelny pocałunek.

Od razu spotkał się jednak z odmową i odrzuceniem, na co zmarszczył czoło. 

- I tak umrę, Josh - kolejne słowa uderzyły w starszego mężczyznę niczym pociski, odbierając mu mowę.

- Nie mów tak, nic nie jest stracone. Nie rozmawiałem jeszcze z tatą, ale na pewno coś wymyśli... 

- Mam pół roku z chemioterapią. Nawet mniej - Joshowi znowu zabrakło słów. Pół roku. Chociaż zawsze wydawało mu się to dużo, teraz było to za mało. Zdecydowanie za mało. Dużo za mało. 

- Dziś jest sylwester, czy możemy chociaż ten jeden raz zapomnieć o tym wszystkim? - postanowił zmienić temat, bo poprzedni sprawiał mu za dużo bólu. Nie chciał znowu rozkleić się przy Tylerze.

- Nie mam na to siły, Josh, przepraszam - odrzekł i odsunął się od żółtowłosego, koniecznie unikając jego wzroku.

- Nie chcę iść na żadną imprezę ani nic takiego, tylko spędzić ten wieczór z tobą. Tak jak kiedyś, z jedzeniem i filmem, który tym razem ty wybierzesz - uśmiechnął się niepewnie, chcąc w jakikolwiek sposób przekonać Tylera do swojego pomysłu. Z drugiej strony nie chciał na niego naciskać, zaczynając coraz bardziej obchodzić się z nim jak z jajkiem. 

Joseph spojrzał w końcu na niego, z trudem powstrzymując kolejne łzy, które od razu zaczęły napływać do jego oczu pod wpływem widoku uśmiechu Josha. Podziwiał go za to, że w takiej sytuacji potrafił się jeszcze zdobyć na taki gest. A może po prostu to nic dla niego nie znaczyło?

- To nie będzie kosztować cię wiele wysiłku, możemy obejrzeć film u ciebie w łóżku na wypadek, gdybyś zasnął. Nie oczekuję od ciebie dużo, tylko proszę, nie odrzucaj mnie - głos Josha powoli zaczynał się łamać, podobnie jak sam mężczyzna. - Potrzebuję ciebie - ostatecznie Tyler kiwnął prawie niezauważalnie głową, otrzymując w zamian westchnienie ulgi Duna. - Dziękuję - wymamrotał. 

Czując, że dłużej już nie wytrzyma, wyminął Josepha i wrócił do kuchni pod pretekstem przygotowania jedzenia. Zaparzył owocową herbatę, którą przelał do termosu, aby przez cały ich filmowy maraton pozostała ciepła. Do misek wsypał chipsy i popcorn, a do wyższej szklanki włożył słone paluszki. W tym samym czasie ciemnowłosy wrócił do swojego pokoju, siadając na brzegu materacu z wzrokiem wbitym w swoje stopy. Czuł się... dziwnie. Nie mógł na to nic poradzić, ale miał wrażenie, że jest intruzem we własnym mieszkaniu. Że będzie tylko przeszkadzał Joshowi w obchodzeniu sylwestra, który na pewno chętniej zabawiłby się w jednym z wielu Columbusowych klubów.

- Mam już wprawę w jedzeniu w łóżku, więc o okruszki nie musisz się martwić - ciepły głos wyrwał go z zamyślenia. Tyler podniósł spojrzenie na Josha, który z trudem radził sobie z przeniesieniem całego jedzenia na jeden raz. Mimowolnie uniósł kąciki ust w uśmiechpodobnym grymasie, zabierając z biurka swojego starego laptopa, którego włączenie zajęło mu parę minut. - To co dzisiaj oglądamy? - zapytał żółtowłosy z ustami wypchanymi popcornem. 

- Nie wiem, nie znam żadnych filmów - odpowiedział smutno Tyler, odsuwając się od komputera w jednoznacznym geście. Josh tylko westchnął i wytarł dłonie w spodnie, po czym wziął na kolana laptopa. 

- Może coś głupiego? Jakaś komedia czy coś takiego? - zaproponował, zagryzając dolną wargę w zamyśleniu. Kiwnięcie głowy dodało mu odwagi i już po chwili udało mu się znaleźć Straszny Film do obejrzenia online, który wydawał mu się na ten moment najodpowiedniejszą opcją. - Boże, czy ty w ogóle płacisz za internet? Szybciej zwlekam się z łóżka w poniedziałkowy poranek - westchnął, wpatrując się z irytacją w symbol ładowania. Kątem oka zauważył, że Tyler uśmiechnął się nieco bardziej wiarygodnie, co sprawiło mu ogromną przyjemność.

Po jakichś dwudziestu minutach walki z komputerem Josepha w końcu udało im się załadować film. Josh ułożył się na niezbyt wielkim łóżku Tylera, pozwalając mu na to, aby położył się obok i samemu oferując to, aby się przysunął bliżej niego. Odruchowo otulił go ramieniem, miski z jedzeniem kładąc w najbardziej przypadkowych miejscach, aby jednocześnie mieć do nich łatwy dostęp. 

~*~

Nie minęły dwie godziny, a Tyler już pogrążył się w głębokim śnie. Josh troskliwie otulił go kołdrą i odłożył komputer na biurko, zdejmując także puste już naczynia. Szybka kontrola czasu ułatwiła mu dojście do tego, że do północy zostało jeszcze czterdzieści minut. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, zaczął przeglądać portale społecznościowe na swoim telefonie, co parę minut nerwowo spoglądając na zegar. Mimo że wyglądało na to, aby Nowy Rok spędzał sam, nie czuł się z tym źle. Dźwięk spokojnego, miarowego oddechu Tylera, który leżał tuż obok niego, sprawiał, że Joshowi było dziwnie dobrze. Cieszył się z tego, że Joseph tak dobrze spał, bo niewątpliwie też miał za sobą parę nieprzespanych nocy. Żółtowłosemu z pomocą kawy i paru energetyków udawało się to znieść w nieco lepszym stylu, choć nie dało mu się zarzucić tego, że nie odczuwał zmęczenia. Cała ta sytuacja z chorobą Tylera go przytłaczała, nieustannie chodząc za nim i spędzając mu sen z powiek. Czuł się odpowiedzialny za to, aby zrobić wszystko, aby pomóc chłopakowi. 

Nim się zorientował za oknem zaczynały wybuchać fajerwerki, przerywając tę długą, głuchą ciszę. Josh podniósł wzrok znad ekranu telefonu, po czym wstał z podłogi, spoglądając na Tylera, który mimo hałasu dalej był pogrążony we śnie. Uśmiechnął się lekko na ten dość uroczy widok obślinionego chłopaka rozwalonego na całym dostępnym mu miejscu. 

- Szczęśliwego nowego roku, Ty - pochylił się nad śpiącą sylwetką i pocałował go krótko w czoło. 

    ~*~*~*~*~*~*~*~    

Mówiłam, że będzie lepiej? Mówiłam!

Nie spodziewałam się tak pozytywnego odbioru po ostatniej części. W zaledwie jeden dzień wbiliście 432 miejsce w Fanfiction i dalej nie wierzę, jakim cudem się to udało zrobić tak szybko. W każdym razie jestem niewyobrażalnie za to wdzięczna, bo to tylko i wyłącznie wasza zasługa! Zaczynając to pisać, nie myślałam, że moje niezbyt umiejętne pisanie może przypaść komuś do gustu, a już na pewno nie tylu ludziom... Aww, nawet nie wiem, co tutaj napisać, jeszcze raz dziękuję! 

A i w gwoli ścisłości - w weekendowe noce (tj. piątek i sobota) będą pojawiały się części tego ff, a w tygodniu postaram się ogarnąć Hero of War, na które zapraszam także wszystkich, którzy nie wiedzą o istnieniu tego tłumaczenia! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro