Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#19 - to wszystko zaszło za daleko

Zgodnie z zapowiedzią lekarza Tyler został wypisany ze szpitala w sobotę jeszcze przed południem. Pospiesznie opuścił to miejsce, które teraz kojarzyło mu się tylko z blondwłosą dziewczyną Josha i jej groźbami, przez które miał duże problemy z zaśnięciem. Ciągle widział ją wściekłą twarz, która dosłownie śniła mu się po nocach. Nie znał jej i nie wiedział, czy jej słowa były prawdziwe i czy naprawdę była na tyle niezrównoważona, aby spełnić swoje obietnice. Z drugiej strony nie chciał tego sprawdzać, a już na pewno nie na własnej skórze, więc za każdym razem, kiedy Josh do niego dzwonił - odrzucał połączenie. Nie sprawiało mu to żadnej przyjemności, ale zdradzenie mężczyźnie prawdy mogło być jeszcze gorsze w skutkach. 

Od czasu konfrontacji Tylera z Debby nie spotkali się ani razu, o co dbał sam brunet, unikając Josha jak ognia. Ten naturalnie chciał przyjechać po Tylera do szpitala, lecz spóźnił się. Pielęgniarka powiadomiła go, że chłopak wyszedł dobre parę godzin. Żółtowłosy od razu pojechał do domu Josepha, który nie otworzył mu, mimo że Josh dobijał się do niego przez kilkanaście minut. 

Niczego z tego nie rozumiał. Skąd wzięła się ta nagła zmiana w jego zachowaniu? Zaczynał dokładnie analizować każde swoje słowo czy gest, jaki wykonał w jego obecności, ale nic nie wydawało mu się na tyle wrogie, by Tyler miał się przez to całkowicie od niego odciąć.

- Coś się dzieje z Tylerem - zwierzył się Debby, leżąc z nią w jej olbrzymim łóżku i otulając ją troskliwie ramieniem. 

- Co masz na myśli? - podniosła na niego wzrok, świetnie radząc sobie z udawaniem przejętej. 

- Ignoruje mnie. Z dnia na dzień po prostu mnie odrzucił, nie mam pojęcia dlaczego... Starałem się zrobić wszystko, żeby jakoś go do siebie przekonać, a tu on wyskakuje z czymś takim... - westchnął ciężko, zaczynając bawić się kosmykiem platynowych włosów dziewczyny.

- Powinieneś dać sobie z nim spokój - odpowiedziała, ponownie opierając się na jego klatce piersiowej, na której rysowała palcem jakieś znaki i symbole. 

Josh zmarszczył podejrzliwie czoło w reakcji na jej słowa. Coś mu tu wyraźnie nie pasowało. Może i czasami Debby była zimna jak lód, ale jeszcze dwa dni temu sama mówiła, że polubiła się z Tylerem, więc czemu teraz całkowicie olała to, co się z nim stało? 

- Wiesz coś na ten temat? - zapytał, zabierając ramię i spoglądając na nią podejrzliwie. 

- Ja? Nie, czemu tak sądzisz? Ledwo go poznałam, poza tym nie mówiliśmy o tobie... - odpowiedziała beznamiętnym tonem, choć powoli zaczynała się denerwować.

- To o czym w takim razie? - kontynuował, nie spuszczając z niej swojego wzroku z nadzieją, że to zmotywuje ją do powiedzenia prawdy. Może i nie był wnikliwym obserwatorem, ale tym razem od razu zauważył, że kłamała. 

- Co powiesz na to, aby powtórzyć dziś czwartkową randkę? - zaproponowała po chwili milczenia. Josh od razu się od niej odsunął, wyciągając z tej zmiany tematu jeden wniosek.

- Co mu powiedziałaś? - wytknął przez zaciśnięte ze złości zęby. 

- Nic - odrzekła zdecydowanie zbyt szybko. Także jej zachowanie było coraz bardziej nerwowe - ciągle unikała spojrzenia Josha, który wewnętrznie dosłownie się gotował.

- Debby. Co mu nagadałaś - powtórzył ostrzejszym tonem, nakładając odpowiedni akcent na jej imię.

- Josh, nie żartuj, przecież nie zrobiłabym niczego takiego... Może po prostu potrzebuje czasu, aby ułożyć sobie to wszystko po tym wypadku... - żółtowłosy wyszedł z łóżka i stanął obok, patrząc się nienawistnie na kobietę, która drżała z przejęcia. 

- Nie wierzę... - wyszeptał, kiwając głową z dezaprobatą. 

- Josh... - jęknęła, czołgając się na łóżku w jego stronę. Mężczyzna od razu uskoczył do tyłu, stając pod ścianą. - Proszę cię, naprawdę sądzisz, że mogłabym coś takiego zrobić? - zapytała łamiącym się głosem. 

- Może i kiedyś bym tak nie pomyślał. Ale jak widać mój błąd - odpowiedział, ciągle mając problemy z opanowaniem swoich emocji. - Przyznaj się. Groziłaś mu? - warknął, od razu w odpowiedzi otrzymując zaprzeczenie ruchem głowy. - A może... może mu już coś zrobiłaś? Boże... dlatego powiedziałaś, żebym tam nie szedł... - przejrzał w końcu na oczy, w których zaczynały się pojawiać pierwsze łzy. Co jeśli naprawdę była do tego zdolna? Może dlatego Tyler nie odbierał od niego telefonu? Może już od dawna leżał w kostnicy po tym, co zrobiła mu jego dziewczyna? - Ja pierdolę, jesteś pojebana - stwierdził po chwili milczenia, w trakcie którego blondynka usiadła po turecku na łóżku, chowając twarz w dłoniach. - Jak mogłem tego wcześniej nie zauważyć - powiedział bardziej do siebie niż do niej. Był w takim szoku, że nie panował nawet nad drżeniem swojego głosu, podobnie jak dłoni. Teraz jednak to nie była bezsilność, ale wściekłość na kobietę, która teraz praktycznie płaszczyła się przed nim. 

- Proszę, daj mi szansę to wytłumaczyć... - spojrzała na niego cała zapłakana. Tym razem ten widok go nie wzruszył, a przynajmniej nie w takim stopniu, jak by chciała. Jedyne, co teraz do niej czuł, to obrzydzenie. 

- Zamknij się. Nie chcę tego nawet słuchać - przerwał jej, zaciskając ręce w pięści ze złości. - Pieprzone trzy lata spotykałem się z wariatką, jak bardzo musiałem być ślepy - dodał, obracając się na pięcie, aby podejść do szafy. Wyciągnął z niej torbę kobiety, do której pospiesznie zaczął pakować swoje rzeczy. Debby zeszła z łóżka i podczołgała się do niego, łapiąc go chłodną dłonią za ramię, na co ten spojrzał na nią. - Nie dotykaj mnie - warknął i wyrwał swoją rękę z jej uścisku. Postanowił darować sobie składanie ubrań i wrzucił wszystkie do torby, by jak najszybciej uciec od zrozpaczonej kobiety. 

- Josh, skarbie... - nie przestawała próbować jakoś do niego dotrzeć, stając przed nim w momencie, kiedy podszedł do komody z zamiarem zabrania swojej bielizny. 

- Skarbie? Żartujesz sobie?  - prychnął i wyminął ją, wysuwając swoją szufladę. Jednym ruchem zebrał swoje rzeczy, które wepchnął do torby. - To koniec. Nie zamierzam spotykać się z psycholką. Nie chcę cię znać - odpowiedział nienawistnie. 

Kobieta wybuchnęła płaczem, oparta plecami o ścianę  zsuwając się na podłogę. Josh całkowicie nie zwracał na to uwagi, prowadzony swoimi emocjami. Zabrał jeszcze z łazienki swoje rzeczy, po czym pospiesznie opuścił apartamentowiec, trzaskając głośno z drzwiami, przez co Debby wstrząsnęła kolejna fala rozpaczy. 

Żółtowłosy pospiesznie wsiadł do swojego auta, torbę z ciuchami niedbale rzucając na siedzenie pasażera. Cały czas zaciskał szczękę, o czym uświadomił go dopiero tępy ból w tych okolicach. Odruchowo zluźnił uścisk, teraz zaciskając dłonie na kierownicy. Chyba nigdy nie czuł takiej wściekłości jak teraz. Chcąc sobie ulżyć, uderzył mocno w kokpit, na całe szczęście nie niszcząc niczego. 

Jak mógł być tak głupi? Czemu tego nie zauważył? Czemu naiwnie uwierzył w to, że ona naprawdę się z nim zaprzyjaźniła?

Mimo że był późny wieczór i początek grudnia, Josh otworzył szeroko okno. Zimne powietrze dostało się do środka, dzięki któremu mężczyzna nieco ochłonął. Nie ruszał z miejsca dopóki nie uspokoił się całkowicie, co zajęło mu dobre trzydzieści minut. Wolał jednak nie mieć na sumienie kolejnego życia i nie chciał spowodować wypadku, więc najpierw upewnił się, że jest w stanie prowadzić samochód.

 W końcu wsadził kluczyki do stacyjki i wyjechał z parkingu.

~*~

Stanął pod znajomymi drzwiami, biorąc głęboki oddech. Stres zaczynał powoli zżerać go od środka. Czuł jednak, że to było pierwszą priorytetową rzeczą, którą musiał zrobić - zaraz po zerwaniu z Debby. Odetchnął jeszcze raz i niepewnie zapukał w drzwi. Tętno od razu mu przyspieszyło, a poziom adrenaliny się zwiększył, utrudniając skupienie się na tym, co zaraz miało go czekać. 

Nie otrzymawszy żadnej odpowiedzi, zapukał jeszcze raz, tym razem mocniej. I tym razem nie było odzewu, więc posunął się do ostateczności i nacisnął dzwonek do drzwi. Miał ochotę uciec stamtąd zanim jeszcze drzwi się otworzyły, ale było to skończoną głupotą. To wszystko zaszło za daleko, aby teraz po prostu zrezygnować. 

Dlatego kiedy Tyler pojawił się w progu, Josh bez zastanowienia pocałował go. 

  ~*~*~*~*~*~*~*~  

Aaa, 764 w fanfiction! Naprawdę nie wiem, jak wam dziękować!

Jednocześnie mam nadzieję, że tym rozdziałem nieco naprawiłam tamten poprzedni i że nie obraziliście się przez to na mnie. Znowu nie wiem, co tutaj napisać, żeby nie spoilerować, więc po prostu: enjoy! <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro