Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

#18 - dasz się zaprosić na przeprosinową randkę?

Josh z marnym skutkiem krążył po szpitalu, dalej szukając choćby automatu z jakimiś słodyczami czy chipsami. Pod nosem przeklinał całą służbę zdrowia, która jak widać była na tyle skąpa, by nie zainwestować w czynny bufet, bo ten, który udało mu się odnaleźć, był już dawno zamknięty. Gdyby tego było mało, każda pielęgniarka omijała go bez słowa, kiedy pytał o cokolwiek, co mogłoby mu pomóc uciszyć jego brzuch. Zaczynał powoli tracić wiarę w to, że zje dzisiaj cokolwiek, kiedy zobaczył znajomą blond burzę włosów. Zmarszczył czoło i bez namysłu ruszył w tamtą stronę, łapiąc dziewczynę za ramię.

- Hej. Co tutaj robisz? - spytał, jakby całkowicie zapomniał o kłótni z nią, która miała miejsce parę dni temu, co zdziwiło kobietę. Nie skomentowała tego jednak w żaden sposób, jedynie unosząc nieznacznie jedną brew.

- Byłam na pobraniu krwi - wskazała na zgięty łokieć, w którym trzymała gazik jałowy. Josh kiwnął głową, wcześniej całkowicie nie zwróciwszy uwagi na ten szczegół. - A ty? - spojrzała na niego wyczekująco.

- Jestem z Tylerem - Debby od razu przewróciła oczami, odwracając wzrok z twarzy żółtowłosego, który na to nie zareagował. - Ma dzisiaj urodziny, ale zemdlał z przemęczenia. No i szukam jakiegoś bufetu czy czegoś, bo umieram z głodu - zaśmiał się krótko.

- Znowu się pofarbowałeś - mruknęła bez przekonania, będąc łudząco blisko lekceważącej postawy. 

- Jak widać - wyszczerzył śnieżnobiałe zęby w szerokim, szczerym uśmiechu.

- W różowym było ci lepiej - odrzekła szorstko, wzruszając ramionami, na co Josh tylko westchnął ciężko.

- Tylerowi się... - zaczął, ale blondynka od razu weszła mu w słowo, nie pozwalając na dokończenie swojej myśli.

- Nie obchodzi mnie to, czy jemu się podoba czy nie. Proszę, nie mów więcej o nim przy mnie - powiedziała, a Josh od razu poczuł bolesne ukłucie w sercu. Zresztą czego mógł się po niej spodziewać? Zdaniem Debby powinien dziękować jej na kolanach za to, że w ogóle raczyła mu odpowiedzieć. - Naprzeciwko szpitala masz knajpę, gdzie tanio zjesz coś ciepłego na szybko - zmusiła się do sztucznego, wymuszonego uśmiechu. Josh naiwnie uwierzył w to, że zdążyła mu wszystko przebaczyć w przeciągu tych paru minut i bez zastanowienia przytulił ją. Zaskoczona blondynka odwzajemniła uścisk, wzdychając cicho w reakcji na dotyk tak znajomych jej umięśnionych ramion, w których zawsze czuła się bezpiecznie.

- Dzięki. To ten, pójdę tam, chcesz iść ze mną? - zaproponował Josh, kiedy odsunął się od niej.

- Nie, mam jeszcze jedną sprawę do załatwienia - uniosła nieznacznie kąciki ust. Żółtowłosy przytaknął i pożegnał się z nią, pospiesznym krokiem zmierzając w stronę wyjścia ze szpitala. 

~*~ 

W tym samym czasie Tyler rozłożył się wygodniej na twardym łóżku szpitalnym, próbując znaleźć taką pozycję, w której wszystko przestałoby go boleć. Niecierpliwie oczekiwał powrotu Josha, którego wyjście przedłużało mu się coraz bardziej. W końcu zaczął rozważać to, że mężczyzna zwyczajnie wrócił już do domu, będąc zmęczonym po tym dniu pełnym wrażeń. Brunet także odczuwał wyczerpanie i najchętniej znowu poszedłby spać, ale nie mógł pozwolić sobie na to, żywiąc się nadzieją, że Josh zaraz wróci. 

Kiedy tylko drzwi do sali się otworzyły, Tyler tęsknie spojrzał w tamtą stronę. Nie ujrzał jednak żółtowłosego mężczyzny, lecz blondynkę, która podeszła do salowej. Chłopak stracił tym zainteresowanie aż do momentu, kiedy ów kobieta podeszła do jego łóżka.

- Jesteś Tyler, tak? - zapytała nieco zbyt piskliwym jak na jego uszy głosem.

- T-tak... A T-ty? - wyjąkał, wpatrując się w nią przestraszonym wzrokiem.

- Jestem Debby. Dziewczyna Josha - odparowała bez ogródek, na co Tyler poczuł się jeszcze gorzej.

Josh miał dziewczynę? Czemu mu nigdy o tym nie wspomniał? Gdyby tylko o tym wiedział, nigdy nie pozwoliłby sobie na to, aby się w nim zauroczyć. Tyler nigdy nie tolerował zdrad, więc nie umiałby spojrzeć sobie w oczy po tym, gdyby Josh miał zdradzić swoją dziewczynę i to na dodatek z nim. A może już to zrobił? Może pocałunek znaczył już za dużo? Co, jeśli ona się o tym dowiedziała? Nie mogła przyjść tutaj bez powodu.

- Pewnie czekasz na niego? - wyrwała go z zamyślenia, na co wrócił spojrzeniem na jej postać, która usiadła na brzegu jego łóżka. Skinął głową, czując, jak w gardle zasycha mu ze stresu. Wiedziała. Na pewno musiała wiedzieć. - Posłuchaj, Tyler... - powiedziała ciszej, łapiąc drżącą dłoń chłopaka i gładząc ją swoimi ciepłymi rękami. - Josh już tutaj nie wróci. On cię nie chce, musisz to zrozumieć. Zadawał się z tobą tylko z litości, ale teraz jesteś dla niego zbyt dużym obciążeniem. Nie chcę przytaczać tu jego własnych słów, aby cię nie urazić, ale naprawdę na twoim miejscu dałabym sobie spokój... - mówiła to tak przesłodzonym i uroczym tonem, że w oczach Tylera od razu pojawiły się łzy.

- Kłamiesz... On taki nie jest... Powiedział, że... że jesteśmy przyjaciółmi - wymamrotał załamany chłopak, zabierając swoją dłoń od Debby i chowając w nich twarz. Pozwolił, aby łzy płynęły po jego policzkach, czemu towarzyszył pierwszy dreszcz na całym jego ciele. 

- Tylko spróbuj jeszcze raz do niego podejść, a tego pożałujesz, pedale - powiedziała po paru minutach płaczu Tylera. Jej głos w ułamku sekundy zmienił się na zimny i oschły, a znaczenie jego słów sprawiło, że chłopak od razu podniósł twarz i spojrzał na nią zapłakany. - Mam takie kontakty, że mogę ci obiecać, że pożałujesz tego bardziej niż twoja matka pożałowała tego, że cię nie wyskrobała - warknęła, na co chłopak zadrżał ze strachu. - Nie pozwolę na to, aby jakiś pedał dobierał się do mojego chłopaka. Masz się od niego odpierdolić, rozumiesz to? Jeden telefon, jedna wiadomość i jesteś, kurwa, martwy - choć Joseph przeszedł już sporo w swoim życiu, nigdy nie widział tyle wściekłości i szaleństwa w czyichś oczach. Strach dosłownie go sparaliżował, do tego stopnia, że nawet przestał płakać. - Rozumiesz, mały kurwiu? - powtórzyła ostrzej, na co od razu potaknął. - Dobrze... - powiedziała, wstając z jego łóżka i niewinnie poprawiając swoją bluzkę. - Będę cię obserwować, więc lepiej niczego nie próbuj - dodała na odchodnym, wychodząc z sali szybkim krokiem.

Tyler jeszcze przez dobre dwadzieścia minut ani drgnął, wzrok dalej mając utkwiony w miejscu, gdzie nijaka Debby zniknęła mu z oczu. Od dawna nie był tak przerażony jak teraz. Z drugiej strony czuł się także nad wyraz zrozpaczony, choć nie były to jego pierwsze groźby. Lecz dopiero dzisiaj przejął się nimi na tyle, aby dosłownie nie wiedzieć, co zrobić. Pierwszy raz w swoim życiu znalazł kogoś, dzięki komu odcienie szarości nabierały kolorów, a teraz był zmuszany do tego, aby nigdy więcej go nie spotkać. Nie zdążył się z nim nawet pożegnać, powiedzieć mu, co do niego czuje. Pozostał z niczym.

~*~

Josh akurat wracał do szpitala z kebabem w jednej ręce i kubkiem gorącej czekolady w drugiej. Nie zamierzał jeść na miejscu, bo nie chciał zostawiać Tylera na długo - w końcu to dalej były jego urodziny, a on postanowił, że mimo że są w szpitalu, spędzą je jak najlepiej. 

Na swojej drodze jednak spotkał Debby, która akurat zmierzała w stronę wyjścia.

- Ty jeszcze tutaj? - spytał wesoło, gryząc jeszcze gorącego kebaba. 

- Tak. Postanowiłam odwiedzić Tylera. Bo wiesz, skoro tak ciągle o nim gadałeś, to postanowiłam wykorzystać sytuację i się z nim poznać. I muszę zwrócić ci honor, naprawdę miła z niego osoba - uśmiechnęła się promiennie.

- Mówiłem ci! - odpowiedział jej uśmiechem. - Chcesz trochę czekolady? - wyciągnął w jej stronę parujący papierowy kubek.

- Chętnie - przygarnęła od niego kubek, z którego wypiła parę łyków, po czym oddała napój mężczyźnie. - Wiesz, był bardzo zmęczony i chciał odpocząć, więc myślę, że nie powinieneś teraz do niego iść. Niech się przynajmniej wyśpi - wtrąciła, widząc, że Josh przymierza się do powrotu do sali chłopaka. 

- W sumie racja - westchnął ciężko, tracąc przy tym nieznacznie swój entuzjazm. Nawet się z nim nie pożegnał i czuł się z tego powodu bardzo źle. - To może w takim razie dasz się zaprosić na przeprosinową randkę? - zapytał, otaczając ją ramieniem i brudząc jej nos sosem od kebaba, na co ta zaśmiała się i szybko wytarła twarz. 

- O niczym innym nie marzę.

  ~*~*~*~*~*~*~*~ 

Jejku, nie wiem, czemu Debby wyszła mi taka... no właśnie. Z założenia nie miała być aż taką fałszywą suką i przez długo wahałam się z opublikowaniem tego rozdziału, bo ugh, przecież z niej jest taka urocza istotka, że to do niej nie pasuje ;-; 

No ale wiem, że nie umiecie czekać i nie wybaczylibyście mi zwłoki, więc tak oto kolejna pojawiło się to coś, co nie zasługuje na miano rozdziału, ale jest na tyle ważne, by nie móc tego ominąć.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro