#15 - nie chcę cię tu nigdy więcej widzieć
Josh pospiesznie odwiózł Tylera do jego mieszkania tuż po tym, jak Debby znowu zaczęła do niego wydzwaniać. Wolał póki co nie odbierać od niej telefonu, bo wiedział, jak wybuchową była kobietą i że nigdy nie panowała nad swoimi słowami. Dlatego też w ich rozmowie na pewno nie miało brakować wyzwisk pod adresem Tylera, tak więc mężczyzna wolał uniknąć tego, aby brunet to wszystko usłyszał i oddzwonił do blondynki dopiero w drodze do jej domu. Pracowała jako wysoko postawiona kierowniczka w biurze, więc pieniędzy nigdy jej nie brakowało i przez wynajmowała jeden z lepszych apartamentowców w Columbus, do którego Josh znał drogę już na pamięć, bo bywał tam praktycznie codziennie. W końcu duży, przestronny apartamentowiec było o wiele wygodniejszy od jego małej kawalerki, która ledwo wystarczała na jedną osobę.
Zdawał się całkowicie nie zważać na ograniczenia prędkości, chcąc jak najszybciej być u niej i wszystko jej wytłumaczyć. Dzwonił do niej trzy razy i za żadnym nie odebrała, co nie wróżyło dla niego dobrze. Za każdym razem, gdy włączała się poczta głosowa, dociskał pedał gazu, przeklinając pod nosem.
Dojechał na miejsce w niespełna dwadzieścia minut, choć były to godziny wieczorne i miał do przejechania praktycznie całe miasto. Pozostawił swoje auto na parkingu podziemnym należącym do kompleksu, w którym znajdował się apartamentowiec Debby, po czym pospiesznie wpakował się do windy i wybrał guzik z ostatnim piętrem. Przed drzwiami wziął głęboki oddech, chcąc tym samym nieco uspokoić się przed czekającym go piekłem. Nacisnął klamkę, która jak zawsze ustąpiła bez problemu. Drzwi prawie zawsze były otwarte ze względu na to, że cały budynek był świetnie chroniony, tak więc i jego mieszkańcy nie musieli się o nic martwić.
- Debby? - rzucił po wejściu do środka, spotykając się z obezwładniającą ciemnością i ciszą. Wymacał na ścianie włącznik światła i zaczął szukać kobiety, która siedziała w swojej sypialni na łóżku, otulając skulone nogi rękami. - Debby... - powtórzył, stając w progu. Wolał do niej nie podchodzić, bo nie był pewien, czy była już zdolna do siania destrukcji czy prędzej do rozpłakania się.
- Zapomniałeś o mnie. Znowu - wręcz wywarczała, nie racząc różowowłosego choćby krótkim spojrzeniem.
- Daj mi to wyjaśnić... - nagle przeniosła wzrok na niego. Widział w jej oczach wściekłość ukrytą pod osłoną łez, ale starał się nie reagować na to. Chociaż ten jeden raz nie chciał dać się złamać i nie pozwolić, aby znowu wzięła go na litość. - Byłem z...
- Tylerem? Oczywiście, czego innego mogłam się spodziewać! - podniosła swój piskliwy głos, który łamał się w najmniej oczekiwanych momentach.
- Prosił mnie, abym po niego przyjechał... - kontynuował Josh, wchodząc do pokoju i siadając na krawędzi łóżka, naturalnie z daleka od blondynki, która teraz była jak tykająca bomba mająca w każdej chwili wybuchnąć.
- Och, czyżby? Chciałam tylko zauważyć, że ja też cię o to prosiłam. Josh, kiedy do ciebie dojdzie, że po pracy jestem zmęczona i jedyne, na co mam ochotę, to spędzić wieczór z tobą na kanapie przed telewizorem? Kiedy ostatnio wyszliśmy gdzieś razem? Nawet nie pamiętam naszej ostatniej randki. Od miesiąca gadasz tylko o tym pieprzonym Tylerze! - wykrzyczała, zrywając się z materaca. Josh powiódł za nią spojrzeniem, widząc, że dopiero się rozkręca. - Jeszcze prosto w oczy próbujesz mnie okłamać, że nic was nie łączy!
- Debby. Do cholery, daj mi dojść do słowa - powiedział przez zaciśnięte ze złości zęby. - Tylera prześladuje paczka jakichś gangsterów, już raz na własne oczy widziałem, jak go pobili. Zrozum, że on się boi. Boi się choćby wrócić sam do domu, bo za rogiem może znowu czaić się ten facet i...
- To niech pojedzie taksówką! Komunikacją miejską!
- Ale go na to nie stać! - Josh krzyknął, przerywając jej ostatecznie.
Bardzo rzadko podnosił głos, ale tym razem kobieta zdecydowanie przekroczyła granicę. Całkowicie rozumiał to, że za nim tęskniła. On za nią także, ale to nie miało oznaczać, że przez to miał wystawiać Tylera, który miał spore problemy. Podczas kiedy ona wiodła życie, w którym niczego jej nie brakowało i mogła pozwalać sobie na każdy luksus, Joseph musiał liczyć swoje pieniądze z nadzieją na to, że wystarczy mu na jedzenie czy czynsz za mieszkanie. Joshowi było mu go cholernie szkoda, ale nie pomagał mu z litości. Naprawdę polubił chłopaka i nie mógł patrzeć na to, w jakim stanie chodził: w znoszonych ubraniach, z zapadniętymi policzkami i workami pod oczami.
- Rozumiem - odpowiedziała dziwnie spokojnym tonem. - W takim razie... - przerwała, podchodząc do drzwi sypialni. - Możesz już sobie pójść - wskazała na wyjście, mierząc Josha swoim lodowatym spojrzeniem.
- Debby, co ty znowu odwalasz... - jęknął, póki co nawet nie podnosząc się ze swojego miejsca. Nie wierzył w to, aby kobieta mówiła to świadomie i na serio.
- Wynoś się, nie chcę cię tu nigdy więcej widzieć - odburknęła, przestępując z nogi na nogę w geście zniecierpliwienia. Josh zrozumiał, że tym razem nie żartowała, lecz nie zamierzał jeszcze odpuszczać. Znaczyła dla niego za dużo, aby mógł po prostu tak wyjść i o tym zapomnieć.
- Nie wygłupiaj się... - powiedział cicho, napinając mięśnie w oczekiwaniu.
- Nie wygłupiam. Skoro wolisz tego całego usranego Tylera ode mnie, to proszę bardzo, idź do niego. Nie zapomnij mu podetrzeć dupy, bo jest, kurwa, taki biedny, że pewnie sam nie da rady!
- Zamierzasz wyrzucić mnie ze swojego domu dlatego, że nie przyjechałem po ciebie? - uniósł brew, wlepiając w nią swoje przenikliwe spojrzenie.
- Zamierzam wyrzucić cię ze swojego domu, bo całkowicie nie liczysz się z moim zdaniem i wolisz pedała ode mnie - odrzekła, zaciskając dłoń w pięść.
- Okej, łapię - westchnął, po czym wstał z łóżka. - Daj znać, kiedy ci przejdzie - dopowiedział, przechodząc obok niej i kierując się w stronę wyjścia.
Nie załamywał się tym, że Debby dosłownie wywaliła go na zbity pysk. Już niejednokrotnie próbowała podobnych zagrań i zawsze prędzej czy później się godzili. Na ogół to Josh musiał ją przepraszać, ale przyzwyczaił się już do jej wybuchowego charakteru i skłonności do wszczynania kłótni z byle powodu. Właśnie dlatego pokochał ją już przy pierwszym spotkaniu i postanowił, że to właśnie z nią spotka się na ślubnym kobiercu. Szalał za nią za jej temperament i za to, że nigdy nie dała sobie wejść na głowę; za to, że przejmowała inicjatywę, kiedy tylko trzeba było.
Tym razem jednak najwyraźniej poczuła się zbyt pewnie, na co początkowo Josh był na nią zły. Jednak już po powrocie do swojej kawalerki miał ochotę zadzwonić do niej i zacząć przepraszać. Nie pozwolił sobie na to, choć był świadomy tego, że prędzej czy później to zrobi. Ona także o tym wiedziała i skrzętnie wykorzystywała ten fakt.
~*~*~*~*~*~*~*~
Dzisiaj trochę krócej i bez Tylera, ale w kolejnej części obiecuję nadrobić brak Joshlera!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro